Jak stracić znajomych w jeden wyjazd? Kilka sprawdzonych wskazówek
Opalenizna, świetne wspomnienia, wspólne zdjęcia, na których wszyscy szeroko się uśmiechają, kilka drobnych wtop czy problemów, które udało się rozwiązać, a do tego cały stos anegdot, z których będziemy śmiać się jeszcze przez kilka lat – tyle w skrócie chcemy zwykle przywieźć z wakacji ze znajomymi. W rzeczywistości często zdarza się jednak, że wracamy opaleni, ale spłukani, pełni złości i bez znajomych, bo jedyne, co udało się zrobić bezdyskusyjnie to… srogo się pokłócić.
Nie bez powodu mówi się, że remonty i wakacje to najczęstsza przyczyna kłótni i że jeśli chcesz z kimś spędzić życie, to nie ma lepszego testu niż 2 tygodnie w niezbyt luksusowych warunkach z paroma kłopotami i napiętymi sytuacjami odhaczonymi po drodze. Podobne reguły obowiązują przy wyjazdach ze znajomymi.
Możecie dogadywać się w pracy, może się wam razem dobrze imprezować albo po prostu bezinwazyjnie spotykacie się od czasu do czasu na planszówki/piwo/grilla. Ale wyjazd to zawsze coś innego – będziecie ze sobą 24 godziny na dobę, oczekiwania zderzą się z rzeczywistością, a w razie kłopotów, z każdego wyjdą najgorsze cechy. Dlatego wbrew pozorom wrócić osobno jest o wiele łatwiej, niż razem wyjechać.
Wystarczy trzymać się kilku prostych zasad. I choć piszemy je z przymrużeniem oka, warto traktować je całkiem poważnie.
Jedźcie dużą grupą
„Może w tym roku pojechalibyśmy wszyscy razem?” – zdanie, które zwykle jest jedynie niespełnioną groźbą, czasami zamienia się w rzeczywistość. Na początku wydaje się być genialnym pomysłem: będziemy wszystko robić razem, będzie z kim podzielić koszty, a wspomnień o tym, jak Marek przestraszył Aśkę i ta wpadła z materaca prosto do basenu, wystarczy na wiele wieczorów. Po długiej dyskusji, jakimś cudem udaje się dogadać kierunek i wspólny termin. „Ale będzie impreza” – myśli Jarek! „Muszę wziąć zapas olejku do opalania” – planuje Sylwia, a Marcin z Jolą od razu przeliczyli, że to w sumie super tania opcja na romantyczny wypad, a przecież nikomu nie będzie przeszkadzać jeden soczysty buziak (nawet serwowany wszystkim przed oczami co 2 minuty).
Ostatecznie jedzie 6, 8 czy 10 osób i choćbyście nie wiem, jak się starali, praktycznie nie ma takiej możliwości, żeby wszyscy chcieli robić to samo w tym samym czasie. Zaczynają się drobne aferki, bo w sumie ja bym coś zjadła i zaczynam się denerwować, że inni się guzdrzą, ktoś chce już iść na plażę, żeby nie stracić ani jednego promyczka i nie obchodzi go moje jedzenie, ktoś dogorywa w łóżku zapewniając, że więcej nie pije (a przynajmniej do wieczora) i właściwie w tej chwili ma w nosie całą resztę, ktoś mówi, żeby na niego poczekać 5 minut, a potem okazuje się, że zamierza pobić rekord świata w liczbie litrów wody wylanych na siebie pod prysznicem. Ktoś się poparzył i jest mu smutno, że inni wychodzą, ktoś wolałby dziś jechać na wycieczkę i jest wkurzony, że inni poprzedniego dnia konsekwentnie celebrowali piąty z siedmiu grzechów głównych.
W pierwszych kilku dniach każdy machnie ręką, a im dłużej trwa wyjazd, tym napięcia rosną coraz bardziej. Jeśli tylko nie zdecydujecie o rozdziale przyjemności w myśl „niechże każdy robi, co mu się podoba”, ale za to wzajemnie będziecie wymagać od siebie, byśmy wszyscy robili wszystko razem, przepis na towarzyską katastrofę gotowy. Banalnie proste!

Nie dogadujcie budżetu
Ty właśnie zmieniasz pracę i musisz wymienić pralkę, a Magda dostała podwyżkę w korpo, więc zamierza zaszaleć. Albo odwrotnie – to Ty cały rok oszczędzasz na wakacje, żeby nie oszczędzać na wakacjach. Jeśli nie chcesz przedłużać znajomości, wystarczy, że nie dogadasz wcześniej, kto ile zamierza wydać i jakiego poziomu oczekuje od wyjazdu.
I nagle zderzają się ze sobą konserwy zabrane z listą knajp do odhaczenia, pokój w hostelu bez prywatnej łazienki z „ale jak ja to pokażę na instagramie?!”. Odkrywasz, że awantury będą powtarzać się przy każdej próbie zostawienia napiwku albo wręcz przeciwnie – ktoś będzie wybierał tylko te restauracje, w których pasowałoby najpierw pokazać się na okładce Forbesa, żeby swobodnie zapłacić rachunek. Wystarczy też, że jedno chce jechać z lotniska taksówką, a ktoś inny woli poświęcić czas na rzecz oszczędności, jeden chce wynająć auto na cały wyjazd, ktoś inni uzna to za zbyteczny luksus, bo przecież są lokalne środki transportu. I tak można wymieniać jeszcze długo.
Pieniądze jak nic innego potrafią łączyć ludzi, ale równie mocno potrafią ich podzielić.
Zostań przewodnikiem-pedantem albo zabierz takiego!
Każdy z nas ma takiego znajomego, który najchętniej zorganizowałby wszystko i wszystkich, ale wedle własnych zasad. Przewodnik-perfekcjonista, z zacięciem godnym najbardziej rygorystycznych oddziałów wojska. Jeśli nie macie pod ręką takiego, który jest gotowy wyjechać z wami, zawsze możesz przejąć jego rolę. Wszystko zaplanowane co do minuty. Obiad o 14, potem 10 minut wolnego czasu na kupienie magnesów, o 14.45 siku, ale tylko jeśli zdążą w 3 minuty, bo kolejne 12 zajmie nam dojście do atrakcji, w której kupiliśmy wejście na 15. Pod każdym z miejsc zatrzymajcie się na wcale-nie-taką-krótką lekcję historyczno-architektoniczną okraszoną setkami dat, nieznanych i trudno brzmiących nazwisk, czytaną prosto z ultra rozszerzonej wersji przewodnika.
Codziennie wstajemy o konkretnej porze, bo wyjazd 10 minut później zaburza cały plan, który jest opracowany na tip top. Nie ma żadnego: „Ej, możemy skręcić tam? Taka ładna uliczka!”, a każda niesubordynacja kwitowana jest spojrzeniem o temperaturze -20°C i fochem, że przecież „ja się tyle napracowałem, ale pewnie, jasne, nie musicie ani słuchać, ani korzystać”, które już na początku brzmi jak idealna szansa na pozbycie się znajomego-przewodnika.
W końcu ktoś mówi, że miarka się przebrała, wznieca bunt i odchodzi bez dosłuchania do końca historii powstania 138. kościoła w tym mieście i tym samym na zawsze zrywa kontakt z perfekcyjnym oprowadzaczem. Ten podsumowuje to jedynie krótkim stwierdzeniem, że „nie wie, co traci”, wpisuje oddalenie się z szeregu w terminach i wraca do wcześniej założonego harmonogramu.

Zrób przedpłatę za wszystkich
Nie ma nic lepszego niż kłótnia o pieniądze! A zdanie „to zapłać, a ja ci później oddam” jest tym, które może na zawsze zmienić wasze relacje. Ty płacisz, a potem, a to się ktoś wycofa, a to ktoś nie ma teraz, żeby ci oddać albo dziwnym trafem zapomina, że w ogóle warto byłoby się rozliczyć. W najlepszym wypadku musisz zastosować wszystkie możliwe metody windykacji, w najgorszym zostajesz z apartamentem na 12 osób zarezerwowanym na tydzień i bez ani jednej chętnej osoby. Wiadomo – „szef nie dał mi urlopu”, „nie mam z kim zostawić psa” albo „w sumie dziewczyna mi nie pozwala jechać na ten męski wypad”.
Tak samo wygląda sprawa z kupowaniem biletów lotniczych za wszystkich, jeśli ci mają problem z terminowym oddawaniem pieniędzy albo dotrzymywaniem danego słowa. A jeśli myślicie, że to rzadkie zjawisko wystarczy sprawdzić pierwszą lepszą grupę w stylu „szukam towarzystwa na podróż”. Przynajmniej jeden post dziennie opisuje właśnie tego typu historię.
W zależności od budżetu, możesz więc albo stanąć po stronie płacącego i stracić wszystkich znajomych, którzy zignorowali wezwanie do zapłaty albo być właśnie tym, który bardzo chciał jechać, ale w sumie nie ma pieniędzy/czasu/możliwości i zostawia kogoś z podobnym kłopotem.
Zabierz kogoś super nieogarniętego
Ta koleżanka Anki, która zawsze musi zabrać ze sobą osobną walizkę na kosmetyki, Maciek, który jest niespełnionym bajarzem-gawędziarzem i zaczepia absolutnie każdą napotkaną osobę włącznie ze służbami na lotnisku, typem spod ciemnej gwiazdy albo najbardziej namolnym sprzedawcą i Wiola, która potrafi zrobić jedyne w swoim rodzaju show na kontroli bezpieczeństwa. Bo choć leciała 20 razy w życiu, w jej bagażu podręcznym na pewno znajdą się nożyczki, szampon w dużej butelce albo inny krem z węża czy figurka z kości słoniowej niewiadomego pochodzenia – oczywiście na pamiątkę w okazyjne cenie, za one dollar i trochę, maj frend. Serio, zabierz chociaż jedną z tych osób. Albo najlepiej wszystkie – przecież jak tracić znajomych to hurtowo.
Może być też ktoś, kto zawsze pakuje za dużo i nie jest w stanie sam sobie nieść bagażu, może być ktoś kto gubi się nawet, jeśli jest w zasięgu wzroku, ktoś, kto super szybko się męczy, choć zdecydowaliście się na 5-dniowy trening przez góry i dżunglę. Na wagę złota są też ci, którzy na all inclusive nie zamierzają zmarnować ani kropli alkoholu i odejdą od baru dopiero jak rezydentka będzie wołać, że autobus na lotnisko odjeżdża, wszyscy którzy będą wykłócać się o to, że w Egipcie nie ma schabowego albo zamawiać „ona tańczy dla mnie” średnio pięć razy w ciągu jednego wieczoru, nawet jeśli jesteście w Lloret del Mar.
Daje wam trzy dni, a potem cierpliwość się wyczerpie.
***
Oczywiście część rzeczy jesteśmy w stanie przewidzieć, inne wyjdą dopiero w podróży. Niektórych znajomych stracimy już na etapie planowania, bo choć bardzo entuzjastycznie podchodzili do samego planu, szybko zastosowali jedną ze znanych wymówek, żeby nie ruszyć się z domu nawet na centymetr. W razie problemów ze zniechęcaniem znajomych zastosujcie nasze rady, bo gwarantują awantury, sprzeczki, dramaty. W efekcie, w najlepszym przypadku, po prostu więcej razem nigdzie nie wyjedziecie. W najgorszym, obrazicie się na śmierć i życie, choć już trzy tygodnie później nikt nie wie, o co właściwie poszło.
A jeśli przeżyliście taki wyjazd-koszmar, dajcie znać w komentarzach! Napiszcie, co sprawiło, że choćby wyszukali najlepszą promocję świata, więcej na pewno z nimi nie pojedziecie. I niech to będzie przestrogą – zarówno dla tych, którzy lubią się zachować w ten sam sposób, jak i dla tych, którzy chcieliby ruszyć ze swoją paczką w świat.