Akceptuję i chcę ukryć komunikat Fly4free.pl korzysta z technologii, takich jak pliki cookies, do zbierania i przetwarzania danych osobowych w celu automatycznego personalizowania treści i reklam oraz analizowania ruchu na stronie. Technologię tę wykorzystują również nasi partnerzy. Szczegółowe informacje dotyczące plików cookies oraz zasad przetwarzania danych osobowych znajdują się w Polityce prywatności. Zapoznaj się z tymi informacjami przed korzystaniem z Fly4free.pl. Jeżeli nie wyrażasz zgody, aby pliki cookies były zapisywane na Twoim komputerze, powinieneś zmienić ustawienia swojej przeglądarki internetowej.



Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 
Autor Wiadomość
#1 PostWysłany: 16 Maj 2014 23:44 

Rejestracja: 04 Mar 2012
Posty: 81
Zapraszam do czytania relacji z majówki na Sardynii :)

W tym roku ciężko mi było wymyślić coś oryginalnego na weekend majowy. Myślałam o objazdówce po Włoszech, ale ku mojemu zaskoczeniu trafiłam na bilety EasyJet z Berlina do Olbii za 300 zł na osobę. Zastanowiliśmy się, czy to jest to i po kilku godzinach zostało postanowione – spędzimy tydzień na Sardynii.

Dzień 1 – „Czy w tym mieście można coś zjeść?”
Nasz pierwszy dzień podróży rozpoczął się wcześnie z racji tego, że zanim wylecieliśmy na naszą cudowną majówkę musieliśmy dojechać na lotnisko Schoenefeld. Droga minęła spokojnie i po kilku godzinach byliśmy już na parkingu, gdzie zostawiliśmy samochód. Na Berlin zawsze można liczyć – przywitał nas niską temperaturą i ogromną ulewą, przez co zanim doszliśmy do hali przylotów byliśmy mokrzy jakbyśmy dopiero wyszli spod prysznica. Nie mieliśmy dobrych wspomnień związanych z niemieckimi lotniskami (mój chłopak kiedyś zgubił tam paszport), więc na wszelki wypadek sprawdziliśmy wymiar walizki w koszu EasyJet i przeszliśmy do kontroli bezpieczeństwa. Na szczęście tym razem obeszło się bez niespodzianek. Chcieliśmy przed wylotem coś zjeść, ja po cichu liczyłam na precle, ale niestety ich nie znalazłam. W zamian za to zjedliśmy w Burger Kingu (swoją drogą jest tam drogo – 5 euro za małego burgera z kurczakiem :/). Po przekąsce (nie można tego nazwać inaczej) udaliśmy się w stronę bramki. Okazało się, że znajdowała się ona w piwnicy terminalu i do samolotu szliśmy na piechotę. Lot odbył się planowo i minął spokojnie, z pięknymi widokami pod koniec lotu. Po wylądowaniu od razu rozpoczęliśmy poszukiwania autobusu numer 2, który miał nas zawieźć prawie pod sam hotel. W momencie otwarcia drzwi terminalu przekonałam się, że Sardynia to miejsce zupełnie inne niż wszystkie. Jak tylko wyszliśmy z terminala to poczuliśmy mocny, kwiatowy zapach, który towarzyszył nam przez cały pobyt. Było słonecznie i w miarę ciepło. Mieliśmy spory problem ze znalezieniem przystanku, ale jakoś się udało. Po raz pierwszy przekonaliśmy się o barierze językowej między nami a mieszkańcami Sardynii – nikt tam nie chciał mówić po angielsku. Przez to jadąc autobusem musieliśmy sprawdzać na nawigacji gdzie powinniśmy wysiąść – tam autobusy nie pokazują przystanków tak jak w Polsce, a zatrzymują się tylko jak ktoś naciśnie przycisk. Do hotelu, a właściwie pensjonatu dotarliśmy po 16:00 tak jak umówiliśmy się z jego właścicielką. Z racji małej ilości gości dostaliśmy pokój 3 osobowy za tą samą cenę żebyśmy mieli większy komfort – miło z jej strony. Podpytaliśmy ją o dobre restauracje w okolicy, dostaliśmy mapkę z zaznaczonymi miejscami i udaliśmy się na polowanie. Cel: obiad! Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że to będzie tak trudne. Okazało się, że poza sezonem wszystkie knajpy z jedzeniem są czynne od 19:00 – nie licząc kebabów. Na szczęście jeden z barów był otwarty i zamówiliśmy tam upragnioną pizzę i piwo. Niestety nie był to najlepszy obiad w naszym życiu, ciasto smakowało jak niedopieczony chleb, do tego był sos pomidorowy bez smaku i tani ser. Dobrze, że chociaż zaspokoił nasz głód. Następnie pospacerowaliśmy po miasteczku i porcie oraz zrobiliśmy zakupy.
Image
Image
Image

Dzień 2 – „deszcze niespokojne”
Od rana wiedzieliśmy, że to nie będzie dobry dzień jeśli chodzi o pogodę, więc nie chcieliśmy jechać daleko. Rano było chłodno z dużą ilością chmur, ale nie powstrzymało nas to przed pojechaniem na pobliskie plaże. Pierwsza z nich to plaża w Bados, do której można dojechać autobusem numer 4 za 1 euro. Jest to nieduża zatoczka z dwoma barami i leżakami do wynajęcia. Drobny, biały piaseczek z kamieniami wyrastającymi z morza urzekają już na pierwszy rzut oka. Plaża ładna, ale gdzie się podziali ludzie? Mieliśmy trochę inne wyobrażenie, pomimo dość nieciekawej pogody.
Image
Image
Image
Image
Spędziliśmy tam sporo czasu na odpoczynku, a potem poszliśmy na piechotę na wybrzeże Pittulongu składające się z 4 plaż (my byliśmy na dwóch). Jest to główny cel turystów przyjeżdżających w okolice Olbii i nie jest to nic dziwnego. Kilometr drobnego piasku i przejrzysta woda to główne powody, dla których jest to tak popularne miejsce. Nasze wrażenie niestety zostało zepsute przez masakryczną ulewę, która przyszła chwilę po tym jak tam przyszliśmy. Musieliśmy szybko uciekać do najbliższego baru, bo autobus do miasta mieliśmy dopiero za 2 godziny. Doszliśmy do wniosku, że coś zamówimy… Jednak ceny w menu nie były nam przychylne – wszystko było mega drogie. Wzięliśmy więc domowe wino i lody. Dostaliśmy 5 gałek lodów za 6 euro, co było dużym wyzwaniem żeby je zjeść. W sam raz zajęło nam to tyle czasu ile mieliśmy czekać na autobus :). W międzyczasie trochę się przejaśniło, deszcz już tylko kropił, więc poszliśmy na przystanek.
Image
Image
Image
Ze względu na pogodę pozostałą część dnia spędziliśmy w pokoju, a wieczorem wyszliśmy na kolację do pobliskiej restauracji La Sosta. I to była najmilsza część tego dnia, wino i jedzenie – nigdy wcześniej nie jadłam tak pysznego spaghetti, natomiast Karol chyba przeszedł gastronomiczny orgazm gdyż dostał wielkie calzone, które pachniało drewnem owocowym (podczas jedzenia nie odzywał się do mnie ani słowem :( ). Na do widzenia Pani która obsługiwała puściła oczko i zawołała nas do baru. Nie minęło 20 sekund, a na stole pojawiły się 2 kieliszki z czymś czerwonym w środku. Na twarzach od razu uśmiech. Wąchamy… jakiś słaby likier. Kieliszek do góry i wtedy poczułam tą moc, i że nie jest to likierek tylko jakaś wóda! Tym czymś okazała się nalewka z mirtu (35%), która smakowała jak syrop na kaszel z alkoholem. Może to dlatego, że w innych krajach z mirtu robi się właśnie leki.


Dzień 3 – „Przejażdżka białym smokiem”
Na ten dzień mieliśmy zarezerwowany samochód w wypożyczalni autonoleggio Sardinya. Odbiór miał być z lotniska, więc musieliśmy najpierw się tam dostać. W poprzedni wieczór zaplanowaliśmy, którym autobusem pojedziemy, aby być na godzinę 10. Niestety życie musiało nas zaskoczyć, okazało się, że nie patrzyłam na niedzielny rozkład jazdy, co zmusiło nas do znalezienia innego autobusu. W międzyczasie już myśleliśmy o zmianie rezerwacji, aby nie tracić cennego czasu, jednak jakoś się to udało i z 40 minutowym opóźnieniem dojechaliśmy do celu. Wybraliśmy najmocniejszy i największy samochód jaki był w wypożyczalni. Turbo biało doładowanego 50 konnego (połowa kulawych) Fiata Pandę za 98 euro z pełnym ubezpieczeniem za dwie doby, plus depozyt w kwocie 300 euro. Plusem jest to, że w tej wypożyczalni można dać kaucję w gotówce, nie trzeba mieć karty kredytowej. Zrobiliśmy komórką zdjęcia wszystkich zarysowań i uszkodzeń samochodu w razie problemów przy oddawaniu. Straciliśmy już trochę czasu, więc nie chcieliśmy jechać daleko. Wybraliśmy krajobrazy na południe od Olbii. Pierwszym celem była jedna z najpiękniejszych plaż na Sardynii – Berchida. Jest to spowodowane głównie nieskazitelną przyrodą, która ją otacza z wielkim masywem wapiennym zaraz obok. Dojazd jest trudny, droga szutrowa z wieloma dziurami, dlatego nie wszyscy decydują się do niej dojechać. No ale nie ma bardziej wytrzymałych samochodów niż te które są wypożyczone. My spotkaliśmy tam wielu rybaków oraz stado krów patrzących w morze - trochę dziwne połączenie :) Dodatkowym „atutem” wszystkich plaży położonych na południe od Olbii są silne wiatry, idealne dla kite- i windsurfingowców. Droga powrotna stamtąd była już trochę łatwiejsza, bo wiedzieliśmy mniej więcej gdzie jakich dziur się spodziewać.
Image
Image
Image
Image
Jadąc samochodem zatrzymujemy się na chwilę w miasteczkach Santa Lucia oraz La Caletta. Mocno wieje, więc nie jest to długi postój.
Santa Lucia
Image
Image
La Caletta
Image
Image
Ważnym miejscem, które chcieliśmy odwiedzić były ruiny Castello della Fava z XII wieku, znajdujące się koło miejscowości Posada. Włoskie zamki budowane na wysokich górach robią duże wrażenie, szczególnie gdy patrzymy na nie z dołu. Wejście do niego jest trudne, najpierw trzeba wspinać się wąskimi uliczkami, a potem jeszcze po schodach, można dostać zadyszki. Na szczęście mieszkańcy Sardynii dbają o turystów odwiedzających ich kraj i po drodze na zamek można kupić lokalne trunki i sery owcze. Z wieży zamkowej rozpościera się piękny widok na Posadę i inne miejscowości oraz pobliskie plaże i góry.
Image
Image
Image
Image
Image
Gdy zeszliśmy z zamku, jadąc dalej naszym białym smokiem, postanowiliśmy zrobić postój na jednej z plaż w Budoni, aby coś przegryźć i odpocząć od chodzenia i jazdy.
Image
Image
Jednym z naszych marzeń było zobaczenie flamingów w ich naturalnym środowisku. Sprzyja temu laguna San Teodoro znajdująca się przy długiej na 4 kilometry plaży La Cinta. To podobno tam flamingi i inne ptaki mają swoje siedliska. Niestety poza piękną plażą z białym piaskiem, kilkoma mewami i panią z długimi nogami w różowej koszulce (wyglądającą jak flaming) nie zobaczyliśmy tam nic :(. To było chyba największe rozczarowanie z jakim się spotkałam podczas tego wyjazdu. Takie rzeczy się zdarzają, więc pospacerowaliśmy wzdłuż morza i wróciliśmy do samochodu.
Image
Image
Image
Jadąc już w stronę Olbii po kilku kilometrach zobaczyłam znak na lagunę San Teodoro z flamingiem. Znów zrodziła się we mnie nadzieja i kazałam mojemu facetowi natychmiast tam skręcić. Niestety i to okazało się tylko złudną nadzieją…
Image
Image
Ostatnim przystankiem na tej trasie był przylądek Coda Cavallo, zwany także końskim ogonem. Jest to część obszaru chronionego oraz miejsce wypoczynku, co widać po zabudowaniu.
Image
Image
Myśleliśmy też, że zdążymy dotrzeć na 17:00 do Golfo Aranci, aby popłynąć zobaczyć delfiny. Niestety było już za późno, więc odstawiliśmy samochód i poszliśmy na kolację do naszego ulubionego lokalu. Tym razem wybraliśmy pizzę i to również okazał się strzał w dziesiątkę, a dodatkowo dostaliśmy pikantną oliwę, która wspaniale komponowała się ze smakiem pizzy.

Więcej zdjęć znajdziecie pod tym linkiem :) http://www.blizejnizmyslisz.blogspot.co ... -0805.html

Jest to pierwsza część, kolejne będę sukcesywnie wrzucać jak tylko je dopracuje :)
Jeśli macie jakieś pytania to piszcie, chętnie odpowiem :)
_________________
Zapraszam! www.blizejnizmyslisz.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wczasy w Egipcie: tydzień w 4* hotelu z all inclusive od 2005 PLN. Wyloty z 5 miast Wczasy w Egipcie: tydzień w 4* hotelu z all inclusive od 2005 PLN. Wyloty z 5 miast
10 dni w Tajlandii w sezonie za 3592 PLN. Loty z Warszawy + 4* hotel w Pattayi 10 dni w Tajlandii w sezonie za 3592 PLN. Loty z Warszawy + 4* hotel w Pattayi
#2 PostWysłany: 17 Maj 2014 00:33 

Rejestracja: 08 Lut 2013
Posty: 169
Loty: 5
Kilometry: 5 119
A ja jestem ciekaw jaka temperatura wody jest w maju na Sardynii. Rozumiem, że nie zdatna nawet do zanurzenia nóg? :P
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#3 PostWysłany: 17 Maj 2014 09:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 16 Mar 2013
Posty: 170
Loty: 66
Kilometry: 87 331
Rok temu byłem w tym samym terminie, lądowanie w Cagliari, pobyt na płd-wschodzie. Temperatura wody ok
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#4 PostWysłany: 17 Maj 2014 10:01 

Rejestracja: 04 Mar 2012
Posty: 81
temperatura wody była podobna jak w Bałtyku w lipcu :) można się kąpać, ale przeszkadzał zimny wiatr. Ja mimo wszystko za każdym razem zanurzałam nogi i raz się kąpałam :)
_________________
Zapraszam! www.blizejnizmyslisz.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#5 PostWysłany: 17 Maj 2014 10:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 02 Lis 2013
Posty: 101
Loty: 166
Kilometry: 357 801
Bardzo ładne zdjęcia. Piękna plaża, aż chce się poleżeć:) szkoda tylko że w maju jest tam tak chłodno:/
_________________
http://mamasaidbecool.pl/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#6 PostWysłany: 17 Maj 2014 23:40 

Rejestracja: 04 Mar 2012
Posty: 81
Jeśli chodzi o to, że jest zimno w maju odpowiadam - wcale nie jest - jest bardzo przyjemnie, ciepło, można się opalać, a nie spalać :)

Poniżej przedstawiam trasę jaką pokonaliśmy tego dnia :) na czerwono zaznaczyłam miejsca, których nie zobaczyliśmy, a mieliśmy je w planach
Image
Dzień 4 – „..czyli tam i z powrotem”
Ten dzień był najbardziej pracowity ze wszystkich. Nie dość, że wstaliśmy rano aby jak najwcześniej wyruszyć to jeszcze taka długa droga przed nami. Nie mówiąc już o ilości „must see” zaznaczonych na mapie… Wsiedliśmy więc do naszej pandy i ruszyliśmy drogą 199 w kierunku Sassari. Po drodze pierwszym przystankiem miało być muzeum wina w miejscowości Berchidda, które według informacji z przewodnika miało być otwarte o 10:00. Droga do niego prowadzi cały czas pod górkę, jakie to szczęście, że nie trzeba tam wchodzić na piechotę :) Niestety ku naszemu zdziwieniu, gdy dojechaliśmy na miejsce, ukazała się zamknięta brama… Co za pech… A w dodatku żadnej informacji dlaczego zamknięte i kiedy otworzą. W takim razie trudno, wracamy z powrotem na autostradę. Teraz jedziemy już prosto do Sassari, bez żadnych postojów. Po drodze mijamy bardzo ładny kościół SS. Trinita di Saccargia, jednak zanim zdążyłam poprosić mojego faceta żeby się zatrzymał już było za późno – mogłam go zobaczyć tylko z samochodu :(
Image
Dotarliśmy do Sassari po niecałych 2 godzinach (niestety zawrotna ilość mocy w pandzie nam odmawiała posłuszeństwa i jedyne co przyśpieszało nas do celu to podmuch wyprzedających nas aut!). Sassari to drugie pod względem wielkości miasto Sardynii. Było to dla nas dość dziwne, ponieważ nie zaskoczyło nas swoją wielkością. Znaleźliśmy parking w jakimś centrum handlowym w cenie 0,5 euro za 0,5 godziny i poszliśmy zwiedzać. Pierwszym (najpopularniejszym) zabytkiem była Katedra świętego Mikołaja z Miry. Udało nam się do niej dojść z pomocą znaków, nawigacji i mapki w przewodniku :) Znajduje się ona na piazza del duomo (z wł. Plac katedralny – nie mogło być inaczej). Ciekawa jest jej historia – zbudowano ją w XII wieku, przebudowano w XIII na styl romańsko-pizański, potem w XV w stylu gotyku katalońskiego, a na koniec, w XVIII dodano barokową fasadę. Muszę przyznać, że jest nawet ładna, ale nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Chcieliśmy chwilę odpocząć na ławce zanim wejdziemy do środka, ale gdy skończyliśmy jeść wybiła 12:00 i zamknęli nam katedrę… Tak więc możemy sobie tylko wyobrazić jak wygląda w środku.
W drodze do katedry
Image
Jedna z wielu włoskich uliczek
Image
Katedra św. Mikołaja z Miry
Image
Katedra z innego punktu widzenia
Image
Kolejnym celem była fontanna Rosello, wykonana z marmuru, dawniej jedyny punkt zaopatrywania miasta w wodę. To właśnie dlatego zaraz obok niej znajduje się zabytkowa miejska pralnia. Fontanna akurat jest w remoncie, więc słabo ją widać…
Fontanna Rosello
Image
Później pozwoliliśmy sobie na małe zagubienie się wśród wąskich uliczek. Jest to jeden z lepszych sposobów na zwiedzanie włoskich miast, o czym przekonaliśmy się już nie raz. Średniowieczne, brukowane uliczki Sassari dostarczają wspaniałych wrażeń. Szliśmy i szliśmy, aż do czasu gdy znaleźliśmy się na piazza Castello. Nazwa nie wzięła się z przypadku, jeszcze w XIX wieku stał tam największy na Sardynii zamek. Został zburzony w 1887 roku, a na jego miejscu znajduje się plac z palmami i ławkami, który jest miejscem spotkań Włochów. Pozostałości po zamku można obejrzeć w podziemiach. I tym razem mieliśmy pecha, bo było zamknięte – chyba nas to miasto nie lubi :(
Piazza Castello
Image
Obok wspomnianego wcześniej placu znajduje się Piazza d`Italia – główny plac miasta, na którym znajdują się Pałac Prowincji oraz pomnik Wiktora Emanuela II (pierwszego króla Włoch). Podobno w XIX wieku na tym placu pasły się owce :D Jest to podobnie jak piazza Castello bardzo przyjemne miejsce do spędzenia chwili czasu.
Dojście do Piazza d`Italia
Image
Pałac Prowincji
Image
Pomnik Wiktora Emanuela
Image
Żeby nie tracić za dużo czasu w jednym miejscu poszliśmy szukać naszego parkingu. Przeszliśmy przez plac uniwersytecki oraz jeden z wielu parków w mieście.
Park w Sassari
Image
Gdy już odnaleźliśmy naszą formułę ustawiłam na nawigacji najważniejszy cel: capo caccia. Wiedzieliśmy, że będą tam ładne widoki, ale (co najważniejsze) chcieliśmy zobaczyć grotę Neptuna. Po drodze trochę zabłądziliśmy, ale to tylko sprawiło, że podróż była ciekawsza :).
Jeden z wielu pięknych widoków
Image
Taka tam zatoczka
Image
Alghero z daleka
Image
Na końcu drogi prowadzącej na ten przylądek znajduje się parking, knajpka i zejście do jaskini. Przy wejściu jest cennik, bilet kosztuje 13 euro (kupuje się go na dole), zwiedzanie z przewodnikiem o każdej pełnej godzinie (od 9:00 do 19:00 z tego co pamiętam). W tym miejscu postanowiliśmy chwilę odpocząć (okazał się to później dobry pomysł) i coś przekąsić. Gdybym czytała dokładniej przewodnik, który ze sobą zabrałam pewnie bym się nie zdziwiła, że zejście do tej groty tak długo trwa. Okazało się, że należało przejść 656 schodów! Gdy schodziliśmy była to frajda, oglądaliśmy piękne widoki i robiliśmy sobie zdjęcia.
Droga do groty
Image
Wejście do groty
Image
Mało osób zdecydowało się pójść tą samą drogą co my. Większość leniwych TURYSTÓW przypłynęła statkiem z Alghero. Była to pierwsza jaskinia, w której byłam więc wszystkie stalaktyty i inne tego typu rzeczy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Dla odwiedzających niestety udostępniona jest tylko mała część groty, podzielona na kilka części, w każdej z nich przewodniczka zatrzymuje się i opowiada o niej po angielsku. Kolor pomarańczowy jaskinia zawdzięcza temu, że jest wydrążona w czerwonym wapieniu. Ich odbicia w wodzie dodatkowo dodają uroku. Do tego wszędzie czuć zapach mydła lub proszku do prania. Jej wiek szacuje się na ponad 100 milionów lat. Zdjęcia w zupełności nie oddają piękna tego miejsca.
Image

Image

Image

Image

Image

Image
Po skończonym zwiedzaniu przyszedł czas na powrót do góry… To była dopiero męczarnia, szczególnie przy tak mocnym słońcu! Straciliśmy chyba z 10 tysięcy kalorii :)
Kolejnym naszym celem było Alghero. Miasto robiące duże wrażenie, zbudowane zupełnie inaczej niż inne, pewnie dlatego, że było na początku było to miejsce przesiedlenia Katalończyków. Do najładniejszych zabytków należą katedra Santa Maria oraz fortyfikacje ciągnące się wzdłuż wybrzeża. Znajduje się tam także Chiesa Santa Barbara czyli Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Znanym i najlepszym sposobem na zwiedzanie jest chodzenie ślepo po uliczkach – zawsze można znaleźć coś ciekawego :) My postanowiliśmy przy okazji zjeść pyszne włoskie lody.
Image

Image

Image
Chiesa Santa Barbara
Image
Katedra Santa Maria
Image

Image
Uliczki Alghero
Image
Po około godzinie błąkania się po Alghero ruszamy dalej. Niestety godzina jaką pokazuje nam zegar nie nastraja nas optymistycznie – jest już 17:00, a na mapie mam zaznaczone jeszcze wiele miejsc, które chcemy zobaczyć. Musimy zadecydować na czym nam najbardziej zależy, przez co wyrzucamy z trasy Porto Torres, Muzeum Korka oraz Capo del Falcone (zaznaczone na czerwono na mapce) i jedziemy prosto do Castelsardo – twierdzy założonej na początku XII wieku, mieszczącej się na pięknym wzgórzu. Po drodze mijamy ładne miasteczka: Sennori i Sorso, ale niestety nie mamy czasu się zatrzymać. W Castelsardo zrobiliśmy tylko szybki rzut oka na panoramę i pojechaliśmy do Santa Teresa Gallura drogą ciągnącą się wzdłuż wybrzeża.
Image
Do Santa Teresa dojechaliśmy około 19:00, słońce powoli zachodziło, a my czuliśmy niesamowity głód. Pomimo tego namówiłam mojego faceta, abyśmy pojechali na latarnię póki jest jeszcze jasno (zgodził się, ale bardzo niechętnie). Latarnia wygląda jak każda inna, ale z tamtego miejsca można zobaczyć francuską Korsykę, jest to najbardziej wysunięta na północ część Sardynii. Gdzieś między miasteczkiem a przylądkiem Capo Testa znajduje się wieża strażnicza i Rzymskie kolumny. My ich nie znaleźliśmy…
Na przylądku
Image
Latarnia
Image
Korsyka z daleka
Image
Gdy już zjedliśmy w pobliskiej pizzerii na dworze było całkiem ciemno. Wiedzieliśmy, że to koniec na dziś i wracamy do Olbii. Pozostał lekki niedosyt, z racji tego, że nie zobaczyliśmy podobno pięknego archipelagu wysp La Maddalena – ale jest nadzieja, że w takim razie kiedyś tam wrócimy.

I standardowo zapraszam na bloga :) http://www.blizejnizmyslisz.blogspot.co ... 52014.html
_________________
Zapraszam! www.blizejnizmyslisz.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off
2 ludzi lubi ten post.
 
      
#7 PostWysłany: 21 Maj 2014 18:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 21 Maj 2014
Posty: 30
Loty: 26
Kilometry: 40 914
Super zdjęcia..ja też byłem na sardynii 14-18.05 tylko,że w Alghero ale nie zebrałem się jeszcze na napisanie relacji :)
_________________
Zapraszam na mojego bloga..http://easier-travel.blogspot.com/ oraz drugi blog..http://tani-bilet.blogspot.com/
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#8 PostWysłany: 24 Maj 2014 15:43 

Rejestracja: 04 Mar 2012
Posty: 81
easier travel napisał(a):
Super zdjęcia..ja też byłem na sardynii 14-18.05 tylko,że w Alghero ale nie zebrałem się jeszcze na napisanie relacji :)


Dziękuję, a jak temperatura wody w tamtych okolicach? Można było się kąpać?

Dziękuję wszystkim, którzy śledzą moją relację i zapraszam na ostatnią część :)

Dzień 5 – „Chesse’em all”
Kolejny dzień i kolejne obowiązki… O godzinie 10:00 musieliśmy zwrócić samochód do wypożyczalni, ale przed tym trzeba było go zatankować i ogarnąć. Zwrot samochodu odbył się bez problemów, pani z wypożyczalni sprawdziła środek, paliwo, popatrzyła na pandę i powiedziała „ok”. Tego dnia chcieliśmy pojechać autobusem do Porto Rotondo na plażę, ale z racji zimowego rozkładu jazdy musieliśmy czekać aż do 12:48. Czas pomiędzy oddaniem samochodu, a wyjazdem autobusu spędziliśmy kupując jedzonko na plażę i jedząc drugie śniadanie na balkonie. Podczas jedzenia patrzymy na ogródek obok a tam żółw :D i drugi! Pierwszy raz widzę żółwie na wolności :D
Image
Gdy już nadszedł czas wyjazdu poszliśmy na przystanek i po 20 minutach jazdy znaleźliśmy się w podobno bardzo obleganym przez sławnych ludzi Porto Rotondo. Miasteczko na pewno jest bardzo urokliwe, ale tylko w sezonie, poza nim nie ma tu czego szukać, wyglądało jak miasto duchów. Niestety do plaży pozostał jeszcze kawałek, który w sezonie można pokonać lokalnym autobusem. My postanowiliśmy przejść się po porcie i pojechać autobusem w drugą stronę, czyli do Porto Istana na południe od Olbii.
Image
Porto Rotondo
Image
Porto Rotondo
Image
Mozaika "łańcuch żywnościowy
Image
Wieża kościoła San Lorenzo
Image
Porto Rotondo

Po drodze zobaczyliśmy, że przejeżdżamy obok plaży Le Saline – szybka decyzja: to będzie miejsce, gdzie spędzimy słoneczne popołudnie. Tak jak się obawialiśmy wiało, ale nie na tyle żeby nie można było się opalać :)
Image
Le Saline
Image
Le Saline
Image
Le Saline

Po kilku godzinach leżenia przyszedł czas na spacer. Wymyśliłam że możemy pójść plażą do Porto Istana. Niestety w pewnym momencie doszliśmy do laguny, która była na tyle głęboka, że nie mogliśmy pójść dalej.
Image
Le Saline
Image
Le Saline
Image
Le Saline
Image
Le Saline
Image
Le Saline

Podczas drogi powrotnej spotkaliśmy faceta na koniu jeżdżącego po plaży. Na początku myślałam, że mam jakieś halucynacje od słońca, ale koleś jeździł od lewej do prawej bez siodła przy samej wodzie.
Image
Na przystanek przyszliśmy chwilę przed odjazdem autobusu do Porto Istana, który chwilę potem miał wracać do miasta. Mieliśmy wybór, albo spędzimy tam 10 minut albo 3 godziny… Oczywiście wybraliśmy tą pierwszą opcję, bo było już dość późno. Plaża w Porto Istana jest bardzo urokliwa, mieści się przy małej zatoczce. Fani opalania się w cieniu znajdą tam miejsce pod drzewkiem, jednak trzeba uważać bo w sezonie plaża jest bardzo zatłoczona.
Image
Plaża Porto Istana
Image
Plaża Porto Istana

Po powrocie, jak zawsze, udaliśmy się do ulubionej restauracji La Sosta, gdzie tym razem zdecydowaliśmy się na gnocchi z sosem pomidorowym oraz tortellini z serem. Oba dania były pyszne. Po długich namowach udało mi się namówić Karol na deser. Zamówiliśmy tiramisu oraz tajemniczy seadas. O ile tego pierwszego nie trzeba nikomu przedstawiać, o tyle seadas jest dość ciekawym przeżyciem kulinarnym. Jest to ciastko zapiekane z serem owczym w środku, podawane na słodko. Niestety oprócz słodkości nie czuje się tam praktycznie żadnego smaku. Mój ukochany ciężko mordował tą potrawę, a na koniec powiedział, że po powrocie zamieni się w kostkę sera.


Dzień 6 – „ho ho ho merry X-mas”
Najgorsze w majowym wyjeździe na Sardynie są rzadko kursujące autobusy i pociągi. Znów musieliśmy czekać prawie do 13:00, aby tym razem pociągiem udać się do Golfo Aranci, od którego dzieliło nas jedyne 20 km. Jest to znana miejscowość wypoczynkowa i rybacka. W porcie (podobno) można kupić świeże ryby, ośmiornice i inne smakołyki :)
Nie marnując czasu na głupoty rano poszliśmy zobaczyć romański kościół San Simplicio, który z rąk papieża Jana Pawła II otrzymał tytuł bazyliki. Znajduje się ona naprzeciwko dworca w Olbii i jest to najważniejszy zabytek religijny w tej części Sardynii. Przed bazyliką jest duży plac oraz taki sam kościół w pomniejszeniu.
Image
kościół San Simplicio
Image
kościół San Simplicio
Image
kościół San Simplicio
Image
miniaturka kościoła


Po podróży pociągiem do Golfo Aranci nie byłam w stanie uwierzyć w to wszystko co przeczytałam w przewodniku. Po wyjściu z pociągu zobaczyliśmy dworzec, działki i wiadukt wysoki na 20 metrów, przykrywający swoim cieniem wszystko. Jak się okazało dworzec jest oddalony od centrum, przez co na pierwszy rzut oka nie widać żadnych ludzi i rozrywki a jedyny klimat jaki można poczuć to klimat portu towarowego. Nie zważając na pierwsze wrażenie mieliśmy cel do zrealizowania - przylądek Capo Figari, do którego droga prowadzi w okolicy dworca. Po raz kolejny uratowała nas nawigacja, bo totalnie nie wiedzieliśmy, gdzie mamy iść. Nie wszystkich ucieszy fakt, że nie da się tam dojechać samochodem, trzeba go zostawić na parkingu i iść pieszo bądź jechać rowerem. To właśnie dzięki temu można to miejsce nazwać oazą przyrodniczą. Po drodze patrząc w stronę morza widzimy zbiorniki hodowli ryb. Podobno w tych okolicach można zobaczyć delfiny (trzeba popłynąć w rejs statkiem, który odpływa z głównego portu o 17:00). Na przylądku znajdują się dwie piękne plaże: Cala Moresca i Cala Greca. Niemiłą niespodzianką jest to, że piękniejsza z nich (Cala Greca) jest zamknięta z powodu osunięcia terenu. Nie wiem, czy uda im się to naprawić do rozpoczęcia sezonu. Naprzeciwko Cala Moresca widzimy wyspę Figarolo, na której mieszkają muflony (chyba, że to kolejna ściema, tak jak inne zwierzęta :))
Image
Dworzec Golfo Aranci
Image
Kościół w Golfo Aranci
Image
Dworzec Golfo Aranci
Image
Hodowla ryb
Image
Figarolo
Image
Cala Greca
Image
Cala Greca
Image
Cala Moresca


Obok Cala Moresca znajduje się brama, przez co ma się wrażenie, że już dalej nie można iść. Wręcz przeciwnie, to dopiero tam zaczyna się piękno natury i tutejsze atrakcje. Idąc kawałek dalej mamy do wyboru cztery drogi: na zamek (3 km pod górę), na cmentarz angielski (kilkaset metrów), na bunkry (również kilkaset metrów), do Su Canale (nie zdążyliśmy tam pójść, więc nie wiemy, co to jest, odległość: 1,65 km). Z racji mocnego słońca i małej ilości czasu wybraliśmy drogę na cmentarz oraz bunkry. Pierwszym przystankiem był cmentarz, którego nazwa wywodzi się od idei, że ciała tam leżące należą do angielskich marynarzy z wraku statku. Tak naprawdę tylko jeden (największy z nich) należy do angielskiego marynarza, natomiast cała reszta to groby włoskich żeglarzy, których ciała tam znaleziono. Obok, pomiędzy dwoma górkami znajduje się kamienista zatoczka.
Image
Brama przy Cala Moresca
Image
Capo Figari
Image
Cmentarz angielski
Image
Zatoczka przy cmentarzu


Kolejnym celem był bunkier. Można na niego wejść, dzięki czemu podziwialiśmy okolicę z bardzo dobrego miejsca. W słoneczny dzień widać oddalony o kilkaset kilometrów kontynent. Całe Capo Figari to bardzo dobre miejsce na trekking.
Image
Capo Figari
Image
Figarolo
Image
Zamek

Droga powrotna minęła szybko i przyjemnie, więc poszliśmy jeszcze zobaczyć miasteczko. Wreszcie znaleźliśmy życie! Wystarczyło pójść w inną stronę, a tam knajpy otwarte, obok portu rozstawiony park świętego Mikołaja, sklepy z pamiątkami – od razu widać, że to kurort. I przede wszystkim ludzie od razu zwracali się do nas po angielsku. A co do parku świętego Mikołaja – na początku nie mogliśmy uwierzyć, że widzimy coś takiego, ale dowiedzieliśmy się, że jest to muzeum powstałe ze względu na partnerstwo Golfo Aranci z którymś z fińskich miast. I tak w przeciągu 2 miesięcy odwiedziliśmy 2 placówki św. Mikołaja, przypadek? Nie sądzę…
Image
[i]To nie żart!
Image
Okolice portu, w tle Christmas Park
Image
Pamiątki
Image
Promenada
Image
Plaża przy promenadzie
Image
Port
Image
Samochodzik

W barze koło portu zjedliśmy lody i wypiliśmy pyszne sardyńskie piwko. Potem jeszcze był spacer piękną promenadą i trochę mniej pięknym portem, aby wrócić na dworzec skąd o 17:47 odjeżdżał nasz pociąg (ostatni tego dnia). Gdybym miała wrócić latem na Sardynię, myślę że właśnie tam bym wynajęła pokój, aby poczuć włoskie wakacje.


Dzień 7 – „Daleko jeszcze?”.

Z jednej strony szkoda, że to już ostatni nasz dzień na Sardynii, ale z drugiej cieszymy się, że wylot dopiero o 20:30. Rano standardowo pakowanie, nasze walizki zostawiliśmy w pensjonacie dzięki uprzejmości właścicielki i pojechaliśmy autobusem na plażę Bados. Tam złapaliśmy ostatnie promienie słońca i to dosłownie! Wynajęliśmy leżaki, których początkowa cena była 5 euro za sztukę. Jednak, gdy powiedzieliśmy, że w takim razie wystarczy nam jeden dostaliśmy drugi gratis :) Wiał wiatr, więc stwierdziłam, że po co mi olejek do opalania. Nie mogłam bardziej się mylić. Po tych kilku godzinach miałam całe czerwone ciało (co jest wyczynem u mnie, bo ja się prawie w ogóle nie opalam) i całą drogę do domu swędziały mnie nogi… Powrót minął spokojnie, bez problemów, natomiast ja dzięki uprzejmości mojego ukochanego mogłam przespać drogę z Berlina do Wrocławia (z krótkimi przerwami na pytanie „daleko jeszcze?”), a on w rytmach niemieckiego metalu gnał do domu... :)
Image
Bados

Więcej zdjęć :) http://www.blizejnizmyslisz.blogspot.co ... 52014.html

Podsumowanie kosztów:
Nocleg: 240 euro / 2 = 120 euro
Samolot: 300 zł / osobę
Samochód + paliwo + myjnia: 160 euro / 2 = 80 euro
Pozostałe wydatki: 310 euro / 2 = 155 euro
Dojazd do Berlina: 250 zł / 2 = 125 zł
Razem: ok. 1300 zł na osobę
_________________
Zapraszam! www.blizejnizmyslisz.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off
Wintermute lubi ten post.
 
      
#9 PostWysłany: 26 Maj 2014 10:48 

Rejestracja: 21 Kwi 2012
Posty: 17
Super relacja !
Można wiedzieć z jakiej firmy braliście samochód ? ;)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#10 PostWysłany: 26 Maj 2014 18:42 

Rejestracja: 04 Mar 2012
Posty: 81
ssavyer napisał(a):
Super relacja !
Można wiedzieć z jakiej firmy braliście samochód ? ;)


Autonoleggio Sardinya, oto stronka http://www.autonoleggiosardinya.it/ - w Olbii mają siedzibę tylko na lotnisku, ale mają również w innych miastach :)
_________________
Zapraszam! www.blizejnizmyslisz.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#11 PostWysłany: 03 Cze 2014 15:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 14 Maj 2012
Posty: 42
Hej
Świetna relacja!
Ja byłem już trzykrotnie na Sardynii. Żałuję, że pogoda Was nie rozpieszczała, bo nie poznaliście prawdziwych uroków Sardynii.
Polecam Sardynię jesienną porą.
Moje dotychczasowe wizyty na wyspie zawsze odbywały się w październiku lub na przełomie września i października. Pogoda jest jeszcze letnia, a ludzi prawie w ogóle nie ma...

Tutaj moje foto-relacje:
http://www.wiktor.ch/sardynia-2013/
http://www.wiktor.ch/sardynia-2012/
http://www.wiktor.ch/sardynia-2011/

Pozdrawiam
Wiktor
_________________
Mój blog: http://www.wiktor.ch
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#12 PostWysłany: 05 Cze 2014 18:55 

Rejestracja: 04 Mar 2012
Posty: 81
wict0r napisał(a):
Hej
Świetna relacja!
Ja byłem już trzykrotnie na Sardynii. Żałuję, że pogoda Was nie rozpieszczała, bo nie poznaliście prawdziwych uroków Sardynii.
Polecam Sardynię jesienną porą.
Moje dotychczasowe wizyty na wyspie zawsze odbywały się w październiku lub na przełomie września i października. Pogoda jest jeszcze letnia, a ludzi prawie w ogóle nie ma...

Tutaj moje foto-relacje:
http://www.wiktor.ch/sardynia-2013/
http://www.wiktor.ch/sardynia-2012/
http://www.wiktor.ch/sardynia-2011/

Pozdrawiam
Wiktor


Dzięki za opinie i za radę :) mam nadzieję, że jeszcze kiedys będe miała okazję się tam znaleźć, może faktycznie spróbuje w październiku.
A Twoje zdjęcia są wspaniałe, jak szukałam informacji o Sardynii to trafiłam na Twoją stronę :)
_________________
Zapraszam! www.blizejnizmyslisz.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#13 PostWysłany: 13 Lut 2015 17:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 22 Cze 2011
Posty: 1245
Loty: 156
Kilometry: 186 401
niebieski
Wybieram się w kwietniu do Olbii, dzięki za świetną relację, przyda się :)
_________________
Moje podróże - http://www.huntfortravel.blogspot.com
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#14 PostWysłany: 16 Mar 2015 14:11 

Rejestracja: 02 Maj 2012
Posty: 152
Loty: 87
Kilometry: 133 780
Swietna relacja i piekne zdjecia:) w tych plazach mozna sie zakochac :) Bylam kiedys na Sardyni ale niestety za krotko zeby zobaczyc tyle co ty. Teraz widze ze musze tam wrocic :)
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#15 PostWysłany: 16 Mar 2015 14:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Paź 2011
Posty: 768
Loty: 128
Kilometry: 82 783
niebieski
Zdjęcia zacne ;) Ale chyba machnęłaś się w podsumowaniu bo mi wyszło ok. 1850zł/os z sumy wymienionych punktów.
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#16 PostWysłany: 16 Mar 2015 15:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 14 Kwi 2013
Posty: 336
niebieski
Będziemy na Sardynce w dniach 25-29 marca.
Mam nadzieję, że pogoda nas nie załatwi :D
_________________
LUKASZBOGUSZ.COM
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#17 PostWysłany: 16 Mar 2015 16:05 

Rejestracja: 07 Kwi 2014
Posty: 1074
srebrny
czy tylko ja nie widzę zdjęć??
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#18 PostWysłany: 16 Mar 2015 16:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja: 04 Paź 2011
Posty: 768
Loty: 128
Kilometry: 82 783
niebieski
Wintermute napisał(a):
czy tylko ja nie widzę zdjęć??


Chyba tak, bo u mnie działają :)
_________________
Image
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
#19 PostWysłany: 20 Mar 2015 14:12 

Rejestracja: 04 Mar 2012
Posty: 81
jacob94 napisał(a):
Zdjęcia zacne ;) Ale chyba machnęłaś się w podsumowaniu bo mi wyszło ok. 1850zł/os z sumy wymienionych punktów.


Masz rację, nie wiem jak ja to policzyłam :)

Wintermute napisał(a):
czy tylko ja nie widzę zdjęć??


u mnie działają, jak nie widzisz to polecam zobaczyć na moim blogu :)


Dzięki wszystkim za miłe opinie :)
_________________
Zapraszam! www.blizejnizmyslisz.blogspot.com
Góra
 Profil Relacje PM off  
      
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Napisz nowy temat Odpowiedz  [ 19 posty(ów) ] 

Wszystkie czasy w strefie UTC + 1 godzina (czas letni)


Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 2 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Przeszukaj temat:
  
phpBB® Forum Software © phpBB Group