Pamiętacie aferę z telefonami Samsung Galaxy Note 7? Problemy z akumulatorem i możliwość samoczynnego zapłonu spowodowały, iż praktycznie wszystkie linie lotnicze na świecie zakazały jego używania i posiadania podczas podróży samolotem. Felernego modelu telefonu nie tylko nie można wnosić ze sobą na pokład samolotów… ale także przewozić w bagażu rejestrowanym!
Od tego czasu na wszystkich lotniskach świata do kwestii baterii i akumulatorów zasilających urządzenia elektroniczne, podchodzi się z większą ostrożnością. Najświeższy przypadek miał miejsce na Florydzie, gdzie na lotnisku w Orlando… wybuchła bateria do aparatu.
Świadkowie twierdzą, że słychać było głośny huk. W terminalu (wybuch nastąpił przy stanowiskach kontroli bezpieczeństwa pasażerów) zapanowała panika, podróżni w popłochu uciekali z terenu portu lotniczego, myśląc że doszło do zamachu terrorystycznego. W mediach społecznościowych pojawiły się wpisy, które sugerowały, iż słychać było strzały…
Terminal został ewakuowany, loty wstrzymane. Szybko okazało się, że winowajcą całego zamieszania była bateria. Sytuacja została opanowana, rzecznik lotniska wydał oficjalny komunikat.
Fot. Twitter / CGMnews
Cała ta historia pokazuje jednak, że problem akumulatorów do urządzeń elektronicznych – i ich przewożenia podczas podróży drogą lotniczą – wciąż jest nierozwiązany. Z jednej strony firmy prześcigają się w nowinkach technologicznych, które mają sprawić że baterie będą bezpieczniejsze i bardziej pojemne. Z drugiej, na wielu lotniskach świata służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo bardzo uważnie przyglądają się rozmaitym akumulatorom i powerbankom.
Niekiedy może się to skończyć nawet zarekwirowaniem urządzenia. Pamiętam, ile czasu na lotnisku w Pekinie zajęło mi tłumaczenie, że mój powerbank ma pojemność 10400 m Ah, tylko oznaczenie jest niewyraźne i zatarte. Ostatecznie udało mi się zachować moje zapasowe źródło energii.