Koniec raju? Jedno z najpiękniejszych miejsc świata przegrywa w starciu z turystami i hotelarzami

Niedawno informowaliśmy na naszych łamach, że tysiące turystów, którzy planują podziwiać słynną tajlandzką plażę Maya Bay, muszą bardzo uważnie planować swój wyjazd. Aby umożliwić rafie koralowej regenerację, władze zdecydowały o wyłączeniu jej z użytkowania w okresie od czerwca do września 2018 r. Wszystko po to, aby ochronić przyrodę.
Wygląda na to, że podobny los czeka miłośników Filipin i rajskiej wyspy Boracay, która regularnie jest wymieniana we wszelkich rankingach najpiękniejszych miejsc na świecie. Najkrócej mówiąc: ów piękny zakątek świata stał się ofiarą własnej popularności.
Fot. WaitForLight, shutterstock
Degradacja środowiska
Boracay to mała wyspa. 10 km kwadratowych, które w sezonie jest tłumnie oblegane przez wszystkich podróżników, spragnionych widoku szmaragdowej wody i pięknego piasku, zachęcającego do odpoczynku i plażowania.
Problem w tym, że perła Filipin od dłuższego czasu jest na szczycie listy marzeń wielu osób. W efekcie tysiące turystów szuka tam noclegów, a sama baza hotelowa rozrasta się w szybkim tempie. Nie idzie to w parze z ochroną środowiska – część z obiektów jest nastawionych tylko na zysk, nie dbając o przyrodę. W efekcie wiele nieczystości, które są produkowane przez obiekty hotelowe, trafia wprost do morza.
Zdecydowane działania
Prezydent Filipin zdecydował o podjęciu radykalnych środków: jeżeli Ministerstwo Środowiska nie upora się z problemem degradacji Boracay, wyspa zostanie… zamknięta. I to na okres nawet kilku miesięcy – część osób z kręgów rządowych postuluje zamknięcie Boracay na cały rok.
Fot. Clinton Bryant, shutterstock
O tym, że żarty się skończyły, świadczą dalsze działania. Władze spotkały się z lokalnymi urzędnikami i właścicielami resortów. Przedstawiono wówczas plan, który wejdzie w życie w przypadku, gdy prezydent Rodrigo Duterte zdecyduje się na „zamknięcie” wyspy.
Słysząc jego słowa, skierowane pod adresem Boracay („to szambo!”), miejscowi przedsiębiorcy wiedzą, że to walka o życie.
Patrząc na sytuację z ich strony: to kwestia zarabiania pieniędzy. Dużych pieniędzy. Dwa miliony turystów rocznie i dochody rzędu 2,6 mld PLN (627 mln EUR) to ogromne kwoty.
Boracay Foundation Incorporated szacuje, że taki krok wpłynąłby na ponad 36 tys. miejsc pracy: mowa o pracownikach hoteli, ośrodków wypoczynkowych, restauracji, centrów nurkowych, sklepów z pamiątkami czy chociażby firm transportowych.
Potencjalne straty 11 hoteli na Boracay? Około 250 mln PLN (59 mln EUR).
Fot. Artyooran, shutterstock
Z punktu widzenia turystów to także katastrofa – niedostępność wyspy spowodowałaby zmianę planów urlopowych tysięcy podróżnych. Wielu z nich ma wykupione bilety lotnicze i pobyt w hotelach na kilka miesięcy przed planowaną datą urlopu. Co z dokonanymi rezerwacjami?
– Szukamy ogólnego porozumienia i możliwości dialogu, który uwzględni interesy wszystkich stron – powiedział Jose Clemente, przewodniczący Turystycznego Kongresu Filipin.
Natura ma pierwszeństwo
Ale być może to jedyne rozwiązanie. Rafa koralowa na Boracay została poważnie zdegradowana przez działalność związaną z turystyką. Jakość wody na wyspie pogorszyła się z powodu bezpośredniego odprowadzania nieoczyszczonych ścieków w pobliżu linii brzegowej.
Lokalni przedsiębiorcy mówią: „– Naprawimy system kanalizacyjny i zamkniemy nielegalne konstrukcje”. Prezydent Filipin twardo stoi przy swoim pomyśle, aby wyspę po prostu zamknąć.
Data wprowadzenia zmian
Które rozwiązanie będzie wdrożone w życie? Czy spokojnie będziemy mogli planować wypoczynek na Boracay? Dowiemy się w ciągu najbliższych tygodni.
W ustaleniach pada data 26 kwietnia – od tego momentu miejscowi i zagraniczni turyści nie będą mogli dostać się na wyspę przy pomocy promów. Pobliskie lotniska (Caticlan i Kalibo) będą działać – są na stałym lądzie. Czy faktycznie dojdzie do zamknięcia wyspy na kilka miesięcy? Spotkanie na szczeblu rządowym, podczas którego mają zapaść ostateczne decyzje, zaplanowane jest na 5 kwietnia.