Chciałbyś, drogi czytelniku, spędzić noc w slumsach Mumbaju? Wiesz, zobaczyć coś niestandardowego. Wyrwać się z wygodnego i klimatyzowanego hotelu – i posmakować prawdziwego życia milionów mieszkańców tego miasta-molocha.
Zamiast wykafelkowanej toalety będziesz mieć do dyspozycji publiczny wychodek, z którego korzysta 50 innych rodzin. Wokół będziesz widzieć, jak toczy się życie w samym sercu slumsów: z dala od bezpiecznych i czystych dzielnic.
…tylko zapłać 103 PLN. Za noc.
Fot. Yury Birukov, shutterstock
Turystyka biedy
Idea na pozór jest szczytna. Turyści, którzy odwiedzają Indie, widzą ogromne zróżnicowanie społeczne. Luksusowe budynki i skupiska pseudo-domków krytych blachą. Eleganckie restauracje i dzieci, które szukają pożywienia na śmietnikach.
Problem w tym, że najczęściej podróżnicy nie wychodzą ze swojej strefy komfortu, unikając dzielnic w których panuje bieda – i karmiąc się obrazkami zafałszowującymi realny obraz Indii. Owszem, organizowane są szybkie wycieczki do slumsów: ekspresowe przeprowadzenie przez wycinek tego obszaru, kilka migawek, parę zdjęć, które później można zaprezentować na Facebooku. Ale to tylko sam czubek góry lodowej – są i tacy, którzy chcą spróbować wejść głębiej i na dłużej.
Pracownicy organizacji pozarządowych w porozumieniu z niektórymi mieszkańcami tych ubogich dzielnic Mumbaju, oferują możliwość noclegu w slumsach. Każdy, kto jest chętny na poznanie „Slumbaju” (jak niekiedy się nazywa to ogromne indyjskie miasto), może spędzić tu noc – kosztuje to wspomniane 103 PLN, a cała kwota trafia do goszczącej turystę rodziny.
Unikalne doświadczenie? Nie do końca…
….bo ma to niewiele wspólnego z prawdziwym obrazem slumsów. Owszem, toaleta będzie wspólna – ale do dyspozycji turysty będzie pokój z nowym materacem, płaskim telewizorem i klimatyzacją.
Fot. Matyas Rehak, shutterstock
Stygmatyzacja?
Czy to nowy trend w turystyce? Oglądanie biedy? Próba wcielenia się w rolę osób bez perspektyw, bez przyszłości, bez pieniędzy? Jak to się ma do warunków, które na co dzień są czymś normalnym dla milionów mieszkańców dzielnic biedy?
Płaski telewizor? Klimatyzacja? Nowy materac? Bez żartów, proszę! I to się nazywa poznawanie prawdziwego oblicza Indii?!
Zwolennicy mówią:
– Jest duże zainteresowanie ze strony rodzin, które chcą zaprosić gości do swoich domów w slumsach. Obie strony korzystają z tej interakcji. Dzięki temu można pokazać, jak mieszkańcy slumsów naprawdę żyją. To normalni ludzie, żadna patologia.
Przeciwnicy tego typu rozrywki ripostują:
– To turystyka ubóstwa, pobyt na jedną noc nie ma żadnego znaczenia w procesie poznania. Przecież to nie jest muzeum ani ogród zoologiczny. Nikomu w ten sposób nie pomagamy.
Czy to nie jest karmienie ego turysty, który „widział już wszystko” i spragniony jest nowych wrażeń, emocji, miejsc? Czy obejrzenie z bliska (a jednak przez niewidzialną barierę, poprzez udogodnienia, które nie są dane mieszkańcom) codzienności życia ludzi żyjących w tak strasznych warunkach – wpłynie na naszą empatię? Sprawi, że wyjazd będzie pełniejszy?
Na ile będziemy w stanie faktycznie zrozumieć to, co dookoła nas otacza… a na ile będzie to kolejna „atrakcja”? Wiecie:
– Zapraszamy na wycieczkę, dzisiaj dzielnica biedy, jutro zabytki, pojutrze zobaczymy dżunglę.
Fot. Yury Birukov, shutterstock
Świat na kontraście
Nie mogę pozbyć się natrętnej myśli, że podglądanie biedy jest czymś… niestosownym. Tak jak za niestosowne uważam bawienie się przez rozmaitej maści celebrytów w bieda-podróżników w programach typu „Azja Express” (pamiętacie gorącą dyskusję, która wywiązała się pod naszym artykułem o tym programie?) – tak samo z rezerwą podchodzę do tego nowego trendu w turystyce.
Jedno z lokalnych indyjskich biur podróży określiło takie wycieczki i nocowanie w slumsach mianem turystyki realistycznej. Dla mnie nie ma w tym nic z realizmu: obejrzenie slumsów z tej perspektywy nie będzie się zbytnio różnić od obejrzenia przedstawienia z tańczącymi z dzidami półnagimi aborygenami. O 12:00. Przez 30 minut, bo o 13:00 dają kolejny występ. I o 15 też. I o 17:00. A potem idą do domu, przebierając się w „cywilne ciuchy”.
Dajemy się oszukać, nazywamy to autentycznym przeżyciem.
„Schowaj aparat, bo stracisz rękę”
Prawdziwy realizm to moment, w którym nikt nie udaje. Czas, kiedy możesz obejrzeć nieupudrowany obraz tego, jak wygląda codzienność. W którym nie masz zaburzonego poczucia rzeczywistości, ponieważ to, co widzisz – jest tym, „za co zapłaciłeś”. Czasami determinuje to zwykły przypadek, zboczenie z utartego turystycznego szlaku.
Tu nie ma opieki agencji, która skasowała ciebie 103 PLN za noc w slumsach. Tutaj jest szept kobiety w wieku nieokreślonym, która łamanym angielskim w panamskim Colón (niecałe 60 kilometrów stąd odbędą się za rok Światowe Dni Młodzieży!) mówi do mnie:
– Schowaj aparat, bo stracisz rękę!
…i nie żartuje.
Fot. Paweł Kunz, Fly4free.pl
Turystyka biedy może trafić na podatny grunt. Towar jest wart tyle, ile jest za niego gotów zapłacić klient-turysta. A jak klient chce zobaczyć biedę, to pokażemy mu biedę.
A potem ów turysta wróci do domu. Odpali Facebooka, wrzuci zdjęcia z wyjazdu, jego znajomi je skomentują, ktoś może nawet powie „wow, ale hardcore, w takim syfie żyją”. Zacznie szukać nowych miejsc, wrażeń, pomysłów na wyjazdy. Może Zanzibar? Tanie bilety wrzucili…
…ludzie, których widział w slumsach, z oddali, bo przecież do nich nie podszedł, nie odpalą Facebooka. Zajmą się szukaniem jedzenia.
Aby przeżyć kolejny dzień.