Fly4free.pl

Po licznych przymiarkach (Niemcy, Austria, Hiszpania, Grecja) wybór miejsca na tegoroczne narty z dziećmi padł na Rumunię. Przy okazji po podliczeniu okazało się, że moja 10 letnia córka na nartach była już w siedmiu krajach.

Wybrałem Rumunię ze względu na rozsądną cenowo możliwość dolotu do Bukaresztu (choć ze względu na konieczność kupna WIZZ Grupa, priority i zakup nie po najnizszych cenach jakie były na mój termin bilet dla jednej osoby kosztował horrendalne 245 zł RT), w miarę szybkie połączenie kolejowe Bukaresztu z Braszowem i rozsądnie wyglądający ośrodek Poiana Brasov znajdujący się w odległości 40 RON Uberem lub 15 RON autobusem od Braszowa - potem okazało się, że taksówką można było przejechać za te same 15 RON.

Nocleg mieliśmy w Hotelu Belvedere. Były całkiem w porządku śniadania, basen sauny oraz widok ponieważ hotel położony jest nad Braszowem. Hotel niby w porządku, ale czegoś mu brakowało. Obsługa miła, ale trudna do znalezienia. 3 dni zajęło im zauważenie, że skoro jest nas trójka to potrzebujemy trzech ręczników. Ja miałem noclegi trochę taniej. W regularnej cenie ok 400 zł/ dobę za trójkę hotelu bym nie polecił.

Kwestię dojazdu z lotniska do Braszowa zweryfikowała cena wynajmu samochodu. Wynajęcie na 5 dni Forda Focusa (który okazał się skodą Rapid z przebiegiem 82000 km) kosztowało 92 RON (z wkładem własnym i kaucją 1150 EUR). Wypożyczalnia Klass Wagen miała bardzo dobre opinie w przeciwieństwie do wynajmujących odrobinę taniej Goldcara i Mex - ten ostatni miał ocenę 0,6 pkt na 10. Trochę się obawiałem o ostateczny rachunek po tym jak Pani z wypożyczalni zaczęła zaznaczać zadrapania samochodu - było ich kilkadziesiąt, więc krupulatne znalezienie i zaznaczenie każdego byłoby trudne. Szczęśliwie na koniec okazało się, że - jak zresztą sugeruje ocena - wkręcanie wypożyczającego w nowe ryzy to nie jest model biznesowy wypożyczalni. Ceny są niskie bo sezon jest niski.

Sama ośrodek Poiana Brasov to chyba odpowiednik naszego Zakopanego, bez kulturalnej i inteligenckiej otoczki. Raptem dwie kolejki linowe (stare), jedna gondola - nowa, 2 nowe krzesełka i 2 orczyki. Stoki zróżnicowane. Raczej trudniejsze niż łatwiejsze. My jeżdziliśmy 4 dni. I to chyba maksimum - kolejnego stałoby się to już nudne.

Podobnie jak w zeszłym roku w Serbii trafiliśmy na święto. Na szczęście jednodniowe nie dwudniowe. W dniu święta sytuacja wygladała koszmarnie. Kolejka po karnety tak na 2 godziny. Kolejka do gondoli na godzinę. Wkrótce jednak okazało się, że większość przyjezdnych udaje się na narty po to żeby się pokazać, odstać swoje w kolejce wjechać gondolą na górę (i niekoniecznie zjechać). Kolejka stała do dwóch kas. W trzeciej, tuż obok można było kupić je bez kolejki. Mimo, iż informowano o tym zainteresowanych kupieniem biletu bez kolejki było niewielu.
Podobnie z gondolą. Obok niej jest stacja kolejki linowej do której kolejek praktycznie nie było.

Rumuni na nartach jeżdżą tragicznie, niebezpiecznie i nie znają słowa "przepraszam". Na moją starszą córkę w pewnym momencie wpładła, przewracając się czwórka lub piątka narciarzy zjeżdżających z krzesełka - żaden nie powiedział przepraszam. Ponieważ stoki nie są łatwe a umiejetności niskie na wszystkich stokach jest mnóstwo leżących narciarzy i deskarzy, co chwila ktoś na siebie wpada (raczej przy małych prędkościach). Trochę to zmniejsza przyjemność jazdy.

Ceny wypożyczenie sprzętu dla 3 osób w tym 1 zestawu dziecięcego i dodatkowo jednego kasku (2 mieliśmy) kosztowało za 4 dni 460 RON. Karnety 145 RON dzienny 110 RON od 11, 100 RON 4h, 80 RON od 13, 60 RON od 14. Wyciągi zamykają o 16 z wyjątkiem kolejki, która wjeżdża ostatni raz już dobrze po 16. Dzieci do 12 lat jakieś 40% taniej.

Jak dla Rumunów to drogo - zresztą spotkani poza nartami ludzie podkreślali, iż Poiana to bardzo drogie miejsce. Turystów z zagranicy raczej wielu tam nie było, więc główna część jeżdżących to bogaci Rumuni - neifajni, bardzo chamscy, wpychający się bezczelnie, taranujący dzieci i nieznający słowa "przepraszam." To zupełnie inni ludzie od tych spotykanych podczas podróży po innych częściach tego kraju. Tak dalecy od tych obrazów mieszkańców wsi jeżdżących wozem drabiniastym. Ci spotkani tym razem raczej woleli wozy błyszczące lub bardzo błyszczące.

Poianę Brasow, przy wszystkich zastrzeżeniach mogę jednak polecić na dwudniowy wypad poza weekednem. Zwłaszcza lewą stroną (patrząc od góry) można bardzo fajnie zjechać czarnymi trasami a z niewiadomego powodu na tej stronie stoku narciarzy jest co najmniej połowę mniej. Jednak zwiedzany w zeszłym roku Kopaonik w Serbii jest zdecydowanie lepszym i większym ośrodkiem narciarskim.

Jest jeszcze jedno zastrzeżenie - to zdecydowanie nie jest miejsce w którym śnieg można uznać za gwarantowany. Z lekkim przerażeniem śledziłem informacje o śniegu. W końcu zaczął padać 4 dni przed naszym przyjazdem. Skończył w dniu przyjazdu. Potem pogoda była wspaniała, jednak ilość śniegu wyraźnie się zmniejszała. Po weekendzie pewnie niewiele go zostało.

Aby nie stresować się powrotem - na drodze Bukareszt - Braszów korki potrafią być koszmarne, widzieliśmy je zresztą w drugą stronę wracając do Bukaresztu, a także ze względu na moja zobowiązania wobec HHonors noc z soboty na niedzielę spędziliśmy w Bukareszcie. I tu mieliśmy dodatkową atrakcję - coś co wygladało na zjazd mafii czy innej bandyterki rumuńskiej - napisałem o tym w recenzji Hiltona w Bukareszcie, tutaj powtórzę.

Było w tym coś z egzotyki - Radisson w Szczecinie sprzed dwóch dekad lat to mały pikuś w porównaniu z tym. Mnóstwo panów w wersji: kark, brzuch, łańcuch, dresy, krótko ostrzyżone włosy. Do tego picie wódki (Beluga oczywiście) w saunie.
To wszystko wygladało tak dziwnie, że czasem wydawało mi się, że to nie była mafia tylko statyści mający urozmaicić nielicznym o tej porze roku gościom pobyt w hotelu.
Oczywiście byli całkowicie zajęci sobą i nie powodowali obniżenia poziomu poczucia bezpieczeństwa. To raczej folklor.
Jakoś mi się wydaje, iż przestępcy tego typu w innych krajach - z Ukrainą włącznie wyrośli z tego stylu już ładnych parę lat temu. Panie też były - dziwne i wyglądające zupełnie nie tak jak można było się spodziewać.

Przy okazji pobytu w tym hotelu z dziećmi, kiedy zgłosiły stanowcze nie na propozycję jedzenia w saloniku uzmysłowiliśmy sobie że saloniki sczególnie hotelowe nie mają wiele wspólnego z klasą i jakością hotelu - poza nielicznymi wyjątkami jedzenie jest przecież takie sobie. To jest głównie miejsce na darmowe chlanie - takie Chaj4free.

Zdjęć nie mam za dużo, bo byliśmy zajęci jeżdżeniem. Może mi córka kilka pożyczy to dodam.