Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 74 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4
Autor Wiadomość
#61 PostWysłany: 28 Sie 2018 21:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
No to już za jednym zamachem, skoro dotarliśmy do Horty, krótko o tym etapie.
Lądowanie w HOR odbyło się na szczęście bez incydentu w stylu tego, ktory zaobserwowałem na Flores.
Muszę przyznać, że widok na Pico jest imponujący. Wulkan wygląda nieco, jak Teide, tyle że wyrasta niemal z oceanu.
Taksówką za 12,50€ docieramy do Azoris Faial Garden. Na pierwszy rzut oka wygląda bardzo fajnie, choć jest już ciut wysłużony. Orbitz (z kuponem) miał go w dość dobrej cenie, więc czemu nie :)
Dziś na kolację mamy pizzę (a w zasadzie dwie) z pobliskiego Papa Pizza. Oceny nie wzbudzają euforii, ale za niecałe 9 € od sztuki dostajemy dwa wielkie placki z bogatym wyposażeniem i całkiem dobrym smakiem.
Dziś poszwędamy się jeszcze po Horcie, a wiecej wrażeń w ciagu kolejnych kilku dni...ImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
Egipt luksusowo: tydzień w 5* hotelu z all inclusive od 2406 PLN. Wyloty z 2 miast Egipt luksusowo: tydzień w 5* hotelu z all inclusive od 2406 PLN. Wyloty z 2 miast
Tanie loty do Turcji: Izmir z Warszawy od 387 PLN Tanie loty do Turcji: Izmir z Warszawy od 387 PLN
#62 PostWysłany: 28 Sie 2018 22:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
A na dobranoc jeszcze jeden widoczek Pico. Tym razem z basenu hotelowego :)Image

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#63 PostWysłany: 29 Sie 2018 19:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Co by nie powiedzieć, hotel z basenem to jednak duży bonus. Leżę sobie teraz w ciepełku słoneczka, z boku pluska woda, z przodu Pico skryty w chmurach... Nic tylko pisać, cóż odkryło przed nami Faial.

Podpadnę pewnie kilku osobom, ale z przykrością stwierdzam, że do Sao Miguel, a tym bardziej do Flores, wyspa ta się nie umywa. Nie wiem, może gdybyśmy trafili tu w pierwszej kolejności, wrażenia mielibyśmy lepsze, ale po tym, co zobaczyliśmy wcześniej, Faial prezentuje się po prostu przeciętnie. Owszem, jest piękny widok na Pico (choć to zasługa właśnie Pico, a nie Faial :D ), są (gdzieniegdzie) ładne panoramy charakterystycznych dla Azorów zielonych wzgórz poprzecinanych kamiennymi murkami i upstrzonych rogacizną w postaci krów i kóz, ale nie działa to już na człowieka tak bardzo, że chce się zatrzymywać co rusz, by napawać się tymi widokami. A może to już objawy przesytu?

Żeby nie było jednak, że jestem malkontentem...
Po pierwsze, wulkan Capelinhos jest wyjątkowy. Niewiele jest w Europie miejsc, gdzie można oglądać skutki erupcji, która miała miejsce raptem 60 lat temu. Co ciekawe, pierwszym miejscem, w którym można ją sobie zwizualizować jest lotnisko. Taśma, z której odbiera się swój bagaż po przylocie prezentuje po kolei zdjęcia różnych faz aktywności wulkanu w 1957 i 1958 r.
Oczywiście, dużo lepszym miejscem do poznania szczegółów tego wydarzenia jest muzeum przy latarni morskiej (a w zasadzie pod nią) zniszczonej przez wulkan.
Po drugie, jest Caldeira, o której fotkę prosiła @cyberpunk64. Życzenie spełniam poniżej, ale kurczę, coś z tym miejscem jest nie tak. Jechaliśmy tam z duszą na ramieniu, bo niby na całej wyspie słońce, a tu u góry z daleka widoczne chmury. Dojeżdżamy na miejsce, chmury. Przechodzimy tunelem do punktu widokowego, nadal chmury, ale jakieś przerzedzenia również się pojawiły, więc szybko coś tam utrwaliłem. Ale chodzić dookoła krateru - jak czyniło w tym czasie sporo osób - byłoby raczej bez sensu.
Teraz, siedząc na basenie,widzę, że po 17.00 robi się tam mniej pochmurno. Może zatem spróbuję jeszcze jutro lub pojutrze...
Po trzecie, jest Horta ze swoim jachtowym charakterem. Jeszcze nie spenetrowaliśmy tego miasta zbyt dokładnie, ale mam wrażenie, że może być bardziej urokliwe, niż Ponta Delgada (któremu też nic nie brakuje).
No i jest to czwarte. To, po co głównie tu przyjechałem i mam to dostać jutro. Trochę martwi mnie dość silny wiatr, który się dziś pojawił, ale może nie będzie miał aż takiego znaczenia...ImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
2 ludzi uważa post za pomocny.
 
      
#64 PostWysłany: 30 Sie 2018 19:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
No i stało się... Moje negatywne przeczucie spełniło się... Ale po kolei.

Rano po śniadaniu zbieramy się na przejażdżkę i spacer po najbliższej okolicy. Najpierw punkt widokowy na północ od Horty, a potem Monte da Guia na południe od miasta. Z góry zjeżdżamy do centrum i łazimy trochę, choć upał dziś niemal afrykański.
W marinie przyglądamy się setkom malunków, które na ścianie falochronu i na innych betonowych elementach pozostawiły załogi goszczących tu jachtów. Te starsze, gdy blakną przykrywane są nowszymi, więc trudno znaleźć cokolwiej sprzed więcej, niż 4-5 lat.
Są i ślady załóg z Polski, np. z Fryderyka Chopina, na którego pokładzie spędziliśmy kiedyś dwa tygodnie krążąc po Małych Antylach.
Niestety, polskie pamiątki są bardzo szablonowe. Zazwyczaj biel i czerwień, do tego jakiś napis. Propozycja dla kolejnych załóg - włóżcie w to nieco inicjatywy!

Leniuchuję trochę na basenie, ale zbliża się czas na stawienie się przy budce Azores Experiences (vel http://www.hortacetaceos.com/?lang=en) na rejs ku delfinom i pływanie z nimi. Wczorajszy był odwołany z uwagi na zbyt silny wiatr, ale ten dzisiejszy, który zarezerwowałem dla siebie, ma się odbyć.
Przed wypłynięciem robią odprawę, w trakcie której przedstawiają, jakie gatunki delfinów mamy szansę spotkać, opowiadają o ich zachowaniach, przedstawiają ściśle uregulowane zasady naszego zachowania w pobliżu tych stworzeń.
Po wszystkim przychodzi to, czego się obawiałem. Pojawia się skipper łodzi i mówi, że z uwagi na silny wiatr z południowego zachodu nasz obszar poszukiwania delfinów jest zawężony do niewielkiego akwenu na północnym wschodzie wyspy, gdzie woda jest dostatecznie spokojna. Co jednak gorsze, obserwatorzy wypatrujący delfinów widzieli ostatnie w tym rejonie pół godziny temu i na razie nie ma sensu płynąć.
Czekamy zatem pół godziny, godzinę, półtorej... Po delfinach nie ma śladu. Rejs zostaje odwołany :(
Szkoda, bo bardzo czekałem na tą atrakcję. Z różnymi stworzeniami miałem okazję spotkać się pod wodą, ale z delfinami jeszcze nie. Będę musiał zatem jeszcze na to poczekać. Dobrze jednak, że firma uczciwa i nie naciąga na rejs.

Wracam zatem na hotelowy basen. Tu warunki pogodowe są idealne ;) A na polepszenie humoru wspomniane już wcześniej wyśmienite lokalne mleko czekoladowe. Pycha!ImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
7 ludzi lubi ten post.
 
      
#65 PostWysłany: 31 Sie 2018 23:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Dziś mamy mozaikę pogodową. Rano jest całkiem przyzwoicie - słońce/chmury/słońce/chmury. Około południa spełnia się wczorajsza przepowiednia skippera i zaczyna lać. Pada z 3-4 godziny. To pierwsza taka sytuacja w czasie tego wyjazdu. W takiej pogodzie pozostaje nam spakować się na jutrzejszy wyjazd.
Po ulewie powoli, ale to bardzo powoli się rozchmurza. Do tego jest parno niczym w palmiarni.
Idziemy ponownie do mariny, by popatrzeć na zdobienia pozostawione przez załogi jachtów. I tym razem znajdujemy kilka polskich śladów, na dodatek przeczących mojej wczorajszej tezie o ich wtórności. Ba! Jest jeszcze jeden obrazek zrobiony tu przez załogę F. Chopina, na dodatek sprzed wielu lat. Aż dziw, że jeszcze nie w pełni wyblakł.
Po kolacji wyskakujemy na Monte da Guia. Zrobiło się pięknie. Widać nawet szczyt Caldeiry bez żadnej pierzyny z chmur. Przez chwilę kombinuję nawet, czy nie pojechać tam jeszcze raz, ale odganiam ten pomysł. Zanim tam dojadę słońce już zupełnie zajdzie.
Okazuje się, że za kapliczką na Monte da Guia jest ścieżka, którą można dojść do końca skał. To świetne miejsce na ogladanie zachodu słońca, mimo że nie do końca, bo zanim wpadnie do Atlantyku, chowa się za dalszą częścią Faial.
Tak czy inaczej, widoki są dziś piękne, a Pico okraszony różowiejącymi obłokami to majstersztyk natury. Posiedziałbym tu do nocy, ale jutro mamy jedyną w czasie tej podróży pobudkę niemal o świcie, a potem lot na Terceirę...ImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#66 PostWysłany: 01 Wrz 2018 14:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Wczorajsza zapowiedź wstawania "niemal o świcie" była przesadnie łagodna. Budzimy się ok. 6:30, a za oknem kompletnie ciemno. Sprawdzam w internecie - wschód słońca dopiero o 7:13.
Wpadamy na szybkie śniadanie (a precyzyjniej, to ja wpadam i robię po dwie kanapki ma wynos). Wymeldowanie, pakujemy się do naszego mikrusa i jedziemy na lotnisko. Troszkę się denerwuję, bo na karcie pokładowej jest informacja, że check in kończy się o 7:40, a my odjeżdżamy spod hotelu o 7:17. Wiem, że jazda zajmie nam tylko 10-15 minut, ale jeszcze trzeba oddać auto (choć to można załatwić też po odprawie).
Na lotnisku jesteśmy o 7:30 i co? Stanowiska check in nie są jeszcze nawet otwarte. Razem z nami przyszło akurat dwóch panów, którym uruchomienie komputerów, założenie taśm itp. zajmuje kolejnych 10 minut, więc odprawa zaczyna się dokładnie wtedy, gdy powinna była się skończyć.
Po oddaniu bagażu czas na zwrot auta, które czeka sobie (pewnie już za długo) przed terminalem. Szukam stanowiska Hertza, a tu nic. Pytam pani z Ilha Verde, ale też nic nie wie i sugeruje, żebym zadzwonił. Tak też czynię. Po kilku próbach odbiera jakiś zaspany gość, którego ledwo rozumiem, ale ostatecznie dogadujemy się, że mam zostawić auto na małym parkingu przy terminalu, z kluczykami w środku. No dobra, jak chcecie...
Po sprawnej kontroli bezpieczeństwa schodzimy do piwnicznego gate'u. Punktualnie o 8:30 ląduje samolot z Terceiry, do którego po chwili pakujemy się z grupą innych pasażerów. Tym razem jest to maleńki Q200. W przeciwieństwie do lotu z Flores na Faial, ten jest idealnie punktualny (w istocie, wydaje mi się, że był to najbardziej punktualny ze wszystkich moich przelotów).
Zajmujemy miejsca przy wyjściu awaryjnym po prawej stronie. Silnik i skrzydło nieco zasłaniają widok, ale udaje się uchwycić Pico w pełnej krasie.
Po ok. 30 minutach lotu zniżamy się i widać już Terceirę.
Idziemy po auto i tu pewien zgrzyt. Wypożyczenie organizowałem w Interrent (przez rentalcars.com), ale stanowisko mają wspólnie ze znienawidzonym chyba przez wszystkich Goldcarem. Teraz na rezygnację już za późno, ale gdybym to wiedział wcześniej, ne pewno wziąłbym auto gdzie indziej. Ostatecznie, po długiej litanii, za co i ile mogą mnie dodatkowo skasować, odbieramy białą Corsę z 9 tys. km przebiegu i ostrożnie jak tylko można jedziemy nią do naszego hotelu - Atlantida Mar.
Poprzedniego dnia poprosiłem o możliwość wczesnego zameldowania i obiecali, że się postarają. Cóż, nie starali się wystarczająco mocno, bo na pokój musimy poczekać ok. 45 minut (co i tak jest mocno przed normalną porą), ale za to oferują nam śniadanie, mimo że regulaminowo mamy je dopiero następnego dnia. Miły gest :)
Sam hotel też bardzo przyjemny. Jest basen, obfity bufet śniadaniowy, dobrze urządzony pokój. Jest tylko jedno ale... Przez Agodę zarezerwowałem najtańszy double, licząc na zmianę na miejscu na twin, ale nic z tego. Tak wiec, tego... mamy z dorosłą córką wspólne wyro i to z quasi-baldachimem :D
Za jakiś czas jedziemy do Angra do Heroismo...ImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
 
      
#67 PostWysłany: 01 Wrz 2018 16:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Lip 2012
Posty: 3710
srebrny
tropikey napisał(a):
Tak wiec, tego... mamy z dorosłą córką wspólne wyro i to z quasi-baldachimem :D

Ojciec na glebę/wykładzinę, córa pod baldachim :twisted:
_________________
"Ten, kto znalazł się za drzwiami, pokonał najtrudniejszy etap podróży" - przysłowie duńskie
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
 
      
#68 PostWysłany: 01 Wrz 2018 17:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Zostaje jeszcze balkon lub leżaki przy basenie o ile nie zabiorą mięciutkich mat :D

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
cypel lubi ten post.
 
      
#69 PostWysłany: 02 Wrz 2018 10:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Dziś rozpoczyna się droga powrotna do domu. Trochę potrwa, więc kilka słów o niej oddzielnie. Teraz o naszej krótkiej wizycie w Angra do Heroismo.
Terceira jest bardziej płaska od wcześniej przez nas odwiedzonych wysp Azorów, więc mają tu całkiem długą drogę szybkiego ruchu, po dwa pasy w każdym kierunku, biegnąca z grubsza od naszego lokum w Praia da Victoria do Angra do Heroismo i chyba nawet dalej.
Z uwagi na wszelkie kalkulacje odszkodowawcze przedstawione nam w Interrent vel Goldcar, jedziemy naszą Corsą, jakby to było jajko na kołach, choć nie ślamarzymy się i dobijamy do dozwolonej prędkości (100 km/h).
Po 20 minutach jesteśmy na miejscu. Droga otacza miasto od góry, więc można już stąd popatrzeć na jego zwartą zabudowę z pomarańczowymi dachami.
Najpierw jedziemy w okolice Monte Brasil. Nawigacja pokazuje, że auto trzeba zostawić u jej podstawy, a dalej iść pieszo. To by się zgadzało, bo brukowana ścieżka pod górę prowadzi do bramy cytadeli, w której jest jednostka wojskowa. Szlak prowadzi jednak dalej, żołnierze nas nie zatrzymują, więc idziemy. Wspinamy się, a tu na naszej drodze zaczynają pojawiać się co jakiś czas prywatne auta. Po dotarciu na szczyt (a było dość gorąco) widzimy pełno piknikujących tam ludzi, którzy na miejsce dotarli samochodami, a nie frajersko na piechotę, jak my. Wśród weekendowych gości spacerują sobie koguty (kury gdzieś się chyba pochowały). Dość osobliwe to miejsce dla tego rodzaju ptactwa.
Liczyłem na to, że widoki z Monte Brasil będą bardziej panoramiczne, ale pole widzenia ogranicza gdzieniegdzie roślinność.
Dla miłośników historii pozostawiono na szczycie baterię armat ulokowanych tam przez Brytyjczyków w 1940 r.
Po zejściu robimy objazd autem wąskimi uliczkami miasta (tym razem jadę jak saper po polu minowym). Świadomość, że większość budynków to wynik odbudowy po katastrofalnym trzęsieniu ziemi w 1980 r. sprawia, że patrzę nieco z przymrużeniem oka na miejscowe zabytki.
Na jedzenie wybieramy sie do chwalonego tu i ówdzie QB Food Court położonego na obrzeżach miasta. Nazwa nie pasuje zbytnio do miejsca, którym okazuje się elegancki dom za kutą bramą, z dużym parkingiem. Jest przed 18:00, więc jest tu jeszcze pustawo, ale podejrzewam, że wkrótce zapełnią się oba piętra. Na parterze jest część snackowa, w której jest ciut inne menu, niż na restauracyjnym piętrze. Ceny są bardzo przystępne (np. zupa dnia za 1,80 €), a smak potraw też bardzo dobry, więc mogę polecić ten lokal.
Drogą szybkiego ruchu wracamy do hotelu. Po drodze moją uwagę zwraca drogowskaz do Porto Judeu, czyli Portu Żydowskiego. Hmm, ciekawa nazwa, jak na niemal środek Atlantyku. Po powrocie do pokoju znajduję w portugalskiej Wikipedii informację, że nazwa miasteczka pochodzi najprawdopodobniej stąd, że w XV w., gdy pojawili się tam pierwsi kolonizatorzy, mianem "żydowski" określano w Portugalii wszystko, co złe, kiepskie. A że podejście dla okrętów do brzegu było w tym miejscu właśnie niekorzystne (choć chyba nie takie najgorsze, skoro jednak tu lądowali), port nazwano żydowskim. Ot, taka dygresja :)
Z hotelu robimy jeszcze spacer do Praia da Victoria, co by ułatwić trawienie i ze smutkiem konstatujemy, że to już koniec azorskiej przygody.
Następnego dnia jeszcze tylko śniadanie w Atlantida Mar, zwrot auta (oby bez niespodzianek) i lot do Lizbony, a potem Hamburga...ImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
6 ludzi lubi ten post.
JanuszOnTour uważa post za pomocny.
 
      
#70 PostWysłany: 02 Wrz 2018 11:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 24 Gru 2012
Posty: 301
Loty: 509
Kilometry: 602 217
niebieski
Wjazd samochodowy znajduje się w lewo od jednostki wojskowej, ale na pewno zauważyliście w drodze powrotnej.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off
tropikey lubi ten post.
JanuszOnTour uważa post za pomocny.
 
      
#71 PostWysłany: 02 Wrz 2018 11:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Widziałem go już nawet wcześniej, tylko że głupi myślałem, że to teren wojskowy i przejazd jest dla ich własnych pojazdów.

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#72 PostWysłany: 02 Wrz 2018 17:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Poranek przed lotem mamy dość emocjonujący, bo czeka nas zwrot auta. Po obfitym śniadaniu w Atlantida Mar (duży wybór w bufecie) w 5 minut docieramy na lotnisko. Do tego momentu mam dwie wątpliwości:
1) czy wskazówka stanu zbiornika paliwa drgnie i będę musiał uzupełnić bak do pełna (bo póki co, jest cały czas full)?
2) czy w czasie inspekcji stwierdzą cokolwiek, czego nie zaznaczono przy odbiorze auta i będą chcieli wpakować mi 150, czy 200 € opłaty?
Obie rozwiewają się pozytywnie.
Zbiornik Corsy musiał być przed naszą jazdą zapełniony pod korek (a do tego, samo auto jest chyba bardzo oszczędne), bo mimo, że wczoraj i dziś przejechaliśmy na Terceirze łącznie ok. 60-70 km, na desce rozdzielczej nadal podświetlone są wszystkie kwadraciki paliwowe :)
Co do uszkodzeń, to wiem, że sam na pewno nic nie zrobiłem, ale pracownik wypożyczalni znajduje na drzwiach rysę, której wczoraj nie było. Najwyraźniej, w czasie, gdy auto było gdzieś zaparkowane, ktoś musiał niezbyt ostrożnie otwierać swoje drzwi. Na szczęście, chłopak jest dopiero drugi dzień w pracy, a wczoraj, byliśmy jednymi z jego pierwszych klientów (w zasadzie jeszcze się na nas przyuczał) i byłem dla niego - przynajmniej tak mi się wydaje - miły i wyrozumiały, więc dziś tak długo skrobie tą rysę, aż stwierdza, że to jednak guma, czy inne zabrudzenie, więc pewnie zejdzie.
Reasumując, moja pierwsza przygoda z Goldcarem vel Interrent zakończyła się sukcesem. Nie dość, że nie było żadnego kombinowania (a przy bardziej doświadczonym pracowniku cholera wie, jak by to wyglądało), to na dodatek koszt najmu ograniczył się do 25€, bo paliwo mieliśmy gratis. To taki cebulowy wsad do azorskiej zupy :D
Czas na odprawę. Stajemy w krótkim ogonku dla biznesu i goldów ze *A. Jeszcze o tym nie wspominałem, ale powrót mamy w C. Nie dlatego, że jakoś mi szczególnie na tym zależało, albo że kasa mi się z portfela wylewa. W końcu to tylko dwa loty po 2,5 i 3,5 godziny. Chodzi o to, że dopłacając całkiem niedużo do C mieliśmy do wyboru połączenia, których w najniższych cenach w Y nie było. Dzięki temu uniknęliśmy dodatkowego noclegu w Lizbonie, co ma znaczenie z uwagi na rok szkolny, na którego początek i tak nie zdążymy. Przemówił zatem pragmatyzm, a nie żądza klasy biznes, która - jak większość z nas zdaje sobie z tego sprawę - na tak niedługich trasach, co do zasady nie daje nic nadzwyczajnego.
Zatem nadajemy bagaż, mijamy model dwupłatowca podwieszonego pod sufit (niemal jak w HKG :D), poddajemy się kontroli bezpieczeństwa i mamy jeszcze około pół godziny do boardingu. Na lotnisku TER jest salonik (m.in. dla pasażerów C w TP), więc tam też idziemy. Wcześniej narzekałem na salonik w PDL, ale ten tu jest chyba najbardziej dziadowskim, jaki do tej pory odwiedziłem. Szkoda marnować na niego litery...

Zaczyna się boarding. Do samolotu dowożą nas autobusem. Przed wejściem do niego zauważam, że są tu dobrze przygotowani na zmienną pogodę.

Mamy miejsca w drugim rzędzie. Cały przedział dla C, to tylko dwa rzędy. Tradycyjnie na takich trasach w każdym 3-fotelowym sektorze ten środkowy jest pusty. Miejsca na nogi z grubsza tyle, ile w exit row. Fotele Recaro - świeżutkie - bardzo wygodne, z podnoszonym i regulowanym zagłówkiem. W fotelu przed nami gniazdka elektryczne i USB. Nie ma się do czego przyczepić.
Po starcie robię z żalem ostatnie ujęcia Azorów. Będę je wspominał bardzo ciepło (dosłownie). Nareszcie okna nie są porysowane :)
Steward rozdaje menu. Po bułkach serwowanych w tamtą stronę w Y, tu widzę ogromną zmianę. Gdy podają już tacę, jestem pod bardzo pozytywnym wrażeniem. Wszystko w porcelanie, szkle i metalu. Smak potraw też świetny. Stawiam TP dużego plusa. Gdybyście zatem znaleźli ich ciekawą cenowo ofertę na lot w biznesie (np. z WAW do LIS), możecie bez obaw skorzystać. Cytując klasyka: "Będzie Pan zadowolony" :D

Zbliżamy się do Lizbony. Powietrze dziś dość gęste, ale filtr "usuń mgłę" je rozrzedza i pod nami widać już wybrzeże, a potem zabudowania. Jest chyba kolejka do lądowania, bo robimy nawrotkę i trochę krążymy wokół miasta i jego obrzeży. Lądujemy z 10-minutowym opóźnieniem. To nie zmienia jednak mojej bardzo pozytywnej opinii o tym locie...ImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
3 ludzi lubi ten post.
 
      
#73 PostWysłany: 02 Wrz 2018 23:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Przerwę między lotami spędzamy w TAP Premium Lounge. Salonik to zacny. Jest co zjeść i wypić: bufet z daniami zimnymi i ciepłymi, deserami (w tym moimi ulubionymi portugalskimi babeczkami z ciasta francuskiego z nadzieniem budyniowym) i owocami, a dalej barmani uwijający się w przygotowywaniu różnych drinków. Jest sporo różnych miejsc do siedzenia, ale warto rozejrzeć się w pobliżu baru za znaczkiem, którego zdjęcie jest gdzieś poniżej. Idąc jego tropem znajdziecie dość zakamuflowane miejsce, gdzie na szezlągach można sobie porządnie odpocząć.

Ostatni dziś boarding i lot. Wsiadamy na pokład nieco większego arbuza, z większą częścią biznesową. Wystrój jest jednak identyczny. Jedyna różnica, to ciut jaśniejsza tapicerka foteli.

Po starcie Lizbona żegna nas klimatycznym widokiem na ujście Tagu. Robimy szeroką nawrotkę i kierujemy się na Niemcy.

Tym razem menu jest nieco inne. O ile w poprzednim był tylko jeden zestaw, teraz są dwa dania główne do wyboru. Biorę wieprzowinę w stylu Alantejo. Smaczna, choć mogłaby być odrobinę cieplejsza. Na przystawkę jest coś ciekawego. Dopiero gdy znajduję w tym drobniutką kostkę, zaczynam zastanawiać się, cóż to takiego ta "Guinea Fowl". To pierwsza rzecz, którą sprawdzam po wylądowaniu w HAM. Uff, to perliczka, a nie jakiś rodzaj świnki morskiej, jak najpierw podejrzewałem :D

Zaczyna się ściemniać, choć najpierw robi się zmierzch w stylu Barbie. Tak gdzieś od Paryża z rozświetlonymi Polami Elizejskimi i wieżą Eiffla rozpoczyna się istny spektakl. Przy całkowicie bezchmurnym, czarnym niebie, zachodnia Europa wygląda niesamowicie. Gęsta sieć połączeń komunikacyjnych, różnokształtne placki miast, mniejsze plamy ich satelitów, a do tego masa migających światełek przelatujących w pobliżu samolotów. Trudno oderwać od tego wzrok. Szkoda, że zdjęcia wychodzą marne.

Około 22:30 lądujemy w Hamburgu. Śpimy znowu w lotniskowym Radissonie. A jutro Wizzem skok do GDN...ImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImageImage

Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
5 ludzi lubi ten post.
 
      
#74 PostWysłany: 03 Wrz 2018 12:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 18 Sie 2011
Posty: 7359
HON fly4free
Czekamy na nasz lot z HAM do GDN, więc pora zakończyć tą relację. Na koniec pozwolę sobie na kilka przemyśleń ogólnej natury ma temat Azorów (kolejność absolutnie przypadkowa):

1) ptaki zachowują się tu bardzo dziwnie. Można odnieść wrażenie, że niezależnie od gatunku walczą ze sobą o miano Pierzastego Jamesa Deana. Jadąc autem co chwilę obserwuje się osobniki wzbijające się do lotu tuż przed autem. Czasem przelatują centymetry przed maską, a czasem jadą po bandzie i fruną przed szybą, w ostatniej chwili odbijając gdzieś w bok. Zjawisko to jest szczególnie nasilone na Flores. Niestety, nie wszystkim chojrakom się ta sztuka udaje,

2) mimo że o Azorach mówi się i pisze całkiem sporo, zaskoczyła mnie mała, wręcz znikoma liczba turystów. Byliśmy tu w szczycie sezonu letniego, a nawet w najbardziej znanych punktach turystycznych można było mówić co najwyżej o zgrupowaniach, ale nigdy o tłumach. Największe takie zgrupowanie było na Vista do Rei. W czasie gdy tam byliśmy, towarzyszyło nam jeszcze może 200 osób, ale nie na samym punkcie widokowym, tylko ogólnie w tym rejonie (ostry zakręt wokół niedokończonego hotelu). Trochę ludzi było też w parku Caldeira Velha, ale w dużej mierze to zasługa bezpłatnego wstępu dla rezydentów Azorów. A Flores to już zupełne pustki. I to jest wspaniałe :D
Swoją drogą, zaskakuje też bardzo nieliczna reprezentacja Polaków. Wszędzie nas pełno, ale tu jeszcze nie. Oprócz samych Portugalczyków dominują goście z Ameryki Północnej oraz Francuzi i Hiszpanie. Są też Niemcy i Holendrzy. Zaskakująco mało jest Skandynawów. Rosjan nie spotkaliśmy żadnych, a Azjatów można było policzyć na palcach dwóch rąk. Ciekawe, jak długo taki stan potrwa? Ruch lotniczy może tu jeszcze urosnąć, ale generalnie baza hotelowo-usługowa nie jest wcale przygotowana na jakiś drastyczny wzrost. Co więcej, jak sami mi mówili co niektórzy, wcale im na takim wzroście nie zależy,

3) jestem pod wielkim wrażeniem, jak bardzo dbają tu o czystość i porządek (no, w toaletach mogłoby być czasem bardziej higienicznie). Niewykluczone, że to efekt braku masowej turystyki, której jednym z najbardziej dotkliwych objawów są właśnie tony śmieci rzucanych gdzie popadnie. Jestem jednak przekonany, że w głównej mierze to zasługa mentalności miejscowych (i chwała im za to). Nie wszędzie jest jednak tak samo - Faial odstępuje w tym zakresie in minus,

4) a propos mentalności - o ile ogólnie uważam Portugalczyków za bardzo stonowany i mało "południowy" naród, to Azorczyków cechuje chyba jeszcze większy stoicyzm. Jeden jedyny raz, gdy myślałem, że dwóch gości się kłóci, okazało się, że mylnie zinterpretowałem sytuację i tak naprawde śmiali się z czegoś. Z kolei u kierowców (młodych) jedyny przejaw szaleństwa, to jazda z opuszczonymi szybami i muzyką włączoną na cały regulator. Zero jazdy na zderzaku, wyprzedzania (już nawet nie mówię, że na trzeciego, ale ogólnie, no chyba że ktoś się wlecze), zero wypadków, czy stłuczek (choć auta są często porysowane - to pewnie wynik parkowania w wąskich uliczkach). Czasem to ja wprowadzałem nieco wschodniego barbarzyństwa do ruchu drogowego, ale ręczę, że w pełni bezpiecznie,

5) naczytałem się o zmienności azorskiej pogody i zabraliśmy ze sobą odzież na różne warianty sytuacji na zewnątrz. Cóż, okazało się, że zupełnie niepotrzebnie. Albo mieliśmy wyjątkowe szczęście, albo lato 2018 jest pierwszym z wielu kolejnych, gdy azorska pogoda - na skutek zmian klimatycznych - jest idealnie wakacyjna. Przez 13 dni na 4 wyspach, dwanaście było dokładnie takich, jakie lubię najbardziej, czyli słonecznych, ale z odrobiną chmur oraz cieplych, tak w przedziale miedzy 25 i 30 st. C (jedynie na Faial ta granica chyba pękła). Deszcz padał tylko raz, przez kilka godzin w Horcie (i tak musieliśmy się wtedy pakować). Miejscowi mówili, że to bardzo nietypowa sytuacja i byli tym już zmęczeni. Z jednej strony rozumiem ich, ale z drugiej, gdybym miał pewność, że w kolejnych latach miesiące wakacyjne będą takie same, to mogę tu przyjeżdżać nawet co rok.
No dobra, ktoś zapyta jednak, co z wiatrem, który uniemożliwił pływanie z delfinami? Przyznaję - w tym wypadku pogoda spłatała mi psikusa. Do przylotu na Faial, ocean był przez caly czas płaski niemal jak tafla szkła. Nigdy nie przytrafiło mi się jeszcze obserwować tak spokojnych wód morskich/oceanicznych przez tak długi czas (a według miejscowych było tak już na 2-3 tygodnie przed naszym przybyciem tu). Ale gdy miałem już z tych wód skorzystać, akurat wtedy musiało zacząć dąć... To moje jedyne prawdziwe rozczarowanie tego wyjazdu,

6) wypożyczalnie aut - bez dwóch zdań dominuje tu Ilha Verde, choć akurat my samochód mieliśmy od nich tylko raz na cztery wypożyczenia. Trzy razy (dwa w Hertzu i raz w Ilha Verde) auta były już dość sfatygowane. Tylko ostatni Opel z Interrent był niemal nowy i jeździło się nim naprawdę przyjemnie. Gdybym jednak miał doradzić cokolwiek w sprawie najmu auta na Azorach, to sugerowałbym właśnie branie aut już po przejściach. Powód jest prozaiczny. Przy tutejszych uwarunkowaniach ubezpieczeniowych (wersja z likwidacją udziału własnego jest bardzo droga, no chyba, że ktoś ma ubezpieczenie zewnętrzne), na samochodzie usianym już rysami, otarciami i innymi szkodami lakierniczymi, nie sposób przy oddawaniu auta dojść, czy są jakieś nowe (za wyjątkiem oczywiście poważniejszych wgnieceń, itp.), a pracownicy wypożyczalni robią bardzo pobieżną kontrolę auta (głównie stan paliwa). Opel był na tyle świeży, że łatwo było zaznaczyć na karcie kontrolnej wszystkie widoczne uszkodzenia, no i wyłapać ewentualne nowe (jak w naszym wypadku, o czym pisałem wcześniej). Reasumując, nie zawsze nowe i świeże znaczy lepsze ;)
Pod tym względem zawsze stawiam Wyspy Kanaryjskie, jako wzór. Nigdzie indziej wypożyczanie samochodów nie jest tak bezstresowe, a przy tym tanie.

Teraz jeszcze drobiazgi, które - oprócz wiatru w Horcie - nie przypadły mi do gustu (kolejność również przypadkowa):

1) zaopatrzenie w sklepach jest nie najlepsze. Wiadomo, wyspy. O ile jednak produkty paczkowane są dostępne bez większych problemów, o tyle zaskakująco słabo prezentuje się oferta owocowo-warzywna. Wynika to chyba z tego, że skupili się tu na produkcji "okołokrowiej" (swoją drogą pysznej - np. sery, czy mleko czekoladowe), a zupełnie odpuścili sobie samodzielną uprawę czegolwiek poza ananasami. Chyba wszystko inne jest importowane. Odbija się to również na ofercie śniadaniowej w hotelach. Sera jest bez liku, a warzywa - jeśli w ogóle są - ograniczają się do niezbyt smacznych pomidorów,

2) kontynuując wątek sklepowy - kupiłem tu i zjadłem najgorsze parówki, jakie kiedykolwiek wyprodukował homo sapiens. Nie zrobiłem niestety zdjęcia, ale jeśli zobaczycie w Continente, czy innym sklepie bordowe puszki ze zdjęciem apetycznych paróweczek z napisem mówiącym coś o oryginalnych frankfurterkach, niech Was ręka boska strzeże przed ich włożeniem do koszyka!

3) gdy zaczyna porządnie padać - tak, że człowiekowi nie jest w głowie przemierzanie danej wyspy wzdłuż i wszerz - nie ma tu po prostu co robić. Nas dopadło to w Horcie. Przyznam, że gdybym trafił tu wyłącznie w takich warunkach atmosferycznych, to moja opinia o Azorach mogłaby być diametralnie odmienna,

4) jest tu gdzieniegdzie dziwna sytuacja z płaceniem kartą - zdarzyło mi się w kilku miejscach, że odmawiano przyjęcia mojego revoluta lub innej karty, twierdząc, że terminal akceptuje wyłącznie karty portugalskie. Na kontynencie, czy na Maderze takie problemy nie występowały. Na dodatek, jest tu sporo miejsc (na Flores nawet stacje benzynowe), gdzie płacić można tylko gotówką.

Jaka jest zatem moja odpowiedź na tytułowe pytanie?
Bez żadnych wątpliwości o jakimkolwiek gryzieniu nie ma mowy. Azory okazały się najpotulniejszymi na świecie pupilami. Przynajmniej dla nas.
Inna sprawa, że z pieskami mają one tyle wspólnego, co Paryż z ryżem. Tytuł był bez sensu, bo owe Azory, to tylko spolszczenie portugalskiego Açores, a to z kolei pochodzi ponoć od portugalskiej nazwy jakiegoś jastrzębia, który z resztą nigdy na tych wyspach nie występował. Pytanie powinno brzmieć więc raczej, czy Azory dziobią lub szarpią? I na takie odpowiadam stanowczo: nie!

Do kolejnego razu :)



Wysłane z mojego P9 przy użyciu Tapatalka
Góra
 Profil Relacje PM off
14 ludzi lubi ten post.
dmirstek uważa post za pomocny.
 
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 74 posty(ów) ]  Idź do strony Poprzednia  1, 2, 3, 4

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group