Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 8 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 08 Lis 2016 21:59 

Rejestracja: 18 Cze 2015
Posty: 44
Loty: 55
Kilometry: 115 153
Dotarcie w góry

Jesień to czas, w którym wielu z nas zapada w podróżniczy "sen zimowy". Dni coraz krótsze, tegoroczny piździernik nie zaoferował nam nawet słynnej złotej polskiej jesieni... Cóż robić? Jest to świetny czas na przeglądanie zdjęć z wyjazdów z całego roku, wybranie konkretnych do wywołania, czas na przemyślenia, co do przyszłorocznych wyjazdów, odpoczynek, ładowanie baterii. Ładowanie baterii? Ale, czy podróżnik musi "ładować baterie"? Dobra niech to pytanie pozostanie bez odpowiedzi.
No więc w taki piękny typowy październikowy dzień z żoną zachciało nam się jechać w góry. Fajnie ale to już niestety koniec sezonu w Europie, a nie jesteśmy na tyle doświadczeni żeby mierzyć się z górami w typowo zimowych warunkach. Poza tym dla nas najpiękniejsze są trekkingi. Z kasą krucho więc dalekie, egzotyczne wyjazdy odpadają. No dobra pomysł jest, już jakieś ziarenko kiełkuje - Maroko i cudowny Atlas Wysoki. Tam na przełomie października i listopada powinno być jeszcze przyjemnie.Na szczęście z pomocą w takich chwilach przychodzi jak zwykle niezawodne Rainbow Tours, które oferuje bilety do Maroka OW z KTW lub WAW za mniej niż 200 zł i to nie tylko last minute, ale i często parę tygodni przed wyjazdem. Pozostaje kwestia ogarnięcia i skomponowania biletu powrotnego. Udało się znaleźć powrót w dobrej cenie z Marakeszu do Liverpoolu Ryanairem i dalej po parogodzinnej przesiadce Wizzairem do Katowic (tutaj jeśli wchodzi w grę wyjazd na trekking to raczej polecam dokupić bagaż rejestrowany ;). Całość zamknęła się w 500 zł. Myślę że w tym okresie trudniej o fajne, równie tanie miejsce na trekking w którym panują jeszcze przyjemne ciepłe warunku.
Wiem, że relacji z Maroka było wiele, natomiast wydaje mi się, że akurat z gór (poza wejściem na Toubkal) żadnej nie było. Warto więc przekazać parę informacji, a nóż ktoś się zainspiruje i zechce się wybrać w piękny Atlas Wysoki. Ok, let's go.

Hiszpańska Ceuta
Image

Lot z Katowic w pt o 17, jak dla nas idealna pora, wyjdziemy 2 godziny wcześniej z pracy i nie trzeba tracić dnia wolnego. Są też pewne minusy takiego stanu rzeczy. Przylatujemy do syfiastego Agadiru po 21, zanim przejdziemy kontrolę paszportową, rozmienimy cash, to będzie 22. Jeśli chcielibyśmy się dostać teraz busem do Marakeszu to dojechalibyśmy ok. 2-3 na miejsce. Troszkę za późno, bylibyśmy za bardzo zmęczeni, tym bardziej że wstaliśmy o 5 rano. Plan jest więc taki że nocujemy w Agadirze i z samego rano złapiemy busa z Agadir bus station.
Na niewielkim lotnisku w Agadirze pierwsze kantory znajdują się już przy taśmach bagażowych. Lepiej jednak wymienić pieniądze w kantorach po wyjściu z hali odbioru bagażu. Tam kurs jest troszeńkę lepszy. A i ogólnie polecam od razu wymianę na lotnisku, bo kurs jest bardzo ok. Jeśli tak jak my, nie macie czasu na chodzenie po miastach tylko od razu chcecie się dostać w konkretne miejsce, to można śmiało rozmieniać na lotnisku. Z tego co pamiętam kurs za EUR był 11 z kawałkiem.

Dojazd z lotniska do Agadiru :D Już wiele o tym ludzie napisali i każdy ma jakąś inną historię, każdy kończy inaczej. Taksówki podobno (nie patrzyłem) już kosztują 250 dh. Wiadomo można zawsze stargować i tak dalej, ale do ilu stargujemy? Jest kilka rozwiązań. Jedno to zgadać się ze współtowarzyszami i podzielić kosztami taksówki. Oczywiście gorzej jest, kiedy lecimy czarterem i nikt nie ma zamiaru podróżować na własną rękę bo współtowarzysze mają wykupione wycieczki i zapewniony transport autobusem. Tutaj szukamy swojej drugiej szansy. Warto zagadać z pilotką/przewodnikiem biura podróży z którego lecimy o możliwość zabrania. Wszystko zależy na jakiego pilota trafimy. Często te autobusy turystyczne jadą w połowie puste, więc (teoretycznie...) nie powinno być problemu z podwiezieniem. Trzecia opcja, to wyjście z lotniska, zaraz za wyjściem jest rondo, przy rondzie stoją lokalne taksówki. Czwarta opcja to branie stopa, ale po ciemku mocno utrudniona. My spróbowaliśmy od razu zagadać z pilotką. Powiedziała, że niestety nie może nas zabrać, bo każdy zapłacił za wycieczkę i musielibyśmy zapłacić 150 dh os osoby. Podziękowaliśmy i poszliśmy szukać innego środka transportu. Po wyjściu z lotniska, przy rondzie znajdowały się jakieś lokalne taksówki. Podeszliśmy i zaczęliśmy rozmowę z taksiarzami. Nasze szczęście, że akurat w tym samym momencie na rondo wjechał bus z naszymi rodakami, nagle stanął. Wychodzi pilotka. Dooobra, jednak nas wezmą. :D Wystraszyła się, jak zobaczyła że gadamy z lokalsami, tylko żeby jakiś napiwek dać kierowcy za to. Otrzymał 5 EUR, myślę że się ucieszył i mu się opłacało. A my mieliśmy podwózkę z lotniska pod sam hotel. Agadir, jak to Agadir, kto był ten wie że to jedno wielkie betonowe miasto, które turyście z plecakiem nie oferuje nic ciekawego. Kładziemy się szybko spać, żeby jutro rano rozpocząć tą piękną przygodę i dostać się do Imlil.
Raniutko jeszcze przed wschodem słońca pobudka i ruszamy na dworzec autobusowy w Agadirze. Trafiamy na mega uczciwego taksiarza. Kurs z Ibis Agadir na dworzec - ok. 3 km - 8 dirhamów. Wysiadamy z taksówki i od razu rozlega sie maRRRakesz maRRRakesz. Zbiera nas jakiś koleś, autobus zaraz będzie koszt 80 dh. Ok, myślimy sobie że wygraliśmy los na loterii, ledwo dotarliśmy na dworzec i nie będzie żadnych przestojów. Niestety, nie wiedzieliśmy, że ta firma akurat cwaniakuje i jeśli nie ma kompletu to potem za Marakeszem zjeżdża z autostrady i zbiera ludzi po wioskach. Zamiast 3 h, podróż trwała 4... No nic, trudno, myślimy sobie że równie dobrze mogliśmy czekać tą dodatkową godzinę na dworcu na inny autobus.

Postój na trasie Agadir-Marakesz
Image

Image

Image

Napiszę po krótce co należy zrobić po dotarciu do Marakeszu, jeśli chcemy jechać do Imlil. Olewamy naganiaczy, którzy czekają na turystów docierających do Marakeszu z różnych destynacji z całego Maroka. Często są to fałszywi taksówkarze, bez żadnej licencji. Bierzemy plecak i idziemy do pierwszej większej drogi (akurat z głównego dworca autobusowego nie ma problemu, bo duża droga jest obok). Zatrzymujemy petit taxi, prosimy o zawiezienie do grand taxi imlil :P Płacimy za to 15-20 dh. Grand taxi do Imlil kosztuje 50 dh od osoby, przy założeniu że jedzie pełna taksówka czyli kierowca + 6 osób. Czyli kurs kosztuje 300 dh. Oczywiście można się też targować i pojechać np. w 4 osoby za 250. To Maroko, tutaj wszystkie sprawy finansowe są "do dogadania", kierowcy też nie chce się czekać w nieskończoność aż zbierze się 6 chętnych.
No dobra, tak powinno się zrobić jeśli chce się uniknąć jakiś przypałów czy stresów. My niestety zaufaliśmy naganiaczom, którzy na początku twierdzili że są taksówkarzami..:P. Zaczęły się negocjacje, gdzie chcemy jechać i tak dalej. Stanęło na tym że za 200 dh pojedziemy od razu do Imlil. Zależało nam na czasie, więc pomyśleliśmy że to dobra opcja, bo nie wiadomo ile byśmy czekali aż zbierze się 6 osób do grand taxi. Był to mega zły pomysł, ponieważ koleś chciał nas zrobić w jajo, zawiózł nas na grand taxi, i powiedział że trzeba będzie poczekać jeszcze na 4 osoby. Oczywiście za nas zapłacił 100 dh a dla siebie wziął drugie tyle prowizji. No ale sorry, nie z nami te numery. Jak tylko się zorientowaliśmy co jest grane zażądaliśmy zwrotu kasy, którą sobie przywłaszczył. Kierowcy grand taxi stanęli zdecydowanie po naszej stronie. nie obyło się bez pościgu za oszustami i zaangażowaniem policjanta (których w Marakeszu wszędzie sporo - szczyt Climate Change) Dzięki dużej pomocy taksiarzy z grand taxi, kaska została odzyskana. Nie minęły jeszcze 24 h a tu już takie przygody heh, pierwsze wnioski? W Marakeszu jest sporo cwaniaków. W Marakeszu jest też bardzo bardzo dużo ludzi życzliwych i pomocnych. W Marakeszu wystarczy postraszyć policją i wszystko zaczyna iść po twojej myśli, bo cwaniaki wiedzą, że w oczach policjanta turysta ma zawsze rację. UWAGA: nigdy nie płaćcie za kurs, za żarcie, za cokolwiek przed. Zawsze dopiero po otrzymaniu określonej usługi. To be continued...
Wszechobecna Berbey Whisky, poproście o little sugar, wtedy wrzucą tylko 0,5 kg :P
Image

Image

Image

Wioska Tamatert i z lewej strony przełęcz Tizi N Tamatert 2289 mnpm
Image

Ait Souka - wioska troszeczkę powyżej Imlil z pięknym widokiem na całą dolinę.
Image

Przepyszny Tadżin - w wioskach są o wiele lepsze niż w dużych miastach
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
Zobacz Park Narodowy Krugera 🦒🐘 Tanie loty do RPA od 1756 PLN 🔥 Zobacz Park Narodowy Krugera 🦒🐘 Tanie loty do RPA od 1756 PLN 🔥
Tanio 🚨 Loty na Maltę z Warszawy i Katowic za 170 PLN 🔥 Tanio 🚨 Loty na Maltę z Warszawy i Katowic za 170 PLN 🔥
#2 PostWysłany: 08 Lis 2016 22:15 

Rejestracja: 01 Cze 2016
Posty: 420
niebieski
Jazda autobusem po wioskach to super marokańska atrakcja.

Wysłane z mojego LG-P710 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 14 Lis 2016 12:20 

Rejestracja: 18 Cze 2015
Posty: 44
Loty: 55
Kilometry: 115 153
W Imlil mamy swój ulubiony pensjonat - Atlas Chateau. Cudowni gospodarze - 3 bracia, którzy chętnie spędzą chwilę na pogawędkach. Co więcej, są przewodnikami górskimi, więc oczywiście pomogą i doradzą, jeśli wybieramy się na trekking. Pensjonacik ma też swoje minusy - otóż tak naprawdę znajduje się w wiosce Ait Souka, która jest troszeczkę wyżej niż Imlil. I o ile wybieramy się na trekking do Setti Fatmy, to miejsce jest ekstra bo zaczynamy z wyższej wysokości i mamy jakieś pół godzinki do przodu, o tyle kiedy chcemy iść na Toubkal to musimy nadrobić drogi i najpierw zejść do Imlil. Co tam komu odpowiada. Parę widoków z pensjonatu.

Image

Widok na Jbel Toubkal (4167 mnpm)- najwyższy szczyt Atlasu Wysokiego i jednocześnie całej Afryki północnej
Image

Obok pensjonatu znajduje się meczet ;) Poranna pobudka gwarantowana.
Image

Widok w stronę Imlil
Image

Image

Nasz trekking będzie trwał 3 dni. Po drodze zobaczymy wioski, w których dosłownie czas zatrzymał się wieki temu. Ludzie mieszkający w izbach, które nie różnią się niczym od tych, stanowiących schronienie dla zwierząt. Stąd śmieszne sytuacje kiedy idziemy wioską i nie wiemy czy zza następnego otworu drzwiowego wyskoczą dzieciaki i gościnny gospodarz, czy też nagle wyleci stado owiec i kóz. Dzieciaki, które spędzają tyle samo, bądź więcej czasu w meczecie na nauce Koranu, co w szkole. Dzieciaki, które nie mają zabawek, za to mają pomysły i trochę wody i piachu, bądź puszka po konserwie i kawałek sznurka stanowią dla nich sto razy lepszą zabawkę niż dla rozpieszczonych zachodnich dzieciaków lalka barbie czy super samochodziki. Takiego Maroka nie ujrzymy podróżując po największych miastach tego pięknego kraju. Według mnie taki trekking jest idealnym dopełnieniem wiadomości i spojrzenia na dany kraj. Nie tylko duże miasta i najważniejsze zabytki ale też podejrzenie spokojnego życia w wioskach, wejście między lokalsów. Dobra zaczynajmy.

Pierwszy dzień trekkingu to przejście z Imlil do najwyżej położonej zamieszkanej wioski w Maroku - Tacheddirt, mieszczącej się na wysokości 2300 mnpm. Niektórzy za najwyżej położoną wioskę uznają Oukaimiden, natomiast ta wioska została stworzona sztucznie na potrzeby wyciągu narciarskiego, z typową tradycyjną berberyjską wioską ma niewiele wspólnego i jednogłośnie lokalsi za najwyżej położoną wioskę w Maroku uznają właśnie Tacheddirt. Pierwszy dzień trekkingu można uznać za dzień na lekki rozruch, przejście zajmuje niewiele czasu - od 3 do 4 godzin, zależy od wariantu który wybierzemy. Pierwsza część to podejście ok. 400 metrów na przełęcz Tizi N Tamatert 2279 mnpm. Część drogi pokonujemy asfaltową drogą prowadzącą na przełęcz (nie martwy się - samochody tam nie jeżdżą za często, natomiast widoki są przepiękne), a część szlakiem. I tutaj trzeba zachować czujność, żeby znaleźć oznaczenie szlaku, jeśli go przegapimy, pójdziemy asfaltową drogą, co wydłuży czas podejścia.

Widoki z podejścia na przełęcz. Za plecami zostawione wioski Imlil oraz Tamatert. Przełęcz widoczna na środku zdjęcia, to Tizi N Mzik (2469 mnpm)
Image

Ośnieżone najwyższe szczyty Atlasu
Image

W Imlil popularne ostatnio jest wypożyczanie rowerów. Na przełęcz można wjechać asfaltową drogą, dlatego jest ona popularna wśród rowerzystów. My idziemy szlakiem przez las.
Image

Image

Na przełęczy znajduje się herbaciarnia. Można się zregenerować, a w razie załamania pogody - schronić.
Image

Widok z przełęczy na wioski leżące w dolinie Rhirhaia. Ta przełęcz stanowi okno na świat dla mieszkańców doliny. Owszem - wioski mają drogę, natomiast jest ona piaskowa, niebezpieczna dla aut bez napędu na 4 koła. Zwykłym osobowym autem mieszkańcy nie ryzykują, nadkładają drogi, aby przejechać asfaltem do doliny obok skąd już można dostać się bezpiecznie do Asni, czy Marakeszu.
Image

Image

Przełęcz znajdująca się na środku zdjęcia to Tizi N Tacheddirt - najwyższy punkt trekkingu Imlil - Setti Fatma, nasz jutrzejszy cel. Widać też 3 wioski położone po drugiej stronie rzeki. I teraz tak jak wspominałem, że pierwszy dzień trekkingu można zająć od 3 do 4 godzin - można wybrać szybszą drogę asfaltem bezpośrednio do Tacheddirt, lub trochę dłuższą, ale ciekawszą drogę przez widoczne wsie. Wybieramy tą drugą opcję.
Image

Image

Położona tuż przy rzece wieś Ouaneskra. Gdybyśmy szli dalej asfaltem takie widoki by nas ominęły.
Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 15 Lis 2016 12:23 

Rejestracja: 18 Cze 2015
Posty: 44
Loty: 55
Kilometry: 115 153
Po 4 godzinach dotarliśmy do Tacheddirt. Od razu na samym wejściu do wsi przywitał nas miejscowy z typowym pytaniem - czy szukam Gite - czyli pensjonatu, chaty. No rezerwacji nie mieliśmy żadnych porobionych, więc idziemy z gościem. Standardowo mówi, że sam prowadzi taki Gite, chociaż po dziś dzień nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy pensjonat był jego, jego ojca, dziadka, czy sąsiada. Cena nas powaliła - 200 dh od osoby. Niestety żadne próby targowania nie dawały rezultatów. Facet przekonywał tylko, że samo dostarczenie jedzenia do wsi dużo kosztuje i zajmuje sporo czasu. Byliśmy zmęczeni więc w końcu zgodziliśmy się na tą cenę. W Imlil płaciliśmy połowę tego... Na szczęście inne noclegi podczas trekkingu były już o wiele tańsze. Do ceny wliczona obiadokolacja - oczywiście tadżin oraz śniadania i butelka wody na drogę. Warunki, że tak powiem typowo wysokogórskie, ciepła woda niby była, ale wieczorem jak chcieliśmy się wykąpać to już nie było, pokój z nieszczelnymi oknami, więc noc przespana w polarach. No po prostu przygoda ;) Polecam na taki trekking brać swój własny śpiwór.

Tacheddirt - najwyżej położona wioska w Maroku
Image

Image

Image

Znowu śpimy przy meczecie, znowu pobudka gwarantowana.
Image

My w polarach, kurtkach, czapkach, a dzieciaki bawią się w dresach i sweterkach. To, co jako pierwsze rzuca się w oczy, to deficyt skarpet, jeśli ktoś już takowe posiada, to mocno obdarte. Może gdybyśmy wiedzieli wcześniej, to zamiast mazaków rozdalibyśmy dzieciom skarpety.
Image

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#5 PostWysłany: 20 Lis 2016 12:30 

Rejestracja: 18 Cze 2015
Posty: 44
Loty: 55
Kilometry: 115 153
II dzień Tacheddirt - Timichi

2 dzień trekkingu, dzień o którym miejscowi mówią "ten ciężki". I zdecydowanie jest to prawda, wczoraj przeszliśmy 15 km w mniej niż 4 godziny. Dzisiaj czeka nas tylko 10 km, natomiast dojście do wioski Timichi zajmuje 7 godzin. Wstajemy o świcie, umawiamy śniadanie na wczesną porę, byle szybciej opuścić nasz żit. Na treku nie ma problemu z wczesnym wstawaniem, szczególnie na takim gdzie jest mało turystów a miejscowi też kładą się wcześnie spać. Po prostu po zmroku nie ma już nic do roboty, wiadomo można usiąść z miejscowymi, zjeść kolacje, pogadać, posiedzieć, ale przed 22 raczej wszyscy już smacznie śpią. Przynajmniej mamy zagwarantowany długi sen. Długi, nie znaczy spokojny, bo w pokoju panuje dosyć chłodna atmosfera, zimne orzeźwiające powietrze wpada przez nieszczelne okna. Co nas dzisiaj czeka? Podejście 900 metrów w górę na Przełęcz Tizi N Tacheddirt i potem strome zejście na drugą stronę doliny. Po smacznym śniadaniu dostajemy butelkę wody i ruszamy na szlak. Pogoda nam dopisuje, tym bardziej, że miejscowi mówią, że może padać deszcz. Na szczęście niebo jest bezchmurne i zapowiada się fajny, ciepły dzień. Raczej nie wyobrażam sobie pokonania tej długiej trasy z ciężkim plecakiem w deszczu. Szczególnie schodzenia z przełęczy.

Image

Dzieciaki wskazują nam drogę - dostały za to kolorowe mazaki :)
Image

Image

Image

Po około 2 godzinach zza gór zaczyna wychylać się słońce. Przełęcz już niedaleko.
Image

Oprócz nas szedł jeszcze 50 letni Irańczyk z przewodnikiem i mułem. Byliśmy jedynymi turystami tego dnia, którzy szli tą trasę.

Image

Image

Widok z przełęczy Tizi N Tacheddirt (3200 mnpm) na drugą stronę. Teraz czas na zejście.
Image

Image

Image

Image

Image

Wioska I'bbassene, która połączana ze światem jest jedynie wąskim szlakiem. Nie prowadzi do niej żadna, nawet żwirowa, droga którą mógłby przejechać samochód. Cały transport odbywa się za pomocą mułów. Stąd już tylko godzina do Timichi.
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#6 PostWysłany: 28 Lis 2016 13:22 

Rejestracja: 28 Lis 2016
Posty: 0
Witam. Czy mogę prosić o kontakt e mailowy w sprawie Pana wyprawy do Maroka? Pozdrawiam
Mariusz e mail: mariowak@interia.pl
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#7 PostWysłany: 29 Lis 2016 12:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17 Lis 2014
Posty: 836
Loty: 250
Kilometry: 455 640
niebieski
Fajna wyprawa, sam będę jechał na przełomie kwietnia i maja, zatem skorzystam z kilku podpowiedzi.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 29 Lis 2016 19:16 

Rejestracja: 18 Cze 2015
Posty: 44
Loty: 55
Kilometry: 115 153
Na czym ja to skończyłem? No, tak mieliśmy dotrzeć do Timichi, a relacja się urwała godzinę drogi przed. Docieramy do pięknej terasowo położonej wioski L'bbassene. Dzieciaków słychać już km od wioski. Podchodzimy bliżej, nie możemy uwierzyć własnym oczom, młodzież ładuje łajno na osły. Spoko, wszystko byłoby ok, gdyby nabierali nawozik łopatami czy jakimś innym sprzętem, dobra szczerze to już nawet byłoby ok jakby mieli rękawiczki i nakładali go rękami... A tam młodzież sobie bezstresowo pracuje nakładając i rzucając się łajnem, które trzymają gołymi rękami hehe. Zbliżamy się,
"o kurczę żeby tylko w nas nie zaczęli rzucać" - myślimy. Robimy parę zdjęć pięknym gliniano piaskowym budynkom, wywieszonym dywanom i nagle słychać coś, czego w górach Atlas jeszcze nie słyszeliśmy, za to dobrze znamy z dużych marokańskich miast. Photo one dollar, bazar photo dollar i tak dalej. W Marrakeszu, czy Fezie normą jest przekomarzanie się z turystami i "żądanie" od nich pieniędzy za zdjęcie stoiska z warzywami, owocami, księgarnią, osła, a bo mój osiołek, domu, a bo dom jest kuzyna, zabytku, bo akurat w kadrze stał jego brat i tak dalej. Piszę specjalnie "żądanie" w cudzysłowiu, bo to tak naprawdę przekomarzanie się, nikt specjalnie nie bierze tego na poważnie, wystarczy się uśmiechnąć i gitara gra. Chociaż pewnie niektórzy turyści z zachodu na magiczne one dollar wyciągają od razu portfel i wyjmują banknoty... I tak oto kręci się i tworzy spirala turystycznej rozpusty. Kto wie kiedy przyjdzie czas, gdy zwykłe przekomarzanie zamieni się w prawdziwe żądanie opłaty, bo skoro Francuz rzucił eurasem, to czemu inni mają nie dawać. Dobra trochę offtopic się z tego zrobił. A i jeszcze jedno, Marokańczycy bardzo, ale to bardzo nie lubią jak robi im się zdjęcia. Dlatego najpierw trzeba uzyskać ich zgodę, co zazwyczaj wiąże się z chęcią jakiejś drobnej opłaty. Ale zdjęć ludziom nie róbcie, bo już z tego może zrobić się nieprzyjemna sytuacja. Dobra wracajmy do naszych uroczych młodzieńców z łajnem w ręku. Pierwszy raz mijaliśmy berberyjską wioskę, w której ludzie byli tak hmmm nachalni. A to chcieli pieniądze za zdjęcia domów, a to starali się na siłę wcisnąć osła do targania bagażu i tym podobne. Może to odosobnione położenie wioski zrobiło z nich dzikusów i zapomnieli o swoich berberyjskich manierach.

Bazar photo one dollar!
Image

Wioska L'bbassene
Image


Image

Na szczęście udało się w miarę spokojnie przejść obok. Trochę dalej znowu fotografowałem wioskę i znowu z daleka nieszczęsne photo one dooolar. Z wioski L'bbassene pozostaje już tylko godzina drogi do Timichi, w którym ludzie zazwyczaj nocują na tym treku. A i tutaj warto wspomnieć, że w L'bbassene też można nocować, znajduje się tam gite, więc jeśli nie czujemy się na siłach można ten dzień skrócić do 6 godzinnej wędrówki. Wtedy ostatniego dnia zostanie nam 3,5-4 godzinki spokojnej wędrówki. My jednak idziemy tak jak większość do Timichi. Czytałem relacje o jakimś pensjonacie Ibrahima. Podobno każdy tam nocuje, jest klimatycznie i podają świetne żarcie. Sprawdzimy to. Spotykamy po drodze gościa, który opowiada nam o maratonie przez góry Atlas. Odbył się parę tygodni wcześniej. Podobno było także sporo ludzi z zagranicy. Super sprawa. O maratonie można trochę poczytać tutaj - https://www.transatlasmarathon.com. Ostatnia część trasy pokonana w męczarniach, jesteśmy już zmęczeni, plecaki ciążą coraz bardziej, kończy się woda. Na szczęście czeka już na nas Ibrahim, żeby nas zgarnąć z głównej drogi. Skąd wiedział że idziemy? Oczywiście trochę wcześniej wyprzedził nas Irańczyk z przewodnikiem. Oni też nocują u Brahima i powiedzieli mu o dwóch Polakach, których trzeba jeszcze zgarnąć. Poczęstunek i herbata zostają od razu podane. Jest ciepły prysznic. O jak cudownie w końcu można się wykąpać i porządnie zregenerować. Cena to 120 drh od osoby - 50 zł. A i prysznic jest niby dodatkowo płatny, ale nie dajcie się na to nabrać, warto od razu ustalić z Ibrahimem, że prysznic jest w cenie noclegu. Muszę przyznać, że w tym gite klimat jest. Śpi się na materacach, a przykrywa się kocami, których jest tam ogromna ilość. Oczywiście pech chciał, że w nocy przyplątała się do mnie jakaś mrówa, czy inny robal i całego pogryzła. Dlatego ogłaszam wszem i wobec, że naprawdę warto wziąć ze sobą śpiwór. Nieszczelne okna można spokojnie uszczelnić wolnymi kocami ;) Ogrody też są klimatyczne, dużo miejsca do siedzenia, po wiszących zdjęciach widać że pensjonat przyjmuje też całe grupy zorganizowane. Wieczorem (czyli w górach o 18) dostajemy przepyszną kolacje - najlepszego tadżina, jakiego jedliśmy. W mieście takiego dobrego ze świecą szukać. Do standardowych ziemniaków, marchwi, cebuli, pomidora i kawałków mięsa dołożone były oliwki i kalafior.

Timichi. My śpimy w pensjonacie Ibrahima, gdzieś w tych drzewach na dole.
Image

Meczet i główna wioska Timichi znajdują się po drugiej stronie rzeki. Teraz nie ma żadnego problemu z przejściem. Ciekawe jak jest na początku kwietnia podczas roztopów.
Image

Image

III dzień Timichi - Setti Fatma

Ten dzień jest najbardziej lajtowy. 3 godzinki, z czego tylko 1/3 to podejście. Bierzemy 5 litrowy baniak wody od Ibrahima (nie miał mniejszych butelek... Natomiast cena genialna, z tego co pamiętam to 20 drh.) Przechodzimy przez wiele wiosek, niektóre wyglądają na takie, w których nikt nie mieszka, ale jest to złudne. W jednej z takich wiosek nagle pojawia się mała dziewczynka, wręczamy jej nasz ostatni kolorowy mazak. Widać że bardzo się cieszy. Żałujemy, że nie wzięliśmy ich więcej. Naprawdę oglądać szczęście na twarzy tych maluszków, to coś pięknego. Niestety tego dnia pogoda nas nie rozpieszcza. Nadchodzi opóźniony o jeden dzień deszcz. Może deszcz, to za dużo powiedziane, mrzawka, ale jednak przeszkadza w chodzeniu i podziwianiu widoków. Czasami przestaje, czasami pada trochę mocniej, ale jednak kurtkę przeciwdeszczową trzeba założyć. Ten dzień nie jest jakoś wyjątkowo męczący, najgorsze jest ostatnie zejście do drogi asfaltowej, przy rzece Warika (oryg. Ourika). Jest tam spore nachylenie.

W niżej położonych wioskach Atlasu możemy znaleźć bardzo dużo opuncji.
Image

Image

Tak jak wspominałem wcześniej - zdjęcia lokalsom bez ich uprzedzenia można robić tylko z ukrycia.
Image

Z lewej strony rzeka Warika. Kilka dobrych lat temu letnie opady były tutaj tak intensywne że powstała 6 metrowa fala, która zmiotła wiele wiosek po swojej drodze, w tym nasz cel podróży - Setti Fatmę.
Image

Image

Idealnie widać tutaj przełęcz Tizi N Tacheddirt (3200 mnpm), na której byliśmy wczoraj.
Image

Wąska dolina Warika. Po powodzi wioski zostały odbudowane. Widać różnicę między tymi miejscowościami, a wioskami położonymi wyżej w górach. Ostatnia widoczna wioska to Setti Fatma.
Image

Image

Image

Restauracje na rzece Warika. W weekend (piątkowe popołudnie i sobota) jest to miejsce o wiele bardziej turystyczne niż Imlil. Przyjeżdżają tutaj mieszkańcy Marrakeszu na odpoczynek na łonie natury.
Image

Meczet w Setti Fatmie
Image

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
Kalispell lubi ten post.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 8 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group