Autostrada na niebie. Poznaj system „drogowy” bardziej restrykcyjny niż wszystkie inne na świecie
W każdej sekundzie na niebie znajduje się kilkanaście tysięcy samolotów, a dziennie wykonywanych jest ponad 100 tys. lotów. To liczby, które rozpalają wyobraźnię, lecz niekoniecznie w kontekście wielkości nieba. Tam na górze nie ma żadnych jezdni, znaków i ograniczeń prędkości, więc jak to wszystko działa?
fot. Flightradar24.com
Niebo to skomplikowany system korytarzy
Piloci linii lotniczych nie zaczynają pracy w momencie wejścia do samolotu. Wykonują swoje obowiązki o wiele wcześniej, nawet na kilka godzin przed wzbiciem maszyny w powietrze: sprawdzają pogodę, zapoznają się z drogami lotniczymi oraz odpowiednimi procedurami odlotu i przylotu na poszczególne lotniska. Jeśli wykonują kilka rejsów dziennie non-stop, co jest popularną praktyką zwłaszcza w liniach niskokosztowych, z samego rana planują cały dzień pracy.
Zaraz, zaraz… Drogami lotniczymi? Tak, niebo jest lepiej poukładane niż doskonale zaprojektowane centrum Barcelony. Jeśli spędziliście kiedyś trochę czasu na jednym z serwisów pokazujących pozycję samolotów – takim jak Flightradar24.com – zapewne zauważyliście „wydeptane ścieżki” na niebie. To właśnie drogi lotnicze, czasem nazywane również korytarzami. Mają określone wymiary i przebiegają na ustalonej wysokości.
fot. Johnny Lye / Shutterstock
Drogi lotnicze istnieją na całym świecie. Chociaż są niewidoczne, systemy planowania lotów oraz elektroniczne przyrządy nawigacyjne w samolotach doskonale wiedzą o ich istnieniu. To dzięki nim – oraz kontrolerom ruchu lotniczego, którzy są swoistymi podniebnymi policjantami pilnującymi przepisów i kolejną parą oczu dla pilotów – ruch na niebie jest uporządkowany i przebiega w sposób praktycznie niezakłócony. W końcu kiedy ostatnio słyszeliśmy o kolizji w powietrzu dwóch maszyn latających dla linii lotniczych? Samolotom – paradoksalnie – o wiele łatwiej jest „stuknąć się” na ziemi, czego doskonałym przykładem jest chociażby sytuacja z maszyną LOT w Toronto, którą nie tak dawno zaczepił Boeing 767 linii Air Canada Rouge.
Nikt nie kontroluje małych samolotów
Ale drogi lotnicze to nie wszystko. Użytkownicy małych, prywatnych samolotów, lekkich i ultralekkich, podlegają zazwyczaj innym regułom. Dlaczego? Przestrzeń powietrzna dzieli się na klasy i – w dużym uproszczeniu – może być kontrolowana lub nie. W kontrolowanej działają służby kontroli ruchu lotniczego, a cały ruch pasażerski i towarowy podlega ścisłemu planowaniu z wykorzystaniem dróg lotniczych. Niekontrolowana używana jest przede wszystkim w lotnictwie cywilnym i pozwala na praktycznie nieograniczone – aż do początku przestrzeni kontrolowanej – możliwości. Warto wiedzieć, że przestrzeń powietrzna jest wielowymiarowa: część kontrolowana nierzadko znajduje się nad przestrzenią bez kontroli. Planujesz zrobić licencję pilota? Swoje pierwsze kilkadziesiąt godzin w powietrzu prawdopodobnie spędzisz w przestrzeni niekontrolowanej, gdzie to od Ciebie zależy bezpieczeństwo na niebie. Musisz mieć oczy dookoła głowy, by uniknąć sytuacji prowadzących do ewentualnych wypadków. Ale nie martw się, na swojej drodze nie spotkasz pasażerskich i towarowych statków powietrznych, bo one poruszają się tam, gdzie działa kontrola ruchu lotniczego.
fot. Jpatokal / Wikimedia Commons
Polećmy gdzieś!
Wróćmy jednak do pilotów lotów komercyjnych (operowanych przez linie lotnicze) i jednego z elementów ich codziennych przygotowań do pracy. Każdy rejs określony jest przez plan lotu, czyli – między innymi – zestaw konkretnych dróg lotniczych, które są najbardziej ekonomiczne dla danego połączenia, czyli często także najkrótsze. W ich skład wchodzą także standardowe procedury startów i lądowań dla poszczególnych dróg startowych na lotniskach, które określają wymagane położenie samolotu podczas rozpoczynania lub kończenia rejsu. Wszystko to (i o wiele więcej) wprowadza się do samolotowych systemów i po zaakceptowaniu planu lotu oraz otrzymaniu pozwolenia na start jesteśmy gotowi, by wznieść się w przestworza.
W idealnych warunkach lecimy zgodnie z planem lotu, kontaktując się z kontrolą ruchu lotniczego w celu uzyskania odpowiednich zgód. Czasami może jednak dojść do nieprzewidzianej sytuacji, która zmusi nasz samolot do zmiany ustalonej drogi lub wysokości. Wówczas interweniuje kontroler, który wydaje załodze odpowiednie polecenia. To właśnie pracownicy służby kontroli ruchu lotniczego są najbardziej odpowiedzialni za porządek na niebie, bo oni jako jedyni widzą niebo szerzej niż z punktu widzenia pojedynczego samolotu i mają możliwość odpowiednio wczesnego reagowania na wszelkie nieprzewidziane sytuacje. Nie bez przyczyny czas pracy kontrolera to tak naprawdę tylko 5,5 godziny dziennie, z licznymi przerwami, w zamian za tysiące złotych wynagrodzenia. Problem pojawia się jednak w momencie, gdy samolot wylatuje z zasięgu komunikacji radiowej oraz radarów. Nie jest w stanie komunikować się z kontrolerami ruchu i właściwie nikt nie wie, gdzie się znajduje. Do takich sytuacji setki razy dziennie dochodzi nad „wielką wodą”.
fot. Flightradar24.com
Nieposkromione oceany? Bzdura
Co się dzieje wówczas? Piloci wcale nie są „ślepi” bez dodatkowej pary oczu w postaci kontrolerów, a cały proces pokonywania tych ogromnych zbiorników wodnych jest szczegółowo uporządkowany. Za jego sprawne działanie przy pokonywaniu Oceanu Atlantyckiego z zachodu na wschód odpowiada służba kontroli ruchu lotniczego w Gander, w Kanadzie. To ostatni punkt, z którym samoloty kontaktują się lecąc ze Stanów Zjednoczonych do Europy. Codziennie rano, na podstawie próśb od linii lotniczych, tworzona jest lista kilkunastu określonych dróg lotniczych nad Atlantykiem, którymi później poruszają się statki powietrzne. Następnie, po wybraniu preferowanej drogi, każda z maszyn wlatuje do jednej z nich. Nie da się określić, gdzie w danym korytarzu znajduje się konkretny samolot, więc nowe maszyny „wpuszczane są” do nich z odstępem co najmniej 15-minutowym. Po wlocie w drogę lotniczą załoga żegna się z kontrolą ruchu powietrznego i… czeka. Na przywrócenie łączności radiowej i nawigacji radarowej przy dolocie do Europy. A także liczy na to, że inni również lecą zgodnie ze swoimi planami lotów. Skutki „samowolki” w sytuacji bez nadzoru kontroli ruchu lotniczego i działającego radaru mogłyby być katastrofalne.
System będący synonimem bezpieczeństwa
Na szczęście bardzo rzadko słyszymy o wypadkach podczas pokonywania dróg lotniczych przez samoloty. Do największej liczby incydentów wciąż dochodzi na ziemi, często nawet nie w trakcie startów czy lądowań. W powietrzu używamy określonych dróg lotniczych, zachowywane są odpowiednie odległości pomiędzy samolotami, przestrzeń powietrzna jest ściśle kontrolowana, a za stery najczęściej odpowiada autopilot. To wszystko sprawia, że dziś latanie jest najbezpieczniejsze w historii, a praktycznie każdy lot jest po prostu autostradą do nieba. W doskonale zorganizowanym systemie „drogowym”, który w każdej sekundzie działa jak w zegarku. Mając na uwadze ostatnie incydenty w lotnictwie pasażerskim nasuwa się jednak pytanie, czy w takim razie najsłabszym ogniwem w kontekście bezpieczeństwa ruchu lotniczego nie jest czasem… pilot?