Nietypowe przedmioty w bagażach pasażerów to codzienność służb lotniskowych. Okazuje się jednak, że wciąż są rzeczy, które zaskakują nawet ich. Na przykład, gdy druga osoba w przeciągu kilku dni próbuje przewieźć w samolocie… wyrzutnię rakiet.
Pierwszą wyrzutnię funkcjonariusze portu lotniczego Baltimore-Waszyngton znaleźli w bagażu w poniedziałek. Sprawa dość szybko się wyjaśniła, bo właściciel bagażu okazał się być żołnierzem. Przyznał, że chciał zabrać przedmiot na pamiątkę z Kuwejtu.
Jakież było zdziwienie pracowników lotniska, gdy zaledwie kilka dni później – w czwartek – w ich ręce trafiła kolejna wyrzutnia. I co się okazało? Powtórka z rozrywki. Kolejna wyrzutnia, ale i kolejny żołnierz, który tłumaczył się dokładnie w ten sam sposób.
Specyficznie pamiątki sprawdziła straż pożarna i wojsko. Choć nie stanowią one żadnego zagrożenia, musiały na razie zostać w rękach służb, które zdecydują, czy i kiedy mogą wrócić do właścicieli. Rzeczniczka amerykańskiej Administracji ds. Bezpieczeństwa Transportu (TSA) zażartowała, że może w przyszłości żołnierze powinni rozważyć breloczki.
Usiłowanie przewożenia naprawdę zaskakujących przedmiotów to jednak codzienność w pracy na lotnisku. Granaty, głowa aligatora, samurajskie miecze, marynowane koniki morskie to tylko początek długiej wyliczanki. Zwykle kończy się jednak jedynie na próbie, bo większość z tych przedmiotów jest niedozwolona. Jeszcze ciekawsza jest lista rzeczy, które na lotniskach zostały zgubione lub porzucone. Wśród nich znalazły się m.in.: sztuczna szczęka, szklane oczy, sedes (razem ze spłuczką!), lalka barbie z 500 GBP ukrytymi w środku, a nawet nagrobki czy szczeniaki. Mało? Proszę bardzo – były też kluczyki do porsche, torba diamentów i książeczka z podpisanymi czekami.
W 2016 roku z samych monet gubionych na amerykańskich lotniskach niemal w każdym momencie odprawy niepostrzeżenie uzbierało się prawie milion USD.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?