„Jestem gorąca Maria”. Językowe wtopy naszych czytelników to gotowy materiał na komedię
Zamiast zapytać o piętro, przez przypadek składasz niemoralną propozycję, zamiast dostać kawę z mlekiem, dostajesz samo mleko, a z rzekomego gwałtu robisz „kolejną przygodę w podróży” – języki obce są pełne pułapek i zwłaszcza w trakcie wyjazdów lubią spłatać nam figla. Ale kto nie zaliczył żadnej wtopy, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Wtopy językowe za granicą zdarzają się każdemu – i właśnie dlatego, jeśli tylko mamy odrobinę dystansu do własnej niedoskonałości, możemy się z tego pośmiać. A my właśnie to zamierzamy dzisiaj zrobić.
Niedawno zapytaliśmy naszych czytelników o ich najciekawsze historie związane z językowymi pomyłkami za granicą. Ponad tysiąc historii świadczy o tym, że nikt nie jest tu wyjątkiem. I choć czasem wychodzi niezręcznie, krępująco, a czasem nawet frustrująco – to na koniec i tak zawsze jest zabawnie.
Przypadkowe propozycje matrymonialne? Standard
Niewątpliwie najwięcej historii dotyczyło relacji damsko-męskich, a także mylenia słów, które są łudząco podobne do wszelkich intymnych narządów. Wszystkich przytoczyć nie możemy (Google nam tego nie wybaczy), ale kilka łagodniejszych na pewno i tak wam się spodoba.
– We Włoszech jechałam windą na 6 piętro. Chciałam zapytać się Pana, który wsiadł ze mną „na które” ale nie umiałam, więc zapytałam grzecznie: „szóste”? – opowiada Paulina. – No prawie.. Bo zamiast „sesto” powiedziałam „sesso”.
Czyli grzecznie zaproponowałam mu.. seks w windzie – śmieje się.
Łagodniej zagaiła Maria, z tą różnicą, że do szefa.
– To był mój początek z językiem niderlandzkim,…chciałam zaprezentować umiejętności w nowej pracy. Dla niewtajemniczonych słowa „gorący” i „nazywam się” brzmią podobnie w holenderskim, w dodatku pomyliłam konstrukcję gramatyczną i finalnie powiedziałam do szefa – jestem gorąca Maria, a ty jak gorący jesteś? – wspomina.
Dla odmiany jeden z naszych czytelników opowiada jak to jego znajomy uznał, że gwałt to tylko „kolejna przygoda w podróży”. Jak to możliwe?
– Znajomi podróżowali po Meksyku i zostali okradzeni. Kilka dni później, opowiadając o tym napotkanym Kanadyjczykom, pomylili słowa „rob” – obrabować and „rape” – zgwałcić. They raped us, but well, we just treat it as another holiday adventure. Zgwałcili nas, ale cóż, traktujemy to jako kolejną, wakacyjną przygodę. Kanadyjczycy musieli pomyśleć, ze Polaków absolutnie nic nie jest w stanie złamać – śmieje się z dość znaczącego błędu.
Wygrywa chyba jednak Kaja, której pomyłka naprawdę bardzo zmienia kontekst sprawy.
– Na wizycie u lekarza pomyliłam „tonsils” z „testicles” i wyszło, że bolą mnie jądra w jamie ustnej – śmieje się.
Chcemy się pochwalić, ale nie zawsze wychodzi
Mnóstwo wpadek wynika z tego, że choć nie do końca znamy język, to i tak próbujemy go używać. I to akurat jest godne pochwały, bo nie ma lepszego sposobu na przełamanie się jak po prostu mówienie (nawet z błędami). Jednak w takim przypadku stos anegdot macie gwarantowany.
– Nagminnie w restauracji po każdym daniu przyniesionym przez kelnera lub zabranym talerzu mówiłam „zdrastwujcie” zamiast „spasiba” (czyli myliła dzień dobry z dziękuję – przyp. red) – przyznaje Ola. – W sklepie na koniec zakupów powiedziałam „sabaka” zamiast „spasiba” – wtóruje jej Aleksandra.
Ale nie jest jedyna w tej grupie wpadek. Marta na przykład zamówiła we włoskiej kawiarni latte i była zdziwiona, że dostała tylko mleko. Ale pod jej komentarzem szybko pojawiło się wiele osób, które też przez to przeszły. Wpadkę tę można więc zaliczyć do kanonu najbardziej klasycznych.
Czasem problemy wynikają też z całkowitej nieznajomości języka.
– Do dziś nie wiem, co powiedziałem, ale cała recepcja na Ibizie miała „bekę” – mówi Rose. – Za każdym razem, kiedy nie rozumiem, ale śmieję się i przytakuję, modlę się, żeby to nie było pytanie – przyznaje Wera.
Innym razem na śmiechu może się nie skończyć.
– Historię opowiedział nam pilot wycieczek. Kiedy był z grupą w Izraelu, na granicy zapytali starszego pana z grupy po angielsku czy ma broń – zaczyna opowieść Agnieszka. – Pan myślał pewnie, że się pytają czy mówi po angielsku (angielskiego nie znał) i powiedział „ja nie, ale on tak”, wskazując na pilota… Tłumaczenia nic nie dały, przesłuchiwano ich bardzo długo, a nawet wezwano polskiego tłumacza.
***
Bywa więc niezręcznie, groźnie, ale głównie śmiesznie. I co najważniejsze – kompletnie nie powinno nas to zrażać do używania języków obcych. Kiedy już je opanujemy, wszystkie wtopy zamieniają się w anegdoty.
A jeśli macie jakieś swoje przeżycia w tym temacie, to koniecznie dajcie nam znać w komentarzach.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?