Nie ma nic za darmo? Błąd – te wskazówki mocno obniżą koszty twojego wyjazdu
Każda podróż wymaga przygotowań… i pieniędzy. Na pewno wielokrotnie słyszeliście, że nie ma nic za darmo. Ale czy naprawdę żyjemy w czasach, gdy jedynym sposobem, aby coś otrzymać (zwłaszcza w podróży) jest zapłacenie za dany przedmiot lub usługę?
Nie do końca. Owszem, pieniądze są niezbędne do podróżowania. Ale czasami można za coś zapłacić mniej. Albo wcale. Chciałbym wam pokazać kilka przykładów na to, że nie zawsze to zawartość portfela jest warunkiem koniecznym do tego, aby ułatwić sobie podróż.
* * *
Bezpłatnie na lotniskach?
Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że podczas podróżowania prawdziwą pułapką są… porty lotnicze. Tu nie ma mowy o tym, aby cokolwiek było bezpłatne, prawda? Kupno kanapki powoduje drenaż portfela, litr wody potrafi kosztować 2-3 razy więcej niż poza lotniskiem, ceny usług zwalają z nóg.
Ale nie wszędzie tak jest. Niekiedy wystarczy rozejrzeć się dookoła, aby dostrzec rozmaite możliwości na bezpłatne skorzystanie z usług lub dostępu do konkretnych przedmiotów. Sztandarowym przykładem jest temat wody do picia. Coraz więcej lotnisk wprowadza bezpłatne poidełka, w których możemy napić się wody oraz napełnić nasz bidon na zapas. Taka możliwość pojawiła się nawet na warszawskim Lotnisku Chopina – źródełka są trzy, z czego dwa w strefie Schengen.
Są kraje (i lotniska), w których takie poidełka są powodem do dumy – port lotniczy w Keflaviku chwali się punktem, gdzie podróżni mogą za darmo uzupełnić swoje bidony wodą… z lodowca.
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
To w ogóle świetne lotnisko – jeżeli chcecie zabezpieczyć swój bagaż rejestrowany specjalnym plastikowym workiem, możecie zrobić to samodzielnie i bezpłatnie. W 95 proc. innych portów lotniczych taka usługa („wrap luggage”) jest płatna… i nie jest to wcale tania sprawa.
Inną ciekawą opcją są bezpłatne prysznice, które możecie spotkać na niektórych lotniskach. Potrzebujecie się odświeżyć po długiej podróży? Nie ma problemu. Z tego typu darmowej usługi skorzystacie m.in. na części lotnisk w Chinach, Nowej Zelandii, Australii… ale także, jak donoszą nasi czytelnicy, w Porto, Dublinie czy londyńskim Gatwick.
Prąd i telefon?
Padła wam komórka, w której mieliście zapisany adres hotelu? W większości portów lotniczych znajdują się miejsca, gdzie możecie się bezpłatnie podpiąć do prądu i podładować wasze urządzenia elektroniczne. Nie dość tego, coraz popularniejsze na lotniskach całego świata są strefy, w których można skorzystać z bezpłatnego dostępu do internetu.
A może potrzebujecie pilnie zadzwonić? Część z portów lotniczych idzie jeszcze dalej. W ubiegłym roku pisaliśmy na naszych łamach o udogodnieniu, jakie wprowadziło Lotnisko Chopina – to możliwość prowadzenia z lotniska darmowych rozmów telefonicznych, zarówno na krajowe numery stacjonarne, jak i komórkowe. W lotniskowym terminalu zamontowano 5 stanowisk telefonicznych.
Fot. Fly4free.pl
(Prawie) darmowy kamper?!
Podróżowanie kamperem to marzenie niejednego turysty. Samochód, który jest tak naprawdę domem na kołach: do dyspozycji mamy łóżka, toaletę, prysznic, kuchenkę, wszystkie niezbędne rzeczy. To, gdzie pojedziemy, ogranicza tylko nasza wyobraźnia. Niestety, ten sposób podróżowania wymaga zasobnego portfela: kupno kampera to ogromny wydatek, z kolei jego wynajem jest bardzo drogą opcją.
A może by tak… spróbować „złapać” taki środek transportu za darmo? Brzmi jak bajka – ale niekiedy działa! Chcielibyście mieć do swojej dyspozycji duży samochód kempingowy, którym moglibyście przejechać na przykład z okolic Nowego Jorku do San Francisco (albo z Adelajdy do Perth) nie płacąc za wynajem lub ponosząc symboliczną opłatę, rzędu (uwaga) 1 dolara dziennie?!
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Przy odrobinie szczęścia, nic nie stoi na przeszkodzie, aby spróbować skorzystać z takiej opcji. W internecie bez trudu znajdziecie oferty, które to umożliwiają. Jak to możliwe? Cóż, niekiedy firmy wynajmujące samochody osobowe i kempingowe potrzebują „przeprowadzić” dany pojazd z jednego miasta do drugiego.
I zamiast inwestować czas (i pieniądze) w wysłanie w drogę swojego pracownika – oraz jego późniejszy powrót do miasta pierwotnego – szukają chętnych na podjęcie się tego zadania. Korzyść? Dla wszystkich stron!
Fot. Collage / Franz Metelec, Paweł Kunz / Fly4free.pl , shutterstock
Jak to wygląda w praktyce? Odbieracie kampera w pierwotnej lokalizacji, po czym macie określoną liczbę dni na dojechanie do punktu docelowego. To, jaką drogą pojedziecie – zależy już tylko od was. Cena takiej przyjemności? Cóż, to koszty paliwa, które musicie wlewać do baku (a często owe koszty również są refundowane po przedstawieniu rachunków), niekiedy ubezpieczenie. Czy nie ma żadnej dodatkowej stawki za wynajem? Najczęściej to… 1 dolar za dobę. Tak, JEDEN DOLAR.
W ten sposób miałem okazję kilka lat temu przejechać 4-łóżkowym kamperem ze wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych nad Pacyfik (cała podróż zajęła mi 23 dni). Trasę zaprojektowaliśmy samodzielnie, chcąc zahaczyć o miejsca, które były dla nas istotne – i móc zwiedzić najpiękniejsze zakątki Stanów Zjednoczonych. Koszt wynajmu (byliśmy w 4 osoby)? 0,25 centów za osobę za dzień podróży. Łatwo obliczyć, że 23 dni podróży kamperem kosztowało na osobę dokładnie 5,75 USD, czyli równowartość zestawu z kurczakiem w KFC.
Nasi czytelnicy donoszą, że niekiedy na koniec takiej podróży dostawali zwrot nawet tych drobnych kwot.
Niektóre z tego typu ofert są już dostępne w Europie. Rzut oka na jeden z serwisów, który zajmuje się agregowaniem informacji o relokacji kamperów – i widzę na przykład ofertę na „przeprowadzenie” 2-łóżkowego kampera ze Sztokholmu do Londynu. Cena? 1 funt za dzień, możliwe jest rozszerzenie dozwolonych 5 dni podróży o kolejnych 10 (to już dodatkowo płatna opcja). Kiedy można się zgłosić i zacząć podróż? Między 26 stycznia a 3 lipca.
Screen. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Zwiedzanie? Ależ proszę!
Nad tematem bezpłatnego zwiedzania nawet nie ma co się rozwodzić: tutaj nasze forum Fly4free.pl oraz inne informacje, dostępne w internecie na stronach muzeów, obiektów zabytkowych i innych miejsc – są istną kopalnią informacji.
Po co płacić za coś, co niekiedy możemy mieć za darmo. Niesamowite muzea w Londynie są w dużej części dostępne dla turystów bez opłat (na naszych łamach opisywaliśmy również inne bezpłatne atrakcje stolicy Wielkiej Brytanii). Planujecie w listopadzie zwiedzać Zamek Królewski na Wawelu, Zamek Królewski w Warszawie czy Muzeum Łazienki Królewskie? Każdy z tych obiektów zaprasza na „Darmowy listopad”.
Nawet słynne obiekty, takie jak chociażby ateński Akropol ogłaszają listę dni, w które można go zwiedzić bezpłatnie. I zamiast płacić 20 EUR, możecie cieszyć się wejściem za free (skwapliwie skorzystaliśmy z tej możliwości podczas ostatniego Zlotu Forumowiczów Fly4free.pl w Atenach).
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Spanie za darmo
Skoro istnieją sposoby na podróżowanie za darmo (lub prawie bezpłatnie), to co z noclegami? Czy istnieją sposoby na spędzenie nocy w obiekcie turystycznym bez płacenia za pobyt? I nie mówimy tutaj o serwisach typu couchsurfing, które są genialną opcją, ale nie na tym się opierają (w przypadku couchsurfingu „płacimy” swoim czasem, rozmową z gospodarzem, poznaniem bliżej jego kultury, osoby – a nie chamskim wykorzystaniem gościnności naszego hosta tylko jako miejsca do spania).
Tak, jest to wykonalne. W Skandynawii popularnym sposobem na nocleg są… specjalne samoobsługowe chatki (varaustupa, hytte). To coś w rodzaju minischronisk: w środku najczęściej do dyspozycji jest kilka miejsc noclegowych, prowizoryczna kuchnia, a nawet zapas drewna do ogrzania chatki. Nikt ich nie pilnuje, nikt nie zbiera opłat.
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Co więcej, często takie chatki są rozsiane w odległości kilku godzin marszu od siebie: można stworzyć sobie trasę, która będzie wiodła „od chatki do chatki”.
Reguły? Zostaw dane miejsce w takim stanie, w jakim je zastałeś. Nie dewastuj, nie śmieć – a jeżeli masz coś, co może się przydać innym turystom, zostaw to w chatce.
Fot. Collage / Mikale Bankare / Paweł Kunz, Fly4free.pl
System działa fenomenalnie. Miałem okazję przebywać w takich chatkach wielokrotnie, m.in. w Laponii podczas trekkingu na najwyższy szczyt Finlandii. Jestem nieustająco pod wrażeniem faktu, jak przydatną opcją są tego typu miejsca.
I (popuszczając wodze fantazji) zastanawiam się, jak wyglądałyby podobne chatki, gdyby były rozsiane powiedzmy w Beskidach lub w Bieszczadach. Niestety, moje fantazje podszyte są obawami o to, czy turyści, którzy chodzą po polskich górach, byliby w stanie zachowywać się przyzwoicie i nie dewastować takich miejsc.
Ale może się mylę?
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
A jakie są wasze patenty na różne rzeczy, które można otrzymać (lub zrobić) za darmo w trakcie podróży?