więcej okazji z Fly4free.pl

Zapomnij o wielkich samolotach, przesiadkach na dużych lotniskach i zbieraniu mil. Latanie bardzo się zmieni

Foto: Sorbis/Shutterstock
Coraz więcej płatnych usług czy może większa wygoda i przepych? Jeszcze większe samoloty czy wręcz odwrotnie? Opowiadamy w jakim kierunku będzie zmierzać rynek podróży lotniczych.

W ostatnim czasie w bardzo krótkim odstępie czasu mamy do czynienia ze sprzecznymi sygnałami dotyczącymi przyszłości branży lotniczej. Z jednej strony słyszymy o śmiałych i konkretnych planach wprowadzenia miejsc stojących do samolotów. I nawet jeśli się nie spełnią (ze względów bezpieczeństwa takie rozwiązanie jest bardzo mało prawdopodobne), to rzeczywistością są już taryfy typu basic, w których pasażerowie płacą za sam bilet bez żadnych dodatkowych udogodnień. Z drugiej strony Qatar Airways zapowiada duże, podwójne łóżka dla swoich pasażerów w klasie biznes. Ewolucja naszych podróży jest nieunikniona. Pozostaje tylko zadać pytanie: dokąd to wszystko właściwie zmierza i jakie zmiany zajdą już wkrótce w branży lotniczej?

Będziemy latali znacznie częściej

To najważniejsza zmiana, bo od niej zależy wszystko inne. A już wkrótce pasażerów nie będzie „trochę” więcej a prawdopodobnie nawet dwa razy tyle, co teraz. Międzynarodowe Stowarzyszenie Transportu Lotniczego (IATA) szacuje, że w 2035 linie lotniczą obsłużą ok. 7,2 mld pasażerów. Dla porównania: w ubiegłym roku takich osób było „tylko” 3,8 mld.

– Szybko rosnąca liczba pasażerów dotyczy także Polski. Sensownym celem, który można osiągnąć jest wzrost z 35 mln pasażerów rocznie w ubiegłym roku do 70 mln w roku 2030, ale linie lotnicze muszą być na to przygotowane – przewidywał na Forum Lotniczym Juliusz Komorek, członek zarządu Ryanair.

Trzeba natomiast pamiętać, że w większości przypadków w obecnych czasach przepływ pasażerów nie jest szczególnie ograniczony. Oczywiście dotykają nas liczne przepisy wizowe, ale w gruncie rzeczy podróże nie są trudne i może sobie na nie pozwolić coraz więcej ludzi. Jednak takie decyzje, jak chociażby kontrowersyjny zakaz podróży wydany przez administrację Donalda Trumpa powoduje, że przyszłość rynku lotniczego nie jest tak jednoznaczna jak dawniej.

Fot. Leon T/Shutterstock

Nie ma jednak wątpliwości, że najszybciej rosnącym rynkiem jest Azja – przede wszystkim Chiny, Indie i Indonezja. Pasażerowie z tych krajów w 2035 roku mają podróżować w liczbie ponad 3,1 mld ludzi. IATA szacuje również, że już w 2024 roku Chiny prześcigną USA i staną się największych rynkiem lotniczym świata. Zepchnięte z pozycji lidera Stany Zjednoczone zajmą drugie miejsce, a Wielka Brytania mająca dotąd silną pozycję w branży, wypadnie poza podium wyprzedzona przez… Indie, Indonezję i Wietnam.

Skąd takie tempo zmian? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

– Kluczowy jest wzrost dochodów i populacji klasy średniej w krajach rozwijających się, a do tego dochodzą stale spadające ceny biletów lotniczych. To sprawia, że będzie o wiele więcej pasażerów, a wielu z nich skorzysta z usług lotniczych po raz pierwszy – opowiada starszy ekonomista IATA, Davis Oxley.

Urosną przewoźnicy niszkokosztowi

Choć kiedyś było to nie do pomyślenia, niskokosztowe linie lotnicze podbiły rynek w Europie, a w ubiegłym roku Ryanair wyprzedził Lufthansę, stając się największym przewoźnikiem w Europie. Na naszych oczach powstają kolejne, długodystansowe połączenia „tanich linii” , a prym wiodą takie linie jak Norwegian czy Wow Air.

W tej chwili tacy przewoźnicy obsługują 28 proc. ruchu pasażerskiego na świecie – 31 proc. w Europie, 25 proc. w Ameryce Północnej i Azji. I z dużym prawdopodobieństwem będą wciąż rosnąć w siłę.

Ale eksperci mają też pewne obawy. Wskazują bowiem, że niskokosztowe linie nadmiernie eksploatują swoją flotę i pracowników, co może w niespodziewanym momencie obrócić się przeciwko nim. Niedawny przykład wielkiego kryzysu Ryanaira, który z dnia na dzień odwołał tysiące lotów, a teraz dodatkowo zawiesza trasy, pokazuje, że nie są to jedynie czarne wizje analityków, a realne zagrożenia.

Nie śpią też przewoźnicy dotąd kojarzeni z wysokim standardem. Część z nich otwarcie przyznaje, że rozważa bardziej szczegółowe podzielenie klas, by móc oferować loty także najbardziej oszczędnym pasażerom, równocześnie ograniczając nieco przywileje. Na przykład linie Emirates zapowiedziały, że rozważają wprowadzenie kilku rodzajów klasy ekonomicznej na swoich pokładach, a Aer Lingus już wprowadził ofertę lotów z Europy do USA podczas których rezygnacja z kocyka i słuchawek pozwala zaoszczędzić sporo pieniędzy podczas zakupu biletów.

– Większa chęć latania także pośród osób o niższych dochodach oznacza, że aby linie lotnicze odnosiły sukcesy, muszą oferować także tańsze bilety. Ludzie, których stać na drogie bilety, przewoźnicy już mają wśród swoich klientów. Teraz muszą zrobić miejsce dla innych – tłumaczy Oxley.

Fot. Stefano Garaou/Shutterstock

Pod znakiem zapytania stają też sojusze lotnicze. Choć dotąd gwarantowały one przywileje zarówno dla przewoźników jak i pasażerów, to analitycy nie wróżą im świetlanej przyszłości. Raport IATA wskazuje, że większą popularnością będą się cieszyć współprace poza sojuszami ustalane indywidualnie między liniami. Na przykład American Airlines są partnerem Qatar Airways przez Oneworld, ale równocześnie poza sojuszami współpracują z Etihad, jednym z  największych rywali katarskiego przewoźnika.

Są też przykłady linii lotniczych, które współpracują z liniami z każdych trzech wiodących sojuszy lotniczych. Takim przykładem są linie Alaska Air, które współpracują z linaimi Emirates, Fiji Airlines oraz Icelandair.

Zmienią się samoloty i klucz do sukcesu

Rosnąca liczba pasażerów oznacza też coraz większe zapotrzebowanie na samoloty.

Boeing przewiduje, że do 2036 roku na świecie będzie potrzebne dodatkowe 41 030 samolotów. Choć pewnie przedstawiciele firmy marzyliby o takim zamówieniu, to wiadomo, że nie jest realne ani jego złożenie ani tym bardziej wykonanie tylko przez jednego producenta. Zarówno Boeing jak i Airbus nie są w stanie sprostać takiemu wyzwaniu, nawet gdyby zamówienia podzieliły się pomiędzy te wielkie fabryki. Mało tego – tak duże zamówienie byłoby trudne do realizacji, nawet  gdyby dołączyć do niego mniejszych producentów jak Embraer czy Bombardier. To zaś oznacza, że już za kilka lat zamiast starym dobrym 737 możemy latać na pokładach samolotów z Chin lub Rosji, które mocno starają się, by wkroczyć na rynek samolotów pasażerskich. Chińczycy mają swojego COMAC-a C919, który w maju odbył pierwsze testowe loty, a Rosjanie pracują nad maszyną Irkut MC-21. Obie maszyny mają być konkurencją dla samolotów klasy Airbusa A320 czy Boeinga 737-800.

W tej sytuacji nie dziwi, że linie lotnicze stopniowo wycofują starsze samoloty, ale widać też tendencję wzmacniania floty mniejszymi, bardziej oszczędnymi maszynami. Szczególnie na dalekich trasach. Świetnie widać to na przykładzie Airbusa A380, czyli największego samolotu pasażerskiego na świecie. Branżowe media huczą od dłuższego czasu, że Airbus całkowicie zakończy produkcję A380 – chyba że Emirates złoży duże zamówienie do końca tego roku. Problemem jest to, że maszyna jest zbyt paliwożerna, a także zbyt pojemność samolotu, wynosząca często ponad 500 foteli. W efekcie liniom lotniczym trudno jest sprzedać tak dużo biletów, by samoloty latały pełne,a połączenia były rentowne.

Stąd zwrot wielu przewoźników w stronę mniejszych maszyn jak Boeingi 787 Dreamliner czy Airbusy A350. Co ciekawe, w przypadku tego ostatniego modelu wielu przewoźników, którzy wcześniej zamówili większą wersję tego samolotu, czyli A350-1000, ostatecznie zmieniało zamówienie na mniejszy model, czyli A350-900.

Taka strategia wydaje się być sensowna, gdy weźmiemy pod uwagę, że najważniejsza dla przewoźników stanie się dominacja na rynkach… regionalnych. Świetnym przykładem jest Delta, która w południowo-wschodniej części USA prawie nie ma konkurencji. Prezes firmy Finnair zdecydował się za to postawić na połączenia z Europy do kilku chińskich miast, wykorzystując fakt, że z Finlandii do Państwa Środka prowadzi najkrótsza droga z Europy do Chin. Znalezienie własnej niszy spowodowało jednocześnie, że Finnair stał się jedną z najważniejszych linii w Europie latających do Chin.

Podobne ruchy pokazują wyraźnie, że w najbliższych latach będziemy obserwować, jak linie lotnicze wyszukują kawałek wolnej przestrzeni specjalnie dla siebie. A to pozwoli im przyciągnąć do siebie zupełnie nowych klientów. Tak jak LOT, który według słów prezesa Rafała Milczarskiego, ma stać się ulubioną linią pasażerów w Europie Środkowej i właśnie temu podporządkowuje swoją strategię.

Ale to nie jedyny sposób wykorzystania portów regionalnych w długoterminowej strategii branży lotniczej. To, co teraz wydaje nam się świetną i sprawdzoną strategią, czyli wielkie huby lotnicze spełniające funkcję przesiadkową, może nie być aż tak przyszłościowe, jak się dotąd wydawało.

Fot. travelview/Shutterstock

Eksperci z IATA są przekonani, że kluczową rolę w przyszłości branży lotniczej odegra model „point-to-point”, który już teraz stosują przewoźnicy niskokosztowi. W przeciwieństwie do dużych linii lotniczych często nie oferują oni tras z przesiadką, łączonych na jednym bilecie. Według analityków ten system pozwala przewoźnikom na większą elastyczność, a w czasach wydajnych i oszczędnych samolotów bezpośrednie loty międzykontynentalne nawet na bardzo dalekich odległościach nie stanowią aż takiego problemu jak jeszcze parę lat temu.

Ta wizja jest szczególnie ciekawa w kontekście planów budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego, który ma aspiracje, by stać się największym centrum przesiadkowym w regionie, ale w całości bazuje na strategii, której eksperci z IATA nie wróżą przyszłości.

Znikną podziały?

Czy rosnąca konkurencja pomiędzy liniami lotniczymi, coraz bardziej rozeznani w branży pasażerowie i ich większa elastyczność sprawią, że linie lotnicze wszystkim nam zaoferują luksusy godne szejków z Zatoki Perskiej? Nic bardziej mylnego. Wciąż będziemy mieć czego zazdrościć tym bogatszym od nas.

Pokazuje to chociażby przykład wprowadzonych przez Qatar Airways podwójnych łóżek, rozwijający się rynek czarterowania prywatnych samolotów czy współpraca między Air France a najsłynniejszymi szefami kuchni. Jednocześnie dla tych, którzy cenią sobie oszczędności o wiele bardziej niż luksus, niskokosztowe linie lotnicze na pewno mają w zanadrzu niejedną niespodziankę.

Gwarancja wejścia na pokład w przypadku overbookingu za dodatkową opłatą, stojące miejsca, jeszcze więcej foteli upchniętych w samolocie, odbieranie kocyków i słuchawek, to tylko kilka z pomysłów, które co kilka miesięcy rozgrzewają entuzjastów taniego podróżowania.

Jedno jest pewne. Przyszłość należy do podróży lotniczych, bo z nich w przeciwieństwie do komfortu na pewno nie jesteśmy gotowi zrezygnować.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
wazne aby bylo tanio i duzo do wyboru
Kian, 27 września 2017, 20:17 | odpowiedz
Avatar użytkownika
I dlatego powstanie centralny port lotniczy...
zapinio, 27 września 2017, 21:37 | odpowiedz
Avatar użytkownika
rybki z SIN ;)
marcino123, 27 września 2017, 21:46 | odpowiedz
Avatar użytkownika
marcino123 rybki z SIN ?
Tak myślałem, szkoda, że tak szybko wylogowałem się CHANGI
arkus, 27 września 2017, 22:12 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Przyszłość ruchu lotniczego wcale nie musi pójść w kierunku wskazanym w artykule. Wystarczy że pojawi się jakaś przełomowa technologia transportowa np. sukcesem okaże się Hyperloop, pojawią się koleje znacznie wyższych prędkości i wtedy w Europie, Południowo-Wschodniej Azji czy USA może się znacznie zmienić podejście do transportu osobowego.
michalax, 28 września 2017, 16:53 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »