Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



 [ 32 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 18 Kwi 2024 19:37 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Od ponad dekady lat zbieramy mile, najpierw głównie na lotach, później głównie na kartach kredytowych. W tym czasie wykorzystanie mil stawało się coraz mniej opłacalne i trudniejsze, więc pula nam rosła, a możliwości wykorzystania malały. Ciągle jednak jednym z najlepszych sposobów była wymiana mil na loty United na Pacyfiku. Najpierw chciałem zrobić trasę UA155 potocznie nazywaną Island Hopper z Honolulu do Guam z międzylądowaniami na wielu wyspach Mikronezji. Tym bardziej, że zapaliłem się do odwiedzenia Pohnpei, gdzie znajdują się ruiny megalitycznego miasta Nan Madol. Udawało mi się nawet znaleść dostępność biletów za mile tak by ogarnąć pobyt na Pohnpei na jednym bilecie, ale problemem bardzo długo była zamknięta Japonia. A dlaczego? Bo Guam jest już blisko Azji i to dobra okazja do zrobienia szybkiej podróży dookoła świata. Najpierw planowaliśmy tę podróż zrobić bez dzieci, ale wychodziło, że potrzeba minimum 2tygodni i to biegiem. Po tym jak dobrze dzieci zniosły podróż do Meksyku uznaliśmy, że poradzą sobie także z tym i wtedy możemy spokojnie wydłużyć wyjazd do 3tygodni.
By domknąć trasę najlepiej jest kupić jeden bilet open-jaw który umożliwia dolot do USA i powrót z Azji lub odwrotnie. Takie bilety czasem da się kupić w dobrej cenie w liniach SAS, ale znalazłem też w świetnej cenie z LOT: do Los Angeles i powrót z Japonii lub odwrotnie. Czekałem więc grzecznie od środka pandemii aż świat się otworzy, ale Japonia jakoś nie chciała. Zacząłem szukać alternatyw i zauważyłem, że podobnie dobre ceny są gdy Tokyo zastąpi się Seulem. Co prawda to wyklucza zimowe miesiące, ale daje możliwość stosunkowo tanich lotów pomiędzy Seulem, a Guam lub Saipan liniami Jeju Air. I tu znowu trafiłem na problem z zgraniem lotów. Bo tanie loty w LOT (za 2000zł i to z wylotem i powrotem do Poznania) oraz odcinki za mile muszę rezerwować z dużym wyprzedzeniem, a rozkłady Jeju Air powstają z niewielkim wyprzedzeniem - zbyt ryzykowne. Czekałem zbyt długo i moja upatrzona wcześniej okazja w LOT została w 2022 nagłośniona w fly4free co spowodowało, że na początku 2023 LOT zmienił sposób naliczania taryf na takiej trasie i przestały one być tanie. Odpuściłem na kilka miesięcy, gdy nagle na forach okazało się, że nadal się da, pod warunkiem podwójnego open-jaw z wylotem lub powrotem do któregoś z europejskich lotnisk. Szybko sprawdziłem dostępności biletów za mile w kilku wariantach, ceny noclegów i samochodów. Prawie wszystko pasowało.. najem samochodów wreszcie potaniał i to mocno. Planowana trasa ewoluowała przez kilka dni aż w końcu kupiliśmy w LOT trasę POZ-WAW-LAX z powrotem NRT-WAW-AMS, zakładając, że uda się nawet zwiedzić Amsterdam.
Wybrałem loty w tę stronę, bo zmiany stref czasowych są łatwiejsze do przystosowania i łatwiej uniknąć nocnych lotów.
Tego samego dnia kupiłem też bilety za mile z Honolulu przez Guam na Saipan oraz z Saipan przez Guam i Nagoję na Okinawę. Nie ma już odwrotu ;) Na Hawajach poza Oahu chcemy odwiedzić także najmniej komercyjną dużą wyspę i idealnie pasują nam bezpośrednie loty z Los Angeles do Kona - akurat jest promocja w liniach Hawaiian, ale na nasze daty bilety są drogie, kupiłem jednak lot z Kona do Honolulu. Po kilku tygodniach czekania zacząłem już wątpić i rozpatrywać przelot za mile, ale szczęście nam dopisało i idealnie pasujący nam lot z Los Angeles do Kona udało się kupić w Hawaiian po 300zł za osobę.
Równolegle powoli rezerwowałem noclegi i samochody ciesząc się, że już listopad i żadne zmiany rozkładowe nie psują planów. No i stało się. Lot rok wcześniej zamknął połączenie do Los Angeles na zimę, ale zrobił to już w sierpniu. Myślałem, że to zamyka sprawę, ale widocznie tej zimy o tym zapomnieli i zamknęli po cichu dopiero w listopadzie. Wiem, że LOT niechętnie dogaduje się z pasażerami w takich przypadkach i rzeczywiście po pierwszych rozmowach z konsultantami osiągnąłem nic. Twierdzą (wbrew przepisom), że należy mi się albo zmiana terminu na wiosnę lub lato, albo zwrot biletu. Jedno i drugie jest dla mnie nie do zaakceptowania, bo mam już kupione inne loty. Poważnie rozpatruję kupno podobnych biletów za znacznie większą kwotę i później dochodzenie swoich praw w sądzie. Na konsultantach nie robi to wrażenia, ale każdy kolejny mówi mi coś innego. Wreszcie po około 4-5h rozmów przy chyba 7-mym konsultancie dostaję propozycję zmiany trasy na POZ-WAW-Chicago-LAX. Dla mnie oznacza to nocleg w Chicago, ale zgadzam się, bo nie mam innego wyjścia. LOT musi mi wydatki na hotel zwrócić, ale widząc podejście do klienta spodziewam się problemów i biorę najtańszy hotel.
Niestety 3 tyg przed wylotem LOT odwołuje nasz lot do Chicago, pamietając przejścia po odwołaniu LAX jestem pełen obaw. Tym razem jednak bez problemu zmieniają nam trasę z przesiadką w Nowym Jorku. Problemem jest jednak nocleg, bo z tak małym wyprzedzeniem hotel kosztuje tam 2x więcej niż w Chicago. Odzyskanie pieniędzy za nocleg będzie ciezkie. Ostatecznie trasa wygląda tak:

Image

Chwilę później zaczynamy remont i musimy się na ten czas wyprowadzić. Zajmuje nas to na tyle, że nie ma już czasu na przygotowania ;) ESTE robimy niemal w ostatniej chwili. Wylot mamy po południu, więc tego dnia jeszcze pracuję, a przynajmniej się staram. W Warszawie mamy bardzo krótką przesiadkę, do gejta dochodzimy gdy kolejka wsiadających jest już krótka - i to pomimo, że samolot z Poznania był bez opóźnienia i podjechał pod rękaw.
To lot operowany przez Air Belgium, czyli najlepszy samolot w obecnej flocie LOT:

Image

Leciało się fajnie i jakoś szybko. Pewnie dlatego, że pierwszy raz od 1,5 miesiąca nie zajmujemy się planowaniem lub nadzorowaniem remontu. Po przylocie formalności i dojazd lotniskową kolejką do hotelu zajmują nam zaledwie około 30min - docieramy na miejsce około 21:00 czasu lokalnego. Jest dosyć zimno, jeszcze dzień wcześniej było sporo śniegu.
Dzieci mocno wkurzone, bo są w NY, a nic nie zobaczą (choć na razie znają tylko to co było w Kewinie).

Lot na LAX mamy o 8:00. Jetlag pomaga nam rano wstać. Śniadanie dostajemy w torbach na drogę. Blue Jet lata z terminala 5, więc zdażyłem jeszcze zwiedzić lobby hotelu TWA. To stary terminal, ciekawa architektura z przełomu 50-60tych:

Image

Image

Image
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży


Ostatnio edytowany przez rob_sad 11 Maj 2024 20:51, edytowano w sumie 2 razy
Góra
 Relacje PM off
33 ludzi lubi ten post.
oskiboski uważa post za pomocny.
 
 
#2 PostWysłany: 24 Kwi 2024 13:28 

Rejestracja: 12 Paź 2016
Posty: 435
Loty: 92
Kilometry: 176 826
niebieski
Świetna trasa. W jakim wieku dzieci?
Góra
 Relacje PM off  
 
#3 PostWysłany: 07 Maj 2024 12:39 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Dzieci w wieku 6 i pół oraz 10 lat. Musiałem zrobić przerwę, bo kolejny wypad był i musiałem zrobić przerwę w pisaniu.

Wracając do przesiadki, czekamy na nasz lot. Zdążyło się zrobić jasno.

Image

Po starcie mamy fajny widok na Manhattan. Nic już chyba nie lata bliżej.

Image

JetBlue to linie z dobrą opinią. Na pokładzie jest darmowy internet dla wszystkich, beż żadnych limitów i całkiem sprawnie chodzi. Jest też coś w rodzaju szwedzkiego stołu z przekąskami i napojami. Ekrany z fajnym systemem rozrywki. Podróż upływa szybko i przyjemnie, choć przez większą część trasy chmury zasłaniają ziemię. Rozjaśnia się dopiero w okolicach Wielkiego Kanionu:

Image

Los Angeles jest mocno zamglone, może to smog. Po lądowaniu już chce nam się spać, jetlag robi swoje. Jest dopiero niewiele po 11:00, wg. pierwotnej rezerwacji z lotem bezpośrednim LOT mieliśmy być dopiero 3h później więc zyskaliśmy trochę czasu.
Czytając o potwornych kolejkach w wypożyczalniach samochodów długo się zastanawiałem gdzie rezerwować. Ostatecznie uznałem, że trochę dopłacę do Hertza, który ma lepsze opinie niż Budget i mniej relacji z stania w wielogodzinnych kolejkach (choć Budget jest bliżej). Ruch na lotnisku był jednak niewielki, więc i wypożyczalniach raczej pusto. Myślę, że we wszystkich nie było kolejek, pewnie kwestia pory dnia. Wybieramy jakiegoś Nissana i ruszamy.

Image

Wszyscy są głodni, a jedyne miejsce które w okolicach LAX kojarzę to In-N-Out Burger, więc tam jedziemy. Jest spora kolejka, także do parkingu, Na szczęście idzie poszło szybko. Wszystkie znane u nas sieciowe fast foody są w US słabe, ale tutaj burgery są bardzo dobre, a dodatkowo mamy widok na lądujące samoloty:

Image

Image

Powszechnie wiadomo, że Los Angeles nie jest pięknym miastem. Nigdy bym się tu nie wybrał jako do miejsca docelowego na zwiedzanie, nawet po drodze trochę szkoda czasu na dłuższy stop. Ale tym razem potrzebowałem miejsca które nie musi być atrakcyjne, bo głównie chodzi o przetrwanie pierwszych dni z sporą różnicą czasu - Los Angeles pasuje na to idealnie.
Żeby więc utrzymać dzieci na wysokich obrotach przynajmniej do popołudnia zaczynamy od California Science Center. Już przy parkingu widać A-12 (prototyp dla późniejszego SR-71):

Image

Image

Image

Wstęp jest darmowy, ale płaci się za parking (jedna stawka za cały dzień - 15usd). Główną atrakcją tutaj jest prom kosmiczny Endeavour i przyznam, że cieszyłem się, że go zobaczę. Niestety pechowo prom został zamknięty w magazynie na początku stycznia, a ja tę informację przegapiłem (zajęty już wyłącznie planowaniem remontu).
Przyznam, że poczułem się zawiedziony, a tak dokładniej to bardzo mocno się wkurzyłem. Na szczęście tylko mnie tak to dotknęło, dzieciom nie robi to różnicy i są zadowolone. Ekspozycja i tak jest niezła, podoba mi się bardziej niż warszawski Kopernik. Jest sporo kosmicznych eksponatów, ale część przyrodnicza też jest fajna.

Image

Poniżej prosty sumulator lotu promem kosmicznym. Wsiadają 2-4 osoby i strasznie nimi trzęsie ;)

Image

Trwa już rozbudowa. Gdy się skończy prom będzie w pionowej pozycji startowej przymocowany do oryginalnego zbiornika. Na zdjęciu powyżej widać na ścianach fotorelację z przejazdu zbiornika z portu do California Science Center. Na razie na zewnątrz jest tylko mock promu. Co za pech...

Image

Zostało nam sporo czasu, jedziemy więc jeszcze do centrum, które jest stosunkowo blisko. Dopiero teraz rozumiem, czym są te słynne korki na tutejszych drogach - bardziej stoimy niż jedziemy, dzieci zasypiają. Jestem pozytywnie zaskoczony uprzejmością kierowców, wszyscy prowadzą bardzo bezpiecznie. Gdy tylko włączę kierunkowskaz od razu mam miejsce by zmienić pas, dokładnie odwrotnie niż u nas.

Image

Centrum z samochodu wygląda całkiem ok:
Image

Dla mnie najciekawszym obiektem wartym zobaczenia jest tu Walt Disney Concert Hall projektu Franka Gehrego. Wygląda jak kopia Muzeum Guggenheima w Bilbao które powstało wcześniej.

Image

Dla pieszego centrum Los Angeles to dramat. Nie widać tu ludzi, a wręcz ci których widać są w większości dziwni.

Image

Image

Wracamy w okolice lotniska, gdzie mamy hotel. Na drogach korki chyba nawet większe.

Image

Mamy problem z płatnością kartą PKO, ale Revolutem idzie bezproblemowo. Hotel jest taki sobie, ale pokój bardzo duży. Szybko zasypiamy. Plan na jutro pewnie powstanie rano przed śniadaniem.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
 
 
#4 PostWysłany: 07 Maj 2024 16:00 

Rejestracja: 17 Sie 2011
Posty: 251
Loty: 170
Kilometry: 220 805
niebieski
czekam na kolejne części!
Góra
 Relacje PM off
rob_sad lubi ten post.
 
 
#5 PostWysłany: 07 Maj 2024 16:06 

Rejestracja: 07 Lut 2013
Posty: 2689
złoty
@rob_sad "problem z płatnością kartą PKO" niech zgadnę - Visa Infinite? ;)
Góra
 Relacje PM off
rob_sad lubi ten post.
 
 
#6 PostWysłany: 07 Maj 2024 22:42 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Oczywiście, że infinite. Ale z drugiej strony kilka dni temu płaciłem tą kartą na zadupiu w Zambii i to zbliżeniowo. Transakcja przeszła bez jakichkolwiek problemów.

Gdy rano wstajemy okazuje się, że pogoda jest gorsza niż w prognozach. Miało być bardziej słonecznie, a jest jak w Polsce w listopadzie. Po śniadaniu nie widać poprawy. Zaczynamy od pobliskiej siedzimy Space X, by zobaczyć Falcona 9 na żywo:

Image

Jest większy niż się spodziewałem. Warto podjechać by go zobaczyć.

Image

Później jedziemy do Venice. Nie ma żadnego problemu z parkowaniem na publicznych stanowiskach wzdłuż ulic. Może to kwestia pogody, ale wszystko wygląda biednie, brudno, wręcz żałośnie.

Image

Image

Jedziemy dalej na molo Santa Monica. Tu zatrzymujemy się na piętrowym parkingu. Ludzi jest sporo, ale w sumie nie wiem dlaczego.

Image

Zrobiliśmy spory spacer, a i tak udało się wrócić do samochodu jeszcze w okresie darmowego postoju.
Dalej pojechaliśmy w ciemno. Przez wypełnione drogimy butikami ulice Beverly Hills i słynnymi palmowymi alejami obok dużych i drogich kiczowatych domów, aż na wzgórza gdzie robi się już bardziej klimatycznie. Z rozpędu podjechaliśmy pod dawny dom Polańskiego na Cielo dr, bo kiedyś zaznaczyłem go na mapie google i zapomniałem co to.
Pierwotnie w planie było muzeum Getty, ale przegapiliśmy czas na rezerwacje i zostanie na inną wizytę. Mulholland Dr jedziemy na wschód. Ta okolica ma prawo się podobać, ale dziś jest szaro i mgliście. Słabo do zdjęć. Dojeżdżamy do Hollywood. Już chciałem wjechać do nietaniego parkingu podziemnego, ale akurat ktoś wyjeżdżał z parkingu na ulicy i zostawił nam jeszcze opłacony automat. Przyjechaliśmy tu tylko dla formalności, bo wiem, że to niefajne i kiczowate miejsce, ale głupio być blisko i nie zobaczyć.

Image

Image

Stajemy na szybki obiad w którymś z fast foodów, a potem przejeżdżamy jeszcze przed bramą Paramount Pictures. Pogoda zaczyna się poprawiać. Gdy dojeżdżamy do parkinu u stóp wzgórz Griffith Park jest już ładnie i słonecznie. Parking jest już prawie pełny, a dojazd zaczyna się korkować.
Zwiedzamy szybko obserwatorium, które jest całkiem fajne. Miejsce znane z wielu filmów.

Image

Gdzieś tam gdzie stoi żółta taksówka z przyszłości przybył pierwszy Terminator ;)

Image

Widoki są fajne, ale nadal jest mgliście.

Image

Idziemy dalej na wzgórza. Ilość ścieżek spacerowych jest spora. Im dalej tym lepsze widoki.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Zrobiliśmy sporą trasę, a na koniec jeszcze oglądaliśmy akcje ratunkową z śmigłowcem, bo komuś coś się stało na ścieżce którą właśnie przeszliśmy. Wracamy do hotelu szybko, bo dziś (w sobotę) korki znacznie mniejsze.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
 
 
#7 PostWysłany: 08 Maj 2024 00:40 

Rejestracja: 15 Sty 2011
Posty: 8966
HON fly4free
Co do Manhattanu - to jak najbardziej dużo bliżej lata. Sam robiłem kiedyś (parę lat temu) fenomenalne podejście na rejsie AC z YYZ nad M i Central P. do LGA. Generalnie nad M. latają wiśnie samoloty lądujące na LGA.
Góra
 Relacje PM off
jaco027 lubi ten post.
 
 
#8 PostWysłany: 08 Maj 2024 05:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 11 Sty 2012
Posty: 4843
platynowy
Fajna relacja, jak zwykle. Ale co do Venice: a) bardzo nie trafiliscie z pogoda - zabrala z 80% funu tego miejsca, b) "to" miejsce jest tu: https://maps.app.goo.gl/McL5SKTqv8W4z4vR7
Spacer w dobra pogode po kanalach "robi robote" :-)
rob_sad napisał(a):
...Później jedziemy do Venice. Nie ma żadnego problemu z parkowaniem na publicznych stanowiskach wzdłuż ulic. Może to kwestia pogody, ale wszystko wygląda biednie, brudno, wręcz żałośnie.....

rob_sad napisał(a):
...Jedziemy dalej na molo Santa Monica. Tu zatrzymujemy się na piętrowym parkingu. Ludzi jest sporo, ale w sumie nie wiem dlaczego....

Koniec route 66 :-)
A powaznie, prawie zawsze jest tam sporo ludzi.
_________________
navigare necesse est
Image
Góra
 Relacje PM off  
 
#9 PostWysłany: 08 Maj 2024 19:54 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
jaco027 napisał(a):
Fajna relacja, jak zwykle. Ale co do Venice: a) bardzo nie trafiliscie z pogoda - zabrala z 80% funu tego miejsca, b) "to" miejsce jest tu: https://maps.app.goo.gl/McL5SKTqv8W4z4vR7
Spacer w dobra pogode po kanalach "robi robote" :-)

Nie no w "tym" miejscu byliśmy.
Image
Zaraz obok mieliśmy zaparkowany samochodu. W kanałach było mało wody i ani to wyglądało dobrze, ani nie pachniało fiołkami ;)
Jak widać po zarośniętym dnie to woda już od dawna niedomaga.

Żeby nie być tak surowym dla LA to fajnie mi się tam jeździło samochodem. Korki nie były mocno uciążliwe, kierowcy są bardzo mili, każdy każdego wszędzie wpuszcza. Zero spięć na drogach - dokładne przeciwieństwo PL. Nie miałem też nigdzie problemów z parkowaniem. Bardzo podobał mi się Griffith Park.

Rano po śniadaniu pakujemy się, bezproblemowo oddajemy samochód i jedziemy na lotnisko. Pogoda nadal jest fatalna, więc nic nas tu nie trzyma. Główną rolą Los Angeles było przestawienie się na nowy czas. Zwiedzanie to tylko dodatek. No i wolę złą pogodę tutaj, a ładną na wyspach na pacyfiku (jeśli mógłbym wybierać). Lecimy Hawaiianem na dużą wyspę na lotnisko Kona. Hawaiian lata z terminala Tom Bradley co mnie cieszy, bo znam go tylko z przylotów. Zwiedzania mam aż nadto, bo nasz gejt jest na samym końcu pirsu satelitarnego, dalej już się nie da. By nie zajechać dzieci dajemy się namówić w podziemnym korytarzu na przejazd elektrycznym samochodzikiem. Dzieciom się podoba i pytają dlaczego wszystkie te samochodziki prowadzą kobiety. W sumie mają racją i to dobre pytanie. Po chwili namysłu odpowiadam, że żaden facet by nie zniósł tak nudnej pracy i skończyłoby się wyścigami, i pewnie regularnym rozwalaniem pojazdów (i pasażerów). Miało zabrzemieć jak żart, ale potem sobie myślałem, że to całkiem prawdopodobna koncepcja.
W tym terminalu i chyba na całym lotnisku LAX nie ma żadnego salonika akceptującego Priority Pass. W terminalu satelitarnym jedynym ciekawym miejscem jest sklep Lego. Nuda.

Image

Image

Image

Po starcie w idać, że pogoda fatalna

Image

Mamy chyba najtańsze możliwe bilety, więc system sam przydzielił nam miejsca. Mi przypadło miejsce nieco dalej od dzieci więc mam okazję odpocząć. Hawaiian chyba jako jedyny w lotach Hawajskich ma jeszcze jakiś darmowy catering na pokładzie, ma też darmowy bagaż podręczny co tam już od dawna nie jest standardem. Podróż upływa miło, choć chyba przez wiatry łapiemy z pół godziny opóźnienia.
Na podejściu mamy fajny widok na Maui i masyw Haleakala:

Image

Po lądowaniu obsługa samolotu przebiega błyskawicznie, bardzo szybko jesteśmy w terminalu. Jest kameralny, malutki i egzotyczny. Super.

Image

To zachodnia, czyli sucha część wyspy. Czuję wreszcie radość wdychając czyste powietrze i widząc piękne słońce i ciepłe kolory dookoła. Tu najpierw miałem rezerwację samochodu w Budget, ale zniechęcił mnie często pojawiający się w recenzjach motyw dodatkowej opłaty za pojedyńcze ziarenka piasku na wycieraczkach. Z czasem gdy samochody taniały zmieniłem rezerwację na Alamo, bo ma dobre opinie i to wypożyczalnia najbliżej terminala. Da się szybko dojść i nie trzeba czekać na shuttle. Idziemy więc przez pola zastygłej lawy i realizuje się mój scenariusz, bo dochodzimy tam przed jakimkolwiek busem z terminala.

Image

Odbieramy samochód błyskawicznie. Z kilku dostępnych suvów w oczy rzuca się jeden prawie nowy Tucson z świetnym wyposażeniem, ładną białą skórą we wnętrzach i napędem na 4 koła. Wzieliśmy go bez namysłu, a córka od razu nadała mu imię.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
 
 
#10 PostWysłany: 09 Maj 2024 10:33 

Rejestracja: 09 Lut 2015
Posty: 195
Loty: 424
Kilometry: 583 451
niebieski
Super zdjęcia, jak zawsze. Też ostatnio w Konie brałem auto z Alamo i bylem bardzo zadowolony, w szczególności błyskawiczną obsługą. A sam terminal tam sprawia, że po przylocie od razu czujesz, że jesteś w raju :)
Góra
 Relacje PM off  
 
#11 PostWysłany: 09 Maj 2024 17:36 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Po wyjechaniu z lotniska robimy jeszcze zakupy w najbliższym sklepie by mieć co jeść i pić. Zachodnia część wyspy jest sucha i słoneczna. Wzdłuż dróg jest zielono, ale dalej sucho. Ta góra w osi drogi to Hualālai - maluszek na tle 2 tutejszych gigantów, ale i tak ma nieco ponad 2500m npm.

Image

Image

Tu jest drożej, bo tu są kurorty. My kurortów nie lubimy więc czeka nas długa droga do wschodniej części wyspy, w okolice miasta Hilo, a nawet trochę dalej za Keaau. Hilo to najbardziej mokry wschód, najtańsze noclegi, ale dla nas znaczy to dziką zieleń i najlepiej zachowane dawne Hawaje. Pomiędzy lotniskiem Kona, a Hilo droga na mapie jest bardzo prosta, ale prowadzi pomiędzy szczytami dwóch ogromnych wulkanów: Mauna Kea i Mauna Loa. To wulkany tarczowe, więc o łagodnych zboczach i dzięki temu pomimo, że przełęcz przekracza 2000m npm to podjazd jest całkiem łagodny. Im wyżej wjeżdżamy tym fajniejsze widoki i zmienia się roślinność. Góra którą widać nieco po prawej od osi drogi to już Mauna Kea i ma ponad 4200m.

Image

Cały czas jest piękna pogoda, ale na przełęczy widać pierwsze zamglenia. Spodziewam się, że zjazd po stronie wschodniej będzie już w gęstych chmurach i rzeczywiście trafiamy na prawdziwą ścianę mgły. Wygląda jak nadchodząca burza piaskowa. To wilgotne powietrze wspinające się na przełęcz, gdzie w wyniku spadku ciśnienia i temperatury wykrapla się nadmiar pary wodnej. Normalne zjawisko na wszystkich wyspach hawajskich (i nie tylko).

Image

Image

Image

Gdy wjeżdżamy w ten obłok zaczyna padać deszcz, ale na dole w Hilo nie jest już tak źle:

Image

Hilo to drugie Po Honolulu największe miasto Hawajów, ale nie czuje się tego, bo różnica w rozmiarze pomiędzy tymi miastami jest ogromna.
Noclegów w tej okolicy jest sporo i ich ceny są bardzo przystępne. Długo szukaliśmy czegoś fajnego, by lepiej zapamiętać pobyt. Mamy w tej okolicy zarezerwowany cały duży dom i to taki otoczony przyrodą i w duchu Aloha.

Image
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
 
 
#12 PostWysłany: 10 Maj 2024 07:24 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
W nocy oczywiście padało i to całkiem mocno. Nasz domek z zewnątrz jest niepozorny. Ale wnętrza są dopieszczone. Mamy mały salonik na parterze, a na piętrze duży salon z kuchnią, osobną jadalnie, 2 sypialnie. Właścicielka jest z nim bardzo zżyta i w sumie szkoda, że się z nią nie widzieliśmy.

Image

Image

Nadal budzimy się wcześniej, bo do czasu z Los Angeles dodaliśmy dodatkowe 2h różnicy czasu.
Przed wschodem słońca dookoła domu widać dzikie świnie i dzikie kury (na Hawajach to norma) córka jest zachwycona.
Lokalizacja to sam koniec jednej z naprawdę podrzędnych dróg. Dalej na południe jest kilka kilometrów dzikiej zieleni.

Image

Zaczynamy od przyjazdu do Hilo i zakupów. Podjechaliśmy do pierwszego lepszego większego marketu by uzupełnić zapasy i niestety straciliśmy tam aż 1h, bo wszystkim puściły hamulce w kwestii listy zakupów.

Image

Jedziemy na chwilę na nabrzeże do Liliʻuokalani Gardens. W tle widać jak powoli (ale skutecznie) podnosi się teren.

Image

Image

Potem jeszcze Tęczowy wodospad:

Image

Jedziemy na północ. Krajobrazowo jest świetnie, sporo słońca, czasem lekko za chmurami, ale jak na wschodnią część wyspy to jest pogoda raczej z tych lepszych. Skręcamy w głąb lądu w górę do wodospadu Akaka. Wstęp jest płatny, ale udaje nam się uniknąć płatnego parkingu, bo przed szlabanem akurat zwalnia się miejsce na darmowym. Zdecydowanie warto zobaczyć ten wodospad. Akurat wychodzi słońce zza chmur i jest tak kolorowo, że mózg nie ogarnia:

Image

Image

Tu widać, że automatyka telefonu też nie ogarnia kolorów:

Image

Dojście do wodospadu z parkingu prowadzone jest wygodną ścieżką. Powrót można zrobić inną dłuższą trasą, która bardziej "zanurza" się w dżunglę.

Image

Miasteczko Honomu po drodze i fajna stara zabudowa:

Image

Laupāhoehoe Lookout gdzie stajemy na chwilę:

Image

A potem zjazd z głównej drogi w mieście Honokaa:

Image

Roślonność jest tu już mniej tropikalna, przypomina nieco Nową Zelandię lub Azory.

Image

Dojeżdżamy do punktu widokowego na świętą dolinę Waipiʻo. To pierwsze miejsce gdzie widać turystów.

Image

Dolina jest ważnym miejscem w kulturze dawnych mieszkańców wyspy. Chyba 2 lata temu zamknięto drogę pozwalającą zjechać na dno doliny i pewnie już na stałe. W głębi jest piękny wodospad, ale tu nie mamy czasu na większe spacery. By jechać dalej trzeba się mocno cofnąć, aż do miasteczka Honokaa

Image

Dojeżdżamy do miasta Waimea, jest już nieco bogatsze, więcej turystów i stadniny koni.

Image

Docieramy do visitor center Pu'ukohola Heiau. Ruin świątyni sprzed kilku wieków, ważnej dla historii Hawajów.

Image

Image

Tu jest już totalnie sucho i bardzo gorąco.
Zaglądamy tylko na pobliski Spencer Beach Park. Jest ładnie, zielono i sporo cienia:

Image

Coś nas jednak pokusiło by pojechać dalej i tak trafiliśmy na plażę Hapuna

Image

Tu jest bardziej komercyjnie, mniej kameralnie, mniej zieleni i widać zabudowę kurortów. Dzieci chcą jednak posiedzieć w wodzie, więc przerwa. W oddali nad chmurami widać szczyt wulkanu Haleakala na wyspie Maui:

Image

Z czasem przychodzi wielka chmura i zasłania słońce. To znak by jechać dalej. W pobliżu są stanowiska petrolifów (Waikōloa) i stajemy by ich poszukać. W rzeczywistości to dzikie niewielkie placki zastygłej magmy otoczone luksusowymi polami golfowymi. Zostawili je bo musieli i to widać, że im to nie pasuje. Brak jakichkolwiek sensownych tablic informacyjnych i znaków gdzie iść.

Image

Skrótem wspinamy się z znanej nam z wczorajszego przejazdu przełęczy pomiędzy wulkanami, gdzie skręcamy w stronę szczytu Manua Kea. Bez problemu da się dojechać szybko do Visitor Center na wysokości nieco ponad 2800m npm. Tam można iść na spacer, kupić jakieś pamiątki, pooglądać ekspozycję. Da się wjechać samochodem na sam szczyt, wymagany jest napęd na 4 koła i taki samochód mamy. Ale są też restrykcję dla dzieci i poniżej pewnego wieku nie wolno. Ocena jest raczej subiektywna, ale córka ma dopiero 6 lat i z cała pewnością jej nie wpuszczą. Mamy tez za mało czasu aklimatyzację i prawidłowy powolny wjazd.
To punkt kontroli. Zachód słońca już niebawiem, na drodzę w górę widać sznur samochodów.

Image

My chcąc przed zmrokiem dojechać do domu, zjeżdżamy w doł. Klasycznie po wschodniej stronie przełęczy same chmury:

Image

Image

Image

Image

Nad nami już chmury a za nami zachodzące słońce w prześwicie pomiędzy chmurami, a przełęczą:

Image

Dojeżdząmy na kolację:

Image

Udało się zrobić dziś kółko dookoła północnej części wyspy. Poszło łatwiej niż się spodziewałem, ale utwierdzam się w przekonaniu, że zdecydowanie najciekawsza jest wschodnia strona wyspy.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
16 ludzi lubi ten post.
 
 
#13 PostWysłany: 11 Maj 2024 13:48 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Pozwoliliśmy sobie odpocząć rano. Dzieci nie mają już większego problemu z jetlagiem, ale nadal wstają nieco wcześniej, mają więc relaks.

Image

Później oglądanie zwierząt przez okna i spacerek po okolicy. Wyruszamy dopiero po 10:00, dziś pierwszy cel to Park Narodowy Wulkanów. Visitor Center to spory budynek, spora ilość map i ważnych infromacji. Pamiątki są drogie, ale książki już nie.
Najpierw podjechaliśmy do najbliższego punktu widokowego na kalderę Kilauea.

Image

Ale pojawiły się ciemne chmury i gdy zaczeło lekko padać zmieniliśmy plan. Jedziemy szybko do jaskinii lawowej Nahuku. Jest tam niewielki parking, który zwykle jest całkowicie zajęty co korkuje przejazd. Mamy szczęście i nie ma kolejki, akurat zwalnia się miejsce. Do jaskini prowadzi krótki szlak, deszcz nawet pasuje do gęstej zielonej roślinności. Przy wejściu jesteśmy sami:

Image

Jaskinie lawowe powstają jako naturalne "rurociągi" którymi płynie lawa. Przy większym potoku lawy najpierw zastyga lawa na obwodzie, a gorący nurt płynie środkiem. Gdy potok ustaje wewnątrz zostaje nico pustej przestrzeni, a potem erozja udrażnia kanał. Jaskinie jest niewielka, gdy pojawia się jakaś większa wycieczka robi się ciasno więc uciekamy.
Akurat nie ma żadnej aktywności z płynącą lawą, szkoda, bo wtedy skupilibyśmy się na tym. Alternatywnie bardziej odważny plan zakładał, że na piechotę pójdziemy krawędzią bocznego krateru Iki, aż do styku z głównym Kilauea, a potem wrócimy dnem krateru Iki - to razem około 6km. To nie jest duży dystans, ale przy złej pogodzie nic przyjemnego. Pomimo lekkiego deszczu ruszamy szlakiem. Chwilę później trafiamy na pierszy punkt widokowy na krater Iki:

Image

Skale widać na zdjęciu z szlakiem po którym ktoś idzie. A to i tak niewielki krater.

Image

Chwilę później zaczyna wychodzić słońce i szybko robi się cieplej.

Image

Image

Image

Tu w oddali widać duży główny krater Kilauea:

Image

Schodzimy na dół, tam słońce staje się uciążliwe:

Image

Różne partie krateru mają różną nawierzchnię. Część wygląda jak połamane kry lodowe, część jak zastygłe bąble.

Image

Erozja pomaga roślinom kruszyć skorupę:

Image

Widok z wchodniej ściany krateru na zachód, wzdłuż najdłuższej średnicy krateru - to nieco ponad 2km:

Image

Powoli wchodzimy w górę

Image

Image

Image

Wracamy jeszcze na pozostałe punktu widokowe na krater Kilauea.

Image

Image

Zastanawiałem się, czy cały dzień poświęcić na park i jechać jeszcze na pustkowia zastygłej lawy na południowy-wschód w stronę brzegu, czy zobaczyć czarną plażę Punalauu, która jest dalej, ale czas dojazdu będzie podobny.
Wybieramy plażę, to najbardziej wysuniety na poludnie skraj wyspy do ktorego dotarliśmy. Woda jest zimniejsza niż po zachodniej stronie wyspy, pomimo, że nie to już obszar bardziej suchego klimatu.

Image

Image

Image

Na zachód słońca i jakieś jedzenie wracamy do Hilo w pobliżu naszego noclegu:

Image

Image

Akurat odpływał ogromny statek wycieczkowy (następnego dnia widzimy go w Kona).
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
 
#14 PostWysłany: 12 Maj 2024 13:57 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
To nasz ostatni poranek tutaj. Z żalem się pakujemy. Ostatnia kawa na tarasie.

Image

Image

Po raz trzeci pokonujemy przełęcz. Tym razem od wschodu, widać niewielkie kopce po lewej, to wygasłe kominy boczne:

Image

Przed wylotem zwiedzamy jeszcze miasto Kailua-Kona. Na początku XIXw. to była pierwsza stolica Królestwa Hawajów, wcześniej na wyspach istniało wiele różnych małych królestw które ciagle toczyły ze sobą spory. W samym centrum, nad brzegiem w oczy rzuca się Hulihe‘e Palace - to letnia rezydencja rodzniny królewskiej z tamtych czasów:

Image

Obok znajduje się niewielka plaża:

Image

Image

Miasto jest malutkie i na tle Hila ma charakter raczej mocno rozrywkowy: sklepiki, knajpy itp:

Image

Image

Zostaje nam bardzo niewiele czasu do odlotu. Jeździło się tak fajnie, że żal mi oddawać ten samochód.
Znowu zyskaliśmy na czasie nie musząc czekać na shuttle do terminala.

Image

Byłem w 2018 na Hawajach i miałem wtedy pecha z pogodą. Odwiedziłem wtedy Maui i Kauai i to chyba też nie były najlepsze wyspy. Szczególnie Kauai traciło w chmurach i bez słońca, bo szczyt Haleakala na Maui pewnie bez względu na pogodę i tak często wystaje ponad chmury. Później doczytałem, że trafiliśmy wtedy na pogodowe konsekwencje el nino: po długim okresie bez deszczu (dlatego było mniej zielono) trafiliśmy na początek okresu chmur i deszczy, który skończył się później powodziami. Nie tylko było bardzo pochmurnie, ale mocno wiało i było chłodno.
Liczyłem teraz na coś lepszego i nie zawiodłem się. Wylatuję z wielkim niedosytem, chętnie objężdżałbym dużą wyspę jeszcze przez kilka dni. Zdecydowanie najbardziej podobał mi się zielony obszar od Parku Wulkanów na północ, aż za wodospad Akaka. Chętnie jednak wjechałbym na Mauna Kea, choć pominięcie tego nie boli mnie tak jak zniknięty prom kosmiczny Endeavour w LA.
Nie mam obycia z milami i straciłem rachubę, dopiero mając wolny czas na lotnisku przeliczyłem, że przejechaliśmy tu ponad 900km. Byłem zaskoczony, bo w ogóle tego nie czułem.
Nasz samolot ma niewielkie opóźnienie. Ale w końcu jest, nietypowy u nas, a tutaj codzienność: B717:

Image

Zaraz po starcie widok na lotnisko. Wszystko to co czarne to zastygła lawa:

Image

Z większej wyskości fajnie widać szczyt Mauna Kea:

Image

Kilka-kilkanaście minut później mijamy owiniętą chmurami Maui z wystającym czubkiem Haleakala:

Image

Wyspa Lanai (o której praktycznie nic nie wiem) wystaje trochę spod chmur:

Image

Aż wreszcie Oahu.

Image

Lądujemy z odległym widokiem na Waikiki i Diamond Head.

Image

Lotnisko w Honolulu to moloch. Dolecieliśmy w 30min, a drugie tyle potrzebowaliśmy na dotarcie do stanowisk wypożyczalni samochodów. Tu dla odmiany Sixt.
Nie ma żadnej kolejki po samochody. Wszystko przebiega błyskawicznie. Samochód już czeka.
Na Oahu mamy Mustanga. Tutaj pożyczenie czegoś takiego kosztuje tyle ile inne innego samochodu, wiec taki eksperyment dla zabawy. Dzieci najpierw zachwycone, ale szybko zmieniły zdanie jak wsiały na tylną kanapę (ciasno). Później znowu zmieniły zdanie jak otworzyliśmy dach.

Image

Pierwszy cel to sklep spożywczy i jakieś jedzenie. Jednak gdy tylko wyjechaliśmy zaczeło podac, Cała południowa strona wyspy w chmurach, a za koroną gór na północ widać, że świeci tam słońce. Szybka decyzja by jechać w ciemno za słońcem.

Image

Zakupy robimy w Kailua, a potem jedziemy do pobliskiej burgerowni coś zjeść.

Image

Wiem, że Kailua-Lanikai to całkiem fajne plaże, więc nie marnujemy czasu. Nie wiadomo jaka pogoda będzie jutro. Jedziemy przez dzielnicę fajnych domków w zasięgu spaceru od plaży:

Image

Na Hawajach fajne jest, że publiczne plaże mają zadbane tereny zielon, parkingi, przebieralnie. Jest ładnie:

Image

Image

A w oddali chmury:

Image

Image

Chciałem jeszcze przejechać ogród botaniczny Hoʻomaluhia ale był już zamkniety. Górzysty środek wyspy jest zachmurzony. Zdjęcie zrobione podczas jazdy. Jest klimat:

Image

Podjechałem też na punkt widokowy Nuʻuanu Pali Lookout, ale cieżko mi było rozgryźć zasady opłat za parkowanie, więc uznaliśmy, że przyjedziemy innym razem i to było błąd, bo później nie było już po drodze.
Na Oahu jest cieżko o dobry nocleg. Najtańsze hotele są na Waikiki, ale cieżko ogarnąć wszystko w 4 osoby w 1 pokoju, bez salonu i bez kuchni. Da się znaleść sensowne apartamenty, ale nie chcieliśmy spać w centrum dużego miasta.
Dobre ceny widziałem w Mariocie przy Ko Olina, nieco ponad stawek z Waikiki. Nie chcieliśmy jednak spać w kurortach, bo są sztuczne. Większość z nich ma kosmiczne ceny. Celowałem w coś fajnego w Kailua, bo wszędzie blisko, a jednak zupełnie inna atmosfera niż Honolulu, bliżej przyrody. Niestety tylko raz widziałem tam coś w zasiegu swojego budżetu, ale nie zdążyłem zarezerwować. Kolejną opcją są noclegi w okolicach north shore, da się tam trafić na coś taniego, ale zwykle oznacza to bardzo niską jakość, no i jak na Oahu to wyizolowana okolica. Ostatecznie zdecydowaliśmy się na nocleg w Honolulu ale w okolicy University of Hawaii, w pasie domków wspinających się na wzgórza, tak by mieć widok na miasto.
Po drodze, tak bardziej z ciekawości, przejeżdżamy jeszcze promenadą Waikiki.

Image

Sklepy jak w Beverly Hills, ale plaża całkiem fajna.

Image

Nasze airBnB okazjuje się być fajniejsze niż na zdjęciach. Mamy fajny widok z salonu, duży aneks kuchenny, podwójną sypialnię, a nawet mały ogródek. Jak na opinie o tutejszych airBnB mamy świetne wyposażenie, jest nawet deska bodyboard.

Image

Wieczorem jedziemy jeszcze bez dzieci na większe zakupy, by zrobić zapasy na 3 kolejne dni.
Jestem pod wrażeniem jak bardzo wszystkie wyspy różnią się od siebie, widać to już na pierwszy rzut oka. Na dużej wyspie turyści byli widoczni tylko w Kona i parku Wulkanów. Tu są jak na razie wszędzie, choć poza tłumami na Waikiki nie ma ich aż tylu ilu się spodziewałem, co jest jednak pozytywnym zaskoczeniem. Dziś widziałem wielu turystów z Japonii i Korei, szczególnie na wieczornych zakupach. Może inni nie wychodzą z kurortów, może Ci z azji podróżują bardziej budżetowo?
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
11 ludzi lubi ten post.
 
 
#15 PostWysłany: 14 Maj 2024 22:52 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Na Oahu wiele atrakcji jest limitowamych i trzeba je rezerwowac z wyprzedzeniem. Na dzis to Pearl Harbor i pomnik zatopionej Arizony do którego dopływa się łódką (jest za darmo). Znałem godzinę rezerwacji ale nie czytałrm szczegółów. Daliśmy sobie 20min rezerwy, ale wyjście się opóźniło i zostło 10min. Po drodze czytamy że zalecaja być godzinę wcześniej, a odprawa kończy sie 10min przed godziną rezerwacji. No pięknie. Przyspieszam mocno i jakoś dojechaliśmy w 10min. Biegiem lecimy do wejścia, potem do kontroli rzeczy osobistych. Nie wolno mieć ze sobą żadnej torby poza przezroczystą na dokumenty. Na szczęście kontrola się przedłużyła i jakimś cudem udaje się na styk wejść. Najpierw opowiadają nam o ataku na Pearl Harbour, a potem płynie się szybko do wraku, a stateczkiem wraca inna grupa. Mają to dobrze zorganizowane.

Image

Image

Image

W oddali widać USS Missouri na którym Japonia podpisała kapitulację. Też do zwiedzania, ale za drogo.

Image

Sporo tańsze jest zwiedzanie łodzi podwodnej z okresu 2WŚ: USS Bowfin. Łódź przetrwała wojnę zatapiajać 44 statki i służyła jeszcze do lat 70tych.

Image

Image

Image

Image

Wnętrza są fajnie zachowane. Znacznie ciekawsze do zwiedzania niż łódź podwodna w Hamburgu.
W ramach biletu są także ekspozycje na nabrzeżu (torpedy i mostek 1:1 do zabawy) oraz fajne muzeum:

Image

Potem korzystając z pogody jedziemy przez góry na drugą stronę wyspy.

Image

Image

Image

Image

Cel to ogód botaniczny Hoʻomaluhia. Jest on nietypowy bo zwiedza się go samochodem. Można wysiadać tylko w wyznaczonych miejscach. To bardzo znany wjazd do ogrodu:

Image

Image

Image

Image

Jedziemy dalej na północny zachód. Bliżej środka wyspy robi się nieco pochmurnie. Zatrzymujemy się w dolinie świątyń, to wielki wieloreligijny cmentarz znany głównie z ładnej świątyni buddyjskiej w stylu japońskim (pomijamy ją)

Image

Image

I tak zaczynamy kółko dookoła północno zachodniej części wyspy. Stajemy przy Kualoa Regional Park licząc na fajne widoki na Kualoa Ranch, ale słabo. Kualoa Ranch to bardzo komercyjne prywatne miejsce w którym kręcono pierwszy Park Jurajski.

Image

Miałem spore oczekiwania po wyglądającej fajnie na zdjęciach Kaaawa Beach, ale w rzeczywistości wygląda to słabo. Plaża jest przy samej drodze, a ładny widok na Kualoa Ranch tylko z długim obiektywem.

Image

Niespodziewanie bardzo ładne miejsce, zatoczka Huilua:

Image

Zatrzymujemy się na jedzenie w Lāʻie. To chyba najspokojniejsza część Oahu. Nie widać turystów w ogóle. Dalej stajemy przy Turtle Beach, bo miejsce ma dobre opinie, ale okazuje się być wielkim rozczarowaniem. Wielki hotelowy moloch na samej plaży:

Image

Zatrzymujemy się na dłużej na Bonsai Beach, gdzie surferzy mierzą się z wielkimi falami. Jest świetnie. Tym bardziej, że w jedną stronę mamy piekne słońce, a w drugą ciemne chmury w oddali i chyba nawet gdzieś tam pada.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Robimy spory spacer w Pupukea, gdzie wszysycy są nakręceni widocznymi z brzegu wielorybami. Widać tryskające z wody fontanny i to niema co chwilę. Tu są zupełnie inni turyści, ci uciekający przed kurortami.

Image

Image

Image

Kończymy zwiedzanie w klimatycznym miasteczku Haleiwa.

Image

Image

Image

Image

Image

Spodziewałem sie na Oahu strasznej komercji, bałem się tego, ale jest całkiem przyjemnie.
Nawet miasto Honolulu, które jest molochem i jedynym naprawdę dużym miastem na Hawajach, ma swój klimat i przypomina mi najbardziej Singapur.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
17 ludzi lubi ten post.
 
 
#16 PostWysłany: 16 Maj 2024 07:14 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Wiadomo, że największym wrogiem zwiedzania jest długie spanie. Więc dziś ponownie poranek z zarezerwowana wcześniej atrakcja. Oczywiście możliwie wcześnie rano, żeby nikomu nie przyszło do głowy by zmarnować poranek na spanie. Mamy blisko, jedziemy przez jeszcze nie znane nam dzielnice Honolulu:

Image

Diamond Head to dawny krater który po przejęciu Hawajów przez USA został przejęty przez wojsko. Jest znany z powodu widoków i bliskości turystycznej dzielnicy Waikiki. Można kupić bilety z parkingiem lub bez. Nasz z parkingiem pozwala na parkowanie w 2h oknie czasowym, ale mam wrażenie, że nikt się tym nie przejmuje. W 2h da się spokojnie wejść na szczyt korony krateru i wrócić, ale robiąc to spokojnie z dziećmi to już nie jest takie oczywiste. Nam zostało z 15min zapasu. Widoki z góry są naprawdę fajne:

Image

Image

Image

Image

To różowe straszydło to najstarszy luksusowy hotel na wyspie, ma około 100lat:

Image

Image

Na samym szczycie przechodzi się przez spory wielopiętrowy bunkier:

Image

Image

Potem objeżdżamy jeszcze krater dookoła, bo pomiędzy kraterem, a brzegiem jest fajna zabudowa:

Image

Image

Następnie robimy kółko dookoła wschodniej części wysypy. Pierwotnie planowałem postój na plaży Hanauma Bay, to znane miejsce gdzie nie ma dużych fal i pływając z maską można oglądać kolorowe ryby. Miało taką popularność, że wprowadzono limity, opłaty i rezerwacje z wyprzedzeniem. Zniechęciło mnie to, tym bardziej, że rezerwując z wyprzedzeniem ryzykuje się z pogodą. Alternatywnie rozpatrywałem wejście na krater Koko, ale to większa górka niż mi się wydawało i nikomu się nie chciało. I tak docieramy do wschodniego skraju wyspy Makapu‘u. Jest tam pieszy szlak do latarni i punkty widokowe. Rozkręcony Diamond Headem koniecznie chciałem gdzieś wejść więc poszedłem sam do latarni, a reszta została przy punkcie widokowym by odpocząć. Po drodze mam fajny widok w stronę krateru Koko (po lewej, jak widać spora górka):

Image

A to z ścieżki już blisko latarni, w oddali po lewej widać wyspę Molokaʻi odległą o około 50km:

Image

Wracam do samochodu, skąd widać naszą dalszą trasę po północnej stronie wyspy:

Image

Zatrzymujemy się na dłużej przy plaży Waimanalo, która jest chyba najfajniejsza z tych na których dotychczas byliśmy (choć pewnie zwykle bardziej tu wieje, dziś jest spokojnie):

Image

Image

Potem odwiedzamy Lanikai, trzeba przejechać przez miasteczko Kailua (gdzie byliśmy zaraz po lądowaniu), jest tylko jedna droga dojazdowa i ona się tam korkuje. Dziewczyny zostają na plaży, a ja pierwotnie miałem w planie wejście na tutejszą górkę Pillbox z fajnym widokiem, ale z Ernestem bym nie zdąży (i w sumie dobrze, bo pewnie bym nie wstał następnego dnia rano). Weszliśmy więc tylko na niewielką górkę z domami, gdzie jakiś obcy facet zaprosił nas do swojego ogrodu żebyśmy mieli lepszy widok. Miło z jego strony:

Image

Wracamy odpocząć do naszego noclegu:

Image

Na całe popołudnie jedziemy do dzielnicy kiczu i rozpusty, czy Waikiki. Parkuje samochód przy zoo (darmowy parking) i idziemy na zachód.

Image

Image

Image

Wielki Hawajun, czyli pomnik Duka Kahanamoku, lokalnego bohatera, człowieka który rozsławił surfing na świecie, pobijał rekordy w pływaniu oraz pokazał, że deska przydaje się w ratownictwie wodnym. Pierwszych rekordów mu nie uznano, bo nikt nie wierzył.

Image

Widok na Diamond Head, gdzie byliśmy rano:

Image

Ludzie czekają na zachód słońca, który jest.. rzeczywiście ładny.

Image

Image

Image

Dziś piątek, wieczorem jest pokaz fajerwerków na Waikiki organizowany przez Hiltona. Widać, że w stronę hotelu idą prawie wszyscy turyści. Idziemy też my, ale by potem uniknać długiego nocnego spaceru do samochodu, ja wracam po samochód i odbieram ich zaraz po pokazie.

Image

Image
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
 
#17 PostWysłany: 16 Maj 2024 23:06 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Na dziś w planie wodospad Manoa, a potem centrum Honolulu i po prostu zakupy. Pasmo wzgórz wzdłuż wyspy to naprawdę gęsta zieleń. Na tym obszarze pada najczęściej i najbardziej. Bardzo często któraś część wyspy jest w słońcu, a nad środkiem i tak wiszą chmury. Jest tu bardzo dużo pieszych szlaków. Do Manoa idzie się mniej niż 1h od parkingu (płatnego). Gdy wyjeżdżamy świeci słońce, a im bliżej gór jesteśmy tym ciemniej. Jak widać także na Oahu dzikie kury:

Image

Image

Image

Najpierw idzie się fajnie, potem zaczyna padać. Im bliżej wodospadu tym bardziej pada.

Image

Image

Trasa jest świetna, aż ciężko uwierzyć, że blisko jest duże miasto. O wodospadzie czytałem, że czasem ledwo leci i także tym razem wygląda to niespacjalnie okazale:

Image

Przy zejściu przestaje padać, a nawet czasem zaświeci słońce. Tej zieleni będzie mi brakowało. Liczyłem, że może którego dnia wstane wcześniej i sam podjadę na jakis szlak, ale na chęciach się skończyło. Jest jeszcze tyle do zobaczenia, że mógłbym tu siedzieć 2 tygodnie.

Image

Image

Jeździmy jeszcze po tych bardziej zielonych dzielnicach:

Image

Image

Spacer po Downtown nie ma sensu, bo także tu niżej zaczyna padać. Ulice są szerokie, ale wiele z nich z zielenią:

Image

Posąg króla Kamehameha, tego który zjednoczył Hawaje na początku XIX wieku, a za nim budynek sądu, a raczej jakiś muzeum sądownictwa.

Image

Zrobiliśmy wieksze zakupy wraz z pamiątkami licząc, że przez ten czas pogoda się poprawi, ale jest jeszcze gorzej. Pojeździliśmy jeszcze po Honolulu, a potem niestety na lotnisko.
Po Maui i Kauai w 2018 nie byłem zachwycony.Teraz już wiem jaką różnicę robi pogoda i słońce, bo z Oahu także wrażenia mam pozytywne. Wyspa oferuje wiele atrakcji, zróżnicowaną przyrodę, trochę kultury, a to co mocno komercyjne jest jakimś cudem wyizolowane. Poza Waikiki nie widać tłumów turystów, jest spokojnie.
W porównaniu z duża wyspą Oahu jest malutka, dojazdy wszędzie są bardzo sprawne, korkuje się czasem tylko główna droga przez Honolulu, ale nie tak by tam utknąć, a tak, że wydłuży przejazd o 5-10min.

Znowu żal mi oddawać samochód. Po pierwszych kilku godzinach chciałem go oddać, bo barki nie mieściły mi się w siedzeniu (a jestem szczupły), nogi miałem w dziwnej pozycji i miałem wrażenie, że mało widzę (z zasłoniętym dachem). Kolejnego dnia zaczeło mi się podobać, szczególnie ten niski pomruk przy odpalaniu. Zacząłem się nawet zastawiać czy to naturalny dźwięk dla tego silnika, czy bajer generowany elektronicznie kosztem zużycia paliwa. Ten dźwięk był fajny.

Image

Honolulu ma saloniki akceptujący Priority Pass, ale bez jedzenia i daleko od naszego gejta. Siedzi się wygodnie, może dlatego, że po wczorajszych spacerach i dzisiejszym wodospadzie zacząłem czuć zmęczenie.

Image

Lot na Guam to 8h. Nasz samolot już czeka:

Image

Mamy prawie 1h opóźnienia ale akurat w przypadku tego lotu nie robi to nam różnicy. Gdy rozpoczyna się boarding priorytetowo wzywają wojskowych i ich rodziny. W kolejce ustawiło się pół samolotu. Guam to duża i ważna baza wojskowa, gwarant spokoju dla Tajwanu.

Image

Gdy w końcu siedzimy, widać, że pogoda robi się coraz gorsza. Udało nam się wstrzelić w słońce i tutaj na Oahu i wcześniej na dużej wyspie:

Image

Po intensywnych dniach cieszę się odpoczynkiem na pokładzie oraz dodatkowymi 4 godzinami na relaks (bo taka bedzie roznica czasu). W kalendarzu ta różnica to aż 28h, bo stracimy cały dzień na linii zmiany daty. Śmieszne, że względem Polski czas zmieni się nam tylko o 2h tyle, że w drugą stronę.
W Guam mamy tylko długą przesiadkę z noclegiem, a rano od razu lecimy na Saipan. Pierwotnie plan był bardziej ambitny, by polecieć Island Hopperem, lotem ktory leci z miedzylądowaniami na kilku wyspach Mikronezji, tak by zostać choć na 1 dzień na Pohnpei i odwiedzić tam ruiny miasta Nan Madol, ale loty nie chciały się dopasować (rok wcześniej dopasowywałem ale inne rzeczy nie pasowały i samochody na Hawajach były jeszcze za drogie). Island Hopper to teć o wiele więcej godzin w samolocie co przy podróży z dziećmi ma duże znaczenie. Rozpatrywałem też opcję z wyspą Yap - bardziej egoztycznie, bardziej wyizolowane miejsce. Ale loty z Guam są tam tylko 2x w tygodniu i w chorych nocnych godzinach, zjadłoby to nam aż 3dni. Ostatecznie wybór padł właśnie na Saipan, bo blisko Guam.

Na tym połączeniu jako jednym z niewielu wewnętrznych lotów United na Pacyfiku (o ile nie jedynym) oferowany jest catering w ekonomicznej. Czytałem, że nie zawsze tak było, a zmiana to efekt wielkich starań Guam, bo lot długi, bilety drogie i cieżko wytrzymać bez jedzenia. Zapomnieli chyba dogadać, by to jedzenie podgrzewali, bo zimne mięso z kurczaka smakuje dziwnie. Za oknem bardzo powoli robi się ciemno:

Image

Image

Dolatujemy i wychodzimy z lotniska bardzo szybko:

Image

Potrzebujemy nocleg tylko po to by rano polecieć na Saipan, nie było więc sensu by brać jakikolwiek inny hotel, niż tani blisko lotniska. Nie było jednak takiego, by dojść do niego na piechotę. Zamawiam taxi online. Bez problemu dojeżdżamy taxi, dogadujemy się z kierowcą na poranny transport na lotnisko. Pokój jest nieco poniżej oczekiwań, ale do rana wystarczy.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
13 ludzi lubi ten post.
 
 
#18 PostWysłany: 19 Maj 2024 21:30 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Dzięki różnicy czasu nie mamy problemu z wstaniem z łózek rano. Szybko się zbieramy taxi czeka.
Pomimo, że Guam to lotniczy hub na tę część pacyfiku to nadal niewielki port. Wszystkie formalności idą błyskawicznie. Wreszcie mamy salonik z dostępem na Priority Pass, jemy więc śniadanie, a potem idziemy do gejta:

Image

Image

Startujemy z Guam z niewielkim opóźnieniem. Pogoda się poprawiła, bo dzień wcześniej były chmury:

Image

Lot nie trwa nawet 30min. Na Saipan pogoda jest jeszcze ładniejsza. Lotnisko jest jeszcze mniejszem, a to oznacza zero kolejek i już po 10min od wyjścia z samolotu siedzimy w samochodzie. Z jednego końca wyspy na drugi jedzie się 30min. Jest piękne słońce, wyspa sprawia wrażenie ciche, spokojnej, czystej i zielonej. Skręcamy z głównej drogi na jakieś wzgórze, by zobaczyć coś więcej. Zachodnia strona wyspy to błękitny atol i tutaj znajduje się wiekszość hoteli:

Image

Tu ewidentnie coś poszło nie tak:

Image

Image

Jedziemy na północny skraj wyspy. Po drodze mijamy ogromny statek wycieczkowy stojący w porcie, a potem fajną plaże, na którą pewnie wrócimy.
Pod koniec II Wojny Światowej Mariany z racji kluczowej lokalizacji były areną bitew. Amerykanie by móc realizować naloty na Japonię musieli zdobyć wyspy Marianów. Parkujemy na chwilę przy ostatnim punkcie obrony wojsk japońskich:

Image

Image

Na mapce widać kierunki działań i statystyki. Widać, że to nie była wyrównana walka:

Image

Gdy Japończycy już wiedzieli, że przegrają zainicjowali największy w historii atak samobójczego oddzialu 3000 żołnierzy, a pózniej wiekszosc pozostalych przy życiu (nie tylko żolnierzy) skoczyła z klifow ze strachu przed pojmaniem. Klify sa dzis miejscami pamieci.

Image

Image

Gdy wracamy przed nami widać najwyższy klif, na szczyt którego zaraz wjedziemy:

Image

Image

Widok z góry klifu taki sobie. Wraz z nami podjeżdża samochód z turystami z niemiec, kierowca opowiada im o wyspie, a nas pyta, czy też przypłyneliśmy statkiem i jest zdziwiony, że nie. Turystów prawie nie widać.

Image

Ale gdy wracamy z mamy fajny widok na zachodnie wybrzeże wyspy:

Image

Image

Jedziemu do The Grotto, niewielkiej jaskinii wypełnionej wodą morską która ma połączenie z oceanem. Trzeba zejść z parkingu mocno na dół po stromych schodach. Widać w oddali, że wschodnia część wyspy to raczej skały i klify:

Image

Widać w głębi jaskinii wodę oświetloną naturalnym światłem i wygląda to fajnie, ale ciezko zrobić dobre zdjęcie. Za opłatą można popływać w jaskinii, ale tylko z opieką i jest to zasadne, bo woda unosi się i opada o około 1m w rytmie fal, ale jednocześnie przelewajac się przez ostre skały.

Image

Image

Potem zatrzymujemy się na chwilę na punkcie widokowym na niewielką wysepkę zamieszkałą przez ptaki:

Image

Dalej asfalt się kończy, ale chcemy dotrzeć do jaskinii Kalabera. Jedzie się całkiem dobrze.

Image

Wrac z odległością rosną nasze obawy, bo to część wyspy zupełnie niezagospodarowana, nie ma tu nikogo:

Image

Przy grocie jest spory parking, zbdowano tu repliki charakterystycznych chat w których pieszkali pierwotni mieszkańcy wszystkich wysp archipelagu marianów. Drewniana konstrukcja była postawiona na sporych kamiennych kolumnach, na wysokości kolumn znajdowała się podłoga głównej kondygnacji. Do jaskinii można tylko zajrzeć na podejście. W jaskini znajdują się petroglify rysowane mniej więcej w okresie kolonizacji wyspy, która miała miejsce 4tys lat temu. To znacznie wcześniej niż na Hawajach, które są chyba na samym końcu na mapie kolonizacji wysp Pacyfiku (dopiero około 800lat temu).

Image

Image


Image

Wrócić powinniśmy tą samą drogą, ale na googlach widać, że jest też droga w drugą stronę i łączy się z cywilizacją. Nie chce nam się jechać tak daleko bez asfaltu, liczymy, że w drugę stronę będzie krócej. Nie robiłem wcześniej rozpoznania na mapach, więc jedziemy w ciemno.

Image

Obawy ponownie rosną, bo najpierw droga robi się coraz węższa, a potem zaczyna prowadzić coraz ostrzej w górę. Mamy znowu Tucsona i cieszę się z wyższego zawieszenia. Niespodziewanie mijamy tam jakiś duży samochód, goście mówią nam, że już blisko i nie będzie już gorzej.
Odbijamy nieco na szczyt wzgórza gdzie znajduje się opuszczona baza radarowa do śledzenia pocisków z okresu końca zimnej wojny (chyba lata 80te).

Image

Potem szybko zjeżdżamy na dół do fajnej plaży Pau Pau którą mijaliśmy już wcześniej:

Image

Image

Myślałem, że objedziemy całą wyspę w 3h i będziemy się nudzić, ale nic takiego. Minęło więcej czasu i już wiem, że całej wyspy nie objedziemy. Tymczasem docieramy do hotelu. Na Saipan zdecydowaliśmy się na duży hotel przy plaży, których normalnie unikamy (po części dlatego, że było tanio):

Image

W hotelu są pustki. Mamy wrażenie, że jesteśmy jedynymi goścmi (potem widzieliśmy, że jeszcze jakiś inny pokój jest zajęty). Pytamy w recepcji o co chodzi, co się stało. Okazuje się, że wyspa nie wyszła jeszcze z dołka po pandemii. Wcześnej wyspę odwiedzały ogromne ilości turystów z azji, głównie chińczyków. Połaczenia z Chin w ogóle jeszcze nie ruszyły, a wszystkich innych jest znacznie mniej. Mało tego, wcześniej przypływały tu regularnie raz w tygodniu duże statki, teraz akurat przypłynął dopiero drugi po pandemii. Widzieliśmy go jadąc na północ wyspy. Okazuje się, że turyści których widzieliśmy byli właśnie z tego statku. Pomimo, że czujemy, iż na wyspie turystów praktycznie nie ma, to wygląda na to, że i tak trafiliśmy akurat na dzień, gdy jest ich być może najwięcej od 4lat !!
Wyjeżdżamy z hotelu na południe, przy jakimś nowym kościele widać ruiny starej dzwonnicy, podjechałem przeczytać tablicę. Wieża ma prawie 100lat i jest jedynym ocalałym elementem kościoła zniszczonego podczas II Wojny Światowej. Dookoła tablice, że grozi zawaleniem:

Image

Jemy fastfoodowy obiad i jedziemy dalej główną drogą:

Image

a potem skręcamy na wschód:

Image

Chcemy dojechać na punkt widokowy na Forbidden Island, ale znowu kończy się asfalt. Tym razem to tylko niewielki odcinek:

Image

Czytałem, że okolice wyspy to popularne szlaki trekkingowe, ale prawdę mówiąc nie widziałem żadnych drogowskazów, nie widać też nic na mapie, nawet punkt widokowy wygląda dziko. Widok całkiem fajny:

Image

Wracamy. W osi drogi w oddali widać górę a na niej opuszczony radar. To ta na którą wjechaliśmy polną nieutwardzoną drogą:

Image

Image

Gdy wróciliśmy do hotelu powiedziano nam, że z powodu braku gości wcześniej zamykają baseny i jeśli chcemy skorzystać, to musimy właśnie teraz. Dzieci chcą:

Image

Prawdę mówiąc nie wiem po co jest ta kaplica przy basenie, może chińskie śluby. Idziemy na spacer wzdłuż plaży. Z naszym hotelem graniczny olbrzymi hotel w budowie, w zasadzie to raczej porzucona budowa. Widać go na wcześniejszych zdjęciach. W sieci później doczytałem, że to kapitał chiński (co tłumaczy kiczowatą architekturą). Dalej są 2 fajne hotele, ten drugi to Hyatt Regency, który jest chyba jednym z najfajniejszych na wyspie:

Image

Image

Image

Image

Za hotelem jest miejski park z obiektami pamięci żołnierzy amerykańskich:

Image

Przed zachodem słońca wracamy do hotelu.

Image

Saipan to fajne miejsce, z dużym potencjałem. Widać, że dawniej bywało tu wielu turystów, więc cieszymy się, że udało nam się zobaczyć wyspę w spokoju. Zapewne brak turystów to cios w gospodarkę wyspy. Mieliśmy tu wrażenie, że jesteśmy na końcu świata.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
10 ludzi lubi ten post.
 
 
#19 PostWysłany: 20 Maj 2024 16:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Sie 2013
Posty: 2412
Loty: 902
Kilometry: 2 014 620
HON fly4free
Ja spałem w tym Hyatt za punkty. Dostaliśmy upgrade (na Hyatt gold) do ogromnego apartamentu w położonego w oddzielnej części - mieliśmy własny ogród japoński, akwarium i chyba ze 100 m2 do dyspozycji. Do tej pory wspominam jako najlepszy nocleg w życiu ;-)
_________________
Moje podróże - piotrwasil.com

Image
Góra
 Relacje PM off  
 
#20 PostWysłany: 21 Maj 2024 22:15 

Rejestracja: 21 Lut 2011
Posty: 1018
Loty: 314
Kilometry: 661 476
złoty
Pamiętam Twoją relację @cart ;)

Wstajemy rano i szybko dojeżdżamy na lotnisko. Tu także mamy salonik akceptujacy Priority Pass. Jemy więc śnidanie. Poza nami jest jeszcze jakaś para z NY, którą pamiętamy z wczorajszego lotu z Guam. Wystartowaliśmy przed czasem i wylądowaliśmy jeszcze bardziej przed czasem (i dobrze, bo zaczynamy później niż wczoraj na Saipan). Jak widać pogoda na Guam taka sama jak wczoraj na Saipan.

Image

Północna część wyspy to płaskowyż zajęty w dużym stopniu przez amerykańskie bazy wojskowe. Zatrzymujemy się najpierw przy Two Lovers Point, punkcie widokowym na klifie, ale to straszny kicz. Jest tam pionowa dziura w klifie w której widać z góry wodę, ale by to zobaczyć trzeba wejść na platformę widokową oraz zapłacić bilet (3usd). Widok jest taki sobie.

Image

Image

Zrobliśmy sobie też spacer do Hilaan Beach gdzie w płytkiej wodzie stoją małe skałki w formie grzybkow. To też znane miejsce, kojarzone z Guam, ale nie da się tam łatwo dojechać. Parking jest przy Tanguisson Beach i trzeba przejść około 600m. Obie plaże są mocno kamieniste i wietrzne. Gdy przechodzimy przez krzaki pomiędzy plażami przypomina mi się, że na Guam był duży problem z wężami przywleczonymi tu po wojnie z okolic Papui i tropikalnej części Australii. Węże te nie miały na Guam żadnych wrogów i z czasem ich populacja osiągnęła krytyczny poziom. Nie tylko doprowadziły do wyginięcia wielu niewielkich zwierząt, ale powodowały regularne awarie energetyczne na całej wyspie (gdzieś czytałem, że w krytycznym okresie awarie codzienne). Dziś już poradzono sobie z wężem, ale nadal monitoruje się podobno towary wywożone, by zapobiec podobnej sytuacji na innych wyspach.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Dłuższy spacer chciałem na samej północy na plaży Ritidian. To rezerwat z fajną przyrodą w odosobnionym miejscu, ale było zamknięty. Zrobiliśmy tylko zdjęcia z punktów widokowych:

Image

Image

Image

Krajobraz północy poza nabrzeżami jest nudny. To w większości bazy wojskowe i wspierające je usługi.

Szybko wracamy w okolice lotniska. Mijamy je bliżej plaż jadąć przez nowe dzielnice. Olbrzymie hotele, otwarta przestrzeń, brak zieleni. Nieprzyjazne miejsce dla pieszych. Da się tu poruszać tylko klimatyzowanym samochodem.

Image

Nieco dalej jest miasto Agana, administracyjna stolica wyspy. Więcej tu parkingu niż budynków. Niby dzieje się tu więcej niż na Saipan, ale życia też nie widać.
To muzeum, chyba jedyny reprezentacyjny i nowoczesny budynek jaki widziałem:

Image

Jakieś grafiti przy parkingu:

Image

Przyjechaliśmy jednak obejrzeć dawny pałąc gubernatora, a raczej to co z niego zostało. Guam i całe Mariany były długo w posiadaniu Hiszpanii. W tym okresie wyginęła męska część ludu Chamorro, rdzennych mieszkańców wysp.

Image

Image

Image

Image

Image

W parku obok stoją oryginalne zachowane kamienne słupy na których przed wiekami Chamorro budowali swoje domy (to nie jest ich pierwotna lokalizacja, przywieziono je z innej części wyspy):

Image

Pierwotnie w planie były wodospady Talofolo w pobliżu których w lesie w jamie w ziemi mieszkal japoński żołnierz Yokoi - przez prawie 28lat (!!!) po przejęciu wyspy przez USA prowadził w pojedynkę działania sabotażowe. Nie wiedział, że wojna się skończyła. Jednak obecnie miejsce jest zniszczone przez deszcze i zaniedbane. W zamian wybraliśmy wodospady Tarzana, które mają lepsze opinie. Dojechaliśmy do nich zahaczając o wschodnie wybrzeże wyspy, ale nic nas tam nie zatrzymało na dłużej. Gdyby nie mapa google nie wiedzielibyśmy nawet, gdzie się zatrzymać. Parking to klepisko przy drodze, nie ma tam nikogo poza nami. Na szlaku mijamy zniszczony samochód, który jest już trawiony przez dziką przyrodę:

Image

Początkowo szlak jest prosty i nudny. Niewiele cienia, mocne słońce, a w oddali widać nawet jakieś hotele.

Image

Ale gdy powoli schodzimy w dół doliny robi się stromo, błotniście i ciemniej. Roślinność mocno się zagęszcza.

Image

Image

Na dole, przy wodospadzie powietrze jest wilgotne i nieruchome. Sporo latających robali.

Image

Image

Image

Dopiero wracając mijamy inne osoby. Jedziemy dalej na południe, ale już zachodnią stroną wyspy.

Image

Image

Image

Południowa część wyspy jest mocno górzysta. Słońce świeci coraz niżej, krajobrazy coraz piękniejsze. Zatrzymuje się na chwilę przy punkcie widokowy na Sella Bay:

Image

później jeszcze łądniejszy widok na Cetti Bay:

Image

Image

Dalej wjeżdżamy nieco w góry:

Image

a potem zjeżdżamy na dół to zatoki Umatac. Miejsca gdzie prawdopodobnie przybył Magellan w 1521. Wtedy odkryto wyspę dla świata zachodniego, hiszpanie nie byli jednak dla mieszkańców łaskawi (pewnie jak wszędzie na swoich nowych terytoriach).

Image

Image

Image

W tym miejscu stał hiszpański fort, ale nic z niego praktycznie nie zostało:

Image

Pomnik na część Magellana:

Image

Po drugiej stronie zatoki znajduja się pozostałości kolejnego hiszpańskiego fortu. Bardzo źle zachowane.

Image

Image

Słabiej zachowana ruina fortu znajduje się też w Aganie i w sumie dobrze, że pomineliśmy, bo tu jest ciekawiej.

Image

Image

W drodze powrotnej stajemy jeszcze przy starym hiszpańskim moście który łączył zatokę Umatac z Aganą. Most Talaifak nie wygląda spektakularnie, ale nadal jest mostem:

Image

Ta część wyspy jest zdecydowanie najciekawsza.
Kupujemy jeszcze jakieś jedzenie i docieramy do hotelu. To ten sam co 2dni temu. Tym razem dostajemy jednak apartament o znacznie wyższym standardzie.
_________________
Image
http://robertsadlowski.com <- zdjęcia i relacje z podróży
Góra
 Relacje PM off
13 ludzi lubi ten post.
 
 
 [ 32 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: CommonCrawl [Bot] oraz 0 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

  
phpBB® Forum Software © phpBB Group