Jedziesz na wakacje z biurem, żeby mieć „wszystko w cenie”? Ależ się możesz zdziwić!
Po pracowitym roku masz ochotę na „po prostu odpoczynek”. Albo masz dzieci, więc chciałbyś, żeby były te wszystkie animacje i inne rozrywki z myślą o najmłodszych. Albo nie masz żadnych oczekiwań – byle były drinki i leżak. Wybierasz więc biuro podróży, bo myślisz tak: może i będzie drożej, ale przynajmniej zapewnią nam już wszystko, co potrzebne, pojedziemy z dużym bagażem, zawiozą nas do hotelu, przekażą pełny pakiet informacji i nie będziemy już musieli za nic dopłacać.
I choć to myślenie brzmi sensownie, bo przecież kiedyś tak właśnie działały biura, to dziś… coraz częściej przypominają tanie linie lotnicze, w których za wiele rzeczy trzeba dodatkowo dopłacić. I to za te, które dawniej były przecież w standardzie. Kto się więc dokładnie nie wczyta w ofertę, może być nieco zaskoczony.
Pafos od 2839 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Gdańsk)
Sharm El Sheikh od 2856 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Wrocław)
Hammamet od 2585 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Bagaż to jedno, ale dodatkowo płatny transfer do hotelu?!
Jedno z pierwszych skojarzeń z biurami podróży to zwykle połączenia czarterowe. Nic bardziej mylnego – choć czartery dalej są w cenie, to coraz częściej i chętniej biura podróży korzystają także z połączeń rejsowych, a więc może się okazać, że na wakacje z biurem podróży polecicie np. WizzAirem lub Ryanairem.
A wtedy – zapomnijcie o atucie, który przez wiele lat gwarantowały biura podróży, czyli bagażu rejestrowanym. Ba, nawet o dużym podręcznym, bowiem obowiązują was standardowe zasady tanich linii. Za coś więcej trzeba dopłacić. A ile? Często srogo. Sprawdzam pierwszą lepszą ofertę biura i widzę cennik – Ryanair, duży bagaż rejestrowany – 130 PLN za osobę, a rejestrowany za 340 PLN. Dużo gorzej w Wizz Air. Duży bagaż podręczny do wydatek 290 PLN za osobę, a rejestrowany od 600 do nawet 800 PLN (!).
Zresztą dopłaca się też lecąc LOT-em czy Air France (bo i takich ofert nie brakuje). Na szczęście nadal możecie znaleźć oferty obsługiwane przez enterAir, Emirates czy kilka innych linii, które mają bagaż rejestrowany w cenie.
To nie jedyna zasada przeniesiona prosto z tanich linii. Podobnie sprawa wygląda, jeśli chcecie siedzieć ze swoimi współtowarzyszami. Za taką gwarancję trzeba po prostu zapłacić – od kilkudziesięciu do kilkuset PLN. Oczywiście, zawsze jest szansa, że przy odprawie na lotnisku uda Wam się „złapać” wspólne miejsca. Ale o gwarancji, która kiedyś była oczywistością (I to w cenie!), zapomnijcie.
Największym zaskoczeniem może być jednak fakt, że w biurach podróży pojawiły się opłaty za… transfer do hotelu. Jeden z czołowych touroperatorów w Polsce wprowadził bowiem możliwość wyboru rodzaju transferu – standardowy autobus, który rozwozi ludzi po różnych hotelach, szybszy prywatny samochód z kierowcą lub samochód na wynajem. I wszystko byłoby okej, gdyby nie fakt, że dopłaca się… nawet za autobus – dokładnie 60 zł/os.
Ale na miejscu też mogą być niespodzianki
Z założenia all inclusive – jak sama nazwa wskazuje – to oferta, w której wszystko jest w cenie. Stali klienci biur podróży doskonale wiedzą jednak, że jedno all inclusive drugiemu nie równe i wszystko zależy od kraju, hotelu, standardu i wielu innych czynników.
Przede wszystkim zwykle już na wstępie – przy zameldowaniu przyjdzie nam zapłacić podatek turystyczny. Najczęściej im wyższy standard hotelu, tym więcej. Czasem to będzie raptem kilkanaście PLN, czasem kilkadziesiąt, ale niejednokrotnie zdarza się, że mamy do zapłacenia trzycyfrową kwotę. A to dopiero początek.
Dodatkowo płatne mogą być usługi typu sauna, korty tenisowe, siłownia, ale także drobniejsze sprawy – jak chociażby… leżaki i ręczniki na plaży (zwykle ok. 5-10 EUR za dzień). A i te basenowe bywają objęte kaucją. Bardzo często płatny jest też dostęp do internetu.
Nie inaczej jest z wliczonymi w cenę napojami – warto bowiem dokładnie sprawdzić, co w danym hotelu oznacza opcja all inclusive. W jednej ofercie all inclusive będzie całodobowe, w drugiej do północy, a w jeszcze innej do 22 (to najpopularniejsza wersja).
Zazwyczaj też w klasycznej ofercie mamy do wyboru jedynie napoje bezalkoholowe i lokalne (!) napoje alkoholowe. Z ich jakością bywa różnie. W jednym miejscu wszystkie bary będą wliczone w cenę, w innych np. tylko ten przy basenie, podczas, gdy ten na plaży będzie dodatkowo płatny. Przyznacie, że to całkiem sporo haczyków – zwłaszcza, gdy ktoś nie porusza się w meandrach biur podróży zbyt pewnie?
***
Jaki z tego morał? Biura podróży są świetnym wynalazkiem, ale ekspresowo podłapały tendencję, która jest obecna w całej branży turystycznej i – podobnie jak tanie linie – zapewniają, że jest to „ukłon w stronę oczekiwań klientów”, choć w efekcie klienci płacą więcej.
Warto więc dokładnie czytać i porówywnać oferty, żeby wiedzieć, za co dokładnie płacimy i ile jeszcze dopłacimy na miejscu. Polecamy również nasz poradnik „all inclusive dla początkujących”, w którym zebraliśmy wszystkie rzeczy, na które warto zwrócić uwagę wybierając ofertę.






Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?