Luźny i miękki dres, a może dokładnie wyprasowana koszula i wypastowane buty? Gdy szykuje nam się lot, większość ludzi zdecydowanie wybiera to pierwsze. Ale czy słusznie? Specjaliści uważają, że… nie. Dlatego przyglądam się im teoriom, ale tak jak oni nam – tak i ja nie szczędzę im krytyki.
Bezpowrotnie minęły już lata, gdy podróż samolotem była sprawą tak luksusową, by ubierać na nią odświętne ubrania. Oczywiście dalej istnieją pewne obostrzenia, a strój może sprawić, że nie zostaniemy wpuszczeni do samolotu. Niejednokrotnie przypominaliśmy, że linie lotnicze mają swoje wewnętrzne zasady, a problemem mogą być bose stopy, zbyt wulgarny wizerunek, a w konserwatywnych liniach lotniczych nawet krótkie spodenki.
Randka czy spotkanie biznesowe?
Tymczasem portal branżowy The Points Guy przepytał specjalistów od ubioru i latania, chcąc dowiedzieć się, co byłoby najodpowiedniejsze dla pasażerów. I niewątpliwie wiele odpowiedzi może was zaskoczyć.
– Ubieraj się z szacunkiem, niezależnie od tego czy jest to klasa biznes czy ekonomiczna. Nigdy nie wiadomo, kogo spotkasz – radzi Myka Meier, ekspertka etykiety. – Być może będziesz siedzieć obok następnego klienta, swojego przyszłego przyjaciela, a nawet najbliższej randki – dodaje.
I ja bym chętnie zobaczyła tych wszystkich ludzi, którzy na 7-, 8- czy 12-godzinny lot ubierają się jak na randkę, spotkanie biznesowe i wizytę u przyjaciela jednocześnie. Widzę to mniej więcej tak: szpilki, marynarka, a pod spodem pluszowy kombinezon. Panowie natomiast koszula w kratkę z podwiniętym rękawem, wybłyszczone buty do garnituru i spodnie – te, co to ich nie wolno wyrzucić, bo „jeszcze są dobre po domu”. Królowie klasy – ekonomicznej w sensie. Poza tym niech choć raz mądrość z memów i statusów na GG się przyda – „nie chcesz mnie, kiedy jestem najgorsza, więc nie zasługujesz na mnie, gdy jestem najlepsza”.
Ten jakże życiowy cytat godny Paulo Coelho to oczywiście bzdura i pasuje do światopoglądu, kiedy ma się 12 lat, ale faktem jest, że nie wyobrażam sobie, żebym miała zrezygnować z komfortu na długodystansowym locie tylko w obawie, że obok mnie siądzie książę z bajki, który nie doceni jak mięciutkie są moje spodnie. Pomiędzy koszulką wysmarowaną musztardą, która nie widziała pralki od tygodnia a byciem w wykrochmalonych ubraniach i spodniach w kant jest jeszcze spore pole do popisu.
Tak mi się przynajmniej wydaje. A co tam mamy dalej?
Garnitur czy resztki keczupu na koszulce?
– Moja mama była stewardesą dla TWA i nadal ma swój mundur, który zaprojektował Ralph Lauren. Dorastając zawsze byliśmy przez nią uczeni, że podróż jest przywilejem – dodaje Dylan Essertier, pisarz podróżniczy. – Zawsze staram się wyglądać tak elegancko jak to tylko możliwe. Zarówno w hołdzie mojej mamie, jak i dla celebrowania okazji, że lecę w nowe miejsce – tłumaczy.
I ja bardzo szanuję, że ktoś jest dobrze wychowany, ma ogromny sentyment do branży lotniczej, a sama również uważam, że podróż jako taka jest przywilejem. Ale bądźmy szczerzy, większość z nas lata Ryanairem czy inną tanią linią i ostatnie słowo, jakie mi się z tym kojarzy brzmi „luksus”. Tak czy owak – to nie matura, żebym musiała poddenerwowana sprawdzać, co minutę czy na pewno mam wyprasowaną sukienkę w myśl zasady „co nie umiem, to dowyglądam” i nie sądzę, by jakikolwiek członek załogi poczuł się urażony, że nie lecisz w garniturze czy odświętnej sukience.
Na szczęście kilka opinii jest też w kontrataku. Juliet Izon – pisarka i blogerka przypomina, że można wyglądać stylowo i ładnie bez rezygnowania z wygody, a publicysta Lanny Grossman z lekką drwiną stwierdza, że personel linii lotniczej ma wystarczająco dużo obowiązków, by kompletnie nie zwracać uwagi na twój strój. I przekonuje, że wbrew powszechnej opinii, ubranie nie wpływa w żaden sposób na szansę darmowego podniesienia klasy lotu.
Mimo dobrych rad, wciąż jestem gotowa zaryzykować – nawet jeśli mam spotkać najlepszego partnera służbowego w życiu albo stracić szansę na lot w klasie biznes. Wygodne zwijanie się w kulkę na siedzeniu, kiedy żaden guzik ani zamek nie zakłóca snu jest tego warty. Tak sądzę. A wy?





