Islandia przestanie być turystycznym hitem? Eksperci wieszczą, że tłumy mogą się wkrótce skończyć
Choć Islandia jest jednym z miejsc, które w krótkim czasie musiały zmierzyć się z ogromnym przyrostem liczby turystów, a taka popularność stawiała wiele wyzwań przed władzami wyspy, to eksperci sugerują, że być może w przeciwieństwie do Barcelony czy Wenecji tu problem rozwiąże się… sam. Ale też nie bez problemów.
I choć może dziwić, gdy tak popularny kraj martwi się potencjalnym kryzysem, to wielu specjalistów jest przekonanych, że nie można stale utrzymywać wzrostu liczby turystów. W najnowszym raporcie Arion Banku na temat islandzkiej turystyki możemy przeczytać, że przemysł zaczyna zwalniać, a tanie linie napotykają problemy.
– Jeśli pojawi się kryzys turystyczny, będzie miał wpływ na całą gospodarkę. Popyt na pracę, inwestycje w hotele, kurs wymiany korony – przekonuje Gylfi Magnusson, profesor nadzwyczajny na Iceland University.
Przedsiębiorców i specjalistów zaniepokoiły m.in. problemy finansowe linii WOW Air, która zanotowała sporą stratę, musiała wyemitować obligacje, a także anulowała część połączeń długodystansowych. Podobne problemy jeszcze niedawno miała Primera Air, a jak wiemy, kilka dni temu ogłosiła bankructwo.
Rosną ceny ropy, rośnie konkurencja, a po ogłoszeniu potencjalnych problemów WOW Air, wartość korony islandzkiej zaczęła spadać. W raporcie eksperci przekonują, że choć turystów stale przybywa, to tempo wzrostu nie jest już tak duże jak w poprzednich latach. I nadal będzie mocno wyhamowywać.
Na razie „moda” na Islandię trwa w najlepsze, a rozwój tanich linii znacznie ułatwił sprawę, choć turystów przybywa w zastraszającym tempie mniej więcej od dekady. Tylko w ubiegłym roku na wyspę przyjechało blisko 2,2 mln osób, czyli 25 proc. więcej niż rok wcześniej – w tym 66 tys. z Polski (67 proc. więcej niż w 2016). A trzeba pamiętać, że żyje tam zaledwie 340 tys. osób. Nawet owiec i wielorybów jest tu więcej niż mieszkańców – odpowiednio 460 i 350 tys. sztuk.
Co było łatwe do przewidzenia – Islandia zaczęła borykać się z problemami, które dotykają wiele masowo odwiedzanych miast czy krajów. W zeszłym roku eksperci ogłosili, że wyspie grozi katastrofa ekologiczna, zaczęto rozważać wprowadzenie limitów odwiedzających lub biletowania największych atrakcji. Buntować zaczęli się też mieszkańcy. Z badań wynika, że aż 40 proc. Islandczyków jest przekonanych, że kraj nie może przyjąć większej liczby turystów.
Nie można jednak zapominać, że to właśnie turystyczne ożywienie było jednym z kół zamachowych tutejszej gospodarki i jeszcze kilka lat temu, wzrost wynosił 40 proc. rocznie. I choć w bezwzględnych liczbach Islandia nadal może mówić o kolejnych rekordach, to jeśli brać pod uwagę jedynie coroczny procent przyrostu turystów, to tu sytuacja nie jest już tak wesoła.






Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?