Dokąd polecieć, by zobaczyć zorzę? I jak to zaplanować? Radzą eksperci od podróży
Aurora borealis, bo tak z języka łacińskiego brzmi nazwa tego pojawiającego się na półkuli północnej zjawiska (w odróżnieniu od aurora australis z półkuli południowej) ukazała się naszym oczom niemal zaraz po tym, jak wyjechaliśmy z lotniska w norweskim Tromso tuż za kołem podbiegunowym. Olśniła nas, wręcz zahipnotyzowała. Długo nie mogliśmy dojść do siebie.
Potem podziwialiśmy ją co wieczór podczas kilkudniowego pobytu w okolicach Tromso. Naprawdę była dla nas niezwykle hojna. Mimo tego, że widzieliśmy ją tak często, uwierzcie nam – ten spektakl i tak się nam nie znudził. Ale najlepsze jest to, że wcale nie była to nasza pierwsza styczność z aurorą. Kilka lat wcześniej udało nam się ją uchwycić (choć tylko raz) w fińskiej Laponii. Pamiętajcie, że luty i marzec są najlepszymi miesiącami na poszukiwanie zorzy polarnej. Wynika to z fizyki. Wtedy są najbardziej odpowiednie warunki: Intensywność promieniowania magnetycznego, szybkość pojawiania się zmroku i ciemnego nieba, mniejsza liczba frontów z zachmurzeniem
Tromso. Zorza z reniferem
Tromso to miasto uznawane za nieformalną stolicę Arktyki, którego symbolem, oprócz podgrzewanych chodników są: futurystyczny budynek Biblioteki Miejskiej oraz protestancka Katedra Arktyczna. Najbardziej urokliwa jest tu jednak drewniana, XIX-wieczna zabudowa. Możecie sobie wyobrazić, jak bajkowo to wygląda, gdy przyprószy ją śnieg. Ale to nie Tromso jest w poszukiwaniu zorzy polarnej najważniejsze, bo tutaj – w oświetlonym mieście, raczej nie sposób jej dostrzec.
Okolice Tromso już jak najbardziej się do tego nadają. Idealnym miejscem, jak się okazało, była malutka wioska Skulsfjord, w której zamieszkaliśmy i z której eksplorowaliśmy bliższe oraz dalsze okolice. Choć sama w sobie spełnia oczekiwania co do zorzy, która pojawiała się nad naszymi głowami co wieczór. Podobnie jak wędrujące w pobliżu stada reniferów, ale te raczej co rano. Znajdujemy się na historycznym terenie zamieszkiwanym przez Saamów, w których kulturze zarówno Aurora Borealis jak i stada reniferów mają kluczowe znaczenie. Ze Skulsfjord można udać się m.in. na wyspę Vengsoya promem wybudowanym w Stoczni Gdańskiej lub na przepiękny roadtrip wokół Alp Lyngeńskich oraz na wyspę Senja, która czasem nazywana jest “Norwegią w miniaturze” i stanowi dla niektórych alternatywę wobec Lofotów..
Fińska Laponia. Zorza z Mikołajem
Stolicą fińskiej Laponii jest Rovaniemi. Niektórzy lecą tu po to, by spotkać się twarzą w twarz ze Świętym Mikołajem w jego wiosce, który przecież nawet nie mieszka jeszcze za kołem podbiegunowym ale tuż przy jego granicy. Ale ci, którzy szukają zorzy polarnej oczywiście też nie będą narzekać. Wszystko na północ od tego miasta to gwarancja nie tylko siarczystych mrozów zimą, ale i pięknych warunków zorzowych. W przeciwieństwie do północnej Norwegii, gdzie wilgotne masy znad Atlantyku potrafią nieco skomplikować plany, gdy niebo się zachmurzy, w Laponii występuje znacznie więcej dni z bezchmurnym niebem.
Bazami wypadowymi mogą być miejscowości turystyczne, które zimą obsługują też ruch turystyczny, związany ze sportami zimowymi takimi jazda na nartach, wyścigi psich zaprzęgów czy jazda skuterami śnieżnymi. Są to np.: Levi, Enontekio czy dostępne pociągiem Kollari. Wszystko dlatego, że jest tu większy wybór miejsc noclegowych. Choć podobnie jak w przypadku Norwegii, są to miejsca stosunkowo drogie (od 300 PLN za pokój dla 2 osób). Północna Finlandia szczyci się też funkcjonowaniem hoteli w przezroczystych kulach czy pół-tubach, nad którymi nocne niebo rozpięte jest niczym sufit. To jednak wydatek nawet kilkunastokrotnie wyższy niż standardowy hotel. Czego się jednak nie robi dla obserwacji zorzy w takich spektakularnych warunkach z perspektywy własnego łóżka.
– To sobie można puścić hologram we własnym pokoju – ktoś powie.
– Nie, przeżycie związane z zorzą w TYCH konkretnych zimowych warunkach to coś absolutnie niepodrabialnego – odpowiadamy.
Islandia. Zorza z gorącymi źródłami
Dla niektórych to “zorzowy” kierunek najłatwiejszy i najbardziej oczywisty. Odpowiedź na pytanie dlaczego jest często ukryta między wierszami. Choćby kwestia bardzo licznej w tym kraju Polonii: ktoś z rodziny, znajomych – możliwość zaczepienia się u niego czy chęć objechania tej pięknej wyspy w zimowej scenerii. To z pewnością jest wielki atut Islandii. Sama w sobie jest ona celem wielu Polaków i gwarantuje masę dodatkowych atrakcji i wrażeń przy przychylnej zorzy pogodzie: czarne plaże, wulkany, ciepłe źródła i laguny, Fiordy Zachodnie, nocne życie Reykjaviku.
Wikingowie, którzy osiedlali się na wyspie, lśniące zielone wstęgi nad swoimi głowami kojarzyli z połyskującą zbroją Valhalli. Najczęściej wybieranym (i finalnie najbardziej efektywnym finansowo) sposobem na upolowanie zorzy polarnej jest udział w wycieczce z przewodnikiem. Na przykład przez oficjalnego operatora, który pracuje na rzecz promocji kraju: Guide to Iceland. Wyjazdy te są regularnie organizowane od września do kwietnia za każdym razem, gdy przewiduje się wystąpienie świateł. Co ciekawe w razie niesprzyjających warunków i odwołania – można otrzymać zwrot pieniędzy.
Najbardziej ekstrawagancką formą jest zaś z pewnością obserwowanie zorzy z łodzi jednej z wycieczkowych łodzi z portów Akureyri lub Reykjavíku. Najbardziej budżetowa opcja to piesza wycieczka poza Reykjavik – pamiętać trzeba jednak o tym, by się dobrze ubrać i uwzględnić, że ta stolica, choć dużo mniejsza od np. Radomia, to istna “metropolia” północy – wobec tego zanieczyszczenie świetlne (jasna łuna) może niektórym przeszkadzać.
O autorach: Anna i Marcin Nowakowie – Podróżnicy i blogerzy z wykształcenia specjaliści od turystyki i geografii. Miłośnicy świadomego i edukacyjnego podróżowania. Autorzy kanału „Wędrowne Motyle i serii książkowej „Podróżuj…” w tym bestsellerowego poradnika „Podróżuj Lepiej”, który patronatem objęło Fly4free.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?