Odwieczny dylemat rozwiązany. Komu należy się podłokietnik w samolocie i od czego to zależy?
Można odnieść wrażenie, że różni eksperci w ostatnim czasie przypomnieli sobie o podróżach jako tej mniej przeanalizowanej dziedzinie naszego życia. Tylko w poprzednim miesiącu opublikowano dane o tym, jak szybko dzieci nudzą się w samolocie i czym można je skutecznie zająć oraz na temat tego, co ulubione miejsce w samolocie mówi o naszym charakterze.
Tym razem badacze wzięli na warsztat odwieczną wojnę o… podłokietnik. Niezależnie od konfiguracji siedzeń w samolocie, prawie zawsze podłokietników jest mniej niż rąk pasażerów. Oczywiście przy założeniu, że wszystkie miejsca są zajęte.
To powoduje, że albo odpuścimy bitwę o kawałek podłokietnika toczoną z naszym lotniczym sąsiadem, albo będziemy ją toczyć do skutku – aż to on straci nadzieje na wygodne ułożenie przedramienia.
Ale eksperci mają na ten temat różne teorie.
– Zasadniczo osoba siedząca przy przejściu ma możliwość „wyciągnięcia się” w tamtą stronę. Do tego, po lewej stronie ma jeden podłokietnik, który bezdyskusyjnie należy do niej. Osoba, która siedzi przy oknie, ma o co się oprzeć, a dodatkowo jak w poprzednim przypadku, także ma swój podłokietnik – tłumaczy w The Telegraph Jo Bryant, konsultantka ds. etykiety. – A osoba, która siedzi po środku nie ma możliwości rozłożenia się ani oparcia o nic po bokach. Dlatego to ona powinna mieć oba podłokietniki albo przynajmniej możliwość wyboru, z którego chce korzystać – przekonuje.
Choć takie rozwiązanie wydaje się być sensowne i uczciwe, to do dyskusji włączyła się Judi James – specjalistka od mowy ciała.
– Jeśli osoba w środku wybierze tylko jeden podłokietnik, to ktoś z pozostałych pasażerów poczuje się zwycięzcą, a ktoś przegranym. – dodaje.
Nie da się jednak ukryć, że analizowanie wojny o fragment siedzenia w samolocie jest nieco absurdalne. Ale filmy nagrywane podczas lotów pokazują, że walka może być bardziej zaciekła, niż moglibyśmy przypuszczać. W lutym media obiegł film, w którym pasażerowie linii Monarch na locie do Malagi tak intensywnie wojowali o tę odrobinę przestrzeni, że trzeba było ich rozsadzić na dwa przeciwległe krańce samolotu. Jednak według ekspertów, w tej bitwie chodzi o coś więcej niż zwykły kawałek fotela.
– Wszyscy walczą o przestrzeń i w zatłoczonym miejscu, jakim niewątpliwie jest samolot, liczy się każdy centymetr. Pasażer, który „zdobył” oba podłokietniki, przyjmuje w ten sposób dominującą postawę, m.in. przez szeroko rozstawione łokcie. Podobnie zachowują się zwierzęta. Problem pojawia się, gdy obok siebie siedzą dwie osoby z podobnym, dominującym charakterem – tłumaczy Judi James.
Podobnie widzi to Gilbert Otta, ekspert ds. podróży, który odbywa niemal 100 lotów rocznie. Przekonuje, że pasażerowie próbują w ten sposób „zaklepać” sobie terytorium. Najlepiej od razu, jak tylko zajmą miejsce.
– Krok pierwszy. Ustal dominację. Krok drugi. Trzymaj podłokietnik bez zawahania. Krok trzeci. Za żadne skarby nie rezygnuj z podłokietnika. Jeśli musisz wyjść do toalety, przegrałeś – żartuje Otta.
Jednak kompromisowe rozwiązanie wydaje się być bardzo łatwe do osiągnięcia.
– Środkowy pasażer wcale nie powinien dostawać obu podłokietników. Jest to powszechne nieporozumienie. Przecież to wcale nie są podłokietniki, tylko oparcia. Nie trzeba tam kłaść całego przedramienia, a jedynie łokieć. Wtedy na pewno zmieszczą się obaj pasażerowie, a ręce swobodnie mogą oprzeć na kolanach – przekonuje William Hansen, inna ekspertka od etykiety.
Które z tych rozwiązań wydaje się być najrozsądniejsze? Walczycie o swoje terytorium czy nie zwracacie uwagi na podłokietniki? Dajcie znać!