Wizz Air ma duży problem, który mocno irytuje pasażerów. „Wciąż mamy dużo do poprawienia”
Patrząc tylko pod kątem liczby obsłużonych pasażerów, Wizz Air ma za sobą świetny kwartał. W okresie od października do końca grudnia „landrynka” obsłużyła 15,1 mln pasażerów, czyli o ponad 2,7 mln osób więcej niż w analogicznym okresie rok wcześniej (wzrost o 22,1 procenta). Całościowo też wygląda to nieźle: w całym 2023 roku Wizz Air przewiózł aż 60,3 mln pasażerów. Jednak inne wskaźniki nie wyglądają już tak różowo. Przede wszystkim patrząc na finanse: przewoźnik zanotował w tym okresie stratę operacyjną w wysokości aż 180 mln euro. To o 25 mln euro więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku i – przede wszystkim – dwa razy więcej niż oczekiwania analityków. Wizz Air wskazuje na to, że jedną z przyczyn była trudna sytuacja w Izraelu i walki z Hamasem, które sprawiły, że przewoźnik odwołał wszystkie loty do tego kraju (linia planuje wznowić część połączeń do Izraela na początku marca, m.in. trasę z Krakowa do Tel Awiwu). Jednocześnie przewoźnik wskazuje na to, że w całym roku fiskalnym zanotuje zysk netto wynoszący w granicach 350-400 mln euro. W ostatnim raporcie finansowym są jednak przynajmniej 2 rzeczy, które mogą budzić niepokój.
Zarzis od 2164 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Poznań)
Sousse od 2560 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Kemer od 2635 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Chopin)
Punktualność: jest lepiej, ale wciąż bardzo słabo
Jednym z najciekawszych elementów prezentacji Wizz Aira są dane o punktualności lotów. To jeden z największych mankamentów węgierskiego przewoźnika z punktu widzenia pasażerów, którym też Wizz Air nieczęsto się dzieli. Tym razem linia zrobiła wyjątek, by pokazać, jak bardzo poprawiła swoje statystyki, jednak… wciąż są one dość wstydliwe.
Wynika z nich bowiem, że w ostatnim kwartale minionego roku tylko 72,2 procenta lotów Wizz Air startowało o czasie (według metodologii lotniczej, oznacza to wylot w ciągu 15 minut od rozkładowej godziny startu). To… dobry wynik jak na Wizz Aira, bo w skali roku oznacza poprawę aż o 9,9 punktu procentowego. Tak, zgadza się – w ostatnim kwartale 2022 roku Wizz Air zanotował współczynnik punktualności wynoszący ledwie 62,3 procenta! Dla porównania: w ostatnim kwartale 2019 roku było to 79,3 procenta.
Nawet mimo znaczącej poprawy, to wciąż bardzo kiepskie liczby. Wystarczy porównać te wyniki choćby z LOT, który w ubiegłym roku zanotował punktualność na poziomie 82,83 procenta wszystkich lotów, co dało mu czwarte miejsce w Europie.

Czy jest szansa na dalszą poprawę?
Będzie to trudne, zważywszy na przeglądy silników Pratt&Whitney i związane z tym uziemienie części floty Wizz Aira. Węgierski przewoźnik, mając do dyspozycji mniejszą liczbę samolotów, podjął szereg kroków mających na celu utrzymanie oferowania. Jednym z nich jest większa utylizacja maszyn, czyli – tłumacząc wprost – wydłużenie czasu, jaki samoloty Wizz Air spędzają w powietrzu i zwiększenie liczby lotów wykonywanych przez poszczególne maszyny. W komunikacie Wizz Aira widzimy efekty: średnia utylizacja samolotów zwiększyła się z 10,5 godziny na dobę w zeszłym roku do ponad 11 godzin i 35 minut, a jeśli wyłączymy uziemione samoloty – do 12 godzin i 15 minut, w więc o prawie 1 godzinę i 45 minut. Dodając do tego krótki czas między poszczególnymi odcinkami lotów realizowanymi przez samoloty (czyli tzw. Turnaround time) wydaje się jasne, że punktualność w dalszym ciągu może być problemem Wizz Aira. Tym bardziej, że linia sama zmniejsza „bufor bezpieczeństwa”, mocniej żyłując swoje samoloty.
Drugi problem to load factor
W ostatnim kwartale minionego roku Wizz Air zanotował poziom wypełnienia miejsc w swoich samolotach na poziomie 87,6 procenta. To zbliżony wynik do tego sprzed 12 miesięcy (87,3 procenta), jednak analizując dane w rozbiciu na poszczególne miesiące widzimy, że nie jest kolorowo. Szczególnie rozczarowujący był grudzień, czyli miesiąc, gdy przewoźnicy zazwyczaj latają pełnymi samolotami z uwagi na gorący okres świąteczno-noworoczny. W tym okresie Wizz Air zanotował zaś load factor na poziomie 82,1 procenta. Z czego to wynika?
– To zawsze problem, jeśli poziom wypełnienia samolotów jest niższy niż historyczne rekordy. To oczywiście jest trochę związane z sezonowością. Patrząc na lata przed pandemią widzimy, że grudzień czy styczeń to miesiące, gdy osiągaliśmy wyniki na poziomie 88-89 procent. Okres świąteczno-noworoczny to trochę szczyt sezonu letniego, ale skondensowany do 3 tygodni. Mamy więc ogromne wzrosty popytu na niektórych trasach – w efekcie część samolotów jest wypełniona po brzegi, a na innych połączeniach load factor sięga 60 czy 70 procent. Ale poza tymi czynnikami trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy udało nam się zrobić wszystko, by lepiej zoptymalizować sprzedaż w tym okresie? Najwyraźniej nie. I wciąż mamy w tym zakresie pracę do wykonania – mówi w rozmowie z Fly4free.pl Robert Carey, prezes Wizz Aira.
Czy chodzi tu o politykę cenową i ewentualne obniżanie cen biletów?
– Tak. Chodzi o balans cenowy. Ale jest jeszcze jedna rzecz: w przeciwieństwie do wielu naszych konkurentów w ostatnim kwartale minionego roku mieliśmy duże wzrosty oferowania. Jest to związane z pewną zmianą w naszej strategii, w ramach której na wielu sezonowych trasach będziemy obecnie latali przez cały rok. Wierzymy, że praca, którą teraz wykonujemy, przyniesie wkrótce efekty. I wciąż uczymy się tego, w jaki sposób najlepiej optymalizować nasze zasoby. Ale to nie jest problem strukturalny – mówi Carey.