Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 14 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 06 Lis 2023 23:16 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
Podczas podróży miałem milion pomysłów na tę relację, a jak przyszło co do czego, to ciężko mi nawet zacząć. Ile przeprowadziłem debat z samym sobą na temat tytułu, to nawet nie zliczę. Mam wrażenie, że nie jest do końca jasny, ale trudno, treść jest jednak istotniejsza. Pomysłów było wiele, z początku "Wszystko, wszędzie naraz i bez sensu" przez "Drogo i nieciekawie" do hmmm, właściwie to już nie pamiętam, w moim wieku to się zdarza. :? Pomysłów było bez liku. Ogólnie na trasie naszej wyprawy znalazło się sporo miejscowości nadmorskich, w których moim subiektywnym zdaniem, za wiele nie ma i raczej nie warto byłoby tam jechać, gdyby nie było się już w okolicy. Dla mnie było to tak trochę jak by pojechać do Władysławowa, ale że Łeba składa się z mniejszej ilości liter, to ona dostąpiła zaszczytu bycia w tytule.
Co do reszty tytułu żeby nie było niedomówień, cebularz to ja i moje skłonności do cebulactwa w najmniej przemyślanych momentach, stara to moja luba, a kmiotki to nasi znajomi, którzy wiedzą, że nie jest to określenie obraźliwe w stosunku do nich. Nie jest to więc opis rodzinnego wyjazdu z konkursem budowania największej zagrody z parawanów. Trasa wyglądała mniej więcej jak poniżej.
Załącznik:
trasa.png
trasa.png [ 188.33 KiB | Obejrzany 1997 razy ]
Na mapie zaznaczyłem lotniska, które odwiedziłem, ale oczywiście, szczególnie w Japonii, było wiele miejsc gdzie dotarłem innymi środkami transportu. Dodam jeszcze, że część podróży pokonałem samodzielnie, część ze Starą, a część ze wszystkimi.

Pomysł na podróż

Tak naprawdę było to bardziej kilka oddzielnych podróży, które zostały ze sobą zszyte. Wszystko zaczęło się od promocji na loty do australijskiego stanu Queensland. Nie jestem fanem tego kraju, ale moja cebulowa natura się ujawniła. Nie mogłem zmarnować takiej zniżki, a że w Queensland, akurat nigdy nie byłem, to postanowiłem zaryzykować. Po chwili byłem właścicielem biletu z Penangu do Gold Coast z przesiadką w Kuala Lumpur, który kosztował mnie ok. 300 PLN. Stara jak tylko usłyszała, to stwierdziła, że też jedzie.
Nie mieliśmy jednak pojęcia co robić dalej. Na mojej liście miejsc do odwiedzenia znalazło się Tokelau, Nauru czy Nowa Kaledonia, ale okazało się, że podróż na okoliczne wyspy to ok. 2000 PLN, loty są rzadko i trzeba wrócić z powrotem do Antypody. Wtedy na forum pojawiła się atrakcyjna oferta lotów na trasie Fiji - Honolulu ze stopem np. na Samoa za ok. 1500 PLN. Choć drożej niż Jetstar do Honolulu, to z bagażem i jedzeniem. Według mnie była to też ciekawa alternatywa, gdyż pozwalała na zobaczenie dwóch pacyficznych krajów. Nie miałem ich co prawda w planach, ale odwiedziny w Klimahaus w Bremerhaven przekonały mnie do Samoa. Swoją drogą polecam to "muzeum" nawet jeśli nie macie dzieci.
Następnie trzeba było znaleźć coś z Brisbane na Fidżi. Zaczęliśmy zauważać, że czas nie jest z gumy i ustaliliśmy, że jednak wolimy poświęcić czas na Australię, a Fidżi to sobie tylko liźniemy. Cena lotu mnie trochę zabolała, bo to jednak 7 stówek za lot na trasie o czasie przelotu porównywalnym do lotu z Warszawy do Larnaki. Wybór padł na Virgin Australia 2.0, ale niestety od ostatniego czasu coś im się zmieniło i w cenie nie było bagażu nadawanego, ani posiłku. Jedyna przewaga nad tanimi liniami jest taka, że waga podręcznego 7kg liczy się tylko do dużej walizki, a nie dużej i małej. W tym momencie do gry weszły kmiotki, które na moje narzekania miały czelność stwierdzić "wow, stary ale ty super ceny znajdujesz, też byśmy tak chcieli". Nasza gromadka się powiększyła, a ja szybko zarezerwowałem im bilety z Australii na Hawaje. Odcinek z Penangu wyszedł ich już jednak znacznie drożej, ale też rozumiem, że woleli lecieć tym samym samolotem co my.
Potem przez dłuższy czas niewiele się działo, próbowałem jakieś fajne kółeczko po USA wymyślić, ale za każdym razem coś się psuło. Raz nawet przeszła mi płatność, ale szczęśliwie jednak nie wystawili biletów. Zabrałem się za organizację dolotu z Polski. Przypadkowo trafiłem na bardzo tanie loty z Kuwejtu do Kuala Lumpur z przesiadką w Madrasie (Chennai), którymi się nawet dzieliłem tutaj na forum, dwa nocne loty i pół dnia w terminalu nie brzmiały zachęcająco, ale uzyskałem zgodę.
Jak się domyślacie, zaraz doszedł też bilet na Wizzaira z Wiednia za 240 zł z podręcznym od osoby. Wspólnie uznaliśmy, że jak już lecimy do Kuwejtu, to lepiej wziąć nocleg i zwiedzić miasto następnego dnia. Do Wiednia dokupiłem jeszcze pociąg za 20€ od osoby.
Z Kuala Lumpur na Penangu chciałem lecieć MY Airlines (RIP), ale zauważyłem, że na Penang mam półtora dnia więcej niż zakładałem i kupiłem Malaysia Airlines na Langkawi za 48 PLN. IndieGo przylatuje na terminal KLIA w Kuala Lumpur, więc taka przesiadka była po prostu wygodniejsza niż pchanie się na KLIA2, żeby lecieć AirAsia za kilka złoty mniej. Stara uznała, że zwariowałem i po nocce/spaniu w trakcie dnia na lotnisku ona nie będzie na złamanie karku gnała po Langkawi i że potrzebuje dnia na jet lag. Reszta gromadki dostała więc wieczorny lot do George Town i "nocleg" przy lotnisku. Potem dokupiłem jeszcze za 6 PLN dla siebie lot z Langkawi na Penang następnego dnia. Zdradzę Wam, że ten dodatkowy dzień wziął się z pierwotnych planów czyli kupienia najdłuższego rejsowego lotu czyli Singapore Airlines z NYC do Singapuru. Przez jakiś czas można było dostać taki lot w jedną stronę wraz z lotem do KUL za jakieś 2200 PLN i to jeszcze w premium economy (economy nie jest w ogóle dostępne), ale chciałem przycebulić pięć dych i przegapiłem.
Stara, jako ta bardziej odpowiedzialna, zauważyła, że istnieje coś takiego jak praca i że jednak mamy ograniczony urlop. Miałem już jej przyznawać rację, ale dotarło do mnie, że Shinkanseny drożeją w Japonii i to moja ostatnia szansa na wizytę przed podwyżką. Stara nie dała się namówić, przekonałem ją jednak, że jak już będziemy na Hawajach, to jednak głupio nawet z lotniska nie wyjść. W ten sposób kupiliśmy Kauai na jeden dzień. Kmiotki powiedziały, że nigdy w życiu i że to bez sensu, więc zostali w Honolulu. Początkowo chcieli zostać dłużej, ale chyba obleciał ich strach i wracali ze Starą do Polski przez Los Angeles i Londyn. Ja natomiast dokonałem najdroższego zakupu pojedynczego lotu w życiu z własnych. Na moje nieszczęście był to tandetny ZIPAIR z 7kg bagażem podręcznym i bez posiłku za ponad 1600 PLN. Na tej trasie lata ANA ze swoimi a380, ale bilet był za 3500 PLN. Doloty do PL z Japonii były jeszcze droższe, ale jednak rozkładało się na więcej lotów. Jak się nad tym zastanawiam, to pewnie taniej by było kupić normalnie loty do Japonii w innym terminie i tego droższego passa na pociągi.
Gdy wydawało się, że trasa jest zaplanowana, przeczytałem forumową relacje z muzeum pergamońskiego w Berlinie. Po pięciu minutach Stara mnie poinformowała, że po powrocie z Japonii idę bezpośrednio na spotkanie biznesowe, a potem wieczorem wsiadamy w pociąg i jedziemy do Berlina. :lol:

No dobra, tyle tytułem wstępu, wysyłam jak jest, bo inaczej zaginie w szkicach jak inne relacje, które zacząłem, ale nigdy nie opublikowałem. Jutro postaram się dodać Kuwejt.
Góra
 Profil Relacje PM off
29 ludzi lubi ten post.
 
      
Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast Wczasy w Turcji: tygodniowe all inclusive w hotelu niedaleko plaży od 1763 PLN. Wyloty z 2 miast
Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem) Odkryj Deltę Mekongu: Wietnam i Kambodża w jednej podróży z Warszawy za 2900 PLN (z dużym bagażem)
#2 PostWysłany: 07 Lis 2023 08:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Lut 2014
Posty: 2878
Loty: 408
Kilometry: 765 204
srebrny
Podziękuj swojej Starej za głos rozsądku. Mnie nikt nie przywołuje do porządku i zdarza mi się sklecić takie "potworki", że już w podróży zadziwiona jestem, kto to tak głupio wymyślił.
A co do relacji. Świetnie się zapowiada. Pisz dalej!;-)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#3 PostWysłany: 07 Lis 2023 19:30 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
Przyznaję, że dobrze mieć taką Starą, ale ja oczywiście wiedziałem lepiej i prawie wszystkie moje głupie "side trip" zrealizowałem, choć głównie w pojedynkę. Natomiast dobrze jest też czasem mieć takiego Starego, co tłumi finansowe rozpasania, a przynajmniej przypomina, żeby jednak nie przesadzać. Na koniec dnia jakoś tam spotykamy się w połowie i jest jak być powinno.
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 07 Lis 2023 19:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Sie 2013
Posty: 3981
Loty: 451
Kilometry: 660 334
platynowy
Gratuluję "starej" i "kmiotków" i czekamy na dalszą część relacji.
_________________
Image

"Podróżować to żyć..."
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 07 Lis 2023 20:48 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
Przez noc zrozumiałem jak bardzo tytuł tej relacji jest mylący. No cóż, mądry Polak po szkodzie. To akurat dziwnym trafem się wpasowuje w motyw tego wyjazdu, no ale od początku. ;)

Dojazd

Po pracy właściwie wpadam do domu by się przebrać i zabrać walizki. Ładujemy się ze Starą do pociągu i po kilkudziesięciu minutach meldujemy się na Zachodnim w Warszawie. Nasz nocny pociąg do Wiednia wyrusza ok. 20 z kilkunastominutowym opóźnieniem. Kupiliśmy zwykłe miejsca przy oknie w tzw. stodole, czyli wagonie bezprzedziałowym. Za starzy jesteśmy na romanse w pociągu, żeby w nocnym siedzieć obok siebie, każdy dostaje okno i wygodniej dzięki temu śpi. Kmiotki na bogato wybrały łóżka.
Wstajemy całkiem wypoczęci po przespaniu 8 godzin ok. 6 rano. Na śniadanie,jak to w podróży, jemy kabanosy z pomidorem malinowym i bułką. Za oknem widać już Wiedeń, zaraz wysiadamy.
Załącznik:
IMG_5289.JPG
IMG_5289.JPG [ 169.35 KiB | Obejrzany 1775 razy ]
Równo o 7 pociąg zatrzymuje się na wiedeńskim dworcu głównym. Zbieramy naszą wesołą gromadkę i kierujemy się do pobliskiego hotelu, żeby zostawić bagaże. Mam wrażenie jakbyśmy byli w lepszym stanie od kmiotków, choć teoretycznie spędzili podróż w bardziej komfortowych warunkach. Potem w lokalnej piekarnio-cukierni śniadanie, którego ja ze starą nie jemy, bo zaszaleliśmy z kabanosami i czujemy presję aby je zjeść zanim wlecimy do Kuwejtu. Z samego Wiednia zdjęć prawie nie mam, ale też chyba nie szkoda. Robimy szybki obchód po starym mieście, a potem wybieramy się do pałacu Schönbrunn, żeby było trochę romantico. Następnie wracamy do hotelu, żeby zabrać bagaż, bo ze Starą nocujemy oczywiście w jedynym prawilnym wiedeńskim hotelu, do którego się oficjalnie nie przyznajemy, bo jeszcze kmiotki by chciały się szarpnąć, a tego moja cebulowa dusza by nie zdzierżyła. Na wieczór wracamy na stare miasto, a konkretnie do Opery, żeby było jeszcze bardziej romantico. Może i byliśmy tam wcześniej tylko dwa razy, ale szpanujemy naszymi BundestheaterCard, które każdy może sobie wyrobić za darmo.
Załącznik:
IMG_3814.JPG
IMG_3814.JPG [ 356.54 KiB | Obejrzany 1775 razy ]
Załącznik:
IMG_3869.JPG
IMG_3869.JPG [ 182.2 KiB | Obejrzany 1775 razy ]
Dzień był dość spokojny i bardzo przyjemny. Następnego dnia również niewiele się działo, gdyż przed południem mieliśmy lot Wizzairem do Kuwejtu. Na lotnisko dotarliśmy pociągiem z dworca głównego. Bilety kupione w automacie kosztowały chyba ze 3€ z groszami, a pociąg jechał tylko kilkanaście minut. Byliśmy sporo przed czasem, więc postanowiłem przetestować swoją kartę z Aion Banku i kupiłem jakiś lokalny wypiek. Na szczęście karta zadziałała, bo była jedyną naszą kartą do wyjmowania pieniędzy z bankomatów. Sam proces wysyłki polecam. Kurier był we wtorek rano, a kartę zamówiłem w niedzielę, na kilka dni przed wyjazdem.
Nasz lot był dość pełny, sporo arabów, ale też i polaków. Obok parkował mimo wszystko dość egzotyczny IranAir oraz EvaAir z Tajwanu.
Załącznik:
IMG_5292.JPG
IMG_5292.JPG [ 253.35 KiB | Obejrzany 1775 razy ]
Załącznik:
IMG_5298.jpeg
IMG_5298.jpeg [ 143.19 KiB | Obejrzany 1775 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 07 Lis 2023 23:03 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
Kuwejt

Z okna widzimy już pierwszy cel naszej podróży. Powiem szczerze, wygląda to mocno średnio. Jak przypomnę sobie moje entuzjastyczne lądowanie w Bahrajnie, to aż mi się robi przykro.
Załącznik:
IMG_5301.JPG
IMG_5301.JPG [ 220.85 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Szybko się zbieramy i pędzimy do pograniczników po naszą moją wizę. Ze względu na jakiś problem ze zdjęciem mojego paszportu, nie mogłem załatwić tego online. Szczerze mówiąc, to że kmiotki i stara miały wyrobioną wersję online, nie dawało im praktycznie żadnej przewagi nade mną.
Oznaczenia na lotnisku są bardzo dobre, ale nie przeszkodziło mi to z zejściem w dół do kontroli granicznej, choć po Visę idzie się w lewo do pomieszczenia gdzie je wydają. Wygląda ono dość nie pozornie, ale w środku jest sporo miejsca. Acha, musicie załatwić sobie pieczątkę na waszej eVisie. Najpierw stoi się w kolejce do jednej Pani, która przystawia Ci pieczątkę, a potem do kolejnego okienka, żeby przystawili inną pieczątkę.
Jeśli, tak jak ja, chcecie wyrobić wizę na miejscu, to na wejściu przy kopiarkach stoi człowiek i można od niego wziąć formularz. Od razu skserujcie paszport, bo inaczej będziecie wracali z okienka, żeby to zrobić. Kopiarki są samoobsługowe, a jakość wydruków woła o pomstę do nieba, ale nikt się nie czepiał. Pobraliśmy numerki, ja poszedłem do jednej Pani, która przyjęła mój wniosek, wpisała coś do systemu i kazała zapłacić kartą opłatę. W tym czasie reszta dostała pieczątki u innej Pani. Naturalnie ja Starej nie znam i podróżuje z moim chłopakiem, natomiast Stara przyjechała ze swoją dziewczyną i żadnych bezeceńskich noclegów par tej samej płci nie będziemy uprawiać.
Następnie wszyscy razem stanęliśmy w drugiej kolejce. Przed nami było tylko kilkanaście osób, ale wszystko posuwało się bardzo powoli, patrzyliśmy ze zgrozą jak wszyscy są przepytywani o nie wiadomo co. Potem przyszła moja kolej, dwadzieścia sekund i już. Byłem trochę w szoku, ale potem się okazało, że tak się traktuje Europę, pytali tylko hindusów i meksykanów. Na granicy nie było żadnej kolejki, więc z lotniska wychodzimy szybciej niż się spodziewaliśmy.
To znaczy prawie, bo oczywiście miałem problem z wypłatą gotówki. Udało mi się zapomnieć PIN, sprawdzić PIN i mimo wszystko wpisać go źle i zablokować przez to kartę. Bankomaty w banku po prawej przy wyjściu z terminala pobierały 2 KWD prowizji, po lewej się zepsuły, a z tyłu po lewej pobierały 1 KWD, nie znalazłem żadnego bankomatu bez prowizji. Trochę się wściekłem, ale wypłaciłem moją zwykła kartą 20 KWD (ok. 270 PLN), gdzie prowizja za przewalutowanie niby tylko 1%, ale 5% za wypłatę z bankomatu. Nie po to załatwiałem sobie specjalnie kartę w Aionie, żeby płacić prowizję. Przyznam się, że była to moja pierwsza próba wyjazdu z wypłacaniem kasy z bankomatu na miejscu. Zazwyczaj brałem trochę gotówki i unikałem na ile tylko było to możliwe płatności gotówkowych.

Ustalamy, ze jedziemy do hotelu i odpuszczamy zwiedzanie. Po wyjściu z terminala kierujemy się w prawo, przechodzimy przez parking i dochodzimy do przystanku autobusu miejskiego, cała trasa to jakieś 300 metrów. Pan z obsługi? informuje nas, ze nie ma już takiego autobusu jak A2, który miał nas dowieźć pod hotel, ale jak mu pokazaliśmy gdzie chcemy jechać, to wsadził nas do jakiegoś autobusu i powiedział, gdzie i w co mamy się przesiąść. Dziwnym trafem spotkaliśmy dwie dziewczyny, które tez jechały w tym kierunku, więc im powiedzieliśmy co i jak. Niestety przy przesiadce trzeba kupić u kierowcy nowy bilet, ale i tak podróż kosztowała nas jakieś 30 PLN zamiast 130 taxi. Wyszliśmy z autobusu i pożegnaliśmy się z dziewczynami, a sami udaliśmy się do marketu. Gdy doszliśmy do hotelu było już zupełnie ciemno. Okazało się, ze wcześniej poznane dziewczyny nocowały w tym samym obiekcie. Podzieliliśmy się zakupami.
Wszyscy byli już zmęczeni, ale ja postanowiłem jeszcze wyjść na plażę i popodziwiać naszą Al Bidę. Nie zrobiłem tego specjalnie, ale serio okazało się, że okolica nazywa się Al Bida'a. Przepraszam za tragiczną jakość zdjęć, ale nie mam innych. Zgodnie z moim szczęściem okazało się, że akurat trafiłem na remont plaży i nie da się dojść do wody. No potem jakoś się tam dało, ale zamoczyłem tylko rękę i udałem się z powrotem do hotelu. Nagle zauważyłem Wendy's i od razu zachciało mi się jeść. Jak się zapewne domyślacie nic z tego nie wyszło.Próba kupienia flagowego Beconatora w kraju arabskim musi skończyć się porażką.
Załącznik:
IMG_5303.JPG
IMG_5303.JPG [ 224.51 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5306.jpeg
IMG_5306.jpeg [ 190.23 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5307.jpeg
IMG_5307.jpeg [ 182.36 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5331.JPG
IMG_5331.JPG [ 300.59 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Następnego dnia rano udajemy się na pobliski przystanek autobusu, żeby pojechać do centrum. Lokalna aplikacja CitiBus jest bardzo wygodna, można w niej zobaczyć trasy autobusów offline, sprawdzić rozkład i wyszukać połączanie oraz kupić bilet dobowy za 1 KWD. Nie pamiętam dokładnie, ale była jakaś minimalna wartość transakcji i nie opłacałoby się kupić biletu dla jednej, a chyba i dla dwóch, osób.
Stoimy sobie grzecznie, aż podjedzie autobus z naszym numerem. Okazuje się, że jednak nie, ponieważ owszem trasa się zgadza, ale przewoźnik nie. Bilety dobowe nie są tu akceptowane, można kupić jednorazowy. Dopiero potem zorientowałem się, że autobusy różnych firm jeżdżą dokładnie tymi samymi trasami, ale nie honorują wzajemnie nawzajem swoich biletów. Udaliśmy się, wiec na przystanek na innej ulicy, żeby zauważyć jak autobus ucieka nam z przed nosa. Szczęśliwie, za chwile jechał kolejny, szkoda że po przejechaniu 500 metrów dojechał do pętli i kazał nam wysiąść. Ustaliłem, że idziemy na kolejny przystanek. Po drodze mijamy lokalny deptak handlowy, na którym nie ma nikogo oprócz nas. Moim oczom ukazuje się kolejna fastfoodowa marka, która zapisała się w moim serduszku.
Załącznik:
IMG_5334.JPG
IMG_5334.JPG [ 282.22 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5337.JPG
IMG_5337.JPG [ 423.39 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Władowałem się do lokalu, ale jakiś wystraszony pracownik, powiedział, że jeszcze zamknięte. Tuż obok JollyBee był jeszcze filipiński supermarket. Lokalna populacja filipińczyków jest tutaj znacząca, ktoś w końcu musi pracować w tych wszystkich sklepach i innych nisko płatnych miejscach pracy.
Poszliśmy jeszcze raz spróbować złapać autobus. Było jeszcze wcześnie, ale temperatura zaczynała doskwierać. Tym razem znowu przyjechał niebieski autobus zamiast czerwonego. Miałem ochotę się popłakać i popełnić rytualne sudoku z zażenowania. Ktoś się jednak na górze za mną wstawił i zaraz przyjechał też czerwony z dokładnie tym samym numerem.
Załącznik:
IMG_5344.JPG
IMG_5344.JPG [ 283.14 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Dopiero wtedy dotarło do mnie jak ta komunikacja tutaj działa. Trzeba powiedzieć, że dość sprawnie. W mieście autobusy jeżdżą bardzo często, nawet biorąc poprawkę, że trzeba czekać na swoją firmę. Z przodu co do zasady jest miejsce dla kobiet, a z tyłu dla mężczyzn. Klima działa, że aż miło, więc to świetny środek transportu po między różnymi atrakcjami. Trzeba jednak pamiętać, że przystanki są często usytuowane w średnich lokalizacjach, a przejście na drugą stronę niektórych ulic wymaga znalezienia przejścia nadziemnego.

Ten problem mieliśmy w trakcie naszej przechadzki do pierwszego miejsca, które zamierzaliśmy odwiedzić, czyli muzeum sztuki. Gdy doszliśmy do budynku zaczęliśmy się zastanawiać czy informacje o godzinach otwarcia były prawidłowe. Nieśmiało wchodzimy na dziedziniec, nikogo nie ma. Szarpie za jakieś drzwi, ale są zamknięte. Wtedy wyszedł jakiś strażnik i kazał mi wejść w jakieś inne. No to weszliśmy, a tam nikogo nie było, nikt nie chciał pieniędzy za bilet, ani naszych paszportów jak w muzeum narodowym. Z początku byłem mocno zawiedziony, ale okazało się, że w wielu pomieszczeniach wokół dziedzińca były sale wystawowe, co ważniejsze chłodzone sale wystawowe, takie lodówki, które były nam bardzo potrzebne po piętnastu minutach spaceru w pełnym słońcu. Sztuka nie była może najwyższych lotów, ale że w większości były to działa lokalnych artystów, to moim zdaniem warto wejść i przekonać się samemu, w najgorszym wypadku trochę się ochłodzicie. Tuż obok jest też średnio ciekawe muzeum morskie i centrum handlowe, do którego nie wchodziliśmy.
Załącznik:
IMG_5347.JPG
IMG_5347.JPG [ 133.78 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5363.JPG
IMG_5363.JPG [ 210.84 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5357.jpeg
IMG_5357.jpeg [ 215.52 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5372.JPG
IMG_5372.JPG [ 155.92 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5378.JPG
IMG_5378.JPG [ 226.52 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Następnie udajemy się pieszo w kierunku Wielkiego Meczetu, po drodze mijamy kilka budynków rządowych i centrum sztuki. Do samego meczetu nie wchodzimy, bo akurat nie można. Co ciekawe obok meczetu jest kuwejcka giełda oraz najbardziej absurdalne światła w historii świateł dla pieszych. Droga w tym miejscu nie jest specjalnie szeroka, ale mimo wszystko potrzeba czterech cykli świateł żeby ją przekroczyć po skosie.Myślałem, że policjanci stojący kilkadziesiąt metrów dalej zamkną mnie za obrazę narodu kuwejckiego.
Załącznik:
IMG_5383.JPG
IMG_5383.JPG [ 196.62 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5389.JPG
IMG_5389.JPG [ 196.45 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5391.jpeg
IMG_5391.jpeg [ 224.05 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Następnym przystankiem był lokalny Souk, który niestety nie zachował oryginalnego charakteru i był tylko zbiorem tandetnych sklepów. Tuż obok było muzeum narodowe, które akurat było zamknięte. Jak się okazało, gdybyśmy się pośpieszyli, to może udałoby się nam zobaczyć muzeum dzień wcześniej, gdyż zamykali po ósmej. Samo wejście jest darmowe, ale potrzeba zostawić dokument tożsamości.
Załącznik:
IMG_5402.JPG
IMG_5402.JPG [ 294.77 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5394.JPG
IMG_5394.JPG [ 256.1 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Robi się już naprawdę nieznośnie gorąco, więc kierujemy się do pierwszego lepszego autobusu, żeby się ochłodzić i wykorzystać go jako hop on hop off, choć bardziej z przewagą tego pierwszego, bo na off nie mieliśmy ochoty. Po jakimś czasie powiedziałem, że dosyć tego dobrego i jedziemy do Tareq Rajab Museum of Islamic Calligraphy. Przystanek autobusowy jest usytuowany tutaj bardzo niekorzystnie, więc zanim doszliśmy do słońce już nas ponownie wymęczyło. Przed wejściem stali jacyś robotnicy, znowu nie mieliśmy szczęścia i musieliśmy obejść się smakiem.
Załącznik:
IMG_5341.jpeg
IMG_5341.jpeg [ 140.44 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5399.jpeg
IMG_5399.jpeg [ 170.67 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5398.JPG
IMG_5398.JPG [ 223.15 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5405.jpeg
IMG_5405.jpeg [ 343.84 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Odpuszczamy resztę atrakcji i jedziemy do centrum handlowego. W środku dnia, to jedyne miejsce, w którym da się przeżyć. The Avenues to najbardziej polecana atrakcja Kuwejtu według TripAdvisor. Powiedziałbym, że bez szału, ale z pewnością jest wielkie. Zastanawia mnie bardzo duża ilość awangardowej odzieży w luksusowych sklepach. Czyżby wszystkie arabki pod abają miały designerskie wdzianka? Postanawiamy zadać sobie trochę luksusu i w Carrefourze kupujemy sobie ze Starą mleko z Wielbłąda o smaku szafranu. Kmiotki się trochę bały i niestety mieli rację, mleko wielbłąda jest niedobre samo w sobie, ale w połączeniu z szafranem jest wręcz obrzydliwe.
Załącznik:
IMG_5408.JPG
IMG_5408.JPG [ 303.81 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5410.JPG
IMG_5410.JPG [ 334.3 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5414.JPG
IMG_5414.JPG [ 149.39 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Jak już o zakupach w supermarketach, to miałem wrażenie, że w ZEA Lula była wyraźnie tańsza od innych, natomiast w Kuwejcie najtańszy wydawał się Carrefour. Ceny mimo wszystko nadal były wyższe niż w Polsce o kilkanaście-kilkadziesiąt procent.

Siedzimy jeszcze jakiś czas w centrum handlowym po czym udajemy się pod symbol Kuwejtu czyli pod charakterystyczne dwie wieże. Niestety nie ma tutaj żadnego przystanku autobusowego, ale temperatura jest już niższa, więc dajemy radę. Trasa wygląda niezbyt ciekawie, a przecież jesteśmy cały czas w centrum miasta. Niestety sporo placów w różnych dziwnych miejscach miasta straszy śmieciami. Po dojściu nad wodę przechadzamy się remontowanym bulwarem, schodzimy na chwilę na plażę i podziwiamy panoramę miasta. Na koniec siadamy na ławce punktu widokowego i podziwiamy zachód słońca.
Załącznik:
IMG_5419.JPG
IMG_5419.JPG [ 227.02 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5421.JPG
IMG_5421.JPG [ 169.84 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5426.JPG
IMG_5426.JPG [ 169.04 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5428.JPG
IMG_5428.JPG [ 144.76 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Załącznik:
IMG_5434.jpeg
IMG_5434.jpeg [ 127.43 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Gdy robi się zupełnie ciemno udajemy się w ostatnie miejsce na naszej trasie, czyli najciekawsze muzeum Kuwejtu według TripAdvisora, tzw. Mirror House. Sam budynek można zwiedzać, ale trzeba się wcześniej zapisać na stronie internetowej przynajmniej dzień wcześniej. Należy pamiętać, ze jest to dom mieszkalny, w którym mieszkają ludzie. Wystrój i charakterystyczne płaskorzeźby z lustrzanych szkiełek zostały stworzony przez włoską artystkę, która mieszkała tu z mężem. Swego czasu sama oprowadzała gości po domu, ale jako że jest starsza nawet ode mnie, to nie wiem czy jeszcze to robi. My oglądaliśmy budynek tylko z zewnątrz.
Załącznik:
IMG_5438.JPG
IMG_5438.JPG [ 254.98 KiB | Obejrzany 1731 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 08 Lis 2023 21:04 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
Załącznik:
IMG_5392.jpeg
IMG_5392.jpeg [ 242.82 KiB | Obejrzany 1625 razy ]
Ale zanim udaliśmy się naszego hotelu po walizki, pojechaliśmy coś zjeść i zrobić zakupy na naszej lokalnej ulicy handlowej. Tym razem, było tu znacznie więcej ludzi, choć głównie byli to lokalni pracownicy pochodzący z Azji południowo-wschodniej. Wyraźnie było widać, że teren został zawłaszczony, można było dostać wieprzowinę, a ceny były bardziej niż przystępne. Płacąc 1 KWD (13 PLN) dostałem naprawdę smaczne danie, za dnia takich cen nie widzieliśmy. Najedliśmy się bez problemu za 5 KWD, bo pewnie nie uwierzycie, ale te dwie dziewczyny z Polski, też miały ochotę coś tam zjeść, w tym samym momencie co my, więc zjedliśmy przy jednym stoliku. Wzdłuż deptaka ustawiono kurtyny wodne, średnio przydawały się nocą, chyba że ktoś chciał urządzić konkurs na miss mokrego podkoszulka.
Załącznik:
IMG_5444.jpeg
IMG_5444.jpeg [ 337.76 KiB | Obejrzany 1625 razy ]
Na zdjęciu nie widać wielu ludzi, ale było ich naprawdę dużo. Po zakupieniu jedzenia na nasz następny lot, udaliśmy się do hotelu po bagaż. Okazało się, że dziewczyny też lecą do Madrasu. Lot był po drugiej, więc mieliśmy jeszcze ponad pięć godzin. Bardzo dobrze, bo wsiedliśmy do super zatłoczonego autobusu, który się zepsuł. Potem była przesiadka na inny, ale okazało się że 7 i 7l to jeżdżą zupełnie inaczej, więc spóźniliśmy się na przesiadkę. Zamiast godziny jechaliśmy 2,5 i zaliczyliśmy 5 autobusów. Ważne, że dotarliśmy, bo chyba jechaliśmy przedostatnim autobusem. Do ok. północy powinny dojeżdżać, potem może być już różnie, lepiej o tym pamiętać.

Stanowisko odprawy IndieGo jest w innym miejscu niż większości linii lotniczych. Nie należy wchodzić głównym wejściem do terminala, a pójść nieco bardziej w lewo i wejść kolejnymi drzwiami. Potem wychodzi się do miejsca gdzie są pozostałe stanowiska odprawy. Nie mam pojęcia czemu tak to rozwiązali i czemu nie ma odpowiednich informacji w terminalu pasażerskim. Szukaliśmy chyba kwadrans gdzie mamy iść, aż zapytałem kogoś z obsługi, który mnie tam zaprowadził i zażądał pieniędzy za danie mi wózka na moją podręczną walizkę, którego nie chciałem i który sam musiałem pchać, co było bardziej uciążliwe niż jechanie samą walizką. Pan pojawił się ponownie, ustawił mnie w kolejkę i z grzeczności tak w niej stałem, aż sobie pójdzie, ale nie chciał nigdzie iść. Rzuciłem mu jakieś resztki monet, które nam zostały i sobie poszedł, a ja wyszedłem z kolejki, żeby pójść po pozostałych i zaprowadzić ich w to samo miejsce. Po dojściu do stanowiska odprawy, pierwsze pytanie było o numer rezerwacji.Zazwyczaj człowiek podawał paszport i działa się magia, ale podczas tej podróży nie zawsze tak to działało. Nerwowe szukanie rezerwacji lub innych dokumentów na pięć minut przed zamknięciem bramki to mój znak rozpoznawczy, ale tym razem mieliśmy jeszcze dużo czasu.

Po kontroli bezpieczeństwa i kontroli paszportowej podeszliśmy pod bramki. Człowiekowi się płakać zachciało, to jakiś dworzec pks, a nie lotnisko, nie było nawet jednej knajpy, nawet automatu, żadnego sklepu, nic, kompletnie nic po za siedzeniami ustawionymi w rzędzie i automatem na wodę. Nalałem wody do naszych pustych butelek i czekaliśmy na nasz samolot. Wśród pasażerów dominowali mężczyźni w średnim wieku, którzy wyraźnie wracali do swoich domów. Różnicę było widać tylko w locie do Frankfurtu, tam było trochę więcej Arabów i Europejczyków, płci różnej. Z niewiadomych powodów klientów Lufy zgarniali na dwie godziny przed odlotem i mieli permanentny last call. Jak tylko pojawiał się ktoś nie wyglądający na hindusa, to zaraz się go pytali czy aby nie do Frankfurtu i czy nie zechciałby pokazać biletu i wejść do kanciapy. Przed naszą kanciapą, na modłę singapurską, były skanery i kolejna kontrola bezpieczeństwa. Jak się domyślacie, byłem też ja z wodą, która była nam bardzo potrzebna, bo nasze kolejne zakupy dopiero za dobę. Jako, że sam zapytałem, to Pani stojąca przed taśmą zapytała Pana stojącego za taśmą, co mają ze mną zrobić. On tylko spojrzał na mnie i powiedział, że małą wodę można. A ona na to do niego, że ja mam półtoralitrową butelkę. Koleś tylko machnął ręką i cała nasza wesoła gromadka skorzystała z tego słynnego White Privilege, które tak ciężko dostrzec żyjąc w naszej części Europy.

Sam lot bezproblemowy, pasażerów nie było bardzo dużo, nikt nic nie chciał przez cały lot. Samolot standardowo jak w Wizzairze, wiec siedzenia średnio wygodne, a miejsca na nogi mało, ale że każdy mógł się rozłożyć, to jakoś udało się zasnąć.

Zapomniałem napisać wcześniej, więc napiszę teraz:
1.Ze Starą w Wizzairze tuż przed przylotem do Kuwejtu wpychaliśmy w siebie wszystkie nasze kabanosy, bo oczywiście jak już napisałem wcześniej, trochę nas poniosło z ilością przygotowanej przekąski na "jakby akurat człowiek był głodny, a nie byłoby sklepu bo niezapowiedziane święto narodowe lub gradobicie". Zdaje się, że wwożenie wieprzowiny jest nielegalne, nawet papierki zostawiliśmy w samolocie ze strachu. Tu chciałbym przeprosić stewardessy, które akurat nie chodziły z workiem na śmieci.
2. Opiekun toalety w Kuwejcie. Było to dla mnie super niezręczne, że w łazience stał jakiś koleś, który zajmował się jej myciem, a potem tam po prostu stał. Przykładowo pod wieżami gdzie męska toaleta ma dwie czy trzy kabiny, w środku i tak był Hindus, który wskazywał mi, którą kabinę mam zająć, a potem pokazał mi jeden z dwóch kranów i podał papierowe ręcznik do wytarcia dłoni. Wokół trwała jakaś budowa nikt się w ogóle nie zbliżał w kierunku tych łazienek, ale i tak pracownik był na stanowisku pracy, przerost zatrudnienia w tym kraju to mało powiedziane, ale to był już chyba jakiś jego peak. Z drugiej strony tylko się cieszyć, bo jednak warunki pracy wielu innych Azjatów w krajach arabskich są bardzo ciężkie.


Indie - czyli dziesięć godzin na lotnisku.

Po przylocie do Indii, czekała na nas Pani z kartką. Absolutnie nie mam pojęcie jaki był problem, ale przyszedł ktoś jej pomóc, a potem jeszcze jedna osoba musiała im pomagać. Najpierw nam dali kartki do wypełnienia i wysłali w jednym kierunku, by zaraz po nas biec, że jednak nic mamy nie wypełniać i iść gdzie indziej. Ostatecznie stwierdzili, że skoro nie mamy wiz, to powinniśmy iść prosto do tranzytowej kontroli bezpieczeństwa i przejść pod gate. Serio ta cała sytuacja była dziwna, nawet kontroli granicznej nie zrobili. Sam terminal jest nowy, choć z kołującego samolotu było widać, że lotnisko składa się też ze starego terminala, które fragmenty są w losowych miejscach przedzielony nowymi wstawkami. Z rana, kiedy przylecieliśmy terminal był niemal pusty, wieczorem było trochę więcej ludzi, ale nadal mniej niż Ryanair upchałby w Modlinie.

Był to mój pierwszy kontakt z Indiami i niestety zrobiły one na mnie złe wrażenie. Nowiutki dopiero co oddany budynek, aż lśnił, problem z tym był taki, że choć cały czas ktoś tam sprzątał, to posprzątane jakoś do końca nie było. Pół roku po oddaniu do użytku zapomniano o otwarciu sklepów i restauracji, więc jedzenie można było kupić z czegoś co wyglądało jak uliczne stoisko lub w jednej pseudo kawiarni. Był też mały sklepik z lokalnymi produktami nieżywieniowymi i zdaje się, że było to jedyne miejsce gdzie można było zapłacić kartą, w pozostałych albo gotówką albo jakąś lokalną aplikacją. Jako, że żadnego kantoru, ani bankomatu nie było, musieliśmy zrezygnować z zakupów. My byliśmy przygotowani, bo zrobiliśmy spore zakupy w Luli jeszcze w Kuwejcie, ale pewnie wiele przesiadających może się zdziwić. Kolejnym problemem był internet, wifi nie chciało przysłać kodu, a gdy spróbowałem po kilku godzinach jeszcze raz, to stwierdziło, że już korzystałem i mi się nie należy. Co gorsza nie mogłem złapać też zasięgu mojej polskiej karty SIM ani międzynarodowej eSIM. To tyle z narzekania, bo były też plusy. Zobaczcie tylko na miejsca do siedzenia i odpoczynku.
Załącznik:
IMG_5449.JPG
IMG_5449.JPG [ 341.97 KiB | Obejrzany 1625 razy ]
Załącznik:
IMG_5452.JPG
IMG_5452.JPG [ 398.84 KiB | Obejrzany 1625 razy ]
Załącznik:
IMG_5454.JPG
IMG_5454.JPG [ 305.96 KiB | Obejrzany 1625 razy ]
Załącznik:
IMG_5455.JPG
IMG_5455.JPG [ 277.67 KiB | Obejrzany 1625 razy ]
Tak właśnie wyglądała nasza wizyta w Indiach, większość czasu przespaliśmy, te leżanki z podwójnym materacem są super wygodne, ale spanie na kanapach też się bardzo dobrze sprawdzało. Jako, że cały nasz bagaż został nadany bezpośrednio do Kuala Lumpur, to ze sobą mieliśmy tylko jedzenie i dokumenty, można więc było spać do woli. Łazienki również były czyste, choć w męskiej np. coś śmierdziało i miałem wrażenie, ze był to papierowy ręcznik do rąk. Jak się okazało w Indiach tez mieli opiekuna toalet, który np. pilnował plecaków, które można zostawić przed łazienką.

Osobny paragraf należy się procesowi odprawy przy gate. Najpierw ludzie ustawiają się w trzech kolejkach, które właściwie nie mają za bardzo znaczenia o ile nie leci się w "klasie biznes". Potem pomiędzy ludźmi chodzi człowiek z obsługi i sprawdza czy pasażerowie mają wszystkie niezbędne dokumenty. W naszym przypadku oznaczało to jedno wielkie nic po za paszportem i samym biletem. Następnie otwierają gate i sprawdzają czy imię na bilecie się zgadza z dokumentem, robi to już oczywiście inna osoba. Potem poszliśmy korytarzem do wieży z rękawem i przed wejściem do niej sprawdzano dokumenty jeszcze raz, znów inna osoba. Przed samym rękawem, stały jeszcze dwie osoby i sprawdzały czy na pewno to nasz lot i czy mamy niezbędne dokumenty. Na koniec w samolocie stewardessa tylko nas witała, chyba nawet nie sprawdzała czy kierunek lotu zgadza się z tym na bilecie, ale nie mam pewności. Ci to dopiero mieli przerost zatrudnienia. Przynajmniej pracownicy nosili kurtki z napisem "no tip", człowiek się nie bał zadawać pytań po doświadczeniu w Kuwejcie.

Lot nie bardzo różnił się od poprzedniego, choć pasażerów było wyraźnie więcej. Po raz kolejny Hindusi, stanowiący jakieś 90% pasażerów, byli wyłącznie mężczyznami i wyglądało jakby lecieli do pracy. Człowiek naprawdę docenia swoje pochodzenie i życie w takich momentach.
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#8 PostWysłany: 14 Mar 2024 00:15 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
Zobaczyłem ostatnio jakiś news o George'u Martinie i stwierdziłem, że jednak chciałbym dokończyć pisanie tej relacji przed własną śmiercią. Po ponad 4 miesiącach w czyśćcu, czyli w szkicach, stwierdziłem, że może jednak wydać poniższy post na świat, bo i tak nigdy go nie wypucuję. Tekst dyktowałem, więc wybaczcie jeśli przegapiłem coś podczas mojej szybkiej korekty. Trzymajcie kciuki, by następne części udało mi się dodać szybciej.


Malezja

Przylatujemy do Malezji o jakiejś nieludzkiej porze w stylu 5 rano. Po wyjściu z samolotu wybieramy się do łazienki, więc gdy dochodzimy do kontroli granicznej, zastajemy kolejkę na może 5 minut. Pytają tylko kiedy wylot i właściwie można sobie iść. Jako, że nadawaliśmy bagaże, to trzeba było jeszcze poczekać na ich odbiór. Potem kolejna kontrola, tym razem celna, tutaj kolejka jest już dość długa, a okienko jakby jedno. Przed kolejką siedzi jakiś Malezyjczyk i karze nam iść prosto. Myślę sobie, no świetnie, jakąś szczegółową kontrole nam zaraz zaserwują i się okaże, że gdzieś mamy jakieś zakazane leki albo, co bardziej prawdopodobne, trzy kilo kokainy, którą nam podrzucili członkowie meksykańskiego kartelu. To jest ten sam irracjonalny rodzaj strachu gdy przechodzi się przez bramki w sklepie po tym jak się nic nie kupiło. Spuszczam głowę i zaczynam się zastanawiać jak złe są warunki w malezyjskich więzieniach. Gdy odwracam się po kilkunastu metrach, bo nie widzę tego pokoju przesłuchań, okazuje się że mamy sobie iść i głowy nie zawracać, kontrole są dla hindusów. Wychodzimy na landside i się rozdzielamy. Ja, jako człowiek nieodpowiedzialny, udaje się w kolejną podróż, natomiast cała reszta kieruje się w kierunku hotelu żeby odpocząć po trudach podróży. Spotkamy się następnego dnia w Georgetown.

Odlot na Langkawi mam dopiero około dziewiątej więc pozostają mi ponad 3,5h, które muszę jakoś zagospodarować. Zaczynam od znalezienia stanowiska odprawy i zapoznania się z układem terminalu. Wszystko wygląda ok, więc idę do łazienki umyć zęby, a potem jeszcze raz robię plan tego co zamierzam zrobić tego dnia. 2h przed lotem udaje się do stanowiska odprawy w celu dokonania odprawy. Terminal o tej porze wciąż jest dosyć pusty. Udaje się w kierunku kontroli bezpieczeństwa zanim zrobi się poranny tłok. Za nią, znajduje żółty bezprowizyjny bankomat mybanku, który niestety za pierwszym razem nie pozwala mi wybrać pieniędzy. Okazuje się, że jakieś osoby za mną mimo wszystko wybrały pieniądze, dlatego próbuję jeszcze raz. Tym razem pełny sukces. Idę pod bramkę gdzie jeszcze nikogo nie ma. Zasiadam i po raz kolejny postanawiam przeorganizować wszystko co do tej pory planowałem. Zmęczenie wyraźnie daje się we znaki. Jeszcze gorzej że zaczynam robić się głodny, a niewiele już mi zapasów zostało. W okolicy niestety trudno znaleźć jakikolwiek otwarty punkt z jedzeniem. Zastanawiam się gdzie są wszyscy. Być może w drugim terminalu z którego lata AirAsia. Jednak później okazuje się, że lot jest prawie pełny. Trochę obawiałem się ważenia walizki, na szczęście nikt tego nie robił, bo przekraczałem wagę o jakieś 4 kg. W dalszej części wyjazdu stanowiło to problem. Sam lot dość krótki i przyjemny. Poczęstunek w samolocie w formie mini orzeszków i 0,25l wody. W zagłówkach foteli znajdowały się ekrany, więc była jakaś tam rozrywka pokładowa. Natomiast ja próbowałem jeszcze trochę odespać.


Langkawi

Po kilkudziesięciu minutach dolecieliśmy do naszego celu. Terminal nie jest bardzo duży, więc w strefie odbioru bagażu jest dosyć ciasno. Temperatura wyraźnie się zmieniła, dlatego idę się przebrać, po czym wychodzę w poszukiwaniu informacji turystycznej. Tam zadaje pytanie o bagaż, ponieważ postanowiłem, ze względu na wczesną porę, nie udawać się w kierunku hotelu, a od razu w kierunku słynnego mostu i kolejki linowej. W informacji turystycznej zapewniają mnie że bez problemu można zostawić bagaż gdzieś przy kolejce, dlatego decyduje się od razu na zamówienie Graba. Mój kierowca zjawia się tuż po chwili, samochód jest dosyć stary, ale wygodny. Kierowca uważa przypisy tylko jako sugestię, gdy dojechaliśmy pod jakiś światła zapiął pas, a minęło jakieś 15 min jak wystartowaliśmy. Szczerze mówiąc nawet nie zauważyłem że nie zrobił tego wcześniej. Następnie na rondzie stwierdził, że pojedzie pod prąd, bo bliżej. Dojechaliśmy po jakichś 25 min. Ta wycieczka kosztowała mnie ok. 20 zł. Jeżeli chodzi o Graba, rzeczywiście jest tani i można się bez problemu nim poruszać na wyspie. Niemniej jednak, jeżeli funkcjonowałby tu prawdziwa komunikacja publiczna, byłoby znacznie taniej.
Dla mnie to był bardzo duży minus tej wyspy. Skycab to jedno z najpopularniejszych miejsce na wyspie i taka linia mógłby po prostu jechać od samego miasta przez lotniska do głównej atrakcji, tam nie ma wiele miejsc gdzie można byłoby skręcić, więc mogłaby obsługiwać praktycznie wszystkie w okolicy. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dzięki stanowi obecnemu jest znacznie więcej osób które mogą po prostu sobie dorobić.

Na miejscu okazuje się że jest specjalna kasa, w której należy wymienić mój kupon z Klooka. Jeżeli chcielibyście udać się na skybridge, to polecam wam wykupienie pakietu wcześniej na stronie. W zbliżonej cenie co do oficjalnej macie dodatkowy dostęp do trzech dodatkowych atrakcji.
Na stronie internetowej, była informacja o przechowalni bagażu, niestety dosyć ciężko było mi ją znaleźć, dlatego poszedłem pod bramki i zapytałem. Jak było do przewidzenia, nikt nic o żadnej przechowalni nie słyszał. Trochę się zezłościłem, bo specjalnie jeszcze zadawałam pytanie w informacji turystycznej. Niemniej jednak, pozwoli mi zostawić moją walizkę wraz z rzeczami innych ludzi. No tylko tyle, że to zazwyczaj były butelki wody, ponieważ nie można ze sobą jej zabrać na górę. Moje doświadczenia z Malezji niestety są dosyć średnie, zorganizowani to oni za bardzo nie są.
Załącznik:
IMG_5464.JPG
IMG_5464.JPG [ 168.14 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5467.JPG
IMG_5467.JPG [ 177.24 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Lasy które możemy podziwiać z wagonika są podobno najstarszy na świecie, to były jedne z dwóch takich lasów jakie podziwiałem z wagonika kolejki w tamtym tygodniu. :lol: Szczerze mówiąc nie byłem bardzo zachwycony samą przejażdżka, choć trzeba wziąć poprawkę, że byłem bardzo zmęczony. W połowie drogi można wysiąść, a właściwie chyba nawet trzeba. Możemy podziwiać widoki, zrobić zdjęcia i szczerze niewiele więcej. Jest tu też łazienka oraz już być może gotowe nowa atrakcja czyli w coś w kształcie sokoła, orła, jastrzębia? Trudno powiedzieć, ale to taras widokowy wysunięty nad przepaścią.
Załącznik:
IMG_5472.JPG
IMG_5472.JPG [ 108.43 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5474.JPG
IMG_5474.JPG [ 124.76 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5478.JPG
IMG_5478.JPG [ 118.5 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Drugą część przejażdżki gondolą pokonuję z dwoma Brytyjkami. One były zachwycone. Wydaje się, że jedna była tu dosyć często, a druga przyjechała ją odwiedzić. Chwilę rozmawiamy po czym każdy udaje się w swoją stronę. Na samej górze można pooglądać widoki, kupić lody i skorzystać z kolejnych atrakcji, które niestety są dodatkowo płatne. Mowa o słynnym SkyBridge, do którego możemy dojechać SkyGlide, czyli takim malutkim wagonikiem. Ewentualnie można pójść pieszo, ale to tez jest płatne, natomiast mniej. SkyBridge mam w pakiecie, natomiast oczywiście obsługa mnie cofa i każe mi pójść kupić bilet. Idę do kasy, do której jest kolejka, żeby dowiedzieć się, że nie muszę mieć biletu gdyż moja opaska jest wystarczająca. Opaskę dostałam jeszcze na dole i to jest ta sama opaska, którą pokazywałem panu, który stwierdził że absolutnie nie może mnie puścić. Idę więc jeszcze raz do niego i tłumaczę, że w kasie powiedzieli mi, że moja opaska jest ok. Przygląda się jej i mówi, że w sumie racja. Byłem zmęczony, ale Malezja aktywnie starała się bym nie zasnął denerwując mnie na każdym polu.
Załącznik:
IMG_5480.JPG
IMG_5480.JPG [ 138.26 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5485.JPG
IMG_5485.JPG [ 210.74 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5487.JPG
IMG_5487.JPG [ 232.32 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Do SkyGlide była naprawdę bardzo długa kolejka, natomiast jeżeli ktoś chciał iść pieszo lub musiał tak jak ja, to mógł to zrobić od razu. Szczerze mówiąc, uważam że to bardzo przyjemna trasa choć trochę schodów trzeba pokonać. Przez większość trasy szedłem sam. Trasa jest bardzo malownicza i zajmuje może 10 min a bez postojów to pewnie z 6. Myślę że zdecydowanie bardziej warto zamiast czekania na ten nieszczęsny wagonik przez kilkanaście minut. Na SkyBridge można sobie wejść na szklaną posadzkę o ile wcześniej zdejmiemy buty. No i wszedłem, ale szczerze mówiąc nic ciekawego, chociaż chyba nawet nie żałuję, że tam pojechałem. Za te wszystkie atrakcje zapłaciłem chyba jakiś 80zł. Znowu spotykam moje Brytyjki i mówię o moich problemach z biletami. Mam wrażenie, że też doświadczają tu tego typu problemów. Na końcu SkyBridge można zobaczyć małpy, które oczywiście chcą cię okraść z jedzenie, dlatego należy uważać. Przeczytałem sobie jeszcze kilka informacji o tym jak przebiegała budowa mostu i postanawiam wracać.
Załącznik:
IMG_5489.JPG
IMG_5489.JPG [ 311.24 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5492.JPG
IMG_5492.JPG [ 118.7 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5495.JPG
IMG_5495.JPG [ 122.75 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5499.JPG
IMG_5499.JPG [ 296.86 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5502.JPG
IMG_5502.JPG [ 327.95 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Czas na kolejne atrakcje z pakietu. Na początku udałem się do 3D Langkawi Museum. Właściwie można powiedzieć, że taka Mekka Instagramerów, miejsce w którym można sobie zrobić piękne zdjęcia na SNS. Natomiast te ich pokazy to typowa ciarki żenady, dużo błysków światła wybuchów ale właściwie nie wiadomo o co chodzi. Samo muzeum nawet ciekawe jak ktoś chce te zdjęcia sobie robić. Ogólnie na ekranie wygląda to naprawdę fajnie, nawet jeśli się nie wydaje na pierwszy rzut oka.
Załącznik:
IMG_5510.JPG
IMG_5510.JPG [ 162.49 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5528.JPG
IMG_5528.JPG [ 98.89 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
Komentarz do pliku: To taka zapowiedź dalszej części wyprawy.
IMG_5530.JPG
IMG_5530.JPG [ 172.87 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Następną atrakcją był SkyRex. Naprawdę mi się to podobało, aż trochę jestem zażenowany jak bardzo.

SPOILER
Całość opiera się a na czym w stylu parku jurajskiego, czyli wsiadamy do wagonika wraz z kilkunastoma innymi osobami. Wjeżdżamy do pomieszczenia gdzie w okół są ekrany, na których wyświetla nam się obraz. Nasz wagonik może się poruszać w górę, w dół, trochę w bok, tak jakbyśmy naprawdę poruszali się po terenie. Ogólnie chodzi o to, że dinozaury uciekły i próbują nas zjeść. Brzmi to może średnio, natomiast jest przy tym naprawdę dużo zabawy.
KONIEC

Czas trwania pokazu jest dość krótki, ale i tak gorąco polecam.
Załącznik:
IMG_5534.JPG
IMG_5534.JPG [ 210.09 KiB | Obejrzany 807 razy ]
SkyDome to jeden wielki lol.

SPOILER
To przejazd kolejką górską na marsie, co wyświetla się na ekranie, ale siedzenia są statyczne. No i ci ruscy co to podbili jakąś planetę w początkowym filmie. Żaden inny kraj się nie pojawił ze swoją flagą.
KONIEC

Na samym dole jest coś takiego jak Oriental Village. Znajdziemy to różne sklepy, natomiast obecnie nie wszystko jest otwarte i szczerze mówiąc trąci trochę tandetą. No ale to chyba ogólnie taki koncept tego miejsca, ma być rozrywka dla rodziny, przaśnie i sympatycznie. Mam wrażenie, że być może z niewystarczająca starannością budowano wioskę, co stawia pod znakiem zapytania czy pozostałe obiekty zostały wykonane z większą starannością.
Załącznik:
IMG_5512.JPG
IMG_5512.JPG [ 175.84 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5517.JPG
IMG_5517.JPG [ 239.94 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5519.JPG
IMG_5519.JPG [ 283.71 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Czas było udać się do mojej noclegowni. Zamawiam przejazd, Grab to syf i oczywiście znowu kod nie działał. Pick up point dla Langkawi sky cab jest jakiś randomowy ale na szczęście kierowca myśli i czekał na postoju taxi. Mój bagaż mocno mi doskwierał gdy musiałem pokonać z nim sporą odległość między atrakcjami, a postojem. W tym momencie były jakieś remonty, dlatego trzeba było iść dookoła.

Wybrałem mały lokalny pensjonat na końcu Pantai Cenang, taki w którym goście mogą ze sobą porozmawiać. Malezja to kraj muzułmański, natomiast jak wyjaśniałem właścicielka, na wyspie to już tak niekoniecznie restrykcyjnie. Ja jak to ja, próbuję być świętszy od papieża i miałem obawy jak powinienem się ubrać, czy spodnie przed kolana są odpowiednie, czy może nie wypada. Usłyszałem, że tu jest plaża i można czuć się swobodnie.

Udałem się w poszukiwaniu jakieś wycieczki na następny dzień, która pozwoliłaby mi nie spóźnić się na mój samolot na Penang. Niestety okazało się, że raczej nie zdążę zobaczyć lasów namorzynowych. Mogę ewentualnie zrobić sobie przyjazd po okolicznych wysepkach. Udałem się na główną plażę po drodze zahaczając o słynne sklepy wolnocłowe. Bardzo lubię malezyjskie przekąski i napoje, które na miejscu są oczywiście bardzo tanie. Korzystając z okazji, że stara została w KL i nie mogła nic mówić o cholesterolu, zajadałem się nimi zamiast jak odpowiedzialny człowiek zjeść normalny posiłek. Żeby nie było, ze starą też można zachowywać się nieodpowiedzialnie natomiast rzeczywiście raczej nie w kwestii jedzenia.
Udałem się na plażę podziwiałem zachód słońca po czym wróciłem do mojego hotelu. Tam już był przygotowany wspólny posiłek dla wszystkich gości. Nic wyszukanego, dosyć smaczne. Zazwyczaj nim jaśniejsza karnacja gościa, tym większy był natomiast problem z ostrością dań. Trochę odstawałem od ludzi ze względu na wiek, ale dzięki mojemu niewyspaniem zdaje się, że odegrałem rolę starego hippisa. No i tak jakoś czas zleciał. Było naprawdę miło, tak naprawdę zabraliśmy się w kilkanaście osób i mogliśmy się po prostu lepiej poznać. Szczerze mówiąc, jest to coś czego mi brakuje z czasów kiedy człowiek był młodszy, z wyjazdów kiedy po prostu miło spędzało się czas z ludźmi z innych krajów, a nie przychodziła tego swojego pokoju hotelowego, wychodziło i właściwie nie zamieniał słowa z nikim. Poszedłem spać dopiero koło północy. Zważywszy, że właściwie moje ostatnie noce były średnie przespane, uważam że dałem naprawdę sobie radę. Dziesięć lat temu, to może by nie było nic spektakularnego, ale teraz, pękałem z dumy.
Załącznik:
IMG_5549.JPG
IMG_5549.JPG [ 187.01 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5554.JPG
IMG_5554.JPG [ 136.21 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5557.JPG
IMG_5557.JPG [ 246.33 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5556.JPG
IMG_5556.JPG [ 149.82 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5560.JPG
IMG_5560.JPG [ 153.5 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Łatwo zgadnąć, że nic nie wyszło z moich wycieczek na okoliczne wyspy. Wstałam dopiero o dziesiątej, spałem 10 godzin! Zjadłem szybkie śniadanie i udałem się do miasta na szybkie zakupy. Niestety znajdziemy na Langkawi sporo bezpańskich psów, które nie dość że nie wyglądają najlepiej, to jeszcze są źle traktowane. Jako psiarza, bardzo mnie to bolało. Cały czas miałem trochę chleba, który kupiłem w Żabce. Nie bardzo chciałem go wyrzucać. Sprawdziłem w Internecie czy chleb można dać psom. Podobno tak. Poczułem się co najmniej jak Matka Teresa.
Załącznik:
IMG_5538.JPG
IMG_5538.JPG [ 161.57 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5542.JPG
IMG_5542.JPG [ 248.48 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Załącznik:
IMG_5545.JPG
IMG_5545.JPG [ 116 KiB | Obejrzany 807 razy ]
Wracam do hotelu, szybko pakuje pozostałe rzeczy, zamawiam Graba na lotnisko i żegnam się wylewnie ze wszystkimi. Na lotnisku próbuję jeszcze zamienić nasz lot do Australii. Z naszej krótkiej przesiadki w Kuala Lumpur robi się 5h, a to oczywiście oznacza skrócenie naszego pobytu na Penang. Niestety, okazuje się że samolot jest pełny i niestety nie mam możliwości zmian. Kieruje się więc do kontroli bezpieczeństwa, a tam jakaś pani waży bagaże klientów AirAsia. Jakoś przycisnąłem się tak, że akurat mojego nie zważyła. Natomiast kiedy bagaż kładłem na taśmie, okazało się że odpadło mi kółko. Moja walizka musiała być od tej pory noszona aż do końca podróży. Ostatnimi czasy moje walizki nie wracają całe z podróży, trzy pod zepsuły w trasie. Trzeba było sobie kupić nową, ale nie wiedziałem, że będzie to aż tak uciążliwe, a potem nie było tak naprawdę za bardzo gdzie dostać wystarczająco pojemną i w nie zbyt absurdalnej cenie. No i stara za późno się zorientowała, że to nie tak, że udaje jaki to jestem w sile wieku nosząc walizkę w ręku, tylko nie mam wyboru. :lol:

Przy bramkach robią dwie odprawy obok siebie i idzie się łącznie. Mówią, że ostatni samolot, ale ostatni jest myairline RIP. Miałem nimi lecieć, ale w końcu nie kupiłem biletu, szkoda. Ktoś tam niby z karteczką stał że Penang, ale nie wiem czy stał że KUL przy pierwszym, bo osobiście nie widziałem. Myślę że ktoś nieogarnięte mógłby się pomylić. Mówiąc, ktoś mam na myśli siebie. Jakbym był ze starą, to na sto procent polazłbym do innego samolotu, ale tak to się starałem pilnować. Byłby wstyd jakby zadzwonili do starej z policji, że ma przyjechać i mnie odebrać.

W samolocie nie było jasnego komunikatu gdzie lecimy w stylu „KUL obok niedorozwoje, które do dwóch nie zliczą” Lot do Penang szybki, siedziałem z dzieckiem i dwoma muzułmankami. Zdaje się, że były niezadowolone, ale samolot był pełny i musiały się poświecić. Ja też nie byłem happy, bo dziecko od razu się rozdarło.
Góra
 Profil Relacje PM off
8 ludzi lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 14 Mar 2024 08:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
adam1987 napisał(a):
Tekst dyktowałem, więc wybaczcie jeśli przegapiłem coś podczas mojej szybkiej korekty.


Ciekawe rozwiązanie - możesz napisać, czego do tego używasz (bo zakładam, że pytanie nie powinno się zaczynać od "kogo" :D )?
Góra
 Profil Relacje PM off
paweł p uważa post za pomocny.
 
      
#10 PostWysłany: 14 Mar 2024 09:57 

Rejestracja: 12 Lut 2019
Posty: 946
niebieski
Duży plus za szczerą i samokrytyczną relację ;) Rzadko ktoś napisze, że był zmęczony i wpływało to na odbiór miejsca. Poza tym fajnie się czyta.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 14 Mar 2024 19:41 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
tropikey napisał(a):
adam1987 napisał(a):
Tekst dyktowałem, więc wybaczcie jeśli przegapiłem coś podczas mojej szybkiej korekty.


Ciekawe rozwiązanie - możesz napisać, czego do tego używasz (bo zakładam, że pytanie nie powinno się zaczynać od "kogo" :D )?


Nie, stara nie pisała tego co dyktowałem, by się mogła załamać jakby to przeczytała. ;)
Używałem zwyczajnie telefonu, wszedłem na fly4free, a potem kliknąłem ikonkę na klawiaturze ekranowej. Na komputerze dodałem zdjęcia i sformatowałem. Żadnych narzędzi specjalistycznych nie wykorzystałem.
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
#12 PostWysłany: 14 Mar 2024 19:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7343
HON fly4free
Kurczę, faktycznie...
O to chodzi?

Image

Jakoś nigdy o tym wcześniej nie pomyślałem.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 14 Mar 2024 20:04 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
U mnie na telefonie wygląda to trochę inaczej, ale właściwie tak.
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey uważa post za pomocny.
 
      
#14 PostWysłany: 14 Mar 2024 23:07 

Rejestracja: 22 Lip 2015
Posty: 996
srebrny
Czekanie z napisaniem tej relacji nie było najlepszym pomysłem. Niby nie minęło zbyt wiele czasu, ale przy mojej sklerozie, okazuje się że niewiele pamiętam. Przeglądając zdjęcia powoli do czegoś dochodzę, natomiast na pewno zdecydowanie lepiej napisałbym ją na bieżąco.

Penang

Przelot na wyspę Penang trwa bardzo szybko. Gdy podchodzimy lądowania, nie mogę się już doczekać kiedy zobaczę Starą. Niby to tylko półtora dnia, ale jednak po tylu latach człowiek jest po prostu przyzwyczajona do stałej obecności tej drugiej osoby. Jako że lot był krajowy, to wszelkie procedury na lotnisku poszły bardzo sprawnie. Już po chwili mogłem udać się w kierunku przystanku autobusowego. Autobus do miasta, jeździ dość regularnie, niestety należy liczyć się z dużymi korkami o niektórych godzinach. Miałem to szczęście, że dojechaliśmy mniej więcej zgodnie z planem. Podróż do centrum zajęła około godziny. Przystanek znajdował się bardzo blisko mojego hotelu. Wszedłem do pierwszego sklepu po prezent dla Starej i po chwili jak jakiś zakochany uczniak stałem pod drzwiami naszego pokoju. Powitało mnie dość chłodne "wreszcie jesteś" i szczere "weź się nie wygłupiaj" gdy wręczałem prezent. Kmiotkowa przez kilka następnych minut truła Kmiotkowi jaki to jestem romantyczny i że on też powinien. Widziałem na sobie tylko wściekłe spojrzenie Kmiotka. Sorry koleś, nie moja wina, że się władowaliście do pokoju Starej.
Załącznik:
IMG_5586 (Niestandardowe).JPG
IMG_5586 (Niestandardowe).JPG [ 343.48 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Załącznik:
IMG_5592 (Niestandardowe).JPG
IMG_5592 (Niestandardowe).JPG [ 269.77 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Jeszcze tylko szybkie przebranie się, bo przecież znowu wypociłem dziesięć litrów potu i już mogliśmy wyjść na miasto coś zjeść. Penang znany jest ze swojej przystępnej cenowo i smacznej kuchni. Dodatkowo posiada swoje lokalne wydanie przewodnika Michelin. Postanowiłem spróbować jak największej ilości restauracji, które w tym że francuskim przewodniku się znajdują. Jak się potem okazało, nie było takie łatwe. Troszkę się dziwię, że na stronie internetowej nie ma aktualnych informacji o godzinach otwarcia, a czasami nawet właściwej lokalizacji. Jest to dosyć dziwne, bo wydawało by się, że jest to dosyć istotne wyróżnienie. Z jakiegoś powodu, niektórym restauracją wystarcza wywieszenie małego znaczka, który nie zawsze jest zauważalny. Przyznaje, że stawiałem jednak na ceny i starałem się skorzystać z restauracji ze znakiem Bib Gourmand.
Załącznik:
IMG_5576 (Niestandardowe).JPG
IMG_5576 (Niestandardowe).JPG [ 194.82 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Załącznik:
IMG_5578 (Niestandardowe).JPG
IMG_5578 (Niestandardowe).JPG [ 294.98 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Sama trasa do odpowiedniego lokalu okazała się zaskakująco długa. Nie znaleźliśmy chyba co najmniej dwóch restauracji, a dodatkowo kolejna była już zamknięta.
Wszyscy byli już bardzo głodni, Stara zaczęła wątpić w swoje życiowe wybory, starała się mi przypomnieć, że z nasz żadni noworuscy, ani Instagramerzy, że nikt się nie dowie gdzie i co zjemy, że możemy spokojnie zjeść w pierwszym lepszym miejscu i się nie wygłupiać. Kmiotkowa podchwyciła i dodała, że jedzenie z jakiejś lokalnej garkuchni wzbudzi wystarczający zachwyt wszystkich w jej pracy i za pewne w naszej też. Jak powiedziała, że jedzie do Malezji, to wszyscy jej już zazdrościli. Nie miały jednak pojęcia jak bardzo się myliła. Dlatego poniżej wstawiam zdjęcie miski z potrawę, którą jadłem. Niech cały internet widzi, niech Stara zobaczy, że nie zawsze jest wszechwiedząca. Choć rzeczywiście zazwyczaj jest. ;)
Załącznik:
Komentarz do pliku: Patrzcie ludzie.To jadłem. W lokalu z przewodnika oponiarzy. #Famous
IMG_5579 (Niestandardowe).JPG
IMG_5579 (Niestandardowe).JPG [ 222.22 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Załącznik:
Komentarz do pliku: Przecież mogliśmy zjeść tutaj, było bliżej i przytulniej.
IMG_5588 (Niestandardowe).JPG
IMG_5588 (Niestandardowe).JPG [ 274.59 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Pierwszą otwartą do której udało nam się dojść była Green House Prawn Mee & Loh Mee. Jak się zapewne domyślacie, tak naprawdę było to bardziej niewielkie niż restauracja. Stoliki były pozajmowane, ale w kolejce praktycznie nie czekaliśmy. Natomiast musieliśmy usiąść po za lokalem, co prawda w wyznaczonej przestrzeni, ale jednak dwa lokale dalej. Naturalnie dostaliśmy naszą potrawy do stolika, więc to nie był duży problem.
Posiłek nie wzbudził naszych zachwytów. Już wyprzedzając trochę dalsze nasze losy, kolejne lokale nie były wiele lepsze, właściwie tylko w jednym miejscu zjadłem coś naprawdę dobrego. Niemniej jednak ceny były bardzo niskie, w tym przypadku jakieś kilkanaście PLN od osoby, dlatego absolutnie nie żałuję, że sobie troszkę pochodziłem po tego typu przypadkach.
Załącznik:
IMG_5580 (Niestandardowe).JPG
IMG_5580 (Niestandardowe).JPG [ 277.61 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Załącznik:
IMG_5582 (Niestandardowe).JPG
IMG_5582 (Niestandardowe).JPG [ 276.33 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Występujemy jeszcze do lokalnego supermarketu, w którym niestety nie znajdujemy nic specjalnego. Kupujemy jakieś drobne przekąski, żeby mieć na wieczór jak już zgłodniejemy i nam się nie będzie chciało wychodzić, bo jak typowi starzy ludzie, będziemy już w naszych piżamkach. Dodatkowo należy pamiętać, że nadal mieliśmy problemy z dojściem do siebie po Indiach. W sumie mnie dotyczył chyba w najmniejszym stopni, choć nie przeleżałem plackiem kilkunastu godzin w Kuala Lumpur.
Pogoda niestety nas nie rozpieszczała, było bardzo gorąco, ale też pojawił się deszcz, oczywiście w trakcie naszej podróży powrotnej z restauracji. Po drodze niczego spektakularnego nie zobaczyliśmy. Byśmy zmęczeni i mokrzy od deszczu, bo a nikt nawet nie pomyślał żeby zabrać ze sobą coś przeciwdeszczowego. Przecie wyszliśmy tylko na chwilę dwa lokalu obok coś zjeść, kto wiedział, że zrobiło się z tego pięć kilometrów. Teraz to już wszyscy mnie nienawidzili, a zagrożenie rozwodem w oczach Starej osiągnęło punkt krytyczny. Pewnie można było wziąć taxi lub autobus do hotelu, ale jakoś żadne z nas na to nie wpadło.

Samo miasteczko, bo umówmy się, że mowa głównie o starym mieście, które nie jest ogromne i można je przejść pieszo, jest bardzo klimatyczne, przypomina mi trochę Phuket town. natomiast jest nie tak jak tam więc problem za wy z konserwacja tych budynków na pewno warto było pięknie by to wyglądało gdyby wszystko było Odnowione.
Zanim wróciliśmy do hotelu a zrobiło się już ciemno. Trochę jeszcze pogadaliśmy i udaliśmy się na zasłużony odpoczynek. To już nie te lata kiedy powinniśmy się zbytnio forsować. Dziwna uwaga z mojej strony zważywszy na to co zrobiłem trochę wcześniej.
Załącznik:
IMG_5597 (Niestandardowe).JPG
IMG_5597 (Niestandardowe).JPG [ 312.56 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Załącznik:
IMG_5599 (Niestandardowe).JPG
IMG_5599 (Niestandardowe).JPG [ 276.16 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Załącznik:
IMG_5601 (Niestandardowe).JPG
IMG_5601 (Niestandardowe).JPG [ 216.31 KiB | Obejrzany 541 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 14 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
cron
phpBB® Forum Software © phpBB Group