„Zamordowaliście Gruzję!” Jak Wizz Air i turyści (także z Polski) zmienili ten kraj
Smutne, ale prawdziwe. Śpieszcie się z odwiedzinami tego pięknego kaukaskiego państwa – już niedługo wielu miejsc po prostu nie poznacie. Dlaczego? Masowa turystyka, wywołana m.in. dostępnością tanich połączeń lotniczych, zaczyna zbierać swoje żniwo.
Na przełomie roku tradycyjnie przypominamy Wam nasze najciekawsze teksty z minionych 12 miesięcy. Życzymy przyjemnej lektury!
***
Zdjęcie. Na pozór zwykła fotografia, wykonana kilka dni temu przez Anzora Mekhrishvilego, gruzińskiego mistrza obiektywu. Jeżeli jednak przyjrzymy się nieco uważniej wszystkim obiektom, które są na niej ujęte – i byliśmy wcześniej w Gruzji – robi nam się cholernie smutno.
Dlaczego? Bo to właśnie my, turyści, jesteśmy po części winni temu, co widzimy na tym zdjęciu. Spójrzcie zresztą sami:

Tu kiedyś było pięknie…
Legendarny klasztor Cminda Sameba. Nieprawdopodobnie widokowe miejsce, położone niedaleko Stepacmindy (wiele osób wciąż używa nazwy Kazbegi). Pocztówkowy, ikoniczny pejzaż – prawosławny klasztor, odcinający się swoją bryłą od monumentalnego masywu górskiego, czającego się w tle. A rozglądając się dookoła – i pamiętając, że jesteśmy na wysokości 2170 m n.p.m. – widzimy słynny Kazbek, kaukaski szczyt mierzący 5033 m n.p.m.
Do niedawna, aby obejrzeć cudowną panoramę i podziwiać Cminda Sameba, należało wybrać się na mały trekking z centrum Stepacmindy. Całość podejścia do klasztoru Świętej Trójcy, w zależności od kondycji turystów, mogła zająć około 2 godzin. Alternatywą był wjazd specjalnymi terenowymi samochodami, które powoli przemierzały stromą trasę, dojeżdżając w pobliże klasztoru.
Byłem w Gruzji ponad 10 razy, w tym także w czasach słusznie minionych, „przedlotniczych”. Tak to miejsce wyglądało jeszcze 2 lata temu:

Masowa turystyka
…widzicie różnicę w porównaniu z aktualnym zdjęciem Anzora Mekhrishvilego? Ktoś, kto obecnie wybierze się pod klasztor Świętej Trójcy, przeżyje szok. Asfaltowa droga, którą poruszają się dziesiątki samochodów, to tylko fragment tej smutnej rzeczywistości. Prawdziwego „gwoździa w głowę” wbija widok… parkingu, przygotowanego dla tych, którzy chcą zostawić samochód i ostatnie 200-300 metrów przejść na własnych nogach.
Mam w tym kaukaskim kraju sporo znajomych. Kontaktuję się z Zurabem, mieszkającym w Kutaisi.
– Zamordowaliście Gruzję! Najechaliście na nas niczym zdobywcy, wyposażeni w swoje karty kredytowe i bilety na Wizz Aira. Gruzji takiej, jaka była wcześniej, już nie ma. I to nie tylko o pieprzoną drogę i parking chodzi – Zurab nie zwykł owijać w bawełnę i mówi prosto z mostu to, co czuje spora część jego rodaków.
* * *
To tylko połowa prawdy, bo druga część mieszkańców Gruzji skwapliwie liczy pieniądze. Wpływy z turystyki zaczynają stanowić sporą pozycję w budżecie Gruzji, a skoro turyści chcą przyjeżdżać do tego kraju – i wydawać tu swoje pieniądze – to należy im to umożliwić.
W ekspresowym tempie nadganiane są liczne zaległości infrastrukturalne, powiększana jest baza turystyczna, pięknieją centra Tbilisi, Batumi czy Kutaisi. Niestety, w ślad za takim rozwojem (i podwyżkami cen – kto był w Gruzji kilka lat temu, może to doskonale zaobserwować), idzie dość neofickie zachowanie, polegające na robieniu czegoś „więcej”, „mocniej”, „bardziej”. Zamiast zrównoważonego rozwoju, mamy dziką eksplozję działań, których celem jest ułatwienie turystom zwiedzania tego pięknego kraju.
…a pieniądze na takie działania (plus promocję Gruzji) płyną szeroką strugą, nie tylko z prywatnych rąk. Jerzy Szegidewicz z wydawnictwa Wasze Podróże szacuje, że Gruziński Narodowy Instytut Turystyki dysponuje rocznym budżetem w wysokości 65 mln GEL (to blisko 100 mln PLN!), czyli mniej więcej dwa razy więcej niż nasza Polska Organizacja Turystyczna.
Tylko, do cholery, wracając z promocji do faktycznych działań: czy naprawdę jedynym sposobem na ułatwienie turystom dotarcia pod klasztor Cminda Sameba, było wybudowanie asfaltowej drogi i zrobienie parkingu na 80 samochodów w jednym z piękniejszych miejsc na Kaukazie?!
Kto jest winny?
– Rosjanie, Ormianie, Polacy i Wizz Air! – Zurab z Kutaisi zaczepnie odpowiada na tak zadane pytanie.
I w tym, co mówi Zurab, jest sporo racji. Takiego zdjęcia z plecakiem, jakie zrobiłem podczas ostatniego pobytu, już nie powtórzę. Tysiące naszych rodaków – także.

Popularność Gruzji
Gruzja przeżywa prawdziwy boom turystyczny. Liczby nie kłamią: w ubiegłym roku do Gruzji wybrało się aż 8,7 mln turystów. Liczba ta ponad dwukrotnie przewyższała liczbę ludności tego kraju, a w skali roku wzrost wyniósł prawie 10 procent. A to dopiero początek.
Kto odwiedza Gruzję? Oczywiście sąsiedzi: obywatele Rosji, Armenii, Turcji… ale Gruzja stała się prawdziwą mekką dla turystów z Polski. Dlaczego? Ponieważ od kilku lat zniknął problem taniego transportu z naszego kraju do tego kaukaskiego państwa. Niskokosztowy przewoźnik Wizz Air rozpoczął operowanie na trasach do Kutaisi w 2012 r. i był to strzał w przysłowiową dziesiątkę. Nagle okazało się, że turyści z Polski mogą dostać się do Gruzji za przysłowiowe grosze!
Nie wierzycie? Miesiąc temu informowaliśmy na naszych łamach o biletach z Gdańska do Kutaisi. Cena za bilety w dwie strony? 88 PLN! I nie jest to odosobniony przypadek i rzadka okazja.
Reszty można było się spodziewać. Gruzja została zalana falą turystów z Polski, żądnych sprawdzenia na własnej skórze legendarnej gruzińskiej gościnności. Słowo-klucz? TANIO!
* * *
A sam Wizz Air, pośrednio sprawca tego zamieszania, kuł i kuje żelazo, póki gorące. Na lotnisku w Kutaisi otworzył bazę operacyjną (to pierwszy taki obiekt tej linii w Azji), rozwijając siatkę połączeń w bardzo spektakularny sposób.
Rzucam okiem na aktualny rozkład bezpośrednich lotów Wizz Air do Kutaisi – węgierska linia korzysta z pozycji „taniego monopolisty”, bo nie uświadczymy tutaj (na razie) Ryanaira. Do Gruzji dolecimy na pokładzie „landrynki” m.in. z Estonii (Tallinn), Francji (Paryż), Grecji (Ateny, Saloniki), Hiszpanii (Barcelona), Holandii (Eindhoven), Litwy (Wilno), Czech (Praga), Wielkiej Brytanii (Londyn), a także z kilku włoskich i niemieckich lotnisk.
…oraz oczywiście z polskich portów lotniczych. Witaj, Gruzjo! Ale, niestety, jednocześnie trochę „żegnaj”?

Turystyka wpływa na wszystko
Magda Konik, zakochana w Gruzji bez pamięci, prezentująca swoje gruzińskie odkrycia i podróże m.in. na najważniejszej podróżniczej imprezie w Polsce, czyli trójmiejskich Kolosach – nie ma wątpliwości, skąd się wzięło zainteresowanie Gruzją.
– Wiele osób twierdzi, że kiedyś taka właśnie była Polska. Po drugie, krajobrazy zapierają dech w piersiach. Ale przyjeżdża tu także dużo młodych ludzi, z wielu powodów. Jednym z nich jest to, że w porównaniu z Europą Zachodnią jest to stosunkowo tani kierunek – opowiadała Magda w wywiadzie dla WP.
Rozmawiając z Magdą podczas ostatniego spotkania rok temu i prelekcji na Kolosach, dokumentującej pasterskie życie w Tuszetii (swoją drogą, niesamowita podróżnicza opowieść, Magda została za nią wyróżniona w kategorii „Podróże”), nie zapomnę jej słów, które były wypowiedziane dość smutnym tonem.
– To świat, który ucieka. Ginie, poddaje się temu pędowi. Im więcej osób w Gruzji, tym większa szansa, że unikalne miejsca i zwyczaje po prostu zmienią się w turystyczne atrakcje.
Magda, miałaś rację!

Świat, który ucieka…
Widząc kolejne tysiące turystów z Polski (i innych krajów), wysiadających na lotnisku w Kutaisi i planujących podróżowanie po Gruzji, można przestać dziwić się działaniom lokalnych społeczności i rządowej strategii rozwoju potencjału turystycznego, w stylu wspomnianego parkingu pod Cminda Sameba. – Uchylmy im nieba, oni przywożą ze sobą pieniądze – można w skrócie streścić takie podejście.
Ale może jednak da się inaczej? Zamiast zabetonowania Kaukazu, zainwestować w znakowanie szlaków po cudownej Swanetii? Zamiast planowanego 5* hotelu w Mestii, unowocześnić tabor transportu publicznego? Zamiast podtykania wszystkiego pod nos i ułatwiania dotarcia w każdy zakątek „na kołach”, pomyśleć o działaniach umożliwiających odkrycie tej dawnej Gruzji: otwartej na poznawanie innych ludzi, a nie zawartości ich portfela?
Być może to utopia. Irakli Gurchiani, założyciel Toyota Tbilisi Center (i pomysłodawca budowy 5* hotelu w sercu Swanetii), mówi bez ogródek:
– To wszystko ma duży potencjał. Turystyka w Gruzji rośnie o 30-40 proc.
…a skoro ma potencjał, to tego się już nie zatrzyma. I Gruzja w szybkim tempie zmieni się w kolejny turystyczny kraj, pozbawiony magii.
* * *
Wracam do zdjęcia Anzora Mekhrishvilego. Znów wpatruję się w Cminda Sameba, próbując ominąć wzrokiem ten paskudny parking na pierwszym planie. Nie za bardzo się da. Cholera, szkoda!
Śpieszcie się z odwiedzinami Gruzji. Niedługo może być już po prostu nieco za późno.