Walizkę, z której korzystam, kupiłem za 50 złotych w Realu. Pasuje idealnie do standardowego kosza Ryanair i do dużego kosza Wizz Air. W przypadku tej drugiej linii, od niedawna pasażerowie mogą przewozić bezpłatnie jedną sztukę małego bagażu podręcznego – nie może on przekraczać wymiarów 42 x 32 x 25 cm i musi się mieścić pod siedzeniem przed pasażerem, ale nie musi spełniać żadnych limitów wagowych. W Wizz Air, bagaż który przekracza ww. wymiary, ale nie jest większy niż 56 x 45 x 25 cm (duży bagaż podręczny), można wnieść na pokład samolotu po uiszczeniu opłaty online w wysokości 45 PLN (na lotnisku dopłacimy więcej). Bagaż ten również nie ma ograniczeń wagowych, ale musi się mieścić w schowku nad siedzeniami w samolocie, gdzie pasażer musi być w stanie umieścić go samodzielnie. Natomiast w Ryanair dozwolona jest jedna sztuka bagażu podręcznego na osobę (z wyjątkiem niemowląt) o wymiarach 55 x 40 x 20 cm i wadze nie większej niż 10 kg. Często walizki mają węższe plecy niż dopuszczalne 40 cm, przez co tracimy część pojemności bagażu, która nam przysługuje. Ta ma 38 cm szerokości, dzięki czemu przysługującą mi pojemność bagażu wykorzystuję nieomal do maksimum. Pozostałe wymiary są zgodne ze specyfikacją linii Ryanair: 55 cm wysokości i 20 cm szerokości.
Pakowanie rozpoczynamy od wykorzystania przestrzeni na „plecach” walizki. Znajduje się tam szkielet uchwytu, przez co dno nie jest gładkie. Dlatego najpierw wpakowuję zwinięte w rolki rzeczy, tak by wypełnić „rynny” na dole pojemnika. Metoda zwijania w rolki jest ogólnie warta brania pod uwagę, tak złożone rzeczy zajmują mniej miejsca, niż spakowane w „kostkę”.

Następnie do walizki trafiają rozłożone płasko rzeczy, w przypadku których nie chciałem, by się pogniotły. Ważne jest by równomiernie wypełniać pojemnik, nie zostawiając wolnych przestrzeni przy krawędzi walizki.

Nie należy wozić powietrza. Tą zasadą kierują się linie lotnicze, które wolą tanio sprzedać miejsce w samolocie, niż mieć puste fotele na pokładzie. Tą samą zasada kieruję się ja. Pamiątkowy kubek wypełniam dlatego różnymi drobiazgami.

W odseparowane miejsce trafia karta pokładowa, tak by była pod reką i dostanie się do niej nie wymagało przerzucania reszty bagażu.

Na wierzch walizki trafia laptop, torebka z kosmetykami i aparat – czyli rzeczy, które przy kontroli bezpieczeństwa na lotnisku będę wyjmował do okazania strażnikom. Dzięki temu, że są na wierzchu w walizce po „security check” nie powstanie bałagan.

Na górę trafia jeszcze gruba bluza, którą na czas pobytu na lotnisku i przechodzenia kontroli założę na siebie. Z nią w środku walizka przekracza dopuszczalne w Ryanair 10 kilogramów bagażu podręcznego.

Na wyjazd niezależnie od klimatu zawsze zabieram przynajmniej jedną parę długich spodni, jedną ciepłą bluzę/kurtkę (zazwyczaj wodo- i wiatrodporną), jedne kryte buty, jedne klapki/sandały. Cięższe buty mam w podróży na sobie, lżejsze w walizce. Do tego oczywiście bieliznę na każdy dzień pobytu (koszulki, skarpetki, majtki), lub przy dłuższych pobytach na połowę wyjazdu i w połowie pobytu korzystam z usług pralni. Do tego oczywiście przybory kosmetyczne i kosmetyki, podręczną apteczkę, aparat fotograficzny, plus gadżety typu ładowarka do telefonu i latarka.

Liczę, że ten przykład zainspiruje was, aby spróbować zmniejszyć wyjazdowy ekwipunek i odchudzić bagaż tak, by zabrać się tylko z podręcznym.





