Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 41 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
#21 PostWysłany: 14 Lip 2016 14:07 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
Ciąg dalszy nastąpił!

DZIEŃ 11


Kolejnym celem naszej afrykańskiej podróży były Góry Smocze. Nocleg w Harrismith pozwolił nam się odprężyć i nabrać sił na jak się później okazało, wyczerpujący dzień. Wstaliśmy z samego rana i pożegnaliśmy z gospodarzem, który pomimo sędziwego wieku, z zadowoleniem opowiadał nam o swoich sportowych wyczynach i miłości do pieszych wycieczek na wysokościach. Wspomniał też, że kiedy zbliża się do brzegu wysokiej skały to cały świat wiruje mu przed oczami i ma wrażenie, że spada. Ale co tam, lęk wysokości i tak mu w niczym nie przeszkodzi! W internecie widzieliśmy dużo sprzecznych informacji na temat tego, w jaki sposób podjechać pod sam szlak. Miły, choć twardy i zdyscyplinowany, właściciel ośrodka rozwiał nasze wątpliwości i zalecił pojechanie naszym skromnym samochodem. Twierdził, że nie ma potrzeby płacenia za dojazd autem dostosowanym do nawierzchni, że to strata pieniędzy, na pewno sobie poradzimy. Tak też postanowiliśmy zrobić i odjechaliśmy!

Image

Harrismith od Gór Smoczych dzieli 80km. Minęliśmy kilka małych miasteczek, droga była zadowalająca a nawet przyjemna. Schody zaczęły się dopiero pod koniec trasy, kiedy to pod bramą wjazdową do parku okazało się, że MARCIN TO GAPA i nie mamy przy sobie żadnej gotówki! Nie było szans, aby zapłacić w tym ubogim okienku kartą. Już myśleliśmy, że musimy zawracać i szukać bankomatu w najbliższej wsi ale po krótkich negocjacjach zostaliśmy przepuszczeni przez przejście. Zapłacić mieliśmy w pobliskim hotelu, poprzez terminal. Trochę to skomplikowane ale podobno te dwie instytucje ze sobą współpracują i nie będzie problemu z taką formą uregulowania rachunku. Kamień spadł nam z serca!


No cóż, o ile do tej pory nasz samochód dawał radę tak na tym odcinku nabraliśmy pewnych wątpliwości. Droga nie była już asfaltowa, pojawiało się coraz więcej dziur i dużych kamieni, który uderzały o podwozie. Przerażeni, że zniszczymy wypożyczony samochód, staraliśmy się jechać jak najwolniej i ostrożnie. Ta przejażdżka to istny roller coaster, bujało na wszystkie strony.

Image

Image


Ale niczym się nie martwcie, ostatecznie nam się udało i bez większych strat dotarliśmy na miejsce! ;) Bez terenowego auta dacie radę i Wy.



Zameldowaliśmy się w małej budce tuż przed wejściem na szlak. Siedział w niej czarnoskóry mężczyzna, palił w piecu i odpalał jednego papierosa za drugim. Nie byliśmy pewni, czy w pomieszczeniu jest gęsto od dymu tytoniowego, czy tego z pieca.
Na parkingu stało zaledwie kilka samochodów, w pobliżu nie widać było zbyt wielu turystów. Na szlaku też mijaliśmy niewielkie grupy osób. Widać, że to miejsce nie jest tak często odwiedzane przez przyjezdnych.


Jak to jest, że nie lubię wycieczek po górach a i tak za każdym razem daję się na taką namówić? Ilekroć stoję przed takim wyzwaniem, myślę sobie "WOW! ale będzie fajnie!". Później, walcząc ze szklakiem, non stop narzekam, zwracając co jakiś czas uwagę na widoki i powtarzam w myślach, że góry nie są dla mnie. A to mi się chce siku, a to pić, a to za wysoko, a to się boję. Nie mam lęku wysokości jednak wysokie góry mnie obezwładniają. Pewnie dlatego, bo jestem z tych osób, którym niewiele potrzeba aby się przewrócić, skaleczyć lub wywinąć inny, żenujący numer. Spacer bez żadnych zabezpieczeń na wysokości ponad 3tys. metrów budzi obawę, że mogę tego nie przeżyć, bo jak zwykle źle postawię nogę. I już po mnie! A kiedy trasa dobiega końca, siadam ze spokojem na niskim lądzie, odetchnę z ulgą, jestem zadowolona. WOW, ale było fajnie!
Ech, kobiety! ;)

Image
Początek trasy jest bardzo przyjemny, idziemy wzdłuż betonowej ścieżki i nie ma się o co potknąć : )


A teraz nacieszcie się widokami! Trudno mi będzie opisać ten piękny krajobraz. Uchylam rąbka tajemnicy Drakensberg i namawiam, jedźcie tam!

Image

Image

Image

Image
Potworność, przez tę płaską, pochyłą skałę trzeba było przejść. Mój zawał gwarantowany!

Image
Przynajmniej przy tych górach wydaję się mała :)

Image

Image


Tak było przed wejściem na płaski szczyt. Parę razy zabłądziliśmy ponieważ szlak nie jest jasno określony ani zbyt dobrze oznaczony. Możliwości doboru ścieżek jest wiele, każda wygląda podobnie: przypadkowo ułożone betonowe płyty albo piach i kamienie. Później stanęliśmy przed największym wyzwaniem, jakim była... drabina. Wisząca w powietrzu, wcale nieprzymocowana do skały, ruchoma drabina. Ba, dwie drabiny! Pierwsza, gorsza, liczyła sobie 40m wysokości. Druga, jak się okazało, wcale nie przyjemniejsza 20m. Po długich rozterkach pod tytułem "wejść, czy nie wejść?", postanowiliśmy się wdrapać. Brawa dla Marcina, który nie do wczoraj ma lęk wysokości a poradził sobie znacznie lepiej niż ja!

Image

Image
Dwie do wyboru: wersja bardziej fruwająca dla kaskaderów i nieco masywniejsza, dla początkujących ;)

Image


No i jest, nasz Amfiteatr! Na górze okrutnie wiało. Ale to tak, że ledwo staliśmy. Widok natomiast zwalał z nóg tak samo jak wiatr. Przestrzenna, płaska powierzchnia, po której można spacerować jak po deptaku. Tylko uwaga na kozie kupy bo pasterze z Lesotho je tutaj wyprowadzają :) Swoją drogą, te zwierzaki muszą być mega odważne, jak tu się załatwić na takich wysokościach?

Image

Image

Image

Image

Prawie 3,5 tysiąca metrów : )


Wejście na szczyt i powrót do samochodu, w sumie zajęło nam ponad 6 godzin. Pewnie dlatego bo spędziliśmy trochę czasu na odpoczywaniu i podziwianiu widoków. Na pewno nie dlatego, bo jesteśmy tacy powolni!
Końcówka wycieczki była męcząca, tyle godzin na dużych wysokościach w słońcu nie jest zbyt odprężające. Na dole opłukaliśmy zakurzone nogi i wsiedliśmy do samochodu aby znowu się uporać z niewygodną nawierzchnią.

Znaleźliśmy wspomniany wcześniej hotel i zajechaliśmy aby uczciwie zapłacić. Niestety (albo stety?) okazało się, że Pani na recepcji, pomimo długiej walki, nie zdołała uruchomić terminala. W końcu machnęła ręką, stwierdziła, że to jej wina i skoro tak, to możemy odjechać nie płacąc. Upiekło nam się i po darmowej wycieczce, ruszyliśmy w stronę Ermelo.


Image

Image
KLASA!

Image
Jak zawsze w Afryce, na ulicy najbardziej tłoczno.

Image


Po drodze załatwiliśmy nocleg, jednak po dojechaniu na miejsce, właściciel guest housu nie odebrał telefonu, widać już smacznie spał. Zmuszeni byliśmy przenocować w standardowym, dość drogim hotelu.

Drakensberg dało nam w kość ale nie jest to zła trasa. Skoro nawet ja się wtoczyłam na sam szczyt, to każdy da radę. Po drodze mijaliśmy nawet małe dzieci dzielnie wspinające się po skałach. Co więcej, na samej górze możecie rozbić namiot i przenocować. Co prawda ciężko będzie się tam wdrapać z ciężkimi plecakami ale są tacy, którzy dają radę.

Padliśmy na twarz i zasnęliśmy w sekundę!


Do zobaczenia ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
12groszy uważa post za pomocny.
 
      
Odkryj południe Francji ☀️ Loty do Marsylii i Nicei od 191 PLN 😎 Odkryj południe Francji ☀️ Loty do Marsylii i Nicei od 191 PLN 😎
Wyspa jak z raju w supercenie 🌴🔥 Loty na Mauritius od 2092 PLN😎 Wyspa jak z raju w supercenie 🌴🔥 Loty na Mauritius od 2092 PLN😎
#22 PostWysłany: 10 Paź 2016 11:35 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
Czołem!

Wiem, przepraszam, tym razem przesadziłam. Od ostatniego wpisu na forum minęły już lata świetlne, a ja dalej nie zajrzałam do laptopa. Ale! Nie myślcie sobie, że się lenię i leżę przed telewizorem do góry świństwem. W międzyczasie o naszej Afryce ukazał się artykuł w magazynie HIRO. Lada moment mój tekst o Parku Krugera ujrzy też światło dzienne w miesięczniku Vege, zatem serdecznie zapraszam Was do lektury! Tymczasem, podwijam rękawy przed wirtualnym ekranem, kończę swoją historię.


DZIEŃ 12.

Drakensberg daje się we znaki. Nogi bolą, tyłek boli, ciało domaga się długiej kąpiel w bąbelkach. Ale nie czas i miejsce na tego rodzaju luksusy! Rozpieszczeni solidną dawką górskiego powietrza, motywujemy się do całodniowej jazdy samochodem. Ambitnie planujemy dojechać pod sam Park Krugera, noclegi przy bramach są znacznie tańsze niż na terenie parku. Zasiadamy w naszej nietuzinkowej limuzynie i ruszamy na zakurzone, coraz to gorętsze drogi RPA.

Image
Jakość pozostawia wiele do życzenia, ale sami widzicie w jakich okolicznościach powstały te zdjęcia :)

Image

Nie wiem, czy ta mozolna podróż może się znudzić. Z jednej strony upał, kurz i wielkie NIC dookoła, z drugiej zaś, zaskakujące i wyrastające spod ziemi wsie, które rozpieszczają wszystkie zmysły. Tym razem chyba nic nie zaskoczyło, poza coraz cieplejszym klimatem i wysuszoną roślinnością. To, co szczególnie utknęło w mojej pamięci (być może niesłusznie i bez sensu) to niezliczona ilość „reklam”, a raczej prowizorycznych bilbordów z zachęcającymi cenami kurczaków. Martwe, żywe, mrożone, małe, duże i przeciętne, w RPA jest ich pod dostatkiem! Duże drewniane deski lub prześcieradła, a na nich wypisane czarną farbą lub sprayem numery telefonów do kurczakowych biznesmanów.


Żeby choć na chwilę odkleić się od samochodowych siedzeń, postanowiliśmy odwiedzić Blyde River Canyon. Akurat jego okolice wydały się bardzo krzaczaste, zielone i bujne, jak na wszechobecny krajobraz. Szybka toaleta, rozprostowanie nóg i schodzimy na dół. Od parkingu do samego serca kanionu dzieli zaledwie kilka minut spacerowej drogi.

Image

Blyde river robi wrażenie. Najbardziej efektowne są jego skaliste głębokości sięgające do 800 metrów w dół. Dookoła nich i nad nimi rozpościerają się kamienne ścieżki i wąskie mosty. Warto wspomnieć, że stojąc na moście mamy pod sobą imponującą przepaść. Najbardziej odczuli to nieszczęśnicy z lękiem wysokości, a takich było wielu. Najzabawniejszy był widok mężczyzny, który most przemierzał niemal na klęczkach, a zerkając w dół na spektakularne widoki, chwytał za barierki na wysokości swoich dygoczących kolan. :) Z trudem ukrywałam śmiech ale Marcin szybko przywrócił mnie do początku, bo sam cierpi na podobne dolegliwości i zdążyło mu się zrobić gorąco od wrażeń. Ja za to kocham wysokości!

Image

Image

Image
Jak na tego typu atrakcje, kanion był wyjątkowo czysty. Można było wylukać pływające butelki i inne śmieci jednak w takiej ilości, że można przypuszczać, że znalazły się tam przypadkiem. ;)

Image
Na zdjęciach nie widać zbyt wielu turystów, byłam zaskoczona przeglądając je. W rzeczywistości nad kanionem kręciło się sporo osób, mnóstwo zadowolonych dzieci i par robiących romantyczne fotki (uniemożliwiając przejście przez most... ;) )

Image

Image

Image

Image



Odjeżdżając z kanionu, świadomi dalszej części długiej drogi, znaleźliśmy kolejny zjazd widokowy. Trzeba mieć oczy szeroko otwarte!

Image

Image
Jest pięknie ;)


Tej nocy zatrzymaliśmy się w Hazyview. Wyszukaliśmy w sieci kilka opcji i jedna z nich okazała się strzałem w dziesiątkę. Bramę otworzyła nam przemiła, biała kobieta w podeszłym wieku, rozemocjonowana i pełna uśmiechu. Przez kolejne kilka minut pomagała nam zaparkować idealnie i wskazała na domek przygotowany dla nas. "Domek"... raczej willę! Choć wyposażenie było skromne to kompletne i w pełni wystarczające. Za to widok przestrzeni mocno nas zaskoczył. Do dyspozycji mieliśmy wielki salon, kuchnię, łazienkę i kilka sypialni. A do tego obszerny balkon, na którym wieczorem zajadaliśmy kolację. Widać jest to świetne miejsce na wypady większą ekipą albo w towarzystwie dużej rodziny. A my zapłaciliśmy oszczędnie, tylko za dwie osoby. Szkoda, że miejscowość mieści się tuż obok Parku Krugera i większość osób, podobnie do nas, nocuje tu tylko gościnnie, jednorazowo. Albo tylko tak mi się wydaje ;)

O ile przez cały wyjazd miałam wyjątkowo komfortową sytuację zdrowotną, tak na noc przed wyczekanym Parkiem Krugera wróciła do mnie z przytupem... alergia. Alergia na słońce i upał. Z przerażeniem zauważyłam poszerzającą swoje horyzonty wysypkę przy nadgarstkach. Z nadzieją wysmarowałam ją tym, co miałam i położyłam się spać modląc się, żeby następnego dnia już jej nie było. Ale o wysypce, afrykańskich szpitalach i gospodyni ośrodka, która ratuje życie, ;) w następnym wpisie.

Na dniach pojawi się całościowa relacja z Parku Krugera, najpiękniejszych dni jakie spędziliśmy w RPA.

Tym razem wrócę znacznie szybciej!


A na koniec dorzucam zdjęcie kolejnej, imponującej Pani i smaczek z następnego odcinka ;)

Image

Image
Góra
 Profil Relacje PM off
mordek lubi ten post.
 
      
#23 PostWysłany: 14 Paź 2016 01:01 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
NAJWAŻNIEJSZE Z MIEJSC

Tym razem parę słów o miejscu, które wywarło największe wrażenie, zarówno na mnie, jak i na Marcinie. Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że te kilka dni w Parku Krugera były jednym z najpiękniejszych doświadczeń w moim życiu. Odłożony na sam koniec naszej podróży, przez niemal dwa tygodnie wydawał się okrutnie odległy. Każdą porażkę, niedogodność jaką napotkaliśmy w RPA przysypywaliśmy ciepłymi myślami o Krugerze, który miał nam wynagrodzić wszystkie smutki. Nie było dnia, podczas którego nie padłoby choć jedno słowo na temat wyczekiwanych przez nas zwierząt. Podekscytowani, odliczaliśmy godziny.

Image

Park Krugera to przystań dla natury. Bujnego, dzikiego i nieprzewidywalnego życia, które choć umieszczone za strzeżonymi bramami, tętni swoim rytmem. Kruger National Park powstał z potrzeby ochrony, a raczej z desperackiej woli zachowania żywych istnień, które od stuleci reprezentowały afrykańską faunę. Kolonizacja odbiła duże piętno nie tylko wśród ludności i dziedzictwa kulturowego, ale też w obszarze natury i środowiska. Głodni zysku i połechtania swojego ego myśliwi, rozkochali się w pięknych i barwnych gatunkach, które odkryła przed nimi rozgrzana Afryka. Bez wahania rozpoczęli masowe polowania i import zdobyczy, niechlubnych „trofeów” do krajów europejskich. Ówczesny prezydent Transwalu, Paul Kruger niezwłocznie postanowił stworzyć park, swoisty rezerwat przyrody, w którym schronienie znalazłyby wszystkie uciekające przed odstrzałem życia. Powierzchnia parku, która wynosi aż 19 485 kilometrów kwadratowych, niemal tyle co cała Słowenia, skrywa kilkadziesiąt tysięcy zwierząt, w tym 32 000 samych antylop. W kłębach kurzu i z lornetką w ręku, człowiek czuje się mniejszy, niż kiedykolwiek wcześniej.

Gotowi poczuć życie?


DZIEŃ 13
Wjazd do Kruger National Park

Poranek nie był przyjemny. Spełniły się moje najgorsze oczekiwania, alergiczna wysypka była już niemal na całym ciele. Ubezpieczyciel polecił zgłosić się do pobliskiego szpitala. Byliśmy gotowi do niego pojechać, bo jeszcze nigdy w podobnych sytuacjach nie obyło się bez zastrzyków antyhistaminowych. Wściekła i okropnie smutna zaczęłam pakować rzeczy do plecaka. Choć niechętnie, ze świadomością jak wiele czasu stracimy, postanowiłam udać się do lecznicy. O drogę zapytaliśmy miłą właścicielkę ośrodka.

Jak dobrze, że zamiast GPSa użyliśmy jej doświadczenia. Biała kobieta od razu odradziła powyższy pomysł. Powiedziała "Oni cie nie wyleczą, będzie tylko gorzej. Tamci lekarze nie mają dobrego wykształcenia", po czym przyznała, że sama korzysta z prywatnej kliniki prowadzonej przez białych specjalistów. Niestety, do niej było za daleko. No dobrze, wiem gdzie nie iść, ale gdzie w takim razie szukać pomocy? Dostaliśmy złotą radę, że na terenie parku, we wszystkich dużych obozach znajdują się punkty medyczne. W nich pracują biali lekarze, którzy leczą na co dzień turystów i znają się na rzeczy. Jako doraźną pomoc, dostałam od naszej nowej przyjaciółki antybakteryjny spray. Ugościła mnie w swoim mieszkaniu i wspólnie przestudiowałyśmy mapę parku. Wskazała na najciekawsze miejsca, doradziła jaką trasę wybrać i krótko wspomniała, że w tym przestronnym domu mieszka sama. Jako że zupełnie nie znam się na mapach i nie jestem najlepszą organizatorką takich przedsięwzięć jak PLANOWANIE DROGI, to robiąc głupią minę, szybko zawołałam Marcina. Wymienialiśmy się serdecznościami dobre 15 minut, wyszliśmy od niej pełni wiedzy i pozytywnej energii. Może była taka pogodna, bo dzięki gościom ośrodka nie czuła się samotnie? Wciąż ciepło ją wspominam i życzę jej jak najlepiej.

Od Hazyview do Parku Krugera dzieliła nas bardzo krótka droga. Na teren wjechaliśmy przez PHABENI GATE. I tutaj przychodzi pora na zapoznanie się z bardzo ścisłym regulaminem. Poniżej znajdziecie kilka wskazówek, z którymi warto się zapoznać, zanim wjedziecie do parku:
1. Po parku można się poruszać tylko i wyłącznie samochodem. Nieważne jakim, może to być zwykła osobówka albo duży terenowy jak z pocztówek. Jeśli nie dysponujecie autem, możecie wykupić wycieczkę i poruszać się po parku z grupą.
2. W parku obowiązuje ograniczenie prędkości do 40km/h, miejscami do 50km/h. Pod żadnym pozorem nie wolno Wam złamać tego przepisu, którego głównym zadaniem jest chronić dzikie zwierzęta. Nawet jeśli nie widzicie antylopy na horyzoncie, w każdej chwili na ścieżkę może wyjść duży afrykański chrząszcz, kameleon, albo inne maleństwo, którego nie jesteście w stanie zauważyć bez wzmożonej uwagi.
3. Nie próbujcie nawet wysiadać z samochodu. Jest to zabronione, tutaj z kolei ze względu na Wasze bezpieczeństwo. Park nie odpowiada za dzikie zwierzęta i Wasz ewentualny uszczerbek na zdrowiu, a nawet śmierć po konfrontacji z dziką naturą. Warto więc zadbać o własny tyłek, żeby żaden lew Wam go nie odgryzł.
4. Postoje są możliwe w specjalnie wyznaczonych do tego miejscach. To niewielkie kompleksy z parkingiem, toaletą i stolikami, przy których szybko możecie coś zjeść. Niektóre z nich są czyste i przestronne, inne pełne much, a za toaletę służą obrzydliwe sedesy bez wody. Powodzenia!
5. W każdej chwili możecie wjechać na teren dużych obozów. Znajdziecie tam (dość drogie) sklepy, stacje benzynowe i restauracje.
6. Bramy parku i obozów otwierają się o 6 rano i zamykają o 6 wieczorem. Godziny te ulegają niewielkim zmianom w zależności od pory roku. Chodzi o to, aby nie poruszać się przed wschodem i po zachodzie słońca. Po tej godzinie możecie zostać niewpuszczeni do swojego obozu, wydaleni z parku albo obciążeni bardzo wysokim mandatem.
7. Pamiętajcie, że o ile RPA jest krajem wolnym od malarii, tak Kruger leżący na granicy z Mozambikiem łapie się na tereny malaryczne. Zachowajcie ostrożność i zainwestujcie w malaron.
8. Ostrzegam, że wyżej wspomniane obozy i miejsca wypoczynku są od siebie mocno oddalone, więc radzę zrobić porządne siku już przy bramie wjazdowej. ;)

Za każdy dzień spędzony w parku zapłaciliśmy 280ZAR/os.

No to do dzieła!


Wiecie co jest najprzyjemniejsze? Widok pierwszego zwierzaka na swojej drodze. A on pojawił się bardzo szybko. Jako pierwsze przywitały nas antylopy i małe guźce.

Image

Image
Dalej mój ulubiony potwór. :D

To ogromny dreszcz emocji, kiedy od bladego świtu czekasz na ten moment, a kiedy w końcu przychodzi, nie możesz uwierzyć. Drogi podzielone są na te piaszczyste i asfaltowe. Możliwości tras jest wiele i nigdy nie wiesz, co Cię ominie, albo co zyskasz skręcając w prawo zamiast lewo. Na chwilę zapomniałam o swoich alergicznych dolegliwościach, usiadłam na siedzeniu samochodu po turecku i chwyciłam za aparat. Wyginałam się w każdą stronę szukając zwierząt, a chusta okrywająca mnie przed słońcem non stop spadała z mojego ciała. Marcin z trudem skupiał się na drodze (i to wcale nie przez moje odkryte nogi). Na szczęście przy tak małej prędkości, mógł sobie pozwolić na kręcenie głową. Nie mijaliśmy zbyt wielu samochodów. Jeśli widzieliśmy w oddali kilka zebranych aut, był to znak najlepszego. Znaczy, że przy drodze czai się jakiś zwierz, a wszyscy się zatrzymali by móc go swobodnie obejrzeć.

Image

Image

Image

Image
Gdzie tak pędzisz Panie Zółwiu?

Image
Nie powiedział!

Image

Image

Upał i monotonia dróg nie pozwala zabić koncentracji. Nie da się zapomnieć o przeznaczeniu tej długiej jazdy, o misji, którą przyjechaliśmy spełnić. Przy bramie otrzymaliśmy niezastąpioną gazetkę z mapami parku, informacjami o tzw. The Big Five Of Africa, na którą składa się lew, bawół, nosorożec, słoń oraz lampart, i szeregiem zdjęć różnych gatunków. Na ostatnich stronach znajdował się kompletny spis wszystkich żyjących w parku zwierząt, przy którym można było zaznaczać okienka, które z nich zdążyło się już zobaczyć. Rzecz jasna, najbardziej pożądana jest Wielka Piątka, więc i my podjęliśmy wyzwanie!

W tym miejscu muszę wspomnieć o najważniejszym. To nie jest tak, że Kruger jest parkiem rozrywki, dużym ZOO dla światowych turystów. Kruger to przede wszystkim schronienie dla dzikich, zagrożonych zwierząt. Drogi przecinające park pozwalają zobaczyć jego mały procent, większość terenów jest znacznie oddalona od samochodów. Zwierzak w polu widzenia to wielkie szczęście, istny fart, którego warto wypatrywać. Dlatego tak trudno jest zobaczyć lamparty i inne gatunki, których liczebność jest najmniejsza. Najczęściej spotykane są antylopy, guźce, pawiany, później zebry, żyrafy... Nie mniej, wjazd do parku nie gwarantuje poznania tych wszystkich zwierząt. Wiele zależy od pogody. W upały zwierzęta kryją się w zaroślach i nie wychodzą ze swoich kryjówek. Lew w ciągu dnia śpi, więc też nie zagości na naszych drogach. Nosorożce to prawdziwe perełki, których wypatrzenie powinniśmy traktować jak prawdziwy dar. Inne gatunki świetnie się kamuflują, niektóre przebiegną tak szybko, że nie zdążycie ich rozpoznać. Najgorsza jest świadomość, że większość z nich najzwyczajniej w świecie nie zauważycie, miniecie je przejeżdżając tuż obok. Ta niemożność znalezienia jakiegokolwiek okazu na horyzoncie jest ogromnie frustrująca. Po godzinie bezowocnej jazdy zaczynaliśmy wątpić w wybraną trasę, a czasem też we własne oczy. Wielokrotnie się zdarzało, że zatrzymaliśmy się obok innych turystów, którzy z zapałem coś fotografowali. I pomimo wszelkich starań, nie byliśmy w stanie zobaczyć tego samego. Wkurzające, prawda?

Ale! Nie mieliśmy wcale takiego pecha!

Image

Image

Image
Jego warto się bać ;) Ah te przystojne bawoły!

Image

Image
W Polsce na krowach siedzą muchy, w Afryce ptaki na żyrafach. ;)


Cały czas jechaliśmy w kierunku Skukuzy, dużego obozu, w którym mieliśmy nadzieję znaleźć pomoc medyczną. W tym samym miejscu mieliśmy zarezerwowany nocleg, więc postanowiliśmy jak najwcześniej załatwić sprawę z wysypką, ruszyć na kolejne kilka godzin w teren, a przed samym zamknięciem bram wrócić do obozu. W recepcji zostaliśmy poinstruowani którędy jechać do lekarza. Jego gabinet był nieduży, w poczekalni siedziała mocno wytatuowana i ekscentryczna dziewczyna, jak się okazało, ukochana mojego doktora. On sam nie wyglądał jak typowy pediatra, raczej jak berliński hipster. Szybko się dowiedziałam, że ten wysoki i wysportowany brodacz pochodzi z Kapsztadu, a w okresie wakacyjnym pracuje tutaj. Podczas wizyty był bardziej zainteresowany moimi tatuażami niż zmianami skórnymi, na które się skarżyłam. Potraktował mnie bolesnym zastrzykiem i kilkoma żartami, dzięki którym miałam poczuć się lepiej. Do plecaka dał mi krem łagodzący i wystawił rachunek. Zapytał, czy prowadzę samochód, bo po tym leku mogę być nieco "senna i rozkojarzona".

Pożegnaliśmy przystojniaka i jego dziwaczną, acz bardzo miłą dziewczynę. Wróciliśmy na nasze safari.

"Senna i rozkojarzona", tak powinnam nazwać kolejną część mojego wywodu w tej relacji. Nie wiem, jak on w ogóle mógł myśleć o prowadzeniu auta po tym zastrzyku, bo nie minęło 30 minut, a ja już odpłynęłam w krainę Morfeusza. Próbowałam się ocknąć, przypominając sobie, że "stara, jesteś w Afryce i są żyrafy, nie śpij do cholery!" ale z marnym skutkiem. Czasem docierały do mnie zdania rzucone przez Marcina, jednak zamiast odpowiedzieć, ponownie zasypiałam. Głowa mi opadała jak na najnudniejszej lekcji historii w Waszym życiu. Mój wspierający mężczyzna później mi zrelacjonował, że podróżujący w mijających nas samochodach mieli niezły ubaw, widząc dziewczynę na safari, która śpi w najlepsze z otwartą buzią. Na domiar złego, zawsze okropnie się ślinię. Ciekawe na ilu wakacyjnych fotkach jestem!



W końcu, po kilku godzinach bycia trupem do niczego, udało mi się powrócić do żywych. Choć do końca dnia byłam trochę zmęczona, przed zachodem słońca nabrałam sił. I w samą porę, bo chwilę później byliśmy świadkami niezłej awantury!

Image

Taki obraz zastaliśmy przemierzając most nad niewielką rzeką. Stado... dzikich psów. Z początku myśleliśmy, że to hieny, jednak po krótkim przestudiowaniu ilustracji w naszej gazetce dostrzegliśmy różnice. Niewzruszone ilością samochodów, krzątały się pomiędzy nimi wyraźnie pobudzone. Węszyły, biegały, podrygiwały niespokojnie w poszukiwaniu czegoś. Całe zajście było z początku mocno niezrozumiałe. W końcu wszystko stało się jasne. Kiedy jeden osobnik ze stada wyskoczył mokry z rzeki, oczywiste było, że próbował w niej znaleźć swojego kumpla. Nie znalazł. Trudno powiedzieć, skąd to wiemy, bo przecież niewiele zrozumieliśmy z ich jęków i wycia. Zaraz po tym, jak dziki pies zaalarmował resztę stada, wszystkie pobiegły przed siebie. Ten stres wiszący w powietrzu, długie wyczekiwanie stada na "informację", było bardzo wymowne. Widać kolega przepadł, zginął. Co się z nim stało?

Oto winowajcy!
Image

Image

Smutna to historia, ale bardzo prawdziwa. To było nasze pierwsze i ostatnie spotkanie z dzikimi psami.

Image


Przed 18:00 wróciliśmy do Skukuzy. Za nocleg zapłaciliśmy 522 ZAR (za cały safari tent, w którym mieszczą się dwie osoby). Na safari bardzo szybko zapada zmrok, dzień zamienia się w noc zanim zdążymy zapalić lampę. Jako zakwaterowanie posłużył nam duży namiot, który w niczym nie przypomina tych wędrownych, jakie zabieramy na mazury czy w góry. Był wysoki, stabilny, z wmontowanymi drzwiami. Wewnątrz stały dwa łóżka, lodówka i szafa. Toaleta i prysznice znajdowały się kilkanaście-kilkadziesiąt metrów dalej w sporym kompleksie. I kiedy sięgałam po grzebień do plecaka leżącego na podłodze... zauważyłam OGROMNEGO pająka na pościeli. Wybaczcie mi brak zdjęć ale zupełnie nie w głowie było mi wtedy wyciąganie aparatu. Ten pająk wielkości dłoni to była szansa. Szansa dla Marcina, żeby pokazał swoją męskość. Na szczęście mój mężczyzna w spodniach podołał i łapiąc potworka w miskę, wyniósł go z dala od namiotu. Mój bohater, rycerz na białym koniu z jajami!
Chyba najzabawniejsze w tej historii jest to, że pająka zauważyłam narzekając na ilość robali i innych ośmionogów pod prysznicem. Natura szybko utarła mi nosa.

Przed 22:00 ucichły kroki i śmiech. Spaliśmy jak zabici. Nazajutrz było dużo zebr i żyraf. Pojawił się też lew.

Image


PS. Feedback mile widziany. ;)


Ostatnio edytowany przez pluszczak, 14 Paź 2016 12:29, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#24 PostWysłany: 14 Paź 2016 12:09 

Rejestracja: 26 Kwi 2016
Posty: 9
Nareszcie cd. Fascynująca relacja. Mam nadzieję, ze kiedyś ja tam będę. Proszę o więcej :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#25 PostWysłany: 14 Paź 2016 14:11 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
Dziękuję! ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#26 PostWysłany: 25 Paź 2016 01:23 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
DZIEŃ 14.


Wiecie jak to jest, wakacje, marzy Ci się wypoczynek, chcesz spać do południa, a z drugiej strony czeka na Ciebie fala nieznanego, które musisz zdążyć poznać. W Krugerze nie ma czasu na poranne wylegiwanie, każda godzina w plecy to nieodwracalnie stracony czas. Niestety, moja skłonność do drzemek i dezorganizacja spowodowały, że spało nam się bardzo dobrze, noc uciekła szybko, a swoje wojaże rozpoczęliśmy znacznie później niż o świcie. Jak się później okazało, dzień i tak przyniósł więcej niż mogliśmy oczekiwać.

Poranki w Skukuzie należą do tych przyjemnych. Kiedy wyszliśmy przed namiot, żeby zjeść śniadanie, większość gości już pakowała swoje manatki i wyruszała na safari. Afryka zamienia noc w dzień w zaledwie kilka minut więc słońce zdążyło już zacząć delikatnie grzać. Na szczęście nie za bardzo, bo to by zwiastowało pochowane w cieniu zwierzaki. Afryka dzika kojarzy nam się głównie z upałem, prażącym niebem i omamami z odwodnienia. Tutaj, w Kruger National Park, chmury zwiastują ulgę dla jego mieszkańców, którzy wyswobodzeni z upału decydują się wyjść na spacer. Zatem niejednoznacznie brzydka pogoda może ucieszyć bardziej niż pocztówkowe tropiki.
Szybka owsianka, jak zawsze przypalona (na szczęście to Marcin zmywa), uzupełnienie płynów i pospieszny ogląd na plecaki w poszukiwaniu nieproszonych o swoją obecność pająków i innych stworów, których szkoda zabić, a też strach dotknąć. Dookoła zielonych, wielkich, niemal wojskowych namiotów biegały wyraźnie głodne guźce. Jako wielka fanka świń dzikich i afrykańskich, z kłami czy bez, byłam w siódmym niebie. Rozkosznie kręciły zgrabnymi pośladkami w poszukiwaniu smakowitych kąsków przy okolicznych śmietnikach. Nie wiem na ile to zdrowie i właściwie ale wyglądały na zadowolone. Hmm... skoro guźce dostały się na teren obozu, inne zwierzęta też mogły.

Poszliśmy się wyrejestrować do głównej recepcji. Moja alergiczna wysypka dalej nie zeszła z ciała ale wspominając ostatnie "skutki uboczne" leczniczych zastrzyków, stwierdziłam, że wolę się drapać niż spać. Na ladzie, za którą siedziały urocze czarnoskóre pracownice ośrodka, znalazłam dość dużą ulotkę. A w niej, moc atrakcji do wyboru!
PORANNE SPACERY POD OKIEM PRZEWODNIKA
NOCNE PRZEJAŻDŻKI TERENOWĄ FURĄ, ZOBACZ JAK LWY POLUJĄ
WIECZORNE SPACERY POD OKIEM PRZEWODNIKA
CAŁODNIOWE WOJAŻE DLA GRUP
itp, itd.
W pierwszej chwili pożałowałam, że dopiero teraz ją znalazłam, kiedy wyjeżdżamy już z obozu. Po chwili przyszła refleksja.
PORANNE SPACERY POD OKIEM PRZEWODNIKA: Polegają na wyruszeniu z obozu jeszcze przed świtem w asyście uzbrojonego przewodnika. UZBROJONEGO, który w słusznej sprawie, tzn. w obronie turystów ma prawo postrzelić zwierzę. Czyli w sytuacji, kiedy jakiś dziany biały z drogim aparatem przewieszonym przez szyję zacznie kolokwialnie rzecz ujmując, drzeć mordę, a przestraszone zwierzę w odpowiedzi rzuci się do ataku, przewodnik może je zabić. W sieci można znaleźć wiele video z takich wycieczek, kiedy rozdrażnione hałasem słonie zamieniają się z dostojnych przyjaciół w niebezpiecznych agresorów. Krótko po powrocie z Afryki widziałam na Animal Planet? Discovery coś tam? dokument o nieroztropnych turystach w podróży. Pośród wielu przykrych scen były też te z afrykańskiego safari. Czy zdecydowałabym się na podobną atrakcję kosztem ryzyka śmierci zwierząt? Na pewno nie. Te reguły kłócą się z nadrzędną zasadą Krugera: ZWIERZĘTA MAJĄ PIERWSZEŃSTWO. Nie uważam, aby rozdrażnienie dzikiej natury przez turystów było sytuacją na tyle wyjątkową, żeby upoważniało kogokolwiek do strzelania w kierunku słoni, lwów, bawołów i innych zwierząt. Zapytacie pewnie: jak to, to lepiej, żeby ginęli ludzie? Nie, lepiej, żeby takich pieszych wycieczek po prostu nie było. Jesteśmy tak zachłanni, że zapominamy o równowadze. To teren zwierząt, możemy być na nim jedynie gośćmi. Zwiedzajmy świat z głową i szacunkiem do jego mieszkańców.


Z lekkim niesmakiem pożegnaliśmy się na chwilę ze Skukuzą i ruszyliśmy w drogę.

Image

Kolejne godziny spędzone w samochodzie. To były owocne momenty wzruszeń, przeplatane minutami zagryzanej ciastkami nudy. Obkupieni w owoce, słodycze i krakersy kruszyliśmy na nasze przyklejone do siedzeń nogi. Krajobraz zlewał się w spójną całość, nie nagląc nas wcale, często świecił pustkami. Nie mam wątpliwości, wizyta w Krugerze to sprawdzian z cierpliwości. Jeśli liczycie na szybkie wrażenia, niezmącony spokój i fantastyczne zdjęcia niedużym kosztem, wybierzcie się lepiej do ZOO (chociaż ZOO nie popieram i uważam, że trzymanie zwierząt w klatkach to podłość w najczystszej postaci. Ale po wizycie na safari, każdy sam do tego dojdzie).
Wspomniana wyżej nuda wcale nie odbiera ogromu radości, jaką niesie za sobą podróż po piaszczystych drogach. Trzeba tylko kochać naturę i akceptować wszystkie jej kaprysy.

Image
Chyba najczęściej wspominana przez Krystynę Czubówną antylopa Gnu. Zawsze pożarta, wiecznie uciekająca i... niezbyt piękna.

Image
Współczujemy jej całym sercem. ;)


Image

Image

Image

Żyrafy możecie spotkać w licznych stadach. Niezależnie od obecności małych, dorosłe osobniki nie wydają się przestraszone. Starożytni Grecy uważali, że żyrafa to krzyżówka wielbłąda i lamparta. ;) Jest to jakiś pomysł jednak na pierwszy rzut oka wyglądają na bardzo duże, rozkoszne i niezbyt bystre, seksowne olbrzymy. ;)

Przy drogach leży dużo czaszek, kości, czasem są to całe szkielety trudnych do zidentyfikowania zwierząt. Czy znalazły się tam przypadkowo? Choć pracownicy parku podobno nie ingerują w jego naturę, większość z tych interesujących "ekspozycji" wydaje się leżeć tam celowo. Do myślenia zmusza fakt, że choć gnatów w zasięgu wzroku wiele, tak ciał w fazie rozkładu nie widać wcale. Zdarzyło się nam jednak poczuć okropny smród gnijącego ciała, który utrzymywał się przez wolno mijające kilkaset metrów. Może to i lepiej, że zwierzę padło poza zasięgiem wzroku kierowców, bo taki widok mógłby być nie tyle nieprzyjemny dla oka, co przykry. Nie mniej, można się zdziwić widząc przy drodze ogromną czaszkę bawoła, którego rodzina dumnie straszy parę kroków dalej. ;)
Image

Image

Image

Image

Starczy już tego cmentarza!

Godziny mijają, a wielka piątka dalej niezaliczona. Nosorożcu, gdzie jesteś! Panie lwie, czy znowu Pan śpi? Czy towarzyszy Panu w drzemce żona lamparta?
Ani widu, ani słychu tych naszych pożądanych przyjaciół. Zaczęliśmy godzić się z tym, że już ich nie zobaczymy. No bo przecież tylko niektórzy mają takiego farta, nikt nam nic nie obiecywał, i tak dużo zobaczyliśmy, mamy szczęście! Przekonywaliśmy się nawzajem tak długo, aż zaczęliśmy wierzyć w te zdroworozsądkowe wywody zawiedzionego turysty. Jadąc po czerwonym piachu, wyglądaliśmy zza okien, coś ruszyło się w krzakach. To chyba tylko antylopa, nie mogliśmy stwierdzić wiec przyglądaliśmy się niczemu przez dłuższą chwilę. Odpuściliśmy, Marcin znowu spojrzał na drogę. A tam on! Król dżungli! Jeszcze chwila i by nam zwiał. Mozolnie przechodził przez drogę, z jednych krzaków w drugie. Tymczasem my traciliśmy czas na dłubanie w nosie i patrzenie wszędzie tam, gdzie nie trzeba. Na szczęście, z aparatem wystawionym przez szybkę, pstrykając na ślepo, udało nam się go uwiecznić. Zadowolony obecnością paparazzi, widać przyzwyczajony do takiego zainteresowania, legł w trawie nieopodal drogi. Stanęliśmy samochodem kilka metrów obok niego i nie mogliśmy się napatrzeć. On również, bo znudzony przeszywał nas wzrokiem. Przysięgam, złapanie kontaktu wzrokowego z dzikim lwem to naprawdę fajna sprawa!

Image

Image
Gość z jajami ;)

Image

Image
W kilka minut dookoła naszego samochodu zebrał się niezły tłumek. Auta nadjeżdżały z niekrytą nadzieją na coś spektakularnego, nikt się nie zawiódł. Choć moglibyśmy obserwować króla przez kolejną godzinę, odpuściliśmy i daliśmy popatrzeć innym.


Image
Maluch :D nic nam nie umknie!

Image

Image

Image

Image
Najlepiej w błocie!

Image
Medytują? Patrolują ruch?

Image
Skoro ja musiałam na to patrzeć, to Wy też!

Image

Image



Dzisiejszą noc spędzimy w obozie BALULE. Przygotowując się do wyjazdu długo wybieraliśmy odpowiednie miejsca noclegu. Z jednej strony chcieliśmy się wyspać i porządnie wypocząć w wygodnym łóżku po całodniowej jeździe w upale, z drugiej, marzył nam się afrykański klimat. Nie taki, który buduje wzór zebry na pościeli czy słomiane dodatki w łazience. Chcieliśmy doświadczyć prawdziwej, czarnej nocy, którą tak rzadko możemy spotkać w Europie. Łuny świateł z dużych miast sięgają naprawdę daleko, a mieszkając w Warszawie, nigdy nie zobaczymy na niebie atramentowej pustki z milionem gwiazd. Porównaliśmy ceny, przeczytaliśmy szczątkowe informacje o każdym z obozów i liczyliśmy na wolne miejsca. Balule wydawało się idealnym schronieniem na niezapomnianą noc. I tak też było.

Balule to niewielki obóz po środku niczego. Niepozorne bramy, które otwierają czarnoskóre kobiety dzielą go na dwie części: skromne domki i przestrzeń poświęconą na przyczepy czy namioty. My mieliśmy do dyspozycji mały domek.
Biały, okrągły, pokryty słomianym dachem. Jego przestrzeń stanowiło jedno niewielkie pomieszczenie, w którym mieściła się szafa, lustro i trzy łóżka. Fart chciał, że trzecia osoba nie wykupiła tego jednego legowiska. :D Niestety o figlach nie było mowy! Wewnątrz było mnóstwo ciem, komarów i innych latających gości, dodatkowo panował tam okropny skwar. Przed snem chyba 10 razy sprawdzałam okolice łóżka drażniąc tym samym zniecierpliwionego Marcina. A później, zgodnie z zasadami panującymi w internecie, zakryłam się po czubek głowy, żeby nic mi w żaden otwór gębowy czy też inny nie wlazło.

Tuż przed zachodem słońca gospodynie pospiesznie rozniosły lampy naftowe, aby każdy z gości miał trochę światła. Umieściły je na haczykach z zewnątrz domków. Pomimo tych kilku rozedrganych płomieni, w obozie panowała ciemność i cisza. Tutaj łazienka również była oddalona od reszty kompleksu. W starych, białych kafelkach odbijało się ciepłe światło lamp, które trzeba było wnosić nawet w okolice prysznica. W Balule nie ma prądu. A jeśli do tego wyłączycie telefon, możecie na chwilę powrócić do przeszłości i rozkoszować się urokami życia odciętego od reszty świata.
Nasze lokum mieściło się tuż koło płotu. A płot stanowiła niewysoka siatka, rozchwiana i poplątana z pobliskimi krzakami. A ZARAZ OBOK KRZAKÓW STAŁ SŁOŃ. Duży, głodny, w pełnej okazałości. Bez chwili namysłu zaczął sięgać do gałęzi, które opadały tuż nad naszymi głowami. Ćlamkał, mlaskał, żuł i połykał, a potem znowu mlaskał, żeby znowu przeżuć i połknąć. Stał tak długo, aż najlepsze kąski zaczęły się kończyć. Niestety, było tak ciemno, że nie udało się zrobić zdjęcia bez flesza. Czemu nie z fleszem? Bo uciekłby szybciej niż przyszedł ;)

Wczesnym wieczorem w obozie słychać było kroki. Grupa Azjatów szykowała kolację, inni popijali wodę na świeżym powietrzu, my również udaliśmy się do wspólnej, plenerowej kuchni. Marcin-szczęściarz miał na czole opaskę z latarką, mi pozostało chodzić za nim i modlić się o ominięcie największych schodków i dołków, które przysięgam, wyrastały spod ziemi bez żadnego ostrzeżenia! Tym razem obyło się bez gleby, moja godność miała się dobrze.
Myślicie, że dziki słoń pod płotem był niecodzienną rozrywką? A co powiecie na hieny? Właśnie one, trochę pokraczne, nie mają w genach zbyt wiele gracji, wysiadywały po zmroku pod naszym wcześniej wspomnianym, skromnym ogrodzeniem. Siedziały, leżały, spoglądając na gości oczami przeciętnego Azora, który liczy na to, że upadnie Ci kawałek kiełbasy podnoszonej właśnie do ust. Na co mają ochotę? Na moje udko? Na tego małego chłopca, który piszczy cicho z podekscytowania? Czy może tylko na małą kanapkę?
Niestety, możemy sobie pożartować jednak tło tego zajścia jest kolejnym punktem, który Krugerowi muszę wytknąć. A raczej nie jemu, a odwiedzającym go turystom. Jak usłyszeliśmy od innych, hieny w parku są przyzwyczajone do dokarmiania. Obozowicze lubią przerzucić przez siatkę kabanoska, szyneczkę czy inne produkty, które w żadnym wypadku nie zastąpią hienom naturalnych polowań. Oczywiście karmienie zwierząt kłóci się z regulaminem parku jednak widać, że podpunktu tego trudno dopilnować. W końcu niełatwo jest zauważyć fruwającą w nocy nad siatką kanapkę z pasztetem. Pretensje można mieć tylko do nas samych, turystów, podróżników, eksploratorów bez głowy. Swoją "dobrocią" wyrządzamy krzywdę. Tak jak nadopiekuńcze mamy, które na siłę wpychają bobasowi kolejną łyżkę bobofruta do buzi. Gdzie szukać zdrowego rozsądku?

Image

Otoczeni z każdej strony niewiadomym, spoglądaliśmy na gwiazdy. W końcu jasne, płonące, bez żadnej konkurencji w postaci innego światła. Nie wiemy, kto towarzyszył nam tej nocy. Może minął nas lew? Może hieny wysiadywały z nadzieją również nad ranem? Gdzie poszedł spać wyżej wspomniany słoń? Nam spało się dobrze. Obudził nas budzik, a zamiast drzemki w rolę główną wszedł upał.
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#27 PostWysłany: 26 Paź 2016 17:37 

Rejestracja: 13 Gru 2011
Posty: 115
Loty: 121
Kilometry: 264 274
Super opowieść! Gratulacje dla autorki!
Góra
 Profil Relacje PM off
pluszczak lubi ten post.
 
      
#28 PostWysłany: 26 Paź 2016 17:49 
Moderator forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 06 Kwi 2014
Posty: 4191
Ależ Ci zazdroszczę tych zwierząt "na żywo" :oops:
_________________
Ιαπόνκα76
Góra
 Profil Relacje PM off
pluszczak lubi ten post.
 
      
#29 PostWysłany: 26 Paź 2016 22:23 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
Japonka76 napisał(a):
Ależ Ci zazdroszczę tych zwierząt "na żywo" :oops:


Na szczęście zwierzęta póki co nigdzie nie uciekają więc śmiało ruszaj do Afryki! ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
Japonka76 lubi ten post.
 
      
#30 PostWysłany: 01 Lis 2016 19:02 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
DZIEŃ 15.


Bezruch. Gorące powietrze ledwie drży nad głowami i przegrzewa nasze jeszcze śpiące ciała. Budzimy się cali mokrzy i jakby już zmęczeni. Otwieram oczy i widzę strzechę, leniwie przelatującą muchę i wdzierające się przez szpary promienie słońca. Marcin już nie śpi, jak zawsze z resztą kiedy ja budzę się do życia. Wyleguję się jeszcze przez chwilę w wilgotnej pościeli, czuję swoją lepką skórę i zapach MUGGi, który szczelnie mnie otulał przez całą noc i chronił przed szeroką gamą żądnych krwi robali.

Uchylamy drzwi chaty, na zewnątrz panuje już duży harmider. Azjatyckie wycieczki zasiadają z lornetkami do swoich niemal przezroczystych autokarów, wypełnionych sprzętem rodem z laboratorium Dextera, gospodynie obozu niespiesznie spacerują między domkami przenosząc rzeczy z miejsca na miejsce, emerytowane małżeństwo je śniadanie zażywając z nieba witaminę D, a dookoła nich w podskokach biegają małe małpy. Zrywamy się szybko uświadomieni, że jak zwykle wstajemy jako ostatni.
Jako dziewczyna fajnego faceta mam ten przywilej, że kiedy ja się kąpię, on robi śniadanie. Czas na poranną toaletę potrafię przedłużać w nieskończoność lub rozkładać go na dwie raty: czas, kiedy on gotuje i kolejne kilka minut, kiedy on zmywa. Sama nie wiem, co zajmuje mi tyle czasu, skoro w mojej kosmetyczce na próżno szukać przyborów do make upu, a odchodząc od lustra na głowie dalej mam gniazdo. Być kobietą!
Wysypka tego dnia dała mi fory, jednak i tak zdążyłam się przyzwyczaić do jej obecności. Już jutro wracamy, do Warszawy mogę dotrzeć nawet w ohydnych bąblach. Wcisnęłam się w swoją sukienkę idealną na safari, o kroju widocznym na wszystkich filmach poruszających kwestie europejskich kolonizatorów. W beżu i z kieszonką na piersi byłam gotowa na podbój Krugera.

Czerstwy chleb i krem czekoladowy z orzeszków ziemnych. Za te rarytasy nie dostalibyśmy gwiazdki Michelin ale wszechobecne małpy doceniły zapach polskiego śniadania na drewnianej ławce. Cóż, wołające ze śmietników resztki też były obiektem ich zainteresowania, zatem nie wiem czy to dla nas duży komplement. Pospiesznie zjedliśmy pokruszone kanapki, żeby muchy nie zdążyły zjeść nas. Te bzyczące, nielubiane przez nikogo koleżanki, na safari są wyjątkowo natarczywe, duże i głośne.

Wyjechaliśmy z podprażonego słońcem obozu a bramę otworzyła nam czarnoskóra gospodyni, która nie przeszkadzając sobie w pierwszorzędnych obowiązkach, podreptała w kierunku naszego auta z pokaźną kolekcją pościeli na głowie.

Image


Image


Image


Już dobrze znacie ten schemat. Godziny spędzone w samochodzie, oczy zmęczone od nieustannego wytężania wzroku i niezapomniane momenty wzruszeń, kiedy na horyzoncie pojawia się COŚ.
To nasz ostatni dzień w Kruger National Park. Krugera można podzielić w zasadzie na dwie części: północą i południową. Najwięcej zwierząt oferuje południe parku, które jest tłumnie odwiedzane przez turystów, gdzie umiejscowione jest najwięcej obozów. Im wyżej w głąb safari, tym mniej ssaków a więcej ptactwa. Północ to raj dla ornitologów i fascynatów kolorowych, rozłożystych skrzydeł. Ta część parku wymaga znacznie więcej czasu i koncentracji bo szanse na rozpoznanie obiektu poruszającego się daleko na niebie są znacznie mniejsze, niż na spotkanie face to face z antylopą na środku asfaltowej drogi. Chcąc spróbować czegoś nowego, ruszyliśmy w nieznane nam tereny.

Roślinność z kilometra na kilometr zmieniała swój charakter. Szerokie pasma krzaków, pobocza porośnięte zielonymi gałęziami zastąpiły pola i ciężka, gęsta w swojej obfitości, czerwona ziemia. Dookoła nas powstała przestrzeń, której dotychczas nie poczuliśmy. W końcu możemy zobaczyć co kryje się dwa metry dalej, tam gdzie do tej pory drzewa nie pozwoliły nam dotrzeć wzrokiem. Odsłonięty teren, dostępny dla widza nie oferował jednak zbyt wiele. Wypatrywanie zwierząt i ptaków wywołało w nas zniecierpliwienie i obawę, że zapuszczając się dalej na północ tracimy jedynie czas, nasze ostanie godziny przygody.

Image

SZAKAL

Image


Jakie było wyzwanie dnia 15? Zobaczyć nosorożca. W końcu nauczyłam się nie mylić go z jednorożcem, z czego Marcin miał duży ubaw, a ja czułam się jak ostatnia idiotka. Może i na jednorożca przyjdzie jeszcze pora!
Nosorożce białe i czarne. Kruger stanowi dla nich jedno z największych schronień w Afryce. Korzystając z jego rozłożystych drzew, chowają się przed słońcem i jakby złośliwie przed całym światem. Może to przypadek, a może sprytne zagranie ze strony zwierząt, które wciąż są na celowniku wszystkich kłusowników. Róg nosorożca to zabobonowy raj, nie byle jaka gratka dla kupców i opętanych rządzą pieniądza pseudo szamanów. Proszek z kości wykorzystywany jest w medycynie tradycyjnej, która w tej chwili niewiele ma wspólnego z lokalną historią, a stanowi dochodowe źródło zarobku dla Europejczyków i samych Afrykanów. Wykorzystując brak wykształcenia ludzi Czarnego Lądu, leczniczy proch ginie w podziemnym rynku, a kłusownik przelicza swoje zyski na euro. Razem z prochem giną dziesiątki, setki, tysiące zwierząt. Niektóre nosorożce przeżywają atak i swoje ostatnie lata spędzają jako okaleczone, skrzywdzone istoty. Inne mają mniej szczęścia. Pomimo, że władze parku wciąż walczą z przestępczością, nosorożce dalej są pod ostrzałem.

Z daleka, korzystając z lornetki, udało nam się dostrzec dwa osobniki pod drzewem. Długie wyczekiwanie na cud poprzedzone cichym pojękiwaniem do Pana Boga pod nosem, zaowocowały widocznym z dużej odległości, osławionym rogiem.

Image



Czy ktoś z Was wie, kim jest ten pstrokaty gość?

Image

Image

Image

Image

Piękny dziwak!


Image

Image

Z czasem zmieniliśmy kierunek i czym prędzej zawróciliśmy na południe. Zmierzaliśmy w kierunku bramy Crocodile Bridge.

Kolejny fart spotkał nas na naszej drodze. Skręciliśmy w ślepy zaułek, mały zakręt, za którym rozpościerał się widok na nieco wyschnięte jezioro/bajoro. Wokół niego widoczne były dziesiątki śladów wesołych kopyt, które wyraźnie przemierzyły "plażę" w każdym kierunku. A w wodzie cała rodzina hipopotamów. Grubasy chłodziły cielska chowając się przed słońcem pod taflą jeziora. Jak już pewnie wiecie z innych źródeł, hipopotamy nie są tak sympatyczne na jakie wyglądają. Ogromne kły to nie wszystko, te bestie potrafią okropnie szybko biegać!
Image


Później zatrzymaliśmy się na moście przecinającym wyschniętą rzekę. To było jedyne miejsce na naszej trasie, w którym mogliśmy wyjść z samochodu i rozprostować nogi bez asysty strażników safari ani ogrodzenia dookoła.
Image


Zbiorniki wodne to najlepsze miejsca do poszukiwania zwierząt. Znajdziecie ich oznaczenia na mapach parku.
Image

Image

Image


Image

Image


CZY TO JUŻ KONIEC?

Wyjechaliśmy przez bramę Crocodile Bridge. Tuż przed opuszczeniem parku wypatrywaliśmy lamparta. Na drogach poszła plotka, że gdzieś w okolicy kręci się jeden. Informacja ta w trybie ekspresowym przeskakiwała z samochodu do samochodu za pośrednictwem uchylonych okien rozgadanych kierowców. Niestety, nie można mieć wszystkiego! Lampart do końca pozostał dla nas zagadką, jako jedyny nie zagościł w naszej Wielkiej Piątce Afryki. Może następnym razem będziemy mieć więcej szczęścia? W okolicach bramy wyjazdowej kręciły się małe guźce, klękały i szukały w ziemistych poboczach czegoś na ząb. Obok znajdowało się małe, plenerowe "muzeum", które gromadziło niezłe zasoby czaszek ssaków i ptaków obecnych w Krugerze. Do każdego z nich dołączona była krótka notka o zwierzakach, z ciekawostkami na temat długości ich snu i innych rzeczy, o których nie mieliśmy wcześniej pojęcia.
Samochody były przeszukiwane przez strażników. Żadne auto nie wyjechało z parku bez uprzedniego otwarcia bagażnika i wnikliwego spojrzenia młodego, czarnoskórego obrońcy zwierząt. Z Krugera nie można wywieźć absolutnie niczego: kości, roślin i innych znalezionych szczątków. A przede wszystkim, zabieg ten ma na celu zdemaskowanie kłusowników.

Pożegnanie z Kruger National Park nie było łatwe. To jak zakończenie przygody, powrót do nudnej rzeczywistości, nasz mały koniec świata. Trzy dni to czas wystarczający, żeby zapoznać się z parkiem ale stanowczo za krótki, żeby być w pełni usatysfakcjonowanym z pobytu. Przejechaliśmy przez bramę i już wiedzieliśmy, że za nami rozpościera się dzikość w najpiękniejszej postaci, do której nieprędko wrócimy. Nieprędko, ale kiedyś na pewno. O tym miejscu nie da się zapomnieć. Powrót na drogi safari to tylko kwestia czasu.

Image



W kolejnym, już ostatnim odcinku, podrzucimy Wam kosztorys podróży i garść praktycznych porad. Do tego kilka refleksji i podsumowań. Nie zabraknie relacji z ostatniej nocy w Afryce, lotniskowej wyżerki i lepkich ananasów. ;)

Do zobaczenia wkrótce!

ps. jak zawsze feedback mile widziany. ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
wicker uważa post za pomocny.
 
      
#31 PostWysłany: 02 Lis 2016 00:45 

Rejestracja: 26 Kwi 2016
Posty: 9
Śledzę Waszą relację od samego początku. Świetne opisy. Dzięki nim mogę wczuć się w klimat bo zapewne nigdy nie będę miała okazji tam być.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#32 PostWysłany: 02 Lis 2016 00:51 

Rejestracja: 01 Kwi 2012
Posty: 3744
srebrny
ladne ostre i jasne zdjecia, jaki aparat?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#33 PostWysłany: 02 Lis 2016 00:57 

Rejestracja: 26 Kwi 2016
Posty: 9
Zdjęcia są fantastyczne !!!
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#34 PostWysłany: 05 Lis 2016 15:26 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
ibartek napisał(a):
ladne ostre i jasne zdjecia, jaki aparat?


Nikon D90, towarzyszy mi już od lat i daje radę :)
Góra
 Profil Relacje PM off
ibartek lubi ten post.
 
      
#35 PostWysłany: 06 Lis 2016 16:10 

Rejestracja: 13 Lip 2014
Posty: 3
Cześć
Super relacja i piękne zdjęcia :). Z mężem będziemy w RPA w styczniu i w związku z tym mam pytanie: czy szczepiliście się przed wyjazdem? ewentualnie czy braliście tabletki przeciwko malarii?
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#36 PostWysłany: 06 Lis 2016 20:27 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
cześć! ;)
Do RPA zrobiliśmy szczepienia obowiązkowe, odpuszczając sobie "zalecane". Tzn, zaaplikowaliśmy sobie: błonica, tężec, WZW A+B i to wszystko ;) Jeśli chodzi o leki na malarię, zażywaliśmy Malarone tylko podczas pobytu w Parku Krugera:na dzień przed, każdego dnia podczas wizyty w parku i na jeden dzień po. Tak mi zalecił mój doświadczony znajomy, który do Afryki wyjeżdża regularnie. ;) RPA to tereny wolne od malarii, jedyne ryzyko występuje właśnie przy granicy z Mozambikiem.
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#37 PostWysłany: 27 Lis 2016 15:29 

Rejestracja: 06 Cze 2014
Posty: 312
niebieski
@‌pluszczak‌, mam pytanko bardziej przyziemne, jak tam odżywialiście się/dożywialiście? Czy na terenie parku można spokojnie zaopatrzyć się w kawałek steka/owoce/przekąski cukrowe? Czy jednak konieczne są drobne zakupy przed przekroczeniem bram Krugera, jak sprawa wygląda z wodą pitną? Całe moje pytanie jest podyktowane w kontekście noclegu w jednym z obozów na terenie parku, pozdrawiam ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#38 PostWysłany: 27 Lis 2016 15:43 

Rejestracja: 01 Kwi 2012
Posty: 3744
srebrny
super zdjecia, no i gratulacje ze udalo sie te wszystkie zwierzatka odnalezc.
Góra
 Profil Relacje PM off
pluszczak lubi ten post.
 
      
#39 PostWysłany: 28 Lis 2016 15:32 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
wicker napisał(a):
@‌pluszczak‌, mam pytanko bardziej przyziemne, jak tam odżywialiście się/dożywialiście? Czy na terenie parku można spokojnie zaopatrzyć się w kawałek steka/owoce/przekąski cukrowe? Czy jednak konieczne są drobne zakupy przed przekroczeniem bram Krugera, jak sprawa wygląda z wodą pitną? Całe moje pytanie jest podyktowane w kontekście noclegu w jednym z obozów na terenie parku, pozdrawiam ;)



Myślę, że nasza kwestia odżywiania jest szczególnie wyjątkowa bo oboje nie jemy mięsa, a ja dodatkowo odmawiam nabiału i jaj. ;) Nie mniej, wydaje mi się, że pewne zasady i rady można zastosować w przypadku każdej diety.
Tak, na terenie parków można zakupić owoce/warzywa/mięso(suszone i świeże), jakieś puszki i przekąski. Asortyment sklepów jest bardzo szeroki. Niestety, ceny za żywność na terenie parku są znacznie wyższe niż poza nim. Dodatkowo, owe supermarkety znajdziesz tylko w dużych obozach. Mniejsze, klimatyczne, bez prądu itd. świecą pustkami. Ale bez obaw, do każdego z obozów w ciągu dnia można wjechać i zrobić zakupy. Albo zjeść w restauracji. ;)
My chcąc zaoszczędzić, a też trochę z musu, zaopatrzyliśmy się we własne produkty i menażkę. Nie ma żadnego kłopotu, żeby samodzielnie ugotować posiłek (w obozach często są wspólne, plenerowe kuchnie), albo zatrzymać się w wyznaczonym do postoju miejscu i usiąść przy stoliku, zrobić kanapki itd.
Jeśli chodzi o wodę to kranówy bym nie piła. ;) Zabraliśmy ze sobą kilka litrów wody butelkowanej do samochodu. I tak samo, możną ją kupić na miejscu ale drogo i nie wszędzie.
Podsumowując, wygodniej i taniej jest się zaopatrzyć przed wjazdem do parku o ile masz gdzie to trzymać. ;)
Góra
 Profil Relacje PM off
wicker lubi ten post.
wicker uważa post za pomocny.
 
      
#40 PostWysłany: 30 Lis 2016 01:27 

Rejestracja: 23 Kwi 2016
Posty: 40
Zgodnie z obietnicą, rzucam Wam garść praktycznych porad. ;)

Od wyjazdu minęło już sporo czasu, dlatego mam nadzieję, że uda mi się odnaleźć w zaułkach pamięci i wspomnień najcenniejsze informacje. Ten mini przewodnik po refleksjach i uwagach może być subiektywny i wybaczcie mi, jeśli czegoś w nim zabraknie. Nie mniej, zapraszam do lektury przyszłych eksploratorów RPA!

ALE NAJPIERW, kilka słów o powrocie do kraju, który wcale najciekawszy nie był. ;)

OSTATNIE KROKI

Ostatni nocleg przed wylotem z Johannesburga spędziliśmy mniej więcej w połowie drogi na lotnisko. Szczerze, nie pamiętam nazwy tej miejscowości, jednak nic specjalnie ekscytującego w niej nie było, dlatego bez żalu pomijam ten aspekt. Pokój zdobyliśmy na ostatnią chwilę, ponieważ ten zarezerwowany ktoś sprzątnął nam sprzed nosa. Zakłopotany gospodarz przeprosił i szybko odesłał nas do apartamentu po sąsiedzku.
Sypialnia była przestronna, łóżko duże, a łazienka... bez drzwi. Jak to się dzieje, że elegancka sypialnia dwuosobowa posiada sedes osłonięty jedynie kawałkiem prowizorycznej ściany? Czy zakochani nie korzystają z toalety na miesiącach miodowych, nie potrzebują prywatności w sytuacjach zupełnie nieromantycznych? Jeśli ktokolwiek z Was zastanawia się nad otworzeniem guest house czy jakiegokolwiek pokoju do wynajęcia, pamiętajcie na litość boską o drzwiach! ;)
W recepcji usłyszeliśmy, że na terenie obiektu znajduje się basen. Pomimo późnej pory, recepcjonistka spojrzała na nas jak na erotomanów i z przymrużonym okiem, pozwoliła zażyć nocnej kąpieli. Żyć nie umierać! Ostatnia noc w Afryce, jutro wylot, dzisiaj relaks! Zapalona zostawiłam plecak w pokoju i wyszłam przez drzwi tarasowe w poszukiwaniu wody. Basenu nie znalazłam, w ciemnościach obeszłam niemal cały kompleks dookoła i ze smutkiem zawróciłam. Na drodze stanął mi czarny kocur, lśniący i przyjazny. Z nawyku zaczęłam pomiaukiwać, przymilać się, drapać mu grzbiet i razem z nim zapędziłam się w wydawanie dziwnych odgłosów. Ta chwila trwała długo, a nierozproszona żadnym towarzystwem dałam upust swojej zwierzęcej miłości. Przynajmniej tak mi się wydawało, bo towarzystwo jak później się okazało, miałam. W czerni zawieszonej w powietrzu dostrzegłam szeroko otwarte, białe oczy. Później wypłowiały tshirt i duże, bose stopy. Kim był? Prawdopodobnie ogrodnikiem, nocnym stróżem. Spaliśmy w ośrodku strzeżonym przez czarnego, biednego mężczyznę.
Zawstydzona uciekłam, a kot razem ze mną. Do przeszklonych drzwi sypialni zapukaliśmy we dwoje, kot wyraźnie czuł się u siebie.
Marcin niechętnie słuchał o basenie, wyraźnie wolał iść spać. Z niekrytym fochem posmutniałam, no bo jak to tak, ostatnia noc, w końcu wygodne warunki, to koniec wyjazdu, potem żadnych wakacji, A ON NIE CHCE IŚĆ ZE MNĄ NA BASEN? Przecież mam taki ładny kostium, wysypka już prawie zeszła, mogłabym być jego Wenus!
Nie pozostało mi nic innego jak wyrazić swoje niezadowolenie, on odburknął, a ja z impetem się obraziłam i urażona wyruszyłam na dalsze poszukiwania zbiornika wodnego, bo w końcu nie to nie, łaski bez!
Patrzę, jest woda. Trochę ciemno jak na basen ale może to przez tą późną porę? Dookoła kamienie, zamoczyłam dłoń i jakże szybko odskoczyłam, kiedy pod taflą zaczęły pluskać wielkie ryby! Dobrze, że nie zdecydowałam się zanurzyć w ten ogrodowej sadzawce zanim mnie olśniło, że ogromne karpie mogą odgryźć mi tyłek.
Poddałam się. Rozumiem, że był zły ale mógł mi chociaż powiedzieć, że basen znajduje się przy recepcji!
;)

Obudziliśmy się razem z rozespanym kotem i szybko spakowaliśmy rzeczy. Widać klimat identyfikował się z naszymi nastrojami bo od rana padał zimny deszcz. To była najbrzydsza pogoda jaka nas spotkała w RPA.
Czy żałuję, że nie spędziliśmy czasu w Johannesburgu? Chyba nie. Pospiesznie wjechaliśmy na parking przy lotnisku i oddaliśmy samochód. Przejeżdżając przez przedmieścia miasta odniosłam wrażenie, że nic ładnego w nim nie ma. To podobne niebezpieczne rewiry, dlatego może i lepiej, że nie narażaliśmy się w ostatniej chwili naszej podróży na nieprzyjemności. W końcu i tak byliśmy już pokłóceni. ;) Jeśli jednak ktoś z Was ma wspomnienia z Johannesburga to chętnie ich wysłucham! Czytałam wiele książek, których akcja rozgrywała się w tym mieście, dlatego trochę mi tęskno do osobistej obserwacji.

Image

Pogodziliśmy się mniej więcej w Mediolanie, przesiadając się do samolotu do Warszawy i wpychając do buzi niezmierzone ilości włoskiej focacci. ;)


RADY I REFLEKSCJE

1. Atrakcje należy zarezerwować znacznie wcześniej. Poczynając od nurkowania z rekinami, pływania z fokami, kończąc na wykupieniu noclegów w Parku Krugera. Wszelkie atrakcje wodne (poza surfingiem, z którego też skorzystać możecie w Durbanie i okolicach choć przy mniejszych falach) znajdują się w rewirach Cape Town. Zastanówcie się, ile czasu chcecie tam spędzić. Nas pogoda negatywnie zaskoczyła, przez co nie zdążyliśmy skorzystać z wymarzonych wcześniej planów.

2. W CAPE TOWN NIE WARTO SIĘ SPIESZYĆ. Przez cały wyjazd tęskniliśmy za Kapsztadem i myślę, że warto smakować to miasto powoli. Na Górę Stołową wjeżdżajcie po południem, rano są okropne kolejki. A widok rozświetlonego Kapsztadu wieczorową porą jest warty przeżycia. ;)

3. Ignorujcie czarnoskórych mężczyzn w kamizelkach odblaskowych podających się za stróżów parkingu. Każdy parkingowy z prawdziwego zdarzenia ma przy sobie parkometr i wyda Wam odpowiedni kwit.

4. Long Street to przereklamowane miejsce na robienie zakupów w Kapsztadzie. Szukajcie bazarów w jej okolicach. ZAWSZE SIĘ TARGUJCIE.

5. Zdecydowanie warto poszukać noclegu w Kapsztadzie przez airbnb.

6. Wyjeżdżając z Kapsztadu, kierując się wybrzeżem w kierunku Durbanu, nie zobaczycie nic ciekawego. Kurorty są typowo europejskie i mało klimatyczne. Nastawcie się na jak najszybszą podróż lub odwiedźcie np. Addo Elephant Park. Po powrocie stwierdziliśmy, że może warto było pokonać tę drogę samolotem i poświęcić więcej czasu innym miejscom.

7. Plaża w Durbanie nie wygląda tak jak na zdjęciach w Google. Jest trochę brudna, dookoła sam cement. Jej największą zaletą jest ciepła woda i naprawdę prażące słońce. Pamiętajcie, że plaże w Durbanie podzielone są na te dla białych i dla czarnych (oczywiście nieoficjalnie). Warto poszukać przestrzeni dla miejscowych i poznać ich bliżej. Nocą po Durbanie ABSOLUTNIE SIĘ NIE SPACERUJE, o czym na pewno Was ktoś przestrzeże na miejscu.

8. Pobyt w Parku Krugera warto zaplanować na ok. 4 dni, choć jest to świetne miejsce na dłuższy wypoczynek i wyłączenie głowy. Przed wjazdem do parku zróbcie duże zakupy, bo na miejscu jest drogo. Miejcie latarki na wypadek noclegu w obozach bez prądu. My przemieszczaliśmy się własnym samochodem, jednak wydaje mi się, że organizowane wycieczki dużymi, terenowymi niemal autobusami muszą być świetnym przeżyciem ze względu na lepszy widok i możliwość bycia na powietrzu. Pamiętajcie o lekach na malarię na czas pobytu w parku. Korzystajcie z opieki medycznej na terenie parku, nie w jego okolicach ponieważ jest bardzo wątpliwa i możecie się rozczarować albo ucierpieć na zdrowiu.

9. Nocujcie w guest hosach, są niemal dwa razy tańsze niż hotele. Znajdziecie ich mnóstwo na przedmieściach miast.

10. Uważajcie na wodę. ;) Co prawda Marcin uniknął wszelkich rewolucji żołądkowych jednak ja przez kilka dni podróży zajadałam się cukierkami z apteczki. Zazwyczaj takich problemów nie miewam, jednak to bardziej "dzikie" oblicze RPA umiejscowione od Durbanu w górę, zaskoczyło też mój brzuszek.

11. Wybierając się na Góry Smocze zabierzcie ze sobą gotówkę, na bramkach nie przyjmują karty. Udało nam się dojechać pod trasę naszym mało spektakularnym samochodem osobowym, zatem nie planujcie wykupować specjalnej podwózki. Droga faktycznie jest fatalna, ale przejezdna. :)

12. Ośrodki w okolicach Gór Smoczych niechętnie przyjmują gości późnym wieczorem. Zaplanujcie przyjazd przed zachodem słońca, żeby nie pocałować klamki.

Czy podróż do Południowej Afryki była droga? Nie. Stosunkowo do innych naszych wyjazdów, RPA dość pozytywnie zaskoczyło nas cenami. Są porównywalne do tych w Polsce, paliwo jest znacznie tańsze. Nie jesteśmy z tych wojażerów, którzy wypiszą Wam ceny piwa, wódy i papierosów, bo mieliśmy lepsze pomysły na wydatki. ;) Najczęściej gotowaliśmy sami, obkupując się w supermarketach albo przydrożnych straganach. Jedzenie w knajpach bywa droższe ale... gdzie jest inaczej?

Powyższą listę na pewno będę uzupełniać, jeśli tylko coś sobie przypomnę. Mam nadzieję, że choć trochę pomogłam w Waszych planach. ;)


Południowa Afryka nie jest Czarnym Lądem, jaki sobie wyobrażamy. Kapsztad zaskakuje nowoczesnością, Durban upałem, Kruger naturą. Znajdziecie tu dosłownie WSZYSTKO. Nawet europejski kurort wypełniony białymi, jeśli zależy Wam tylko na przyjemnym leżeniu plackiem nad wodą. Jako zapalona studentka antropologii mogę podpowiedzieć, że Durban jest najciekawszym kulturowo miejscem, jakie odwiedziliśmy w RPA. Jeśli interesuje Was historia i etniczne smaczki to zatrzymajcie się w nim na dłużej aby zagłębić się w temat hindusów, Afrykanów, którzy nie chcą płacić za edukację, miejscowego rasizmu itd, itd. Trochę żałuję, że nie mogłam przyjrzeć się temu betonowemu miastu trochę bliżej. RPA to dobry pomysł na pierwsze kroki z Afryką, o ile planujecie się po tym kraju stale przemieszczać. To łagodne, ale dalej pełnowartościowe zderzenie z afrykańską kulturą. Nasz wyjazd trwał dwa tygodnie, co pozwoliło nam na objazdówkę i zobaczenia tego, co zaplanowaliśmy. Ale ja czuję niedosyt. :)

Image

Pozdrawiamy Was ciepło i będzie nam bardzo miło, jeśli dacie jakiś feedback. ;) To moja pierwsza długa relacja w sieci, zatem proszę o fory! W marcu przyszłego roku wybieram się na długie badania terenowe do Gambii i na moment do Senegalu. Tym razem bez Marcina, ale może nie zginę. ;) Na forum nie widziałam zbyt wielu informacji na temat Afryki Zachodniej, czy tam naprawdę nikt nie lata? Jeśli macie jakąś wiedzę na temat podróżowania po tych krajach to dajcie znać! ;)

DO ZOBACZENIA!
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
4 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 41 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group