Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 4 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
Offline
#1 PostWysłany: 19 Paź 2025 11:22 

Rejestracja: 04 Lip 2025
Posty: 3
-- 19 Paź 2025 10:38 --

Dzień dobry, witam gorąco wszystkich! To mój pierwszy post na forum, które obserwuję w sumie już od bardzo dawna, ale do tej pory skupiałem się na przeglądaniu informacji, korzystaniu z wrzuconych promocji i wynajdywaniu przydatnych dla mnie wskazówek i porad. Teraz postanowiłem, że być może komuś przydadzą się moje spostrzeżenia czy wskazówki z podróży, więc zapraszam do lektury.

Poniższa relacja nie ma oczywiście formuły live, jest to relacja z podróży, która zakończyła się dokładnie wczoraj i będzie rozbita pewnie na kilka (kilkanaście?) postów dla odpowiedniego porządku chronologicznego i tematycznego.

W lutym bieżącego roku bardzo mocno ekscytowałem się myślą o zbliżającej się promocji linii Air Arabia wiedząc, że będzie w końcu możliwość udania się do Azji w dość przyjaznej cenie, tak więc promocyjnego dnia niecierpliwie odświeżałem forum kontrolując czy już jest dostępny promocyjny rozkład i co warto wyłuskać dla siebie. Nie zastanawiając się sporo udało mi się znaleźć lot na trasie Warszawa - Sharjah - Bangkok (27-28 września) i powrót w takiej samej konfiguracji (17-18 października) w bardzo dobrej cenie, która wyniosła ok. 1720 złotych. Ten czas to już właściwie ostatnie podrygi pory deszczowej w Tajlandii, pogoda zaczyna się robić przyjemniejsza (mniej dni deszczowych i nie są one aż tak uciążliwe jak np. we wrześniu), więc licząc na pogodowy łut szczęścia zdecydowałem, że mniej więcej połowę z tych trzech tygodni spędzę w Bangkoku, a pozostałą część gdzieś indziej - korzystając z tego, że lotnisko Suvarnabhumi daje naprawdę szeroki wybór destynacji, a czasu od lutego do września jest naprawdę sporo żeby trzymać rękę na pulsie i kontrolować pojawiające się możliwości, promocje i wybrać coś dobrego w odpowiedniej cenie.

Ciekawa dla mnie okazja nadarzyła się już w maju - udało mi się złapać lot Emirates z Suvarnabhumi do Hong Kongu za ok. 510 złotych, co uznałem za bardzo dobrą cenę biorąc pod uwagę warunki jakie zapewnia ta linia lotnicza. Długo nie myśląc postanowiłem w zasadzie jednym ciągiem polecieć z przesiadkami z Warszawy do Hong Kongu i - korzystając m. in. z bliskości Chin kontynentalnych i możliwości bezwizowego wjazdu spędzić pierwszy tydzień właśnie w Chinach i stamtąd podróżować po Kantonie i do Hong Kongu oraz Makao.

Wyjściowo więc plan podróży wyglądał następująco:
27 września: wieczorem Warszawa - Sharjah
28 września: rano lądowanie w ZEA, cały dzień layover, wieczorem wylot na trasie Sharjah - Bangkok
29 września: rano lądowanie w Tajlandii, layover ok. 5 godzin i o 14:05 lot Bangkok - Hong Kong, tego samego dnia transport z HK do Shenzhen, które wybrałem na swoją bazę na ten czas (blisko granicy z HK, dobra komunikacja)
6 października: lot wieczorny Hong Kong - Bangkok
17 października: lot Bangkok - Sharjah
18 października: lot Sharjah - Warszawa

Dużo czytałem o tym, jak najlepiej przygotować się do podróży do Azji, o tym, że najlepiej mieć jak najwięcej zaplanowane, a koniec końców muszę przyznać, że poszedłem dość mocno na żywioł i poza zabukowaniem lotów i noclegów nie miałem zaplanowane w zasadzie niczego więcej w dzień wylotu. Oczywiście - bardzo ogólnie wiedziałem, co i gdzie chcę zobaczyć, dokąd się udać itd., ale postanowiłem nie tworzyć żadnego sztywnego planu, a wszystko raczej dogrywać na miejscu w zależności od pogody, czasu itd.

Bezpośrednio przed samym wyjazdem problem egzystencjonalno -organizacyjny miałem tylko jeden - naczytałem się i nasłuchałem od ludzi informacji odnośnie tego, jak płacić w Chinach i oczywiście zainstalowałem sobie AliPay, żeby w ogóle móc jakkolwiek funkcjonować w tym kraju. Niestety, okazało się, że mam jakiś dziwny problem techniczny - pomimo przechodzenia całej procedury rejestracji tak, jak było opisane w różnych tutorialach w internecie cały czas na samym końcu pokazywała mi się informacja, żeby podpiąć kartę z „mainland China” - której oczywiście nie posiadam - więc przekonany, że to jakaś w sumie błahostka techniczna postanowiłem usunąć konto i zarejestrować się jeszcze raz. Niestety, ten sam problem, za każdym razem się powtarzał, a bodajże po piątej próbie rejestracji moje konto zostało zablokowane - nie byłem w stanie ponowić kolejnej próby rejestracji z uwzględnieniem mojego numeru telefonu, a jedyna informacja, która dostałem z automatu z biura obsługi klienta była taka, że mam przesłać odpowiednie dokumenty (dowód osobisty, paszport, zdjęcia karty, wyciąg rachunku bankowego, a dodatkowo swoje selfie i zdjęcie, na którym trzymam dowód osobisty lub paszport - nie pamiętam już), a wówczas zostanie to przeanalizowane i jak najszybciej będzie to możliwe obsługa klienta udzieli mi informacji zwrotnej. Wydało mi się to bardzo kuriozalne i męczące więc postanowiłem to po prostu olać i stwierdziłem, że będę starał się na miejscu płacić juanami, a jeśli nie będzie takiej możliwości, to wtedy będę próbował namówić kogoś z hotelu albo skądś żeby poświadczył mi możliwość założenia konta w WeChatPay.

Tyle tytułem przydługawego wstępu, kolejne posty będą już bardziej „podróżnicze”.

-- 19 Paź 2025 11:22 --

Czas mijał nieubłaganie do wyjazdu, pozostawało ogarnąć formalności (ubezpieczenie, paszport, a przede wszystkim urlop w pracy), spakować się i ruszać w trasę. Wszystko pięknie ogarnięte, spakowane, załatwione i w sobotę 27 września rozpocząłem podróż. Pełen zadowolenia siedzę w pociągu, przeglądam internet na telefonie i nagle niesamowita konsternacja - dokładnie o 12:09 przychodzi SMS od Air Arabia o treści "Your flight G9606 WAW/SHJ is advanced. New departure is 27/09.20255 at 15:15. Sincere Apologies" - w pierwszej chwili nie za bardzo dociera do mnie rzeczywista treści tego, co jest napisane - od lutego Air Arabia kilkukrotnie zmieniała godziny któregoś z wylotów o 15 minut w jedną czy drugą stronę i nie robiło mi to oczywiście wielkiej róznicy, ale zaraz na spokojnie i w skupieniu czytam jeszcze raz i nie dowierzam - jest chwila po dwunastej, ja w zasadzie dopiero co wyjechałem, będę za około trzy i pół, w porywach trzy godziny, a oni w tej chwili uprzedzają, że odlot będzie ponad pięć godzin wcześniej??! Szok, niedowierzanie i niesamowicie szybkie bicie serca oraz myśli, co teraz z tym wszystkim zrobić, bo kompletnie niweczy to absolutnie wszystkie plany. Szybko udało mi się znaleźć numer telefonu do infolinii - niestety, nie daje to absolutnie niczego, bo pracują od poniedziałku do piątku od 9 do 17, więc zostaję z problemem zupełnie sam z racji soboty. Ostatecznie próbuję działać z jakimś whatsappowym automatem, ale w trakcie, po dwóch czy trzech minutach przychodzi kolejny SMS informujący, że jednak się pomylili i przepraszają, a planowany wylot został przesunięty na 20:25 (czyli 15 minut wcześniej względem planu). Ciśnienie ze mnie od razu zeszło, uspokoiłem się, ale nadal nie mogłem uwierzyć w tę szopkę, która się wydarzyła.
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
Ale cena 😮❗️ Wycieczka do Gruzji za 288 PLN 🔥 Loty do Kutaisi i hotel w cenie 😎 Ale cena 😮❗️ Wycieczka do Gruzji za 288 PLN 🔥 Loty do Kutaisi i hotel w cenie 😎
Stambuł i Goa za 1297 PLN 🔥⚡ Egzotyka na wyciągnięcie ręki i w supercenie 👋☀️🌴 Stambuł i Goa za 1297 PLN 🔥⚡ Egzotyka na wyciągnięcie ręki i w supercenie 👋☀️🌴
Offline
#2 PostWysłany: 19 Paź 2025 16:08 

Rejestracja: 04 Lip 2025
Posty: 3
Czas mijał nieubłaganie do wyjazdu, pozostawało ogarnąć formalności (ubezpieczenie, paszport, a przede wszystkim urlop w pracy), spakować się i ruszać w trasę. Wszystko pięknie ogarnięte, spakowane, załatwione i w sobotę 27 września rozpocząłem podróż. Pełen zadowolenia siedzę w pociągu, przeglądam internet na telefonie i nagle niesamowita konsternacja - dokładnie o 12:09 przychodzi SMS od Air Arabia o treści "Your flight G9606 WAW/SHJ is advanced. New departure is 27/09/2025 at 15:15. Sincere Apologies" - w pierwszej chwili nie za bardzo dociera do mnie rzeczywista treści tego, co jest napisane - od lutego Air Arabia kilkukrotnie zmieniała godziny któregoś z wylotów o 15 minut w jedną czy drugą stronę i nie robiło mi to oczywiście wielkiej róznicy, ale zaraz na spokojnie i w skupieniu czytam jeszcze raz i nie dowierzam - jest chwila po dwunastej, ja w zasadzie dopiero co wyjechałem, będę za około trzy i pół, w porywach trzy godziny, a oni w tej chwili uprzedzają, że odlot będzie ponad pięć godzin wcześniej??! Szok, niedowierzanie i niesamowicie szybkie bicie serca oraz myśli, co teraz z tym wszystkim zrobić, bo kompletnie niweczy to absolutnie wszystkie plany. Szybko udało mi się znaleźć numer telefonu do infolinii - niestety, nie daje to absolutnie niczego, bo pracują od poniedziałku do piątku od 9 do 17, więc zostaję z problemem zupełnie sam z racji soboty. Ostatecznie próbuję działać z jakimś whatsappowym automatem, ale w trakcie, po dwóch czy trzech minutach przychodzi kolejny SMS informujący, że jednak się pomylili i przepraszają, a planowany wylot został przesunięty na 20:25 (czyli 15 minut wcześniej względem planu). Ciśnienie ze mnie od razu zeszło, uspokoiłem się, ale nadal nie mogłem uwierzyć w tę szopkę, która się wydarzyła.

Dojazd na lotnisko bezproblemowy, udało się szybko jeszcze coś zjeść po drodze w restauracji, w kolejce do odprawy okazało się, że zdecydowanie więcej osób było zdezorientowanych mylnymi SMS-ami od linii lotniczej, ale pracownicy wszystkich uspokajali, że to tylko pomyłka linii lotniczej (wiadomość miała prawdopodobnie zostać wysłana do pasażerów lotu Sharjah - Warszawa tego dnia) i odlot jest na spokojnie po dwudziestej. Przy okazji odprawy okazało się tylko, że Air Arabia wymaga, żeby (niezależnie od rzeczywistych wymogów prawnych rządu przy wjeździe do Tajlandii) nawet udając się do Bangkoku tranzytem wypełnić Thailand Digital Arrival Card (TDAC), tak więc przy stanowisku bardzo usłużna pani pokazała kod QR, szybkie skanowanie, wypełnienie formularza, uzyskanie karty, pokazania jej i można było za chwilę ruszać ku kontroli bezpieczeństwa i bramce. Sam lot standardowo - spokojnie, sprawnie, bez większych uwag.

Wylądowaliśmy chwilę po drugiej polskiego (czyli czwartej nad ranem lokalnego) czasu, odprawa paszportowa dość sprawnie, niewielkie raczej kolejki, lokalni pogranicznicy konkretni, ale nie upierdliwi (pytania o to, dokąd się wybieram, prośba o pokazanie biletu na kolejny odcinek podróży itd.) i po dwudziestu kilku minutach - z racji tego, że bagaże leciały bezpośrednio do Bangkoku - człowiek był wolny do działania i można było zaczynać kilkunastogodzinny layover. Oczywisty kierunek - Dubaj. Na stronie lotniska można znaleźć informacje, że poza taksówkami jest możliwość skorzystania z organizowanego przez Air Arabia "UAE Airport Shuttle Service", jednak ciężko mi dokładnie opowiedzieć, jak to faktycznie wygląda ze względu na fakt, że do Dubaju i z Dubaju na lotnisko Sharjah taki autobus kursuje tylko raz dziennie w każdą ze stron, tak więc podejrzewam, że może być raczej nikła szansa na skorzystanie z tego środka transportu dla przeciętnego podróżnika. Zastanawiałem się w takim razie nad taksówką (orientacyjna cena z lotniska Sharjah do Dubaju to ok. 200-300 dirhamów (mniej więcej równe złotówkom) w zależności od celu w Dubaju) i nad opcją, która w zasadzie nie jest chyba w ogóle wspomniana na stronie lotniska - publicznym autobusom, których przystanek znajduje się obok postoju taksówek, w lewym skrajnym narożniku budynku lotniska (patrząc na mapie), niedaleko wyjścia z hali przylotów. Skontrolowałem szybko przez internet jak najlepiej dostać się w okolice Burj Khalifa i już miałem ruszać w trasę, potrzebowałem tylko lokalnych pieniędzy i tu niestety pojawił się mały problem i kolejna niespodzianka tego dnia - okazało się, że Alior Bank, którego jestem klientem ma akurat tej nocy z soboty na niedzielę zaplanowane prace techniczne w związku z czym nie będzie możliwości płatności kartą i wypłacenia pieniędzy z bankomatów do godziny 6 rano. Reasumując (trochę z mojej winy w tym wypadku, nie ukrywam) - do godziny prawie ósmej czasu lokalnego (czyli około trzy i pół godziny) siedziałem sobie na ławeczce między podróżnymi czekającymi na wejście do strefy check-in i co piętnaście-dwadzieścia minut próbowałem z najbliższego automatu kupić butelkę wody za dirhama żeby sprawdzić, czy moje konto i karta są już aktywne. Najwyraźniej była to bardzo solidna i porządna aktualizacja systemu i prace techniczne były bardzo głębokie, bo bank starannie wyżyłował przewidywany czas i mniej więcej o 6 czasu polskiego (8 lokalnego) udało się w końcu wystartować z pieniędzmi i w końcu była opcja żeby zapłacić za przejazd autobusem.

Trasa z lotniska Sharjah do Burj Khalifa wygląda następująco:
1. z lewego narożnika budynku lotniska, obok postoju taksówek, niedaleko wyjścia z hali przylotów odjeżdżają autobusy Sharjah Municipality - najlepiej zapytać kierowcy czy jedzie do Al Jubail Bus Terminal - to jest miejsce, gdzie należy wysiąść. Koszt 8-10 dirhamów.
2. na Al Jubail najlepiej podejść do budki, w której sprzedawane są bilety i kupić NOL Card - to lokalna karta transportowa w metropolii Dubaju, można ją doładować na każdej stacji metra, przystanku itd. Ja zakupiłem kartę za 30 dirhamów, 24 z tej kwoty były do wykorzystania na przejazd, a 6 to był koszt karty. Kartę wykorzystuje się do płatności za przejazdy metrem, autobusami, tramwajem itd. na terenie Dubaju. Każdorazowo po odbiciu karty na elektronicznym wyświetlaczu pokazywany jest aktualny stan konta, tak więc można to bez problemu kontrolować (lub sprawdzić ten stan konta po prostu w automacie doładującym). W każdym razie - po zakupieniu NOL Card można spokojnie jechać do Deira City Centre, czyli kolejnego terminalu autobusowego (już bezpośrednio w Dubaju).
3. Z Deira City Centre jest kawałek piechotą przez ulicę do stacji metra o tej samej nazwie i można dojechać bezpośrednio do stacji Burj Khalifa/Dubai Mall.

Całość zorganizowana w ten sposób zajmuje około 1h 20 min, a kosztuje nie więcej niż 30 dirhamów. Oczywiście to kwestia rozważenia tego, czego kto szuka, czy lubi większy komfort i ile chciałby wydać na taki dojazd. Na pewno trzeba wziąć pod uwagę, że np. w okolicach 16:00 robią się już straszne korki i dojazd z Deira City na lotnisko z przesiadką w Al Jubail zajął mi już ok. 2 godziny.

W każdym razie - jestem w centrum Dubaju i przyjemnym tunelem nadziemnym (tuneli jest w Dubaju całkiem sporo - podziemnych, nadziemnych, do tego ścieżki wiodące przez jakieś przejścia przez parkingi itd., większość z nich zadaszona, ocieniona i klimatyzowana, żeby ludziom jak najlepiej funkcjonowało się w takim klimacie) dostaję się do Dubai Mall, czyli jednego z największych centrów handlowych na świecie. Imponuje oczywiście gigantyczną powierzchnią, wszystkimi najbardziej luksusowymi markami, jakie można sobie wyobrazić, ale najbardziej chyba porządkiem, wykończeniem, dbałością o szczegóły. Nie da się nie zauważyć, że o to wszystko dbają naprawdę setki ludzi cały czas - ochrona, służby informacyjne, sprzątający (na każdym piętrze jest kilka(naście?) osób, które chodzą cały czas z jakimiś ścierkami, szmatkami czy innymi przyrządami i przecierają non stop zabrudzenia na szybach, poręczach itp.). No, ale nie dotarłem tutaj żeby chodzić w kółko i zachwycać się sklepami, kolejną fontanną czy lodowiskiem - celem było Burj Khalifa, które udało się bardzo szybko zlokalizować, bo wychodząc z jednego z wyjść z Dubai Mall widać po lewej stronie potężną i wysoką konstrukcję najwyższego budynku świata, który otoczony jest trochę niższymi, a w dodatku dość przyjemnie wygląda, gdy pomiędzy nim, a centrum handlowym i okolicznymi restauracjami znajduje się dość ładny zbiornik wodny. W tych okolicznościach nie pozostaje nic innego jak tylko znaleźć wejście do budynku. Niestety - okazuje się, że nie jest to takie łatwe i intuicyjne jakby się wydawało - krążenie dookoła budynku nic nie daje, nigdzie nie ma żadnego wejścia, nie ma nawet żadnego oznakowania, gdzie to wejście mogłoby być. To w sumie kolejny dowód na to, jak bardzo myślenie "europejskie", do jakiego przywykliśmy okazuje się być trochę inne od lokalnego - kończąc rundę wkoło Burj Khalifa pytam jakiegoś dozorcy, który pilnuje wejścia do strefy apartamentowej o to, gdzie jest wejście - tłumaczy, że przez centrum handlowe. OK, wracam do centrum. Pytam pracownika ochrony, gdzie jest wejście. I tutaj - ogromne olśnienie, którego nie spodziewałbym się za żadne skarby świata - pokazuje na windę niedaleko, muszę nią zjechać na sam dół, na poziom parkingu, przejść wzdłuż ścian parkingu i tam będą drzwi, gdzie jest wejście do najwyższego budynku świata... Przyznam, że trochę dziwne dla mnie, spodziewałbym się czegoś bardziej reprezentacyjnego w tym wypadku, ale trudno - w drogę! Jest kilka możliwości, z których można skorzystać na Burj Khalifa: to wjazd na punkty widokowe na 124/125 piętrze (159 dirhamów), wjazd na 148 piętro (404 dirhamy) i wjazd na 154 piętro (774 dirhamy) a także rozmaite kombinacje z wjazdem na dany poziom i wizytą w akwarium, glass walk, safari itd. Decyduję się na wjazd na 124/125 piętro, ale zanim to nastąpi jest dość długi spacer do windy przez korytarze i zakamarki budynku, gdzie można po drodze podziwiać rozmyślania emira zdobiące ściany czy informacje na temat budowniczych obiektu. Podróż na górę szybko mija i można podziwiać okoliczne budynki i drogi skąpane w pyle, który unosi się wszędzie dookoła. Moją uwagę najbardziej przykuwa budynek ze Sky Views Observatory (czyli kolejny punkt widokowy w okolicy) w budynku hotelowym składającym się z dwóch wież, na łączniku między którymi znajduje się basen. Całościowo muszę jednak powiedzieć, że nie robi to na mnie dużego wrażenia - może należało wybrać najwyższą możliwość i wjechać 29 pięter wyżej? Może to kwestia tego pyłu wszędzie dookoła? Może to kwestia tego, że poza wieżowcami w okolicy tak naprawdę widok nie jest w ogóle spektakularny? Trudno powiedzieć. Kolejny punkt programu to wyjazd na punkt widokowy na Palm Jumeirah, gdzie być może będzie coś, co zrobi większe wrażenie.

Żeby dostać się z Burj Khalifa do Nakheel Mall (miejsce, gdzie znajduje się punkt widokowy, właściwie kolejne centrum handlowe tak naprawdę) należy się trochę nagimnastykować i z Burj Khalifa/Dubai Mall station podjechałem na Dubai Internet City station metrem, gdzie poszedłem na przystanek tramwajowy i dojechałem na przystanek Palm Jumeirah skąd z kolei poszedłem pieszo łącznikami, tunelami i przez parking samochodowy na stację monorail gdzie - osobno się płacie, nie obowiązuje NOL Card - kupiłem bilet w dwie strony do Nakheel Mall. Naprawdę niezwykle męcząca epopeja, która każe skierować myśli ku projektantom, a jeszcze bardziej decydentom, którzy mają wpływ na to jak wyglądają pewne rozwiązania komunikacyjne w tym mieście, bo wydaje się, że pewne rzeczy, budynki, projekty itd. to jest wyłącznie rywalizacja między obrzydliwie bogatymi ludźmi, którzy niekoniecznie mają pojęcie o tym, jak normalny człowiek może funkcjonować w danym otoczeniu i w związku z tym trudno o bezpośrednie połączenia autobusowe z lotniska Sharjah do centrum Dubaju (co przecież wydaje się normalne i oczywiste, tym bardziej, że to hub Air Arabia, a sama liczba pasażerów też jest w sumie imponująca), trudności z lokalizacją wejścia do Burj Khalifa (emir czy szejkowie pewnie mają swoje własne, dedykowane wejścia i niekoniecznie interesują ich wejścia dla poddanych czy turystów), męczący dojazd do Palm Jumeirah czy wreszcie sama lokalizacja punktu widokowego, ponieważ jest wyraźnie zaznaczone, na którym piętrze centrum handlowego się znajduje (bodajże na drugim, nie pamiętam już), natomiast musisz wiedzieć (albo trafić), żeby pójść na lewą stronę tam na samej górze, bo jeśli pójdziesz po prawej (mimo ogólnych banerów, że punkt widokowy jest na tym piętrze), to nie trafisz do niego i musisz nadrabiać kroki, bo po prawej stronie przejście do punktu widokowego jest zagrodzone i nie ma możliwości tam się dostać, tak więc - trzeba koniecznie iść na samej górze na lewo od schodów, którymi się wjechało... Sam punkt widokowy pod każdym możliwym względem dość podobny. Cena niższa - wyjściowo 110/165 dirhamów w zależności od dnia/godziny, ale poza tym to samo - przed wjazdem prezentacja historyczna budynku, budowniczych, krótki film, prezentacja osiągnięć lokalnych itd., wjeżdżamy na górę, a tam dość podobnie jak na Burj Khalifa - sporo pyłu dookoła (tak, że momentami przeszkadza w uchwyceniu wzrokiem czy obiektywem całości Palm Jumeirah), ale poza tym nie ma aż tak wiele wieżowców, zamiast tego podziwiamy linię przybrzeżną nieopodal której zbudowano słynny resort (?) czy może lepiej powiedzieć - bardzo ekskluzywne osiedle. Na pewno ta praca robi wrażenie swoim ogromem itd., ale niestety - jak wiele rzeczy w Dubaju - męczy swoją monotonią i zbudowaniem wszystkiego "od linijki", nie ma tu naturalności, widać, że mimo przepychu i blichtru jest to dość sztuczne...

Biorąc pod uwagę, że Dubaj nie był celem mojej podróży, a tylko krótkim przystankiem na który się specjalnie nie nastawiałem stwierdziłem, że czas powoli zbierać się na lotnisko - ponad czterdzieści kilometrów drogi przede mną, klimatyzowane wagony czy nawet przystanki tramwajowe tylko trochę dawały wytchnienie, a przede wszystkim zmęczenie materiału robiło swoje - ponad 24 godziny drogi praktycznie w ogóle bez spania, a szykowało się na jeszcze więcej. Ruszyłem więc na lotnisko tłukąc się w dwugodzinnym korku, o którym wcześniej wspominałem.

Szybkie załatwienie formalności na lotnisku, zjedzenie czegoś i próba znalezienia działającego miejsca do podładowania telefonu - to ostatnie okazało się najtrudniejsze na tym lotnisku, w końcu siedząc w kółeczku z hinduskimi studentami i Uzbekiem i trzymając kabel, żeby nie wypadł z kontaktu udało mi się podładować telefon do 80% i można było biegiem ruszać do swojej bramki. Lot znowu spokojny, wszystko standardowo, bez żadnych problemów i ląduję rano w Bangkoku. Odbieram bagaże, przechodzę kontrolę graniczna i postanawiam się trochę pokręcić, żeby znaleźć coś dobrego do jedzenia i miejsce do posiedzenia. Suvarnabhumi to całkiem przyjemnie zorganizowane lotnisko po jednej i po drugiej stronie (przed i po kontroli), więc wszystko udaje się bez większego problemu, dodatkowo małe przepakowanie i przebranie ciuchów i można nadać bagaż na lot Emirates do Hong Kongu. Wybieram oczywiście self check-in i idę zrzucić bagaże do odpowiedniego stanowiska. Niestety - okazuje się, że jest jakiś błąd techniczny i z dwóch walizek system wczytuje mi do nadania dalej tylko jedną. Sympatyczne panie nie potrafią pomóc i muszę poczekać na uruchomienie stanowiska do odprawy. Siedzę więc, odpoczywam i za mniej niż godzinę udaje mi się wszystko załatwić. Kieruję się więc do kontroli granicznej, przechodzę przez główny hol i idę do pociągu, który kieruje pomiędzy poszczególnymi terminalami lotniska Suvarnabhumi. Część, do której dotarłem okazała się być bardzo ładna, bardzo czysta i bardzo spokojna - tego dnia o tej porze (ok. 14.00) nie było zbyt dużo lotów i w związku z tym nie było zbyt dużo pasażerów, na spokoju więc przy piwie oczekiwałem na mój lot A380 Emirates do Hong Kongu. Okazuje się, że ta linia realizuje przeloty z Dubaju do Hong Kongu z międzylądowaniem właśnie z Bangkoku, gdzie część pasażerów się zmienia. Bardzo szczęśliwie okazało się, że zainteresowanie lotem jest na tyle niewielkie, że były tylko pojedyncze rzędy, gdzie siedziała więcej niż jedna osoba, więc oprócz przestrzeni dla każdego było bardzo cicho, spokojnie i kameralnie, a obsługa i serwis dodatkowo zrobił swoje.

Hong Kong - znowu przejazd pociągiem na lotnisku, tym razem szybki skok do immigration (gdzie nie dostaje się stempli do paszportu, tylko takie małe kwadratowe karteczki z imieniem i nazwiskiem, numerem paszportu, datą wjazdu i datą, do której można zostać - standardowo 3 miesiące), odbiór bagaży (zaskakująco długi, ok. 40 minut samego czekania na start) i można było ruszać dalej w stronę Shenzhen. Tutaj pojawił się niestety problem - byłem wstępnie przygotowany na to, jak można się tam dostać. Hotel, który wybrałem (Golden Central Hotel) był 100m od stacji metra, w centralnej części miasta, niedaleko stacji kolejowej Futian (jedna z dwóch głównych dla Shenzhen, ale jednak mniejsza od Shenzhen North) i dobrze się zorientowałem, że można pojechać z lotniska w Hong Kongu na stację West Kowloon i stamtąd właśnie na stację Futian, co powinno być dobrym rozwiązaniem. Ewentualnie są specjalne dedykowane busy, które prosto z lotniska jadą na jeden z punktów granicznych i tam - już po kontroli - trzeba samemu sobie ogarnąć co i jak dalej zrobić, żeby dostać się do "siebie". Jak pisałem wcześniej - nie planowałem zbyt dużo z góry, więc na lotnisku poszedłem do pani w stoisku informacyjnym lokalnych kolei, żeby zapytać jak najlepiej się dostać na stację Futian i gdzie mogę kupić bilet kolejowy. Usłyszałem odpowiedź, że lepiej nie pociągiem i żebym szedł na busa (wskazywała mi przy tym ręką kierunek). OK, wyszedłem do głównej hali lotniska, gdzie było również główne stanowisko informacji kolejowej i sprzedaż biletów. Idę i pytam jeszcze raz o to samo i słyszę odpowiedź "too many trips, sir" i to samo - żeby lepiej iść na busa i również widzę wskazanie ręką w tym samym kierunku, w którym wskazała pani wcześniej. Idę więc tam, okazuje się oczywiście, że pokazali mi źle i powinienem iść w kierunku zupełnie przeciwnym, trafiam na taki terminal busowy, gdzie już przy wejściu gromada pań z pierwszego stanowiska kasowego woła, żebym kupił bilet u nich, idę więc, płacę 180 dolarów HK (około 85-90 złotych), czekam grzecznie 10 minut aż zbierze się odpowiednia liczba osób i za jakiś czas idziemy do naszego busa. Podróż trwa około 40 minut i kierowca, ja i pięciu innych pasażerów trafiamy na przejście graniczne Huanggang. Wygląda to w ten sposób, że kierowca zawozi skład przed halę przejścia granicznego, wypakowuje bagaże, idziesz do pieszego przejścia granicznego (w międzyczasie on zbiera ekipę, która jest po odprawie i podróżuje w drugą stronę do HK i odjeżdża), masz sprawdzany bagaż i następnie czas na właściwą kontrolę graniczną - są dwa dedykowane stanowiska dla "foreigners", z czego czynne było tylko jedno, a dodatkowo jedynym obcokrajowcem byłem oczywiście ja w tym momencie. Najpierw należy wypełnić arrival card, gdzie wpisujemy imię, nazwisko, płeć, datę urodzenia, narodowość, cel wizyty, czy jest visa-free czy nie, numer paszportu, numer lotu/pociągu/rejsu, którym się przybyło, numer telefonu, miasta/miejsca, które zamierza się odwiedzić w Chinach, adres hotelu, a z drugiej strony kartki są jeszcze informacje wyjazdowe: czy ma się już bilet powrotny (jeśli tak, to na kiedy, numer lotu/pociągu/rejsu, czy ma się jakieś osoby przyjmujące w Chinach (jeśli tak, to ich imię i nazwisko i numer telefonu) oraz bardzo w sumie krótka linijka, w której należy wymienić wszystkie kraje, w których było się w ostatnich dwóch latach. Z tak wypełnionym formularzem droga do okienka, krótka pogawędka z sympatycznym panem celnikiem i po 3 czy 4 minutach stempel w paszporcie i witamy w Chinach. Co się okazuje w tym momencie? Że mapy Google w Chinach niezbyt się sprawdzają, nie są zbyt dokładne i momentami są dość przekłamane. Po przejściu około 1,5 km krążę więc wkoło jednego ze skrzyżowań nie do końca wiedząc, w którą stronę powinienem iść (później okaże się, że szedłem dobrze i byłem ledwie 3 km od hotelu) zagaduję po angielsku pierwszego napotkanego Chińczyka czy może mi powiedzieć czy zmierzam we właściwym kierunku. Gość był w eleganckich czarnych spodniach i białej koszuli więc wydawał się dość dobrą personą na tego typu pytania. Niestety - okazało się, że nie znał kompletnie angielskiego. W ten sposób zaczęliśmy dyskusję posiłkując się z mojej strony translatorem Google, z jego strony jakimś chińskim translatorem i po przerobieniu serii pytań dlaczego nie zamówię taksówki itd. (bo nie działa mi AliPay), zaoferowaniu, że on może mi zamówić taksówkę (mija się to z celem, bo nie działa mi AliPay i nie mam jeszcze juanów żeby jakkolwiek zapłacić), zaoferowaniu, że on mi zamówi taksówkę i ją opłaci (na co dziękuję i odmawiam, bo nie chcę go narażać na koszty, a nie mam jak mu tego zrekompensować w tym momencie, a hongkońskich dolarów nie chce przyjąć) mówi jedyną rzecz, którą umie po angielsku czyli LET'S GO!!!! (ale nie w formie rozkazującej tylko takiej motywującej do działania), którą to frazę jeszcze kilka razy powtórzy i pokazuje mi, żebym szedł za nim, idziemy około 100 metrów dalej i pokazuje mi na coś w rodzaju meleksa, wózka golfowego i tłumaczy, że on tym mnie zawiezie do hotelu. Trochę mi miło, trochę jestem zdziwiony, ale pakuję bagaże i jedziemy. Okazuje się, że ten wspaniały pojazd wyciągnął maksymalnie 41 km/h, ale pan Chau (Chow?) - nie wiem w sumie dokładnie jak, ale gdy potem pytałem o imię powiedział mniej więcej taką formę - niestrudzenie jechał nim między luksusowymi SUV-ami na cztero- i pięciopasmowej drodze i w ciągu dziesięciu minut zajechaliśmy to hotelu co chwilę sprawdzając w czasie jazdy wskazówki dojazdu na telefonie. Pomimo mojego natarczywego próbowania zapłacenia mu w dolarach HK nie chciał niczego przyjąć, zrobił sobie jedynie ze mną zdjęcie i nagrał krótki filmik i pojechał z powrotem do swoich obowiązków - jakiekolwiek one nie były i kimkolwiek nie był. Niesamowity człowiek.

Zameldowanie w hotelu w zasadzie bezproblemowe (nawet pomimo tego, że nikt na miejscu nie mówił po angielsku) - wystarczyło pokazać maila z potwierdzeniem rezerwacji, wspomóc się translatorem i po 10 minutach byłem w końcu w pokoju hotelowym (dość znośnym - ok. 200 złotych za noc, centralna część miasta, czysto, spokojnie, wygodnie, jedynym minusem był w sumie brak szafek na ciuchy, ale i z tym udało się poradzić), szybkie rozpakowanie, wyskoczenie jeszcze na dół żeby zlokalizować bankomat, wypłacić juany i zrobić zakupy w 7-eleven i można było na koniec wziąć prysznic i udać się w końcu na zasłużony spoczynek. Po ponad 48 godzinach, w tym około 3 godzinach snu w samolocie w końcu byłem w Chinach.

Załączniki:
Komentarz do pliku: Fire escape mask - obowiązkowe wyposażenie pokoju
image00017.jpg
image00017.jpg [ 342.11 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Widok z okna
image00016.jpeg
image00016.jpeg [ 505.54 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Pokój w Shenzhen 2
image00015.jpeg
image00015.jpeg [ 294.09 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Pokój w Shenzhen
image00014.jpeg
image00014.jpeg [ 311.73 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Pan Chau (Chow) - superkierowca meleksa
image00013.jpg
image00013.jpg [ 171.49 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: A380 Emirates
image00010.png
image00010.png [ 1020.1 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Bangkok Suvarnabhumi
image00009.jpeg
image00009.jpeg [ 787.12 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Osobny wagon dubajskiego metra dla kobiet i dzieci
image00008.jpg
image00008.jpg [ 337.15 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Klimatyzowany przystanek tramwajowy
image00007.jpeg
image00007.jpeg [ 760.26 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Palm Jumeirah
image00006.jpg
image00006.jpg [ 431.87 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Sky Views Observatory
image00005.jpg
image00005.jpg [ 487.91 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Jak trafić do Burj Khalifa?
image00004.jpg
image00004.jpg [ 258.42 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Burj Khalifa z zewnątrz
image00003.jpeg
image00003.jpeg [ 296.24 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Dubajskie autobusy na Al Jubail Bus Terminal
image00002.jpg
image00002.jpg [ 410.16 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Komentarz do pliku: Szaleństwa Air Arabia
image00001.png
image00001.png [ 292.68 KiB | Obejrzany 566 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
Offline
#3 PostWysłany: 23 Paź 2025 20:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 05 Lip 2014
Posty: 1505
Loty: 123
Kilometry: 229 080
srebrny
Przyjemnie się czyta (choć coś tam chyba między 1., a 2. postem się potentegowało w edycji), a i treść pouczająca informacyjnie.

Zdjęcia sugeruję umieszczać pomiędzy akapitami, przy miejscach które opisujesz.

Pisz dalej :)
_________________
Moje relacje: Korea 2024Lobos 2024
Góra
 Profil Relacje PM off
wk87 lubi ten post.
 
      
Offline
#4 PostWysłany: 28 Paź 2025 22:49 

Rejestracja: 04 Lip 2025
Posty: 3
Złapałem lekkie opóźnienie w pisaniu, niestety tydzień nadrabiania ogromnych zaległości w pracy za mną, ale już wszystko poukładane i wracam do kontynuowania relacji.

Mamy więc 29 września, prawie północ i melduję się w chińskim pokoju hotelowym w centrum Shenzhen. Dlaczego wybrałem w ogóle to miejsce na podróż? Nie ma tu jakiejś specjalnej przesłanki tak naprawdę. Pierwotnie zakupiłem bilety na trasie Warszawa - Sharjah - Bangkok i mając w sumie trzy tygodnie do dyspozycji stwierdziłem, że warto będzie wybrać się gdzieś jeszcze na około tydzień, tak więc przez pewien czas śledziłem promocje, ceny i trzymałem rękę na pulsie. Jak już wcześniej pisałem - udało się trafić bardzo znośną ofertę z Emirates na trasie Bangkok - Hong Kong, więc uderzyłem w tym kierunku zakładając od razu, że będę spał w Chinach (tak więc stąd Shenzhen - bo na granicy Chin z Hong Kongiem) z racji - nie ukrywajmy - wyższych kosztów noclegów w HK, ale też dlatego, że chciałbym trochę pokrążyć po Kantonie. Oczywiście - samo Shenzhen to też dobry punkt na wypady do HK, ale o tym potem. Dodatkowo na wyobraźnię trochę działa też fakt, że to trzecie miasto w Chinach pod względem populacji (czyli na pewno "coś" musi tam być i się dziać - w trakcie planowania okazało się, że rzeczywiście tak jest), jest też kilka ciekawostek (np. flagowy punkt producenta dronów DJI, który ma w Shenzhen swoją siedzibę i dość spory punkt ekspozycji, ale o tym też później).

Szybkie ogarnięcie się, mycie, kontrola chińskiej telewizji (akurat pokazywali relacje z mistrzostw świata w siatkówce na Filipinach) i czas do spania. Ogólne zmęczenie podróżą i brak snu dały mi się lekko we znaki, tak więc mimo tego, że obudziłem się około 7.30, to tak naprawdę dopiero około południa zebrałem się w sobie i byłem w stanie wyjść z hotelu, żeby w końcu coś zobaczyć. Patrząc za hotelowe okno w samo południe było dość zachęcająco - prawie bezchmurne niebo, piękne i czyste, nowoczesne wieżowce dookoła, dość sporo zieleni, a do tego praktyczny brak korków (po wyjściu na zewnątrz okazało się też, że na chodnikach, ulicach jest też niesamowity porządek, są naprawdę dobrze i czysto utrzymane, nawet pomimo chronicznego braku koszy na śmieci).

Załącznik:
image00002.jpg
image00002.jpg [ 497.83 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Chiński autobus.
Załącznik:
image00003.jpeg
image00003.jpeg [ 782.27 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Pierwsze kroki skierowałem w stronę oddalonego o około 600 metrów Ping An Finance Centre. To wysoki na 599,1 metra budynek handlowo-usługowo-biurowy. Oczywiście najwyższy w mieście, drugi najwyższy w Chinach, a do tego piąty wśród najwyższych na świecie. Na 116 piętrze (wysokość 547,6 metrów - czyli wyżej niż np. na Burj Khalifa) znajduje się taras widokowy nazywany Free Sky Observatory z którego po kupnie biletu w cenie ok. 100 złotych możemy podziwiać panoramę okolicy, a przy dobrych warunkach również dalej położonych punktów Kantonu czy Hong Kong.

Załącznik:
image00004.jpg
image00004.jpg [ 337.24 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Załącznik:
image00005.jpg
image00005.jpg [ 476.61 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Załącznik:
image00006.jpg
image00006.jpg [ 199.9 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Załącznik:
image00007.jpg
image00007.jpg [ 147.36 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Oczywiście całość robi ogromne wrażenie - poprzedzony krótką prezentacją historyczną odnośnie budynku, jego historii, parametrów technicznych itd. szybki wjazd windą na górę, gdzie teren punktu widokowego jest naprawdę przestronny (znowu - porównując do Burj Khalifa trudno tutaj być pod wrażeniem przestrzeni do dyspozycji w Dubaju na górze...), nie ma żadnych przepychanek (OK, wiadomo, też, że godzina 13.00 to niekoniecznie jest najpopularniejsza pora dla fanów widoków, ale sama przestrzeń na piętrze daje raczej gwarancję, że nikt nikomu tu nie będzie wchodził na głowę nawet o 19.00), do tego bardzo sympatyczne zaplecze gastronomiczno-sklepowo-sanitarne na piętrze.

Obowiązkowo w takim miejscu mamy oczywiście szklaną, przezroczystą podłogę (wysuniętą trochę poza ściany budynku), na której możemy stawać. Co prawda w pierwszym momencie zbyt dużego zaufania nie powodowały napisy, żeby nie stać tam zbyt długo, ale nic złego się oczywiście nie stało.

Załącznik:
image00008.jpg
image00008.jpg [ 390.6 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Spoglądając w stronę południową, a więc stronę Hong Kongu można było dostrzec jak wszystko w tym miejscu praktycznie cały czas się rozbudowuje, zmienia, a do tego podziwiać ciekawe ukształtowanie terenu - zaraz za rzeką rozdzielającą Shenzhen i HK rozpoczynają się większe i mniejsze górki, a pomiędzy nimi wszędzie wcinają się rozmaite stawy i zbiorniki wodne.

Załącznik:
image00009.jpeg
image00009.jpeg [ 861.96 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Kanton najczęściej kojarzył mi się z miejscem, gdzie znajduje się bardzo wiele fabryk i zanieczyszczenie powietrza jest dość spore. Nie mam wątpliwości, że fabryk czy rozmaitych zakładów jest na pewno dużo, a powietrze też na pewno czasem nie pozwala zbyt swobodnie żyć (dużo ludzi zresztą nosi maseczki), jednak bardzo miło było patrzeć na drugą (północną) stronę, gdzie właściwe centrum tej nowoczesnej części Shenzhen jest naprawdę bardzo zielone. Tutaj akurat widać okolice tzw. Shenzhen Civic Centre. Ten budynek w centrum sporego parku to kompleks pomieszczeń administracyjno-urzędowo-partyjnych, wokół których znajdują się również komisariaty policji, a patrząc na prawo w górę od budynku można dostrzec bryłę miejskiego muzeum.

Załącznik:
image00010.jpg
image00010.jpg [ 407.89 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Wychodząc z Ping An pierwszy raz spotkałem się w tym momencie z tym, co w Chinach będzie spotykało mnie praktycznie za każdym razem - przy absolutnie każdym wyjściu z metra, dworca, jakiejś atrakcji turystycznej wyjście jest obudowane rozmaitymi punktami handlowymi, budkami, straganami (to najczęściej w przypadku stacji metra) lub po prostu idzie się przez jedną z niezliczonych galerii handlowych (niektóre stacje metra czy atrakcje turystyczne). Czasami jest to fajne i przydatne, bo np. wieczorem wracając do hotelu można przy okazji coś kupić po drodze, a czasem potrafi trochę męczyć, bo ile razy dziennie można przeciskać się wśród straganów i stoisk czy spędzać pół godziny zjeżdżając po ruchomych schodach w centrum handlowym na sam dół. Taka jednak rzeczywistość lokalna i nie ma chyba za dużo co narzekać.

Skromna galeria handlowa przy wyjściu z Ping An Financial Centre.
Załącznik:
image00011.jpg
image00011.jpg [ 425.53 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Całkiem sympatyczne okolice Ping An.
Załącznik:
image00012.jpeg
image00012.jpeg [ 993.59 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Bardzo dobra i logiczna organizacja, wszystko jasno i przejrzyście, a do tego zawsze również w języku angielskim, żeby nie było żadnych wątpliwości.
Załącznik:
image00013.jpeg
image00013.jpeg [ 681.79 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Kolejnym punktem planu było dojście do miejskiego muzeum, ale po drodze chciałem kupić bilety na trasie Shenzhen - HK - Shenzhen na kolejny dzień, a że po drodze miałem jedną z dwóch głównych stacji kolejowych - Futian - więc postanowiłem zrobić to od razu i okazało się, że zrobiłem bardzo dobrze. Pociąg między stacjami Futian a West Kowloon w HK jedzie całe czternaście minut (nie można tego nazwać raczej szybkim pociągiem - odległość to prawie 40 kilometrów, a największa prędkość, która pojawiła się na pociągowym wyświetlaczu to było 185 km/h) i takich składów jedną stronę kursuje w ciągu jednego dnia prawie dwieście, natomiast są one tak oblegane, że najlepiej kupować bilety z wyprzedzeniem (również dlatego, że nie ma tego, co np. u nas, czyli miejsc stojących, bez miejscówki - każdy ma obowiązkowo przypisane miejsce, sprzedaje się komplet miejscówek - koniec sprzedaży miejsc na ten pociąg - szukasz innego albo innych alternatyw). Proces sprzedaży wygląda trochę inaczej niż u nas - obowiązkowo należy mieć paszport (w wypadku Chińczyków ich ID), na który wczytywany jest bilet. Oczywiście dostaje się papierowy wydruk, na którym jest napisany numer pociągu, godziny odjazdu i przyjazdu, trasa itd., ale jest to forma jakiegoś przypomnienia i nie ma poza tym żadnej wartości - można to zgubić, wyrzucić i nic się nie stanie, bo wystarczy mieć właśnie paszport. Wszystko szybko i sprawnie, pani w kasie ogarniała podstawy angielskiego więc bez problemu mogłem wybrać odpowiadającą mi godzinę i zakupiłem bilety na następny dzień. Koszt przejazdu w dwie strony - około 85 złotych. Uważam, że to w sumie uczciwa cena.

Zadbane i świecące korytarze stacji kolejowej Futian w Shenzhen.
Załącznik:
image00031.jpeg
image00031.jpeg [ 664.48 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Każdy punkt, w którym gromadzi się większa liczba osób, a więc dworce, stacje, lotniska, wagony metra itd. jest obowiązkowo nadzorowany przez różne służby ochronne. W większości widać, że są to bardzo młodzi ludzie, może dwudziestoletni, jednak poważnie wykonują swoje obowiązki, czasem aż ciężko było w to uwierzyć, bo działali strasznie rutynowo według schematu, ale nie odbiegali od niego ani na krok - w metrze w Shenzhen w każdym pociągu jest ochrona - chłopak chodzi wzdłuż pociągu i w momencie kiedy dochodzi na wysokość drzwi zatrzymuje się zawsze najpierw przy jednych drzwiach plecami do nich, stoi tak około piętnaście sekund, rozgląda się, potem przechodził pod drzwi naprzeciw, stawał plecami do nich, stał piętnaście sekund, rozglądał się i przechodził powoli wzdłuż wagonu do kolejnych drzwi i powtarzało się to w nieskończoność. W Guanzghou z kolei np. przy wyjściu ze stacji metra przy Canton Tower stały takie dwudziestoletnie dziewczyny. W miejscu, gdzie kończą się schody i zaczyna się powierzchnia właściwego chodnika, przy końcu każdej poręczy stała jedna z nich i cały czas po prostu trzymała wyciągniętą rękę, czyli idąc schodami w górę widziało się po lewej na końcu schodów dziewczynę, która trzymała rękę wyciągniętą w lewo, a po prawej stronie stała dziewczyna z ręką wyciągniętą w prawo jakby pokazywały, gdzie można iść...
Załącznik:
image00030.jpg
image00030.jpg [ 366.74 KiB | Obejrzany 218 razy ]


W październiku w rejonie Shenzhen - Guangzhou - Hong Kong - Macau odbywały się jakieś ogólnochińskie sportowe igrzyska młodzieży i wszystkie te miejsca były udekorowane takimi właśnie maskotkami tych zawodów.
Załącznik:
image00032.jpeg
image00032.jpeg [ 708.84 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Muzeum miejskie w Shenzhen to miejsce, które z pewnością warto odwiedzić. Znajduje się w centrum, więc bardzo łatwo dotrzeć, wstęp jest bezpłatny, tak więc na pewno pod tym względem też nikt nie ma powodów do narzekania, a przede wszystkim ciekawe są jego zasoby. Znajdziemy tam tak naprawdę wszystko, bo kierunek zwiedzania zaczyna się od wypchanych zwierząt (również okazów, których raczej niekoniecznie spodziewamy się w tych rejonach czy w ogóle w Chinach) przez ekspozycje związane z historią i przeszłością miasta, przechodząc przez wystawy dotyczące rozmaitych wojen i konfliktów, które targały tym miejscem, umiejscowienia i roli Shenzhen w Chinach, jego historii i teraźniejszości związanej z technologiami, produkcją i tym wszystkim, co wytwarza się na miejscu a także wszystkim innym czego możecie się spodziewać lub czego nawet nie oczekujecie.

Zobaczycie tam więc m. in. wypchanego lwa, niedźwiedzia polarnego czy morsa....
Załącznik:
image00015.jpg
image00015.jpg [ 319.79 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00016.jpg
image00016.jpg [ 330.23 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00018.jpg
image00018.jpg [ 383.3 KiB | Obejrzany 218 razy ]


...przespacerujecie się bardzo ciekawą makietą/rekontrukcją ulicy dawnego Shenzhen, gdzie przedstawione zostały róże pomieszczenia, zakłady z dawnych lat ilustrujące, jak kiedyś miało wyglądać w lokalnej szkole, domu, pałacu, zakładzie kowalskim, tkackim itd....
Załącznik:
image00019.jpeg
image00019.jpeg [ 471.1 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00020.jpeg
image00020.jpeg [ 379.26 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00021.jpeg
image00021.jpeg [ 419.83 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00022.jpeg
image00022.jpeg [ 464.59 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00023.jpeg
image00023.jpeg [ 534.49 KiB | Obejrzany 218 razy ]


...będziecie mogli obejrzeć produkowane lokalnie, a znane na całym świecie drony DJI (chociaż w tym miejscu akurat ta ekspozycja nie jest aż tak szeroka, zupełnie bez porównania z showroomem DJI, o którym będzie w którymś z kolejnych odcinków)
Załącznik:
image00028.jpeg
image00028.jpeg [ 534.79 KiB | Obejrzany 218 razy ]


...zapoznać się z tym, kto ze znanych polityków lokalnych i światowych odwiedził miasto - były zdjęcia np. Margaret Thatcher, Fidela Castro, rozmaitych ambasadorów itd., ale nie da się ukryć, że najbardziej czczony w tym muzeum jest Deng Xiaoping, który włożył dość duży wkład w rozwój miasta i okolicy. Przełożyło się to tak mocno, że nie tylko jesteśmy wręcz zarzuceni jego zdjęciami, ale jest nawet samochód, którego używał podczas jednej z wizyt i woskowa figura Denga przed pojazdem.
Załącznik:
image00025.jpeg
image00025.jpeg [ 376.94 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Drugim z mocno fetowanych polityków jest oczywiście Xi Jinping, który pojawia się na bardzo wielu fotografiach i to niekoniecznie z czasów obecnych, ale sięgnięto głęboko w przeszłość i prezentowane są fotografie z czasów, kiedy nie pełnił jeszcze tak ważnych funkcji partyjnych. (Co ciekawe - w całym muzeum nie ma ani jednego zdjęcia, informacji czy czegokolwiek dotyczącego Mao).
Załącznik:
image00029.jpg
image00029.jpg [ 252.82 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Na sam koniec pojawiła się z kolei część ekspozycji dość mocno zachwalająca miasto, jego walory i organizację życia/pracy/edukacji w nim, co momentami dość mocno mnie zaskakiwało. Ciężko mi bowiem wyobrazić sobie umieszczanie w muzeum gdzieś w świecie "zachodu" zdjęć lokalnego dygnitarza wręczającego ofiarę ubogiej rodzinie.
Załącznik:
image00026.jpeg
image00026.jpeg [ 487.7 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Ciężko było mi również zrozumieć dość dziwny sposób zachwalania swojego otwarcia na zachodnich inwestorów wstawiając zdjęcie człowieka mogącego być przeciętnym Amerykaninem i jego prawdopodobnie w domyśle żony z azjatyckimi (niekoniecznie chińskimi) rysami i dwójką dzieci na spacerze i podpisując to jako "foreign investors are grants with national treatment in Shenzhen". Cóż - być może inne podejście do różnych spraw i nie wszystko jestem w stanie zrozumieć z mojego punktu widzenia.
Załącznik:
image00027.jpeg
image00027.jpeg [ 519.82 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Niemniej jednak uważam, że będąc w Shenzhen warto się tam wybrać - to bardzo ciekawe muzeum.

W tym momencie warto zwrócić uwagę na ciekawostkę, która też daje pewne wyobrażenie o skali inwestycji i rozmachu działań, które są podejmowane w Shenzhen czy w Chinach ogólnie - aby wrócić z muzeum do hotelu musiałem przejść około 1,2 kilometra w zasadzie w linii prostej i następnie skręcić w lewo i przebyć jeszcze z 800-900 metrów. Co jest w tym takiego ciekawego? Okazało się, że całą tę drogę mogę pokonać przejściem podziemnym, w skład którego wchodzi m. in. wspominana stacja Futian. Pierwsza prosta (wspominane 1,2 km) wygląda właśnie tak jak na zdjęciu ze stacji - bardzo szeroki i czysty pasaż z trawelatorami, co jakiś czas jakieś sklepy, restauracje, kawiarnie itd., a po skręcie w lewo już węższy pasaż ale z bardzo licznymi odnogami i tutaj były już mniejsze restauracje, sklepiki, stragany itd. Generalnie bardzo przyjemna sprawa (jak się okazało pod koniec pobytu - bardzo przydatna również podczas obfitych deszczów, bo jest się gdzie schować przy okazji) - zjeżdżając windą w hotelu na sam dół mogłem dojść w ten sposób aż do stacji Futian.

Co w sumie uderzyło mnie jeszcze wracając do hotelu? Zdałem sobie w tym momencie sprawę, że przecież absolutnie nigdzie do tej pory nie widziałem jeszcze stacji benzynowej i faktycznie - rozglądając się dopiero zdałem sobie sprawę, że wszystkie pojazdy dookoła (samochody, skutery, motory itd.) mają co do jednego napęd elektryczny! Podczas całego pobytu w Chinach nie zauważyłem ani jednego pojazdu, który miałby napęd spalinowy. Na pewno w grę wchodzą tutaj jakieś regulacje państwowe itd., ale i tak jest to w jakiś sposób imponujące.

Szybkie ogarnięcie się i krótki odpoczynek w hotelu i postanowiłem ruszyć dalej - tym razem do wschodniej części miasta odwiedzić dwa miejsca: Dongmen (czyli ulicę, a w zasadzie dość spory obszar skupiony wokół tej właśnie ulicy, gdzie znajduje się najbardziej znane skupisko street foodów w Shenzhen) i Huaqiangbei (ulicę znaną ze sprzedaży elektroniki). Tutaj postanowiłem w końcu przetestować lokalne metro. Było to o tyle ciekawe, że jest to naprawdę gigantyczny, rozległy system komunikacyjny - piąty największy na całym świecie, samo metro ma aż 17 linii, a dziennie jeździ nim ponad osiem i pół miliona osób.

Schemat metra w Shenzhen.
Załącznik:
image00014.jpg
image00014.jpg [ 198.64 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Oprócz tego, że sytem metra jest dość rozległy, to dodatkowo okazał się być bardzo tani - za najdroższy przejazd podczas całego pobytu zapłaciłem około 4,50 złotych (podróż trwała 40 minut), więc to naprawdę bardzo dobra cena. Ze względu na wspomniane wcześniej problemy z AliPay zastanawiałem się czy nie będzie żadnych problemów z płatnościami, ale okazało się oczywiście, że nie - prosty system w ramach którego podchodzi się do obecnych na praktycznie każdej stacji automatów (z tych, na których byłem tylko na jednej nie było automatu, wówczas wystarczyło podejść do stanowiska obsługi i pracownik sprzedał bilet) wybiera się (oczywiście możliwość języka angielskiego jest) stacje, do której się jedzie, dokonuje się płatności gotówką i wyskakuje nam przyjemny bilet-żeton, który przykłada się do bramki przy wejściu, a przy wychodzeniu z metra z kolei wrzuca się do specjalnego otworu, który odblokowuje bramkę wyjściową. Proste? Jak najbardziej.
Załącznik:
image00033.jpg
image00033.jpg [ 220.23 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Dongmen okazało się być bardzo ciekawym miejscem, gdzie można zjeść absolutnie wszystko na co ma się ochotę - różne kombinacje mięs, warzyw, zup, napojów, owoców, naprawdę wszystko co jest możliwe. Oczywiście wiadomo, że jest to przy okazji miejsce bardzo głośne, pełne ludzi, a przy tym bardzo rozświetlone, dlatego warto nawet dla samego folkoloru (jeśli ktoś nie gustuje w lokalnej kuchni) wybrać się i zobaczyć jak to wszystko wygląda i funkcjonuje, tym bardziej że jest bardzo bezpiecznie. Problemu może w pierwszym momencie nastręczać trochę dotarcie do ulicy ze stacji metra, bo idzie się momentami przez naprawdę wąskie przejścia pomiędzy straganami, trzeba wjeżdżać schodami ruchomymi itd., ale w razie czego wystarczy iść za falą ludzi i nie ma problemu.
Załącznik:
image00034.jpg
image00034.jpg [ 452.42 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00035.jpeg
image00035.jpeg [ 820.67 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00036.jpg
image00036.jpg [ 529.47 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00037.jpeg
image00037.jpeg [ 837.7 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00038.jpg
image00038.jpg [ 393.83 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00039.jpg
image00039.jpg [ 442.18 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Następnie ruszyłem na nieodległe Huaqiangbei, czyli miejsce gdzie miał kwitnąć handel elektroniką, byłem ciekaw jak to wygląda, jak kształtują się ogólnie ceny i czy przeważają chińskie odpowiedniki zachodnich marek czy raczej "oryginały". Niestety - okazało się że bliżej godziny 21.00 ciężko już o weryfikację tego wszystkiego, bo niewiele miejscówek było jeszcze otwartych, do tego też nie do końca wiedziałem czego oczekiwać i miejsce rozczarowało mnie na tyle, że już do niego nie wróciłem. Żeby było jednak jasne - nie jest to na pewno miejsce złe - widać, że na szerokiej ulicy znajdują się sklepy zarówno tych znanych marek jak i chińskich producentów, obszerne powierzchniowo salony, do tego takie kilkupiętrowe budynki-targowiska, gdzie znajdziemy stoiska z różną elektroniką (od tej związanej z telefonami przez zegarki, wagi łazienkowe i cokolwiek tego typu), jednak nie jestem wielkim fanem i znawcą elektroniki także posnułem się chwilę wkółko i odpuściłem, bo nie było to dla mnie aż tak wielkie wow.
Załącznik:
image00041.jpeg
image00041.jpeg [ 492.04 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00042.jpg
image00042.jpg [ 515.8 KiB | Obejrzany 218 razy ]


Pierwszy pełny dzień w Chinach zakończyłem jednak dość przyjemnie - pokrążyłem sobie po centrum w okolicach mojego hotelu i miasto naprawdę zrobiło na mnie świetne wrażenie - bardzo ładnie oświetlone, zadbane, a do tego piękne niebo - wszystko razem idealnie się składało i współgrało, a ja po wizycie w 7-eleven i wypiciu pierwszych dwóch piw mogłem się w spokoju szykować na wyjazd do Hong Kongu kolejnego dnia.
Załącznik:
image00043.jpeg
image00043.jpeg [ 540.23 KiB | Obejrzany 218 razy ]

Załącznik:
image00044.jpeg
image00044.jpeg [ 659.57 KiB | Obejrzany 218 razy ]
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 4 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group