8 najgorszych historii z Airbnb, których można było uniknąć. Jak nie dać się złapać?
Od zakazu spożywania posiłków do godziny 18, przez rasistowskie wiadomości od właścicieli aż po „czysty i przytulny pokój”, który okazuje się być kontenerem towarowym za jedyne 100 GBP – przekręty i dziwaczne sytuacje związane z rezerwowaniem noclegu na Airbnb bywają naprawdę nietypowe. Zebraliśmy najgorsze z nich i ostrzegamy, jak nie dać się złapać w pułapkę.
Wynajmowanie noclegów przez Airbnb nie jest już niczym nietypowym. Ludzie chętnie korzystają z portalu, bo w wielu miastach właściciele mieszkań oferują konkurencyjne ceny w stosunku do hoteli, a jednocześnie dają poczucie niezależności i swobody. Można tu także znaleźć prawdziwe perełki – od domku na drzewie po przeszkloną bańkę pośrodku niczego albo absolutnie nietypowe noclegi jak wóz Drzymały, dom w kształcie muszli albo lokal położony w samym środku rezerwatu dla lwów.
Jednak serwis, który pokochały miliony ludzi na całym świecie nie jest bez wad. Niemal pod każdym artykułem na jego temat poza pochwałami pojawiają się także te mniej pochlebne komentarze z historiami, które w najlepszym przypadku mogą po prostu rozbawić, a w najgorszym przerazić. Co jakiś czas podobne skargi na gospodarzy trafiają do mediów i zyskują gigantyczny rozgłos. Dziś przyglądamy się tym najgorszym i podpowiadamy, czy można było tego uniknąć, a także czy i kiedy warto reagować na niepokojące nas wiadomości, ustalenia czy szczegóły rezerwacji.
A jeśli szykujesz się na pierwszy tego typu wyjazd, sprawdź nasz poradnik „Airbnb – na co zwracać uwagę, by nie dać się oszukać i co robić w razie kłopotów”. Pamiętaj też, że jeśli nie posiadasz jeszcze konta w serwisie Airbnb, możesz je założyć i odebrać 110 PLN rabatu do wykorzystania przy wynajmie apartamentu w dowolnym miejscu na świecie.
Towar niezgodny z opisem
Zaledwie kilka tygodni temu opisywaliśmy historię Brytyjczyka, który w centrum Amsterdamu zupełnie nieświadomie wynajął sobie kontener. I nie jest to przejęzyczenie ani błąd w tłumaczeniu. Mężczyzna, który przyjechał do stolicy Holandii na mecz drużyny Tottenham Hotspur, zapłacił za swój nocleg 100 GBP i spodziewał się „czystego domu z prywatną łazienką”, bo dokładnie tak brzmiał tytuł ogłoszenia. Dopiero na miejscu okazało się, że nie ma żadnego domu, kontener jest postawiony nielegalnie, w środku jest jedynie materac, a prywatna łazienka w rzeczywistości oznacza przenośną toaletę w wydzielonej części metalowego cuda.
Po nagłośnieniu sprawy kontener został zabrany przez służby, Airbnb usunęło ze swojej strony zarówno ofertę jak i profil gospodarza, a Brytyjczykowi zaproponowano zwrot kosztów i voucher w wysokości 100 GBP.
Innym razem media rozgrzała oferta z Platja d’en Bossa na Ibizie. Za 50 EUR można było wykupić miejsce na łóżku piętrowym. I to jeszcze pewnie byłoby do przełknięcia, bo to rezerwujący decyduje czy cena jest adekwatna do standardu, a w szczycie sezonu ceny lubią osiągać absurdalne poziomy. Pikanterii sprawie dodał jednak fakt, że ciasno ustawione łóżka w rzeczywistości stoją… na balkonie.
Nietypowa forma noclegu spotkała także dziennikarkę Brigid Delaney, która opisała swoją historię na łamach The Guardian. Wynajęła bowiem miejsce w buddyjskiej świątyni. Na miejscu odkryła, że wszystkich gości obowiązują restrykcyjne zasady – od 5:30 muszą oni medytować i pomagać przy pracach fizycznych. Do 18:00 obowiązuje także ścisły post. Przyznała jednak, że informacje na ten temat były zawarte w ofercie, ale nie przeczytała jej aż tak dokładnie, a po prostu spodobała jej się wizja noclegu w świątyni.
Mówi się, że tylko spokój nas uratuje. W tym przypadku liczą się jednak opinie, opinie i jeszcze raz opinie. Rezerwujesz nowy obiekt? Niestety, robisz to poniekąd na własne ryzyko. Jeśli się uda, prawdopodobnie sporo zaoszczędzisz, bo cena najczęściej jest wtedy obniżona. Jeśli będzie wtopa – no cóż… będziesz tym, którego ostrzeżenie powstrzyma innych.
Warto też bardzo dokładnie oglądać zdjęcia i nie dopowiadać sobie rzeczy, które nie mają miejsca. Na przykład w przypadku wspomnianego łóżka na balkonie, na zdjęciach można było się dopatrzyć, że nie postawiono ich w pokoju. Choć ten fakt może zdecydowanie przerastać wyobraźnię. Jeśli masz wątpliwości czy coś jest takie, jak się wydaje – zapytaj. W razie problemów będziesz mieć przynajmniej dowód, że gospodarz obiecywał coś innego.

Gdy właściciel łamie prawo...
Airbnb tworzą ludzie, a ci bywają naprawdę różni – od grzecznych i sympatycznych gospodarzy, którzy mogą się stać nawet twoimi znajomymi, przez niezbyt zorientowanych, nieco chaotycznych właścicieli, którzy chyba nie do końca potrafią poruszać się w temacie wynajmu, aż po skrajne przeciwieństwo – tych chamskich, niegrzecznych i roszczeniowych, od których warto uciec czym prędzej.
Jednym z tych ostatnich jest Tami Barker – gospodyni, który odwołała rezerwację, gdy dowiedziała się, że rezerwująca jest Azjatką. 26-latka wynajęła jego dom na weekend z przyjaciółmi. Tuż przed przyjazdem dostała jednak SMS-a, który informował dziewczynę, że nie mogłaby tam zamieszkać „nawet, gdyby była ostatnią osobą na ziemi”. Gospodyni dodała też wyjaśnienie: „powiem tylko jedno słowo – Azjaci”. Dziewczyna postanowiła nie odpuszczać i ostatecznie Tami musiała zapłacić jej 5 tys. USD odszkodowania. Dodatkowo sąd zmusił ją do uzupełnienia wiedzy z zakresu kultury i historii Azji na specjalnym kursie.
Najbardziej absurdalną historią jest jednak ta, która spotkała Jaleesa Jacksona i Chedozie Uwandu w południowej Kalifornii. Para wynajęła miejsce w niewielkim pensjonacie rzekomo prowadzonym przez gospodarza. W pierwszym dniu mężczyzna kompletnie pijany dobijał się do ich drzwi, ale gdy został przez nich rozpoznany, przeprosił za sytuację i bez słowa wyjaśnienia oddalił się w nieznanym kierunku. Goście uznali, że to jednorazowy, pijacki wybryk. Niestety w nocy właściciel znów zaatakował, tym razem włamując się do ich pokoju przez okno. Dopiero po fakcie i przesłuchaniu na policji okazało się, że mężczyzna w ogóle nie ma prawa wynajmować noclegów w tym miejscu. Mimo tego na koniec próbował jeszcze obciążyć parę opłatą za sprzątanie.
Dużo bardziej dramatyczna sytuacja przydarzyła się innej kobiecie. Leslie Lapyowker wynajęła mieszkanie od Carlosa del Olmo. Już w pierwszej chwili mężczyzna kilkukrotnie ją przestraszył. Jak później opowiadała – zachowywał się agresywnie, wulgarnie i nie przebierał w słowach, rzucając dwuznaczne żarty. Kobieta wytrwała w wynajętym mieszkaniu trzy noce, ale musiała wrócić po laptopa, którego zostawiła na miejscu. Wtedy według jej opisu mężczyzna miał zamknąć drzwi, rozebrał się i domagał, by wzięła udział w jego „czynnościach seksualnych”. Airbnb przyznało jednak, że wcześniej nie było żadnych przesłanek do tego, by usunąć go z portalu. Po zgłoszeniu sprawy na policję, serwis zablokował jego konto.
Znów pojawia się temat opinii. Warto je dokładnie czytać. Zdarza się jednak, że wszystko wydawało się być w porządku, a dopiero na miejscu „wychodzi szydło z worka”. Jeśli tylko czujemy, że coś jest nie tak, od razu reagujmy.
Zgłaszajmy sprawę do Airbnb, zmieńmy czym prędzej nocleg i dopiero później wyjaśniajmy szczegóły, domagajmy się zwrotu pieniędzy i rekompensaty. Warto też nagrywać chamskie zachowania gospodarzy, robić screeny rasistowskich czy wulgarnych wiadomości i dwuznacznych propozycji – to bardzo ułatwia zablokowanie gospodarza.

Płatność, która nie przeszła
„Jest pewien problem z Twoją rezerwacją. Płatność kartą nie przeszła, może po prostu załatwimy to przelewem?” – to wiadomość, która niedoświadczonemu użytkownikowi nie wydaje się być podejrzana. Ot, odrzucenie transakcji, jakie przy płatnościach kartą zdarzają się od czasu do czasu. Dokładnie tak pomyślała Michaela Scarrott z Auckland, gdy zarezerwowała ośmioosobowy luksusowy apartament w nowozelandzkim Whangarei.
Zgodziła się przelać 4800 USD na prywatne konto przez „specjalny formularz” i po otrzymaniu potwierdzenia, że wszystko jest w porządku, żyła w błogiej nieświadomości o przekręcie. Do czasu, gdy razem z przyjaciółmi stawiła się pod wskazanym adresem. Dopiero na miejscu okazało się, że wymarzony dom nigdy nie był wystawiany na Airbnb przez jego właścicieli. Po fakcie Michaela przyznała, że dała się nabrać, bo formularz wyglądał jak prawdziwa strona Airbnb. Ikonki profili społecznościowych linkowały do prawdziwych kont firmy, a mail z potwierdzeniem niczym nie różnił się od tych, które otrzymywała od serwisu wcześniej.
Jeśli chcesz zapłacić jakąkolwiek kwotę za nocleg, rób to zawsze tylko i wyłącznie przez oficjalne systemy Airbnb. Pamiętaj, że strona nie oferuje też możliwości płacenia przelewem, a jedynie kartą, więc nie daj się wrobić w linki ze „specjalnym formularzem” łudząco podobnym do strony Airbnb. Nie przelewaj też pieniędzy poza systemem, nawet gdy gospodarz obiecuje zniżkę. W ten sposób tracisz jakąkolwiek ochronę portalu.
Regulaminy, tajemnicze opłaty i samoistne uszkodzenia
Sam fakt, że obiekt noclegowy ma regulamin nie jest niczym dziwnym. Wszak poinformowanie gości, w jakich godzinach obowiązuje cisza nocna, czy wolno palić w pokoju albo gdzie i o której mają oddać klucze, może bardzo ułatwić komunikację na linii gospodarz – gość. Zdarza się jednak, że gospodarzy poniesie wyobraźnia, a regulamin jest nastawiony na to, by wyłudzić dodatkowe opłaty.
Tak stało się w przypadku pary, która wynajęła mieszkanie w Austin. Na miejscu okazało się, że drzwi do ich sypialni zastawione są… stołem bilardowym. Postanowili więc go przesunąć i wejść do pokoju. Dopiero po wymeldowaniu właściciel postanowił obciążyć ich kosztem „ponownego, profesjonalnego poziomowania stołu” – bagatela 500 USD. Na szczęście po wymianie wiadomości z serwisem i bankiem, udało się odzyskać pieniądze, a konto gospodarza zostało zablokowane.
Przeczytaj dokładnie warunki, na których właściciel wynajmuje mieszkanie. Jeśli coś wydaje się niejasne, warto dopytać o co konkretnie chodzi. Jeśli coś od początku jest zepsute, dobrze jest zrobić zdjęcia, które to udokumentują. W razie wystąpienia absurdalnych zapisów w regulaminach można też śmiało zgłosić się bezpośrednio do Airbnb.