Wenecja się zbroi: bramki jak na lotniskach, wszędzie kamery. A bez rezerwacji cię nie wpuszczą!
– Nie możemy pozwolić sobie na tak dużą liczbę turystów, bo Wenecja to małe i bardzo delikatne miasto. Liczba turystów musi być proporcjonalna do wielkości tego miasta. Jeśli nie będzie miejsca, nie będziesz mógł odwiedzić miasta – mówi Luigi Brugnaro, burmistrz Wenecji. Słynne miasto zbroi się jak na wojnę i chwali się nowym centrum dowodzenia, w którym setki kamer będzie śledziło każdy ruch turystów na starym mieście.
Przez lata Wenecja borykała się z problemem nadmiaru turystów – miejscowi masowo wyprowadzili się, narzekając na tłok i hałas, a miasto stopniowo zamieniało się w połączenie skansenu z parkiem rozrywki. By ograniczyć tłumy podróżnych, władze miasta zdecydowały się na wprowadzenie biletów wstępu za wejście do starej części miasta. Nie zdążyły jednak wprowadzić tego pomysłu w życie, bo pojawiła się pandemia i problem nadmiaru turystów zniknął praktycznie z dnia na dzień. Dzisiaj, gdy turyści wrócili, choć do rekordowej liczby turystów wciąż jest daleko, władze Wenecji kontynuują swój pierwotny plan i chcą ściśle kontrolować liczbę podróżnych przybywających na plac św. Marka i do innych pięknych miejsc tego miasta. Jak? Przede wszystkim wrócił pomysł biletów wstępu do Wenecji: mają one kosztować od 3 EUR (poza sezonem) do 10 EUR (w szczycie sezonu turystycznego) od osoby. Z opłaty (która zacznie obowiązywać od przyszłorocznych wakacji) zwolnieni będą mieszkańcy, ale też goście weneckich hoteli – jest więc ona skierowana przede wszystkim do tzw. turystów jednodniowych, którzy wpadają do Wenecji jak po ogień i po kilku godzinach opuszczają miasto.
Ale to tylko wierzchołek góry lodowej zmian. Władze Wenecji zaczęły bowiem instalację bramek wejściowych (takich jak na lotniskach) przy głównych punktach do miasta, przez które do miasta będą wchodzili turyści. Co ważne, będą oni wchodzili skanując specjalny kod QR znajdujący się w aplikacji lub na zakupionym bilecie, na którym będzie się znajdowała informacja o godzinie wejścia do miasta. Tak, to prawda – bilety wstępu do Wenecji będzie można kupować tylko z wyprzedzeniem, rezerwując zawczasu konkretną godzinę wstępu. Jeśli się spóźnimy, jest duża szansa, że tego dnia nie wejdziemy do miasta. Podobnie jest też z nadmiarem turystów – jeśli będzie ich zbyt wielu w mieście, też będziemy musieli zaczekać na swoją kolej. Skąd władze miasta będą o tym wiedziały?
Powiadomi je o tym nowoczesnym system zarządzania ruchem turystycznym, który media ochrzciły mianem „Wielkiego Brata”. W ramach całego systemu w Wenecji zainstalowano 468 kamer przemysłowych, sensorów optycznych oraz system śledzących nasze smartfony. Za pomocą tych danych system jest w stanie odróżnić miejscowych od turystów, Wochów od obcokrajowców, dokąd zmierzają, a także w jakim tempie to robią. Średnio co kwadrans władze otrzymują raport na temat tego, jak wielu ludzi jest w starej części Wenecji i czy należy zablokować ruch.
– Spodziewam się protestów, pozwów i innych nieprzyjemności. Ale moim obowiązkiem jest sprawienie, by to było miasto do życia dla jego mieszkańców, ale też dla tych, którzy chcą je odwiedzić – mówi burmistrz Luigi Brugnaro.
Turyści są dość sceptyczni.
– Nie podoba mi się pomysł, w ramach którego miałbym zapłacić za to, żeby oglądać budynki i uliczki w mieście. Moim zdaniem to po prostu nowy sposób na zarabianie na turystach – komentuje w rozmowie z Reutersem Marc Schieber z Niemiec.
Władze Wenecji nie wiedzą jeszcze, jaki dokładnie będzie dzienny czy godzinowy limit liczby turystów, po którym zostaną wprowadzone ograniczenia.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?