Sytuacja miała miejsce w czasie lotu z Koczin do Kolombo i wyglądała dość poważnie, bo na pokładzie Airbusa A330-200 było 202 pasażerów. Mniej więcej w połowie trwającego 70 minut rejsu obsługa pokładowa zauważyła dym wydostający się ze schowka na bagaż podręczny. Po błyskawicznym otwarciu pojemnika, użyto gaśnicy, jednak z torby zaczęło się wyłaniać jeszcze więcej dymu. W związku z tym, obsługa zastosowała procedury używane w sytuacji zapłonu baterii litowych, czyli… wrzuciła płonącą torbę do wody.
Po ugaszeniu pożaru okazało się, że w torbie znajdują się baterie litowe oraz dwa telefony komórkowe. Przewoźnik podejrzewa samozapłon baterii i prowadzi własne śledztwo w tej sprawie, ale nie poinformował na razie, jakiej marki telefony znajdowały się w feralnej torbie.
Jest to jednak kolejny tego typu incydent. W maju samolot linii JetBlue z Nowego Jorku do San Francisco musiał awaryjnie lądować z powodu podobnego zdarzenia związanego z samozapłonem baterii.
Przypomnijmy też, że we wrześniu większość linii lotniczych na świecie wprowadziło zakaz wnoszenia na pokład telefonów Samsung Galaxy Note 7 po tym, jak z powodu przegrzewania się baterii doszło do kilku samozapłonów w telefonach tej marki.