Yes, I don’t. Polscy turyści za granicą. Czy znamy języki obce? I jak wypadamy na tle innych?
Teoretycznie świat stoi przed nami otworem. Nic, tylko kupować bilety i lecieć. Tylko co z umiejętnościami porozumiewania się w językach obcych?
Podróże kształcą. To banał, ale jakże prawdziwy. Odkrywanie nowych miejsc, nietypowych smaków, poznawanie mieszkańców innych krajów, którzy zanurzeni są w odmiennej od naszej kulturze. Wszystko brzmi świetnie, dopóki nie natykamy się na poważną barierę. Jaka to przeszkoda? Umiejętności językowe.
Angielski jako standard
W teorii nie powinno to być żadnym problemem. Przecież wszyscy rozmawiają po angielsku, to uznany standard międzynarodowy, a Polacy znają ten język, prawda? Niestety, nie wygląda to tak różowo.
– Język angielski to nowa łacina. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można przyjąć, że znając angielski w stopniu komunikatywnym, poradzimy sobie praktycznie na całym świecie – opowiada Maciej Walczak, nauczyciel języka angielskiego. – Oczywiście, są takie miejsca na świecie, gdzie z samym angielskim będzie nam ciężko. Ale dla większości turystów to zupełnie wystarczające.
Zatrzymajmy się nieco bliżej przy tym angielskim (i szerzej, przy umiejętnościach językowych naszych rodaków). Badania TNS Polska pokazują, że tylko 38 proc. Polaków może się pochwalić znajomością jednego, dowolnego języka obcego. Dwa języki – poza ojczystym – zna 15 proc. A ile osób swobodnie posługuje się większą liczbą języków? Zaledwie 3 proc. obywateli Polski.
– Angielski to podstawa. Nie zapominajmy jednak, że to domena ludzi młodych. Przez kilkadziesiąt lat w szkołach uczono zupełnie innego języka. I rodzice obecnych 20-30-40 latków prędzej będą w stanie porozumieć się w języku rosyjskim niż angielskim – zauważa Miron Chramiec, socjolog.
I tutaj wypada zgodzić się z tak postawioną tezą. Ówczesny ustrój i de facto obowiązkowa nauka języka rosyjskiego sprawiły, że jeszcze w 2000 roku to właśnie ten język był wskazywany przez Polaków jako najpopularniejszy. Jak to wygląda teraz? Czy Polakom naprawdę trudno idzie nauka języków obcych?
Ponownie sięgamy do danych z TNS Polska – i widzimy, jak długą drogę pokonaliśmy. Wśród osób posługujących się co najmniej jednym językiem obcym, 57 proc. osób deklarowało znajomość języka angielskiego, a tylko 34 proc. rosyjskiego.
Jakich języków uczą się obecnie dzieci w szkołach? Dominuje stabilna trójka: angielski, niemiecki, francuski.

Porozmawiajmy o wieku
Czas rozprawić się z mitami. Podczas dyskusji o cechach charakterystycznych, którymi można określić typowego turystę z Polski, zadziwiająco często pada argument: „Nasi rodacy nie znają języków, słabo wypadają w porównaniu z krajami Zachodu”. Patrząc na to z praktycznego punktu widzenia, trudno mi się z tym zgodzić.
Podróżując po całym świecie, wszędzie natykam się na Polaków. I, proszę mi wierzyć, nie jest wcale aż tak źle z ową znajomością języków obcych. Nie musimy wpadać w kompleksy, porównując się do innych mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej (Czechów, Węgrów, Słowaków) czy innych krajów, włącznie z owym mitycznym „Zachodem”.
Niedowiarkom proponuję wybrać się na urlop do Portugalii, wyjechać poza Lizbonę i Porto… i spróbować wszędzie porozumieć się w języku angielskim. Gwarantuję, że nie będzie to takie łatwe i proste. Hiszpania? Cóż, prawdopodobieństwo, że napotkany w małym sklepie pod Sevillą rodowity Hiszpan, w wielu 50+, będzie znać dobrze angielski – jest mniej więcej zbliżone do prawdopodobieństwa, że językiem Szekspira będzie się posługiwać pani ekspedientka w sklepie gdzieś pod Malborkiem.
Oczywiście, ciężko porównywać się z mieszkańcami krajów, gdzie język angielski jest obowiązującym językiem urzędowym. Nie można zapominać także o fakcie, że wielu Europejczyków jest „obywatelami świata”: żyją w rodzinach i społecznościach dwujęzycznych lub wielojęzycznych. Dla nich umiejętność rozmawiania w więcej niż jednym języku jest czymś naturalnym.
Młodzi górą
Problem bariery językowej praktycznie nie występuje u młodych ludzi.
– Internet, media społecznościowe, telewizja, gry. Język obcy cały czas jest wokół nas. Część materiałów potrzebnych na studia, jest dostępnych tylko w języku angielskim. Jeżeli go nie znasz, jesteś w sumie wykluczony – w głosie Martyny z forum Fly4free.pl pobrzmiewa pewność siebie.
W czasach wymiany studenckiej, Erasmusa, wyjazdów zarobkowych, szybkich wypadów na okołoweekendowe zwiedzanie zachodnich miast – młodzi ludzie są niejako „zmuszeni” do używania języka obcego. Zanurzają się w nim w pełni, w efekcie błyskawicznie zwiększając poziom swojej znajomości danego języka. To nauka, która będzie procentować.
Pedagogika wstydu
Wróćmy do aspektów turystycznych. Część z moich znajomych nie zna dobrze języka angielskiego. Nie będą więc w stanie przeczytać w oryginale Harry’ego Pottera, nie porozmawiają o niuansach różniących British English od American English, mówią „niegramatycznie”. Ale mimo to doskonale dają sobie radę podczas wojaży zagranicznych.
W czym tkwi sekret? W braku zahamowań przed używaniem języka takim, jaki go znamy!
– Powiem szczerze. Nie dbam o to, czy kasjer sprzedający mi bilet wstępu do katedry w Mediolanie zna język angielski perfekcyjnie, czy nie. Powiem do niego tak, jak umiem. Jak mnie nie zrozumie, to po prostu powtórzę. W ostateczności będę próbował tłumaczyć, pokazując na zdjęcie czy cennik – mówi Piotrek z forum Fly4free.pl. – Dawno oduczyłem się wstydu, że mój angielski nie jest doskonały. Cały czas nad nim pracuję, ale najważniejsze dla mnie są praktycznie możliwości porozumienia się, zapytania o drogę, o nocleg, dogadanie się w restauracji.
– A gramatyka, Piotr?
– Mam ją gdzieś. Nie jest mi do szczęścia podróżniczego potrzebna.

Turystyka a język
Czy angielski wystarczy? To zależy. Jeżeli wybieramy się na wschód (kraje byłego Związku Radzieckiego), niesamowicie przydatny jest język rosyjski – nawet podstawy, wyniesione niekiedy ze szkoły, mogą wydatnie pomóc w poruszaniu się i kontakcie z miejscową ludnością.
Jedziesz do Ameryki Południowej? Znajomość hiszpańskiego otworzy niejedne drzwi i pomoże w uzyskaniu w wielu miejscach zupełnie innych cen, które otrzyma typowy „gringo”.
Afryka? Na „czarnym lądzie” są kraje, gdzie znajomość języka francuskiego spowoduje, iż będziecie się czuć jak u siebie w domu. Paradoksalnie, na przykład w Algierii, Maroku lub Tunezji (gdzie francuski nie ma statusu języka urzędowego), jest on bardziej rozpowszechniony, niż w wielu krajach Czarnej Afryki, w których jest jedynym językiem urzędowym.
Z własnych doświadczeń wiem, że są kraje, gdzie nawet znajomość wszystkich wyżej wymienionych języków może okazać się niewystarczająca. Pamiętam wizytę w chińskiej prowincji Sinciang, gdzie próba użycia języka angielskiego (na przykład w Urumqi) była z góry skazana na niepowodzenie: do tubylców równie dobrze można było mówić po polsku – efekt był mniej więcej taki sam.
Języki obce to domena młodych ludzi?
Ależ skąd! Nie tylko młodzież i osoby w wielu 20-30-40 lat szybko uczą się języków obcych. Co z osobami starszymi?
Sandra Scholz, autorka bloga madamepolyglot, ma do tego proste podejście.
– Taki moment nadchodzi dla każdej osoby w innym czasie. Jedni potrzebują więcej czasu, inni mniej – mówi Sandra. – Ale tak często powtarzane zdanie „Nie mam talentu do nauki języków obcych” jest mitem. Nauczyłeś się języka polskiego. I to w czasie, kiedy nawet nie potrafiłeś czytać i pisać. Możesz nauczyć się również języka obcego. I to dużo szybciej – dodaje Sandra.
Przestań wmawiać sobie, że Twoje dzieci, to owszem, znają języki. Ale Ty? Po co uczyć się angielskiego, mając ponad 50-60 lat?
…ano na przykład po to, aby móc jeździć wszędzie, gdzie chcemy – a nie tylko do specjalnych „Polskich Stref”, które w swojej ofercie posiada jedno z czołowych biur podróży. To oferta skierowana do tych, którzy chcą wyjechać poza Polskę, ale nie znają języka – i boją się, że bariera komunikacyjna będzie nie do przeskoczenia.
To jest niezależne od wieku.

Łyżka dziegciu
– Czasami wstydzę się, że jestem Polką. Stoję w kolejce do sklepu w Grecji, i słyszę jak nasi rodacy przeklinają po polsku, niewybrednie komentują inne osoby, zamawiają potrawy pokazując ich zdjęcia palcem. Kurde, nauczenie się podstaw języka to nie jest jakaś wiedza tajemna i specjalistyczna – narzeka Paulina, globtroterka.
Oddajmy sprawiedliwość tym, którzy narzekają: o ile coraz ciężej spotkać podczas podróży zagranicznych młodych ludzi, którzy nie umieją sklecić kilku zdań w obcym języku, o tyle sytuacja dramatycznie się zmienia, gdy obserwujemy na przykład klasyczną wycieczkę zorganizowaną. Wiecie, „Dookoła Niemiec w tydzień” albo „Zamki nad Loarą w pigułce”.
Niczego nie ujmując osobom, które na takie wycieczki jeżdżą, ale procent osób, które nie znają nawet podstaw żadnego obcego języka, jest znacząco wyższy niż u podróżników, którzy swoje plany wyjazdowe układają samodzielnie i z niejednego turystycznego pieca chleb jedli.
A przecież wystarczy tak niewiele. Na przykład kilkanaście, kilkadziesiąt praktycznych zwrotów, które z pewnością ułatwią nam komunikację podczas powitania i „codzienności wyjazdowej” (typu zamawianie posiłku w restauracji, zakupy, rozrywki, zakup biletów). Absolutne podstawy, takie jak liczebniki, powitanie, przedstawienie się.
Gwarantuję, że podejście miejscowych do kogoś, kto jako turysta będzie chociaż próbować rozmawiać w lokalnym języku, będzie bardzo pozytywne. Ujmując to językiem korzyści: niewielki wysiłek, duży profit.
Do nauki?
– Jeżeli nie przekonują nas względy praktycznie, spójrzmy na ewentualne korzyści finansowe. Znając podstawy języka, minimalizujemy ryzyko, że ktoś nas będzie chciał oszukać, sprzedając produkt, usługę, bilet lub wycieczkę w zupełnie innej cenie, niż ta faktyczna – zwraca uwagę Marek, zapalony turysta, znający trzy języki obce. – Polak lubi oszczędzić i nie lubi być wprowadzonym w błąd.
A co z tymi, którzy uważają, że nie warto uczyć się języków obcych, bo i tak będziemy w stanie się porozumieć „językiem migowym”, machając różnymi częściami ciała i pokazując wszystko palcem?
Magdalena Sorys, właścicielka Sorys English Courses z Krakowa, jest sceptyczna.
– To dobra metoda, ale bardzo ułomna. Język ciała jest bardzo prymitywną metodą kontaktu – opowiada przez telefon Magdalena. – Aktualnie przebywam na urlopie w Chorwacji z rodziną, nie wszyscy tutaj znają język angielski. Ale nawet w sklepie, widząc turystów robiących zakupy, obserwuję, że próbują mówić do obsługi w języku angielskim, wtrącając te kilka słów po chorwacku, które znają. To naprawdę działa. W odpowiedzi dostają uśmiech i słówko „hvala!” – kończy właścicielka szkoły językowej.
Na inny, ciekawy aspekt zwraca uwagę Radosław Walentynowicz, trener kulturowy i coach, kiedyś niderlandysta i germanista. Według Radosława, rozmawiając o językach obcych, którymi posługują się nasi rodacy, nie należy lekceważyć swobody funkcjonowania turystycznego.
– W moim przekonaniu nie sam język obcy jest kluczem do sukcesu, a pewność siebie w posługiwaniu się tym językiem. Chęć popełniania błędów, która jest tak mocno tępiona w naszym systemie edukacyjnym (a przynajmniej była), stworzyła cały zastęp narodu, który rozumie dużo, ale generalnie nie mówi – opowiada Radosław. – Uwalniając się od strachu przed „wyjściem na głupka”, jesteśmy w stanie osiągnąć więcej i komunikować sprawniej z coraz to większą swoboda – dodaje trener kulturowy, swobodnie porozumiewający się w 6 językach.