Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 4 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 06 Paź 2016 22:18 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
(Ten wpis jest trochę okrojony w zdjęcia więc po więcej zapraszam na mojego bloga: Poznaj Moją Przygodę - http://www.poznajmojaprzygode.pl/why-did-you-choose-iceland-cz-1/)

A jak się podobało to zapraszam do polubienia FB: https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/

Miłego czytania. :)

Od dłuższego czasu chciałem wybrać się na Islandię, w dużej mierze ze względu na nieziemskie widoki których naoglądałem się w Internecie. Zdawałem sobie sprawę, że na wyspie ceny są wysokie, a i potrafi być całkiem zimno oraz bardzo wietrznie. Dlatego w 2014 roku postanowiłem, że w kolejne wakacje polecę na wyspę Ognia i Lodu.
Najpierw musiałem się zdecydować jak ograniczyć koszty. Wiedziałem, że transport publiczny będą liczone holendarne ceny. By przejechać krótki odcinek międzymiastowy komunikacją musiałbym wydać nawet 100 zł. Loty na Islandię sięgały w sezonie nawet do 1500 zł, a jedzenie bywało 4 razy droższe.
Opcje miałem trzy. Pierwsza dotyczyła zorganizowania jakieś grupy świrów podobnych do mnie. Następnie wynajęciu samochodu i objechania wyspy dokoła. Wiedziałem jednak, że mobilizacja znajomych, którzy nie do końca są entuzjastami chłodnych miejsc oraz drogich krajów świata może się nie powieść. Tak więc nie marnując sił i czasu na ten wariant zdecydowałem się skupić nad dwoma innymi możliwościami. Czyli rower albo autostop. Oba te motywy wydawały się być sprawdzone przez wiele osób. W przypadku objechania rowerem wyspy zdawałem sobie sprawę, że posiadam odpowiednią kondycję i będę niezależny od innych jednak nie byłem pewny czy mój sprzęt podoła zadaniu. Opcja autostopu wiązała się z wątpliwościami, że nie uda mi się wyjechać z lotniska i wydawało mi się, że prawie 3 tygodnie będzie okresem nie wystarczającym na przejechanie ok. 1500 km. Jednak uczestniczyłem w wielu prezentacjach, czytałem setki blogów, znajdowałem tysiące porad i ostatecznie zdecydowałem się na opcję autostopu.
Problemem, który się narodził w czasie planowania było znalezienie taniego lotu. Najtańszą opcją okazał się lot z Warszawy z przesiadką w Kopenhadze, loty te były oferowane przez firmy Ryanair i WOWair. Miesiąc po wykupieniu lotu, Wizzair postanowiło uruchomić tanie loty bezpośrednie z Gdańska na Islandię. Moich biletów nie dało się zwrócić więc zaakceptowałem kolej rzeczy i przygotowywałem się dalej do jednej z najciekawszych podróży. Następnym problemem który narodził się jakieś 2 miesiące przed lotem z Warszawy, było zawieszenie lotów z Kopenhagą przez Ryanair, na co przewoźnik tylko zwrócił koszty za ten odcinek. Jednak to postawiło mnie przed kolejnym zmartwieniem jak: dostanę się do stolicy Danii na czas? Po krótkiej rozmowie mailowej z obsługą owych linii nie udało mi się wywalczyć alternatywnego lotu do Kopenhagi. Pozostała mi opcja: promem do Trelleborga ze Świnoujścia, a dalej komunikacją na lotnisko. Opcja ta okazała się droższa, ale nie chciałem już rezygnować z podróży nad którą tak długo pracowałem.


Dzień 0 (4.08.15) Wtorek
W dzień kiedy wyjeżdżałem z domu dowiedziałem się, że połączenie Szczecin - Świnoujście jest przerwane i od pewnego momentu kursuje autobus zastępczy. Tygodnie przygotowywań, setki przekopanych stron internetowych, dziesiątki razy sprawdzania i przepakowywanie plecaka utwierdzały mnie w przekonaniu, że jestem gotowy na tą wyprawę i nic jej nie zepsuje. Najwyraźniej moja podświadomość uznała, że wyprawa dookoła Islandii autostopem w niecałe 3 tygodnie musi się udać.
Do Świnoujścia dojechałem na czas, a stamtąd popłynąłem promem do Trelleborga, gdzie spędziłem 6 godzin w stołówce śpiąc na jednej z kanap.


Dzień 1 (5.08.15) Środa
Koło godziny 8.30 schodzę na ląd w Trelleborgu, skąd mam pojechać autobusem do Malmö, a następnie pociągiem na lotnisko w Kopenhadze. Na żaden z transportów nawet nie muszę długo czekać. Idealnie się wszystko złożyło, bo miałem dodatkową godzinę do odprawy. W tym czasie podładowałem sobie mp3 i zjadłem resztę mojego śniadania.
W momencie kiedy stawiałem się do odprawy mój bagaż ważył o 2kg za dużo i aby nie dopłacać za kilogramy, odszedłem na bok i przepakowałem swój plecak. W tedy właśnie sobie uświadamiam, że w plecaku mam prawie 1,5L wody o czym kompletnie zapomniałem, a miałem się jej pozbyć. Wrzucam jeszcze na siebie bluzę z plecaka oraz chowam do kieszeni książkę. Za kolejnym razem przy sprawdzaniu ciężaru bagażu odbyło się bez większych problemów.
Gdy już podchodziłem do lądowania, wyspa wyłoniła się spod chmur, w niektórych partiach Islandii można było zaobserwować dużo śniegu, a w innych wielkie połacie zieleni.

Cała Islandia posiada ok 325 tyś. mieszkańców, to trochę więcej niż Katowice. Natomiast w samej stolicy, Reykjavíku, przebywa niecałe ⅓ ludności czyli ok 119 tyś. ludzi.

Po wylądowaniu na lotnisku nie spodziewałem się, że będzie tam taki tłok. Wyspa w stosunku do tego portu lotniczego okaże się wielkim kontrastem. Jednak jak tylko wyszedłem z budynku lotniska od razu spotkało mnie to czego się spodziewałem, czyli bezkresny horyzont. Z drugiej strony tym, co można odczuć natychmiast to diametralna różnica temperatury. Jeszcze parę godzin przed moim przylotem na wyspę, w Kopenhadze było ok. 30 stopni teraz tu, na Islandii, jest niecałe 15. Dodatkowo wiał silny wiatr, więc czuć można było spotęgowany efekt chłodu.
Image

Samo lotnisko jest oddalone od stolicy o jakieś 50 km, a jakoś trzeba się dostać do miasta. Postanowiłem, że cały czas będę jeździł autostopem, jedynie w Reykjavík’u skorzystam z komunikacji miejskiej. I tak więc, po ustawieniu się na drodze wiodącej do stolicy, może w 3 minuty łapię okazję.
Image

Matka z synem akurat jechali do domu, z uśmiechem na twarzy zaoferowali mi swoją pomoc. Jako, że informuję ich, iż jest to moje pierwsze doświadczenie z Islandczykami na tej wyspie ci postanawiają być bardziej pomocni i zawożą mnie prosto na camping.

Szybko rozstawiam namiot i rozglądam się po okolicy. Camping oferuje możliwość pozostawienia niepotrzebnego sprzętu oraz jedzenia w przypadku jakby opuszczało się wyspę. I tak właśnie w moje ręce praktycznie trafia napełniona do pełna butla gazowa która de facto jest sprzedawana w recepcji tego ośrodka za niemałą kwotę. Dodatkowo zabieram parę śledzi do namiotu, makaron, ryż i wiele innych rzeczy mniej lub bardziej przydatnych.
Image

Resztę dnia spędzam na spacerze wzdłuż wybrzeża.
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Dzień 2 (6.08.15) Czwartek
Noc nie była najzimniejsza, jednak obudziła mnie bym założył coś cieplejszego. Temperatura co prawda spadła do ok. 7 stopni, a ja dopiero przyzwyczajałem się do warunków panujących tutaj.

Zapasy jedzenia natomiast miałem przygotowane na najbliższe dwa dni bym nie musiał dźwigać dodatkowy ciężar.
Więc po przygotowanym posiłku oraz wysłaniu kartki pocztowej do rodziny, zaplanowałem jak najszybciej objechać dookoła wyspę, jadąc w przeciwną stronę do ruchu wskazówek zegara.

W stolicy za autobus miejski trzeba zapłacić 400 ISK (ok. 12 zł), by móc przejechać całą linię od początku do końca. Korzystam więc z tego środka transportu by wyjechać jak najbardziej z miasta na wschód.

Siatka połączeń autobusowych w stolicy jest dobrze rozwinięta jak na nie tak liczne miasto. Jednak do niektórych przystanków trzeba się przejść kawałek, aczkolwiek ten który, mnie interesował znajdował się całkiem niedaleko campingu.

Zmierzając na autobus uświadomiłem sobie, że nie posiadam jeszcze tektury, która by mi służyła jako znak. Ruszam więc pewnym krokiem do pierwszego pojemnika na śmieci pod nieprzeciętnym hotelem gdzie od razu znalazłem to czego szukałem. Chwile później siedziałem już w autobusie. Pojazd ten prowadził Polak, pracujący na wyspę od 8 lat. Opowiedział mi o swojej pracy i wspomniał, że ludność polska jest największą mniejszością narodową na Islandii. Dostaje od niego jeszcze wskazówki gdzie wysiąść oraz bym ustawił się by przy najbliższej stacji benzynowej. Gdyż w taki sposób będę miał największe szanse na złapanie okazji.

Na tekturowej tabliczce wypisałem nazwę pobliskiej miejscowości gdzie chcę się udać. Tabliczka była duża więc służyła mi wielokrotnie, dodatkowo przydawała się jako wielce izolator od ziemi ze względu na swoją wielkość.

Po ustawieniu się przy drodze nie czekam długo, może z 5 min, gdzie niemiecka para turystów podwiozła mnie pod Selfoss, gdyż stamtąd planowałem odbić trochę na północ i zobaczyć gejzer i wodospad.

Praktycznie za pośrednictwem jeszcze dwóch okazji docieram do pobliskich gejzerów.

Geysir jest islandzkim gejzerem, który wyrzuca wodę raz na dwa dni na wysokość 50 m, zaraz obok znajduje się jego mniejszy odpowiednik Strokkur który osiąga jedynie 35 m, ale za to częstotliwość jego wybuchów waha się w granicach 10 min.
Image

Okolica ta ściąga tu rzesze turystów gdyż jest to jedno z najpopularniejszych miejsc na wyspie. Atrakcja ta należy do Złotego Kręgu (Golden Circle), czyli popularnego szlaku turystycznego na wyspie.
Image
Image
Image
Image

Kolejny przystanek Złotego Kręgu jest Gullfoss, czyli piękny i gigantyczny wodospad, również mocno oblegany przez turystów jak gejzery.
Image
Image
Image
Image
Image
Image

Stąd następnie decyduję się na powrót do Sellfoss. Wpierw ekspresowa jazda z czterema Islandzkimi dziewczynami, małym i zarazem starszym modelem Renault, po wybojach, po czym przesiadam się na spokojna przejażdżkę z rodziną do miasta będącego moim miejscem przeznaczenia. Z centrum kieruje się na pole namiotowe gdzie rozbijam namiot na noc.


Dzień 3 (7.08.15) Piątek
Z samego rana, jeszcze koło 7:00, rysuje na mojej tekturze kształt wyspy oraz piszę “Road nr 1.” - by lepiej zobrazować cel i chęć objechania Islandii. W rysowaniu ułatwia mi wielka mapa znajdująca się w pokoju socjalnym. Nawet jakieś dwie turystki zrobiły sobie zdjęcia z moim małym arcydziełem.
Image

Wracając do namiotu minęły mnie 4 dziewczyny z Polski, ale zanim się zorientował, że to rodaczki już mi gdzieś zniknęły. Ja natomiast się spieszyłem, więc nie miałem czasu by chwile pogadać.
Po spakowaniu swoich manatków ruszyłem na piechotę za miasto by złapać okazję, poszczęściło mi się prawie natychmiast i to podwójnie. Okazało się, że osoby jadące samochodem zmierzają dokładnie do Skógafoss, gdzie znajduje się jeden z najbardziej malowniczych wodospadów na wyspie. Miejsca będącego moim następnym celem. Nowo Zelandczyk i Islandka, którzy to właśnie mnie podwozili byli jak się okazało przewodnikami po tamtejszych okolicach. Zabrali mnie na miejsce bez żadnego problemu, zapytałem nawet czy mógłbym zostawić u nich gdzieś plecak, który w drodze powrotnej bym odebrał. Uśmiechnęli się i pokazali mi miejsce.
Image
Image
Image

Właśnie z Skógafoss zaczyna się najpiękniejszy szlak trekkingowy na wyspie, na który trzeba poświęcić 4 dni. Ja niestety nie byłem przygotowany do tego rodzaju wędrówki i nie byłem pewny czy wyrobił bym się z czasem by objechać jeszcze wyspę. Zaraz po zrobieniu paru fotek i nacieszeniem oczu ruszyłem po plecak, a następnie ku głównej drodze.

Dalej podwozi mnie para turystów 6 km, bym mógł zobaczyć rozbity wrak samolotu. Atrakcja często obijana ze względu na brak wzmianki o niej w przewodnikach i trudnościach spowodowanych kamienną drogą. W jedną stronę idę na pieszą do wraku, który jak się okazał był prawie 4 km odległy od drogi.
Image
Image
Image
Image
Image
Image

W drugą stronę natomiast łapię okazję i jadę ten sam odcinek z 4 norwegami do głównej drogi. Chwilę później znów stoję z moją niezawodną tabliczką - nie dłużej niż 5 minut. Gdzie zostaje podwieziony do Vík í Mýrdal, miejscowości która słynie ze swojej czarnej plaży i pięknych klifów.
Image
Image

W tej miejscowości poznaje jeszcze Słoweńców, którzy sprzedają pamiątki w kontenerze pamiętającego czasy Układu Warszawskiego. Obaj przyjechali tutaj na wakacje by trochę dorobić oraz w między czasie pozwiedzać, by następnie wrócić do swojego kraju.
Image
Image

W dalszej części tego dnia założyłem sobie by spróbować pojechać jeszcze dalej i tak stałem chyba godzinę (co okazało się ewenementem w oczekiwaniu na okazję) zanim zabrali mnie Kanadyjka Sima i Izraelczyk Oded. Oboje okazali się przesympatycznymi towarzyszami, a podróż z nimi była przezabawna. W między czasie jechaliśmy długim odcinkiem niesamowitego pustkowia. Dookoła roztaczały się zastygnięte połacie lawy czasami przechodzące w kępy zieleni.
Ostatecznie dojechaliśmy do Kirkjubæjarklaustur, gdzie rozbiłem namiot po czym przeszedłem się obejrzeć okolicę. Wspiąłem się na pobliskie wzniesienie, które przerodziło się niesamowity płaskowyż z widokiem na zachodzące słońce. Był to jeden z piękniejszych obrazów jakie widziałem.
Image
Image
Image
Image

Tym widokiem zakończyłem mój dzień.


Dzień 4 (8.08.15) Sobota
Rano obudziło mnie słońce, ale pogoda miała się ponoć zmienić. Na wschodzie czyli tam gdzie zmierzam miało być gorzej. Dlatego chciałem jak najszybciej złapać jakiś samochód, ale zaraz jak tylko się spakowałem Oded i Sima zapytali czy nie chcę zabrać się z nimi do Skaftafell. Skaftafell jest jednym z najbardziej popularnych parków krajobrazowych po tej stronie wyspy wraz ze słynnym czarnym wodospadem znajdującym się w nim. Namawiać mnie dwa razy nie trzeba było i nawet pomogłem im się spakować, by nie mieli zbyt dużo czasu na zmianę decyzji.

Trasę przejechaliśmy bardzo szybko i wesoło. Po drodze można było zaobserwować topniejące lodowce w głębi wyspy. A kilkadziesiąt lat temu właśnie na tym odcinku topniejące lodowce w głębi wyspy zniszczyły jedyny most łączący wyspę po tej stronie. Teraz stoją tam pozostałości konstrukcji służące jako pomniki minionych wydarzeń.
Image
Image
Image

Po dojechaniu na miejsce żegnamy się z moimi znajomymi i rozdzielamy się życząc sobie rychłego zobaczenia gdzieś na drodze. Plecak zostawiam w jakimś biurze turystycznym by go nie nosić i ruszam zobaczyć Svartifoss, czyli wspomniany wcześniej czarny wodospad.
Image

Jako, że pogoda zaczyna robić się coraz mniej przyjemna, postanawiam szybciej udać się w dalszą podróż.
Nim dotarłem na główną drogę zrobiło się naprawdę mało sympatycznie, zaczęło już mocniej padać, a wiatr urósł w siłę. Po drodze minąłem jednego autostopowicza, który oczekiwał na transport, co mi wcale nie poprawiało humoru. Kiedy natomiast dotarłem do skrzyżowania z drogą główną, na poboczu czekało jeszcze 4 autostopowiczów. Wszyscy jednak na moje szczęście chcieli jechać w przeciwną stronę. Widząc tamten “tłum”, przygotowałem się na najgorsze tym, że mogę trochę poczekać. Bardzo pozytywnie się zaskoczyłem, bo nim wyciągnąłem mój magiczny transparent już poderwała mnie czwórka sympatycznych Hiszpanów. Ci natomiast zawieźli mnie nad jezioro Jökulsárlón, czyli laguny lodowców. Piękno tamtego krajobrazu trzeba zobaczyć na własne oczy, bo jest to jedne z wielu miejsc na tej wyspie nie do opisania.
Image
Image
Image
Image

Jökulsárlón było szczególnie oblegane przez turystów. Niestety z dużym trudem udało mi się złapać w tym miejscu stopa, gdyż praktycznie większość osób nie zapuszczała się już dalej w głąb wyspy. Krótki odcinek przejechałem z Czechem, a następnie już dużo dłuższy z parą pochodzącą z Nowej Zelandii. Z ostatnimi świetnie rozwinęła się konwersacja, bo zaczęliśmy rozmawiać nawet o serialach. Żartobliwie powiedziałem, że przed wyjazdem na wyspę oglądałem odcinek z Bear Grylls’em ze “Szkoły przetrwania” o tym jak przetrwać na Islandii. Przez chwilę mieliśmy niezły ubaw, bo do tej pory okazywało się, że sobie świetnie radziłem bez nabytej wiedzy z tego programu. Nie gardziłem też żelkami którymi byłem częstowany, z dwojga złego wolałem jeść to niż polować na robaki jak Grylls.

Ostatecznie wylądowaliśmy w Hofn zaraz przy campingu. Czytałem jednak trochę nieprzychylnych opinii o jej mieścinie, ale szczerze powiedziawszy nie różniła się niczym specjalnym od innych miejscowości. Chociaż w gruncie rzeczy miałem chyba jedną z najgorszych pogód właśnie tutaj podczas mojej całej wycieczki. Na campingu jednak chciałem się więc osuszyć chwilę i coś zjem nim ruszę dalej.

Podczas mojego odpoczynku poznałem tutaj dwie autostopowiczki, siostry, Nicole i Christine, które tak samo jak ja w dużej mierze jechały podobną trasą. Trochę później natomiast miałem okazje poznać rowerzystę z Warszawy, Aleksandra. Chciał on przyjechał ze wschodniego wybrzeża i kierował się do Reykjaviku. Rower przetransportował z Danii promem, narzekał jednak trochę na pogodę bo tak jak ja liczył na lepszą.

Po ogrzaniu się próbowałem przez godzinę złapać stopa, by ruszyć jeszcze dalej. Szczęście jednak nie dopisało co sprowadziło mnie z powrotem na camping. Resztę dnia spędziłem z nowo poznanym towarzystwem, a w między czasie nawet trafiam na Sami. Z którą jeszcze tego samego dnia żegnałem się. Najwyraźniej przyszła zobaczyć jakie panują tu warunki na campingu, a że była lekko rozczarowana to zaraz się zmyła dalej.

Trochę później natomiast deszcz trochę ustał, a ja przed snem przeszedłem się po mieście.
Image
 
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/


Ostatnio edytowany przez michzak, 17 Paź 2016 08:29, edytowano w sumie 1 raz
Góra
 Profil Relacje PM off
BooBooZB lubi ten post.
 
      
Tydzień na rajskiej Dżerbie 🌴🏊‍♂️ 4* hotel z all inclusive za 1788 PLN Tydzień na rajskiej Dżerbie 🌴🏊‍♂️ 4* hotel z all inclusive za 1788 PLN
Mikołajki w Dubaju za 2948 PLN 🎅🌤️🏖️ Loty Turkish Airlines z Warszawy i 8 nocy w hotelu Ibis Mikołajki w Dubaju za 2948 PLN 🎅🌤️🏖️ Loty Turkish Airlines z Warszawy i 8 nocy w hotelu Ibis
#2 PostWysłany: 07 Paź 2016 14:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09 Paź 2015
Posty: 8
Loty: 24
Kilometry: 35 502
@DanMat, patrzyłeś czy Wizzair latał w tym czasie z Warszawy do Malmo? Kiedyś szukałam podobnej opcji transferowej i wpadło mi połączenie Warszawa - Malmo. Zazdroszczę podróży :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 07 Paź 2016 19:26 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Mizi napisał(a):
@DanMat, patrzyłeś czy Wizzair latał w tym czasie z Warszawy do Malmo? Kiedyś szukałam podobnej opcji transferowej i wpadło mi połączenie Warszawa - Malmo. Zazdroszczę podróży :)


Bilet zakupiłem na początku tamtego roku, a miesiąc później ogłosił się Wizzair z lotem z Gdańska, biletu nie mogłem zwrócić ze względu na low cost przewoźnika więc zostałem przy swoim locie. Z Warszawy latał również WowAir ale cena była dużo wyższa, a w termin musiałem się konkretnie wpasować by wrócić na wesele do Polski. :)

-- 07 Paź 2016 20:27 --

Dzień 5 (9.08.15) Niedziela
Całą noc padało, a za dnia nie miało się wcale poprawić. Na dodatek wypadała własne niedziela czyli spodziewać się można słabego ruchu na drodze. Z tego powodu zdecydowałem się ruszyć jak najwcześniej w drogę. Była godzina 8 rano, ale nie przewidywałem tak niskiego ruchu na drodze. Po godzinie powróciłem na camping, by odczekać chwilę i się ogrzać. Autostopowiczki z Nieniec i rowerzysta - Polak byli już na nogach i przygotowywali się do wyprawy. Dla Aleksandra zapowiadało się nie lada wyzwanie, bo wiało bardzo mocno. Dziewczyny po chwili pożegnały się z nami i same ruszają łapać stopa. Ja po 10 minutach zrobiłem to samo. Tym razem udaję mi się złapać coś po drodze, nim jeszcze nie doszedłem do dobrego miejsca. Minąłem dziewiczy, które się jeszcze czekały na swoją okazję.

Moim towarzystwem stali się ojciec z synem, którzy jechali na polowanie. Starszy mężczyzna opowiedział mi, że rząd na Islandii wydaje pozwolenia tylko dla części osób upoważnionym do polowania na określoną zwierzynę. Im takie upoważnienie udało się otrzymać i jadą, by wykorzystać tę szansę. Starszy Islandczyk opowiedział, że miał kiedyś okazję polować w polskich lasach, jednak koszty pozwoleń oraz transport sprzętu znacznie przewyższały te na Islandii.

Zeszliśmy też na temat więziennictwa na Islandii. Dowiedziałem się, że samo więzienie jest przygotowane tylko na kilkadziesiąt osób na całą wyspę. Wspomniał przy tym, że przez pewien czas działał tu nawet gang, który ściągał haracze w stolicy i okolicach, w co trudno mi było uwierzyć.
Zajechaliśmy jakieś 100 km na północ do Djúpivogur. W mieście ojciec ma do załatwienia jakąś sprawę i nie wie ile mu to zajmie. Oferują natomiast, że jeśli będę czekał gdzieś na drodze to chętnie mnie podwiozą dalej. Robię tylko krótki spacer po okolicy, a chwilę później próbowałem złapać samochód. Stojąc tak w oczekiwaniu na okazję, zaczęły obsiadać mnie muszki, co mnie sporadycznie spotykało na wyspie. Jednak, żeby nie wyglądać jak wariat machający rękoma by odgonić owady, muszę co jakiś czas zachować kamienną twarz gdy mija mnie samochód. Chociaż wiele razy nie było to łatwe, kiedy obsiadały mi twarz.

Po kilkunastu minutach i dziesiątkach przegonionych muszek zatrzymał się samochód. W pierwszej chwili nie zorientowałem się, że auto stanęło zaraz za mną, trzeba było na mnie krzyknąć. W środku siedziały cztery dziewczyny i tez objeżdżały wyspę dookoła, a znajomość rozpoczęły od słów: “Do you like some polish music?”. Już wiedziałem z kim mam przyjemność jechać. Przez następne dwie godziny mogłem rozmawiać po polsku nim dojechaliśmy do Egilsstaðir. W mieście niestety się rozdzieliliśmy bo ja jechałem już w inną stronę.

Chwile po rozstaniu z Polkami spotkałem Christine i Nicole. Autostopowiczki opowiedziały, że na swojego stopa czekały ze dwie godziny zanim znalazły bezpośredni transport do tej miejscowości. Dziewczyny jednak planowały przenocować w tej miejscowości, a ja natomiast zmierzałem Seyðisfjörður, czyli jakieś 20 km na wschód.

Z Egilsstaðir zabrał mnie młody chłopak jadący na trening piłki nożnej. Nie przejechaliśmy może kilometra, nim zabieramy kolejnych dwóch autostopowiczów. Autostopowiczami okazali się dwójka francuzów, którzy też co się chwilę wcześniej poznali.

Prawię całą trasę przemierzaliśmy kręta górska drogą z niesamowitymi widokami. Żałowałem tylko, że nie udało mi się zrobić zdjęć w tedy. Po dojechaniu do miasta wysiadamy praktycznie na campingu.

Gdy tylko namiot ruszyłem na spacer po okolicy.
Image
Image
Image
Image
Image

Miasto jest promowym łącznikiem z Danią i dwa razy w tygodniu jest tu nie lada ruch. W Seyðisfjörður znajduje się też pastelowy kościół jedyny w swoim rodzaju. Oraz chyba jedyną budkę telefoniczną, która i tak była nieaktywna.

Na campingu, obok mojego namiotu rozbity był Niemiec. Opowiedział mi, że od roku jest w drodze i, że teraz po Azji, Australii i Ameryce - Islandia jest jego ostatnim przystankiem przed powrotem do domu. Chwilę później dołącza do nas dwójka Polaków i resztę wieczoru spędzamy przy wspólnej rozmowie.



Dzień 6 (10.08.15) Poniedziałek

Po deszczowej i pochmurnej niedzieli przyszedł czas na trochę słońca. I aby nie tracić ładnej pogody ruszam ze Seyðisfjörður na zachód, a moim celem ma być Reykjahlíð i słynne jezioro Mývatn. Pierwszego stopa z miasta łapię prawie natychmiast i raz jeszcze przejeżdżam tą samą malowniczą trasą co poprzedniego dnia. Aczkolwiek trafiłem na mężczyznę z trudnym akcentem i przez większość czasu praktycznie przytakiwałem, nie wiedząc do końca o czym toczyła się rozmowa.

Kilkanaście minut później dojechałem do Egilsstaðir. Rejony te natomiast są mało popularne wśród turystów, skąd miałem obawy o złapanie kolejną okazję. Okazało się, że czekałem ponad godzinę (co okazało się najdłuższym oczekiwaniem na transport), zanim zatrzymał się ktoś. Tym razem zatrzymał się Islandczyk w podeszłym wieku, który z zamiłowania cały czas uczy się języków. Opowiedział, że w paru biegle się posługuje, a z języka polskiego zna tylko parę słów. Dzięki mnie miał okazję poćwiczyć również język angielski z czego się cieszył. Jednak, przez większość drogi mężczyzna jechał dość sennie, co sprawiło że nawet przysnąłem na chwilę. W gruncie rzeczy przewiózł mnie przez spory odcinek i wysadził mnie przy drodze do wodospadu Dettifoss. Nim jeszcze poprzedni samochód nie odjechał już kolejny samochód. Tym razem podwiozła mnie parą z Austrii już na miejsce.

W takich turystycznych miejscach jak Dettifoss, jednak wystarczyło ruszyć szlakiem by wszyscy zniknęli. Dlatego też, zrobiłem sobie mały spacer wzdłuż wodospadów i przepięknej doliny.
Image
Image
Image
Image
Image

Nie planowałem trekkingu więc po przejściu paru kilometrów zawróciłem, by ruszyć w dalszą moją podróż. Stałem na parkingu, kiedy to uświadamiam sobie, że nie posiadam już mojego znaku. Najwyraźniej zostawiłem bagażniku starszego pana. Myślę że sobie poradzę i bez niej.

Czekając przy parkingu, zaczepił mnie starszy Amerykanin. Widząc że próbuje złapać transport, sam podszedł i zapytał czy czasem mnie nie podwieźć. Wraz z synem zaoferowali mi transport do Reykjahlíð. Podczas krótkiego odcinka rozmawialiśmy przez chwilę o autostopie. Młodszy Amerykanin opowiedział, że w USA, poruszanie się stopem jest nielegalne i raczej nie złapał bym wiele okazji. Z ciekawości pytam dlaczego, na co odpowiedział, że Ameryka słynie z dużej liczmy seryjnych morderców i to może być główny powód. Przez chwilę zapadła dziwna cisza. Po chwili jednak wybuchnęliśmy śmiechem, chyba tylko dla rozluźnienia sytuacji. Byli bardzo sympatyczni ale nigdy ni nie wiadomo.

Wysiadłem w Reykjahlíð zaraz przy jednym z campingów nad wielkim jeziorem. W Internecie jednak znalazłem informację, które ostrzegały by wybrać inny ośrodek ze względu na ilość muszek, które są bardzo męczące w ciągu dnia. Piękny może i widok tu był, ale z muszkami to ja już miałem do czynienia i byłem wstanie sobie odpuścić nocleg tu.
Image
Image

Kolejny camping znajdował się kilkaset metrów dalej. Jego położenie wśród pagórków na pewno osłoniło by przed wiatrami, co nie raz na wsypie wykorzystałem. Decyduje się na spędzenie tutaj dwóch nocy, by dnia następnego spokojnie obejrzeć okolicę.
Image

Dzień 7 (11.08.15) Wtorek
Image

Nad ranem było naprawdę ciepło, gdyż słońce nie przysłaniały chmury. Po śniadaniu wybrałem się na mały trekking w stronę wulkany Kafla. Odcinek miał mierzyć około 12 km wraz z malowniczymi widokami. Z początku przyroda była bardzo bujna, co chwilę spotykałem wiele owiec pasących się na łąkach.
Image

Jednak chwile dalej niespodziewanie wszystko się zmieniło. trawa została zastąpiona zaschłą magmą, a zieleń czernią i czerwienią.
Image
Image

Magma z czasem ukształtowała się na wzór korytarzy.
Image

Oraz w krajobrazy o niewiarygodnych widokach.
Image
Image
Image

Przy wulkanie wszędzie można dostrzec gorące źródła i wyczuć siarkę.
Image
Image

Chwilę dalej dociera się do gigantycznego katera Viti.

Drogę powrotną planuję przebyć stopem. Z pomocą przyjeżdżają Hiszpanie i zawożą mnie do Hverarond, miejsca z hydrotermalnymi basenami błotnymi. W okolicy znajduje się kilka kominów usypanych z kamieni.
Image
Image

Chwilę później próbowałem złapać kolejnego stopa do miasta, w międzyczasie zdawało mi się, że widziałem w przejeżdżającym samochodzie Nicole i Christine.

Po powrocie na camping zjadłem szybko obiad, bo planowałem zobaczyć Hverfjall, wygasły wulkan o gigantycznej powierzchni, który widać z daleka i prezentuje się niesamowicie. U jego podnóża wydaje mi się jeszcze większym. A samo przejście po jego zboczu zajmuje mi 15 min.
Image
Image

Po drodze jeszcze mijam termiczne źródła.
Image

Zaraz za nim roztacza się Dimmuborgir - ogromny obszar ukształtowanego z zastygłej lawy.
Image
Image
Image
Image
Image

To było już ostatnie miejsce jakie planowałem odwiedzić. Teraz musiałem złapać stopa do miasta. Okazało się, że zabrał mnie Australijczyk, który jest z pochodzenia Polakiem. Jedzie z nim jeszcze jeden pasażer, którego tak jak, mnie wcześniej zabrał gdzieś z drogi, również Polaka.

Gdy znajduję się w swoim namiocie zasypiam od razu po całodniowym chodzeniu.

Dzień 8 (12.08.15) Środa

Pierwsze co widziałem po otwarciu namiotu, to nieprzeniknioną mgłę skrywająca wszystko. Z widocznością może na 20 m. Pogoda jednak się z czasem poprawia i dostrzec można coraz więcej. Po paru godzinach mgła zniknęła kompletnie.

Chcąc ruszyć na drogę, miałem dylemat. Gdyż, jezioro Mývatn można objechać z dwóch stron. Zaczynam łapać stopa od południowej strony, jednak ktoś jak ja też tam stał. Pozostało mi tylko ustawić się kilka metrów z nim. Jednak po 20 min nie przyniosło to żadnych rezultatów dla żadnego z nas, decyduję się spróbować szczęścia na północnym wyjeździe.

Po północnej stronie również znajduje kolejną osobę, również czekającą. Okazało się że to ten sam Polak, który jechał wczoraj ze mną i z Australijczykiem. Ten sam jednak szybko zrezygnował i zdecydował się pojechać autobusem. Mi natomiast udało się wsiąść do samochodu po 30 min i pojechać ze Szkotami do Goðafoss.
Image
Image

Przy Goðafoss zrobiłem parę zdjęć, po czym znów czekałem na kolejną okazję. Podeszła do mnie dziewczyna, autostopowiczka z Izraela, bardzo wygadana. Zaproponowała by razem spróbować coś złapać, nie przeszkadzało to mi. Myślę że zwiększyła moje szanse bo chwilę później już siedzieliśmy w samochodzie.

Razem jedziemy do Akureyri, gdzie zawozi nas młody Islandczyk. Izraelkę podwozi na kraniec miasta, a mnie wyrzuca do centrum, skąd kieruję się w stronę campingu. Pogoda w tym czasie zaczyna się psuć, ale jeszcze zdążyłem zrobić rundkę po mieście.
Image
Image
Image
Image

Dzień 9 (13.08.15) Czwartek
Nad ranem przed opuszczeniem campingu spotykałem Szkota, jednego z ekipy, która mnie dnia poprzedniego podwiozła kawałek. Chwilę pogadaliśmy o planach i wróciliśmy do swoich spraw.

Po kompletnym spakowaniu plecaka, ruszam pieszo na kraniec miasta, by złapać stopa. Chwilę mi to zajęło, bo Akureyri jest drugim pod względem wielkości miastem na Islandii, co nie koniecznie znaczy, że dużym.

Po dotarciu na miejcie, czekałem dosłownie może z 10 minutach, nim zatrzymał się samochód. Mężczyzna jechał prosto do Reykjawiku, ja jednak wolałem odwiedzić jeszcze jedno miejsce i zdecydowałem, że zahaczę jeszcze o Hvammstangi.

Trafiłem na bardzo sympatycznego kierowcę, czas podczas jazdy zleciał bardzo szybko. Akurat jechał do stolicy na koncert Kings of Leon, a, że stałem mu na drodze to i mnie podwiózł. Trochę też mu się spieszyło i nie oszczędzał pod tym względem samochodu. Pamiętam, jak raz jedynie zwolniliśmy, ale mężczyzna wytłumaczył mi, że jest to ulubione miejsce policji do kontroli prędkości. Chwilę później znów jechał z tą samą prędkością.

Szczerze powiedziawszy nie widziałem do tej pory ani jednego policjanta, a co dopiero radiowozu na drodze. Okolica była raczej zamieszkana przez owce i konie, nic po za tym.

Tym samy za jednym zamachem pokonałem całe 200 km. Skąd mam jeszcze do pokonania jakieś 6 km od miasta. Na kolejną okazję nie czekałem długo, bo minęły mnie dwa samochody niż ktoś mnie zabrał dalej.

Chwilę później zjawiłem się na polu campingowym. Pole niestety znajdowało się na górce i było narażone na silne wiatry. Znalazłem natomiast miejsce gdzie mógłbym ustawić najlepiej namiot i być wystarczająco osłonięty.

Oprócz ciekawej ekspozycji w centrum z kości ryb miasteczko nie miało wiele do pokazania, jednak wydało się sympatyczne.
Image
Image
Image
Image

A samo pole namiotowe w całokształcie było bardzo przyjemnie.

Dzień 10 (14.08.15) Piątek
Pogoda niestety robiła się coraz gorsza, a wiele osób odradziła mi zwiedzenie zachodnich fiordów ze względu na słabe warunki pogodowe panujące w tamtej części wyspy. Decyduję się na powrót do stolicy z małym przystankiem.
Wpierw na drogę główną, podwozi mnie farmer. Właściciel niewielkiej farmy. Wspomniał, że na wyspie żyje dwa razy więcej owiec niż ludzi.
Chwilę później czekałem na skrzyżowaniu, nim zabrała mnie kobieta. Pamiętam, że chyba był to jedyny raz kiedy jakoś nie potrafiłem nawiązać dłuższej rozmowy.
Wysiadłem na skrzyżowaniu do Deildartunguhver, największych źródeł termalnych na wyspie. Niestety zrezygnowałem po 30 minutach czekania. Ruchu przez ten czas nie było żadnego na tej trasie, a chmury, które nadciągały z tamtej strony wyglądały jak by miała spaść nie lada ulewa.

Wróciłem więc na główną drogę i złapałem okazję do stolicy. Wystarczyło, że tylko stanąłem, a od razu ktoś się zatrzymał.Tym razem jechałem z rodziną, matką i z dwoma synami. W kółko wypytywali jak podoba mi się Islandia i jak sobie radzę tutaj oraz co już widziałem. Zaproponowali mi bym spróbował mięso z wieloryba, gdyż jest to ich lokalny przysmak. W stolicy powinienem szukać “Hrefna” jak będę w sklepie. Wielorybnictwo jest dozwolone tylko w kilku krajach, między innymi na Islandii.
Starszy syn wspomniał o zeszłorocznym występie teatralnym w Warszawie. Najmłodszy natomiast zaimponował mi płynnością i akcentem angielskiego jaki dysponował rozmawiając ze mną, a ma zaledwie 8 lat. Islandczycy uczą się w szkołach języka angielskiego oraz duńskiego od dziecka.

W stolicy podwożą mnie jakieś 2 km od campingu, jednak ten dystans jestem w stanie spokojnie przejść o własnych siłach. Na miejscu spotykam kilka znajomych twarzy, które gdzieś tam się przewinęły podczas mojej podróży.
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off
4 ludzi lubi ten post.
 
      
#4 PostWysłany: 08 Paź 2016 15:57 

Rejestracja: 01 Lip 2013
Posty: 44
Dzień 11 (15.08.15) Sobota
Kolejne dni były deszczowe, jedynie w stolicy pogoda była lepsza niż w reszcie kraju.
Zdecydowałem, mimo tego pojechać do Þingvellir. Þingvellir jest parkiem narodowym. W 930 roku zebrał się po raz pierwszy islandzki parlament. W tym momencie na miejscu znajduje się tam budynek służący za interaktywną informację dotyczącą nie tylko historii kraju, ale i również ciekawej struktury wyspy. Ciekawej ze względu na obszar związany nietypową budowę geologiczną. Islandia łączy ze sobą dwa kontynenty, europejski i ameryki północnej. Na obszarze tego parku można dostrzec najlepiej różnicę tych półkul. Dodatkowo dwa razy dziennie przewodnik odprowadza turystów po parku bez żadnych opłat.

Po uzupełnieniu zapasów na campingu, wsiadłem w autobus, który zawiózł mnie na obrzeża miasta. Dalej musiałem przejść pieszo mały kawałek by znaleźć się na na drodze kierującą się bezpośrednio do tego parku.
Po 10 min zatrzymuje się starsze małżeństwo jadące akurat do swojego domku letniskowego. Podwożą mnie dalej niż sami planowali jechać, za co jestem im bardzo wdzięczy za to.
Image


Po rozbiciu namiotu na polu ruszam na pod jeden z najstarszych drewnianych kościołów jaki się stał na wyspie, skąd przewodnik za darmo oprowadzi grupę turystów po tym miejscu.
Image
Image
Image
Image


O określonej godzinie przychodzi przewodnik, który opowiada o pierwszych osadnikach na wyspie, pierwszym stworzonym parlamencie, początkach Chrześcijaństwa nałożonego przez norweskiego króla oraz o strukturze geologicznej wyspy.
Po godzinnym wykładzie na temat tych terenów i historii Islandii, chciałem odszukać jeszcze ruiny farm, znajdujących się na po pobliskich terenach. Niestety im dalej szedłem zarośniętym szlakiem tym gorzej znosiły to moje buty. Było bardzo wilgotno, przez co całe buty przesiąknęły wodą. Dalsza podróż nie miała sensu, więc zawróciłem do namiotu by się osuszyć.
Image
Image
Image


W tym samym czasie przyszła na pole namiotowe jakaś dziewczyna. Okazała się również autostopowiczką i tak samo jak ja miała już dość dzisiejszej pogody. Pochodziła z Francji, a resztę wieczoru spędziliśmy na rozmowie o Islandii, miejscach wartych uwagi i dalszych planach.


Dzień 12 (16.08.15) Niedziela
Było wcześnie rano. Koło godziny 8 i lało jak z cebra. Nie było sensu, by wychodzić w taką pogodę więc spałem dalej.
O godzinie 9 sytuacja się nie poprawiła, więc kontynuowałem moją drzemkę.
O 10 był już znacznie lepiej, ale śniadanie zjadłem w moim małym namiocie.
Dopiero po 11 przestało padać. Wyjść jednak ot tak nie mogłem, moje buty niestety nie zdążyły wyschnąć. Postanowiłem owinąć skarpety papierem toaletowym by nie stop, by wilgotność nie przesiąkła mi nóg. Reszta ciuchów wyschła na moje szczęście.

Kiedy wyszedłem z namiotu, dziewczyna z Francji była już na nogach i przygotowywała sobie posiłek pod wiatą drewnianego budynku który był połączeniem jadalni, kuchni i łazienki polowej. Sam też musiałem sobie coś przygotować, więc przyłączyłem się do niej. Po siedziała godzinę po czym ruszyła do stolicy a następnie w stronę lotniska, lot miała zaplanowany na dzień następny ale wolała być w okolicach lotniska wcześniej. Ja sam nie wiele po niej również, spakowałem się i ruszyłem na drogę. Pogoda nie rozpieszczała, więc zdecydowałem się wrócić do stolicy. Do Reykjaviku podwiózł mnie Islandczyk, odstawił mnie kawałek od centrum, więc miałem dłuższy spacer do campingu.

Na miejscu spotkałem znane mi już z poprzednich dni dwie autostopowiczki z Niemiec. Z dziewczynami wymieniłem się przygodami jakie nas spotkały.


Dzień 13 i 14 (17 i 18.08.15) Poniedziałek i Wtorek
Przez te dwa dni spędziłem czas na oglądaniu deszczowego Rejykawiku. Na rozmowach z Nicole i Christiną.
W między czasie przyjechał nawet Odedem - Izraelczyk, którego spotkałem na początku wyprawy. Podróżował z Simą, jednak ta miała krótszą wycieczkę i już wróciła do Ameryki. On sam jeszcze planował zrobić mały trekking na wyspie.
Otrzymuję również informację, że Aleksander, rowerzysta, jest już w Warszawie.
Dziewczynami z Niemiec natomiast we wtorek się pożegnały się ze mną, bo musiały wracać już do domu.
Wtorkowy wieczór za to udało mi się spędzić na oglądaniu reportażu o lodowcach i jedzeniu gorącego popcornu zorganizowany przez pobliski hostel.
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image
Image


Dzień 15 (19.08.15) Środa
Pogoda miała się lekko poprawić, w takim razie postanawiam, by zwiedzić jeszcze zachodni brzeg wyspy i okolicę Keflawiku. Wsiadłem z rana do autobusu miejskiego, który zawiózł mnie na przedmieścia. Jechałem ponad godzinę, ale szczerze powiedziawszy szybciej się nie wydostałbym z miasta niż komunikacją miejską. Sam Reikjavik jest bardzo rozległy, przy tym łączy ze sobą pobliskie miejscowości, co daje jeszcze większy obszar zabudowany.
Poprzedniego dnia autostopowiczki z Niemczech próbowały dostać się na lotnisko z centrum autostopem, jednak zrezygnowały po 30 minutach. Skierowały się na autobus, którym dojechały bezpośrednio na lotnisko.
W centrum miasta prawdopodobieństwo, że ktoś akurat jedzie w porządnym kierunku jest niskie. Nawet na tak małą wyspę jak Islandia, jest to trudnym wyzwaniem.
Ja natomiast postanowiłem, że ustawię się za ostatnim głównym wyjazdem z terenu zabudowanego. Skąd spróbowałem złapać kogoś kto mnie zabierze na zachodnie wybrzeże.
Miejsce, które wybrałem okazało się idealne. Osoba jaka przyszła mi z pomocą okazała się Polakiem. Kiedy mnie odebrał, powiedział, że zobaczył mnie za późno by wyhamować, ale zdecydował zawrócić i zabrać mnie ze sobą. Sympatyczny człowiek, chciał być bardzo pomocny i definitywnie poprawił mi humor na cały dzień. Mikołaj jechał na lotnisko, aczkolwiek ja pożegnałem się z nim przy zjeździe na Grindavík.
Chwilę później odebrało mnie dwoje geologów jadących do pracy i podwiozło mnie do wspomnianego miasta.. W Grindavík nie znalazłem niczego ciekawego, więc wybieram się wzdłuż wybrzeża. Tam ruch diametralnie zamarł. Duży kawałek drogi przeszedłem na pieszo, by nie tracić czasu na czekanie. Ostatecznie skorzystałem dwa razy z autostopu nim dostałem się pod najstarszą latarnie Reykjanesviti na wyspie.
Image
Image
Image
Image


Dalej już zostałem podwieziony przez Francuzów w miejsce symbolicznego mostu łączącego kontynent Ameryki i Europy, oraz dalej do Keflavíku.
Image
Image


Robiło się już późno, więc ruszyłem się w stronę pola namiotowego. Okazało się, że camping w mieście od jakiegoś czasu nie funkcjonuje. Do najbliższego było jakieś 20 km. Nie było to dla mnie to żadnym problemem, bo zaraz na obrzeżach miasta znajduję miejsce na rozbicie namiotu, gdzie przyjemnie spędziłem noc.


Dzień 16 i 17 (20-21.08.15) Czwartek i Piątek
Pogoda nie rozpieszczała, raz słońce wyłaniało się za chmur, a czasem deszcz padał.
Rano mam okazję przejść się po mieście i posiedzieć na nabrzeżu. Postanowiłem trochę powłóczyć się na klifach i wymienić resztę pieniędzy które mi pozostało. Z tym ostatnim nie wyszło mi do końca. Mianowicie, nie można wymienić Islandzkiej Korony bez wydanego biletu lotniczego. Bilet miałem uzyskać dopiero przy odprawie na lotnisku, jednak zostałem poinformowany, że po przejściu odprawy będę mógł spokojnie wymienić pieniądze na miejscu.
Image
Image
Image


Po całodniowym spacerze, ruszyłem na lotnisko, które znajdowało się parę kilometrów od miasta.
Wiedziałem, że na lotnisku nie można nocować, jednak lot miałem bardzo wcześnie rano i mimo to postanowiłem przeczekać noc tam oraz przy okazji wysuszyć moje rzeczy.
Przepakowałem bagaż, pozbyłem się niepotrzebnych rzeczy. Namiot rozłożyłem na pobliskich grzejnikach, a sam pogrążyłem się w lekturze. W między czasie coraz więcej osób rozkładała karimaty w mniej newralgicznym miejscu tego budynku.
Zrobiło się już późno, a na zewnątrz było ciemno. Po tych paru godzinach tam, namiot wyschnął. Tuż obok wisiała tabliczka o zakazie spania na lotnisku, a jednak osoby w moim otoczeniu śpią. Tak czy siak i mi udało się zamknąć oczy na dwie godziny nim ochrona nas obudziła. Parę kolejnych godzin przeczekuję na siedząco w pół śnie nim nadszedł czas na mój lot.
To co zbędne zostawiłem, a to co mogłem zjadłem i z takim odchudzonym plecak mogłem wejść do samolotu bez problemu.
Odprawa poszła szybko i sprawnie, a całą podróż samolotem praktycznie przespałem nim wylądowałem w Danii. W Kopenhadze panował upał, więc trzeba było zrzucić z siebie te islandzkie warstwy. Teraz miałem się udać do Trelleborga, w podobny sposób jaki przyjechałem z Trelleborga na lotnisko. Dalej promem dostałem się do Świnoujścia i tak właśnie w Polsce bylem chwilę przed północą.


Dzień 18 (22.08.15) Sobota

Kiedy wybiła 24, znajdowałem się na stacji benzynowej w Świnoujściu, bez żadnego normalnego transportu do Szczecina o tej godzinie. Mogłem przeczekać do rana i pojechać pociągiem albo wrócić stopem, tylko czy koś o tej porze by mnie zabrał? Jednak skoro przejechałem tyle już autostopem to czemu by nie spróbować jeszcze jeden raz.
Chciałem się przespać już we własnym łóżku, bo jeszcze tego dnia zmierzałem pojawić się na wesele mojego przyjaciela.
I tak zajadając batonika i paluszki, pytałem się kierowców tirów czy mnie nie podwiozą. Pierwszy kierowca zaproponował transport do Goleniowa, ale skoro jeszcze nie ruszał to w między czasie pytałem innych. Dobrze się złożyło, bo znalazłem kogoś kto akurat podwiózł mnie do Szczecinie. Tym samym mogłem być wypoczęty na późniejsze wesele.

Koniec odcinka islandzkiego.
_________________
Blog
http://www.poznajmojaprzygode.pl/

FB
https://www.facebook.com/poznajmojaprzygode/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 4 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 1 gość


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group