„Musielibyśmy podnieść ceny o połowę”. Branża w kolejnym kraju nie nadąża z rachunkami
Wraz z nadejściem zimy wiele biznesów w branży turystycznej, zaczyna ze strachem kalkulować koszty działalności. Informowaliśmy już chociażby o problemach wyciągów i ośrodków narciarskich we Francji, które obawiają się, że nie będą w stanie opłacić rachunków. Teraz do listy dołączają też Węgry.
– Żeby utrzymać biznesy, cała branża musiałaby podnieść ceny o 50 procent – powiedział Tamas Flesch, honorowy prezes Stowarzyszenia Węgierskich Hoteli i Restauracji, cytowany przez Eduline.hu. – Ponieważ wiele z tych miejsc odwiedzanych jest głównie przez turystów z Węgier, taki ruch jest zupełnie nierealny – dodał.
Już teraz wiadomo, że na cały sezon zimowy – od listopada do końca lutego – zamknie się jeden z największych hoteli na Węgrzech. Hotel Hungaria w Budapeszcie, który ma do dyspozycji aż 499 pokoi, nie widzi innego rozwiązania.
Kilka dni temu media obiegła także informacja o zamknięciu basenów termalnych w Miskolctapolca. Przez coraz wyższe rachunki za gaz i energię elektryczną, obiekt musiał wstrzymać działalność. Sytuacja jest o tyle smutna, że te konkretne termy były popularne już w starożytności. Zamknęła się więc nie tylko firma, ale także zakończył spory kawałek historii.
– Od 1 stycznia cena energii elektrycznej wzrośnie aż 430 procent, a koszty centralnego ogrzewania o 900 procent – mówiła wtedy Judith Nemeth, prezes firmy w rozmowie z Reutersem.
Dla branży turystycznej nie tylko szalejąca inflacja i rosnące ceny energii są problemem. W efekcie takich podwyżek, także potencjalni turyści mają mniej pieniędzy. A to z kolei wpływa na popyt. Branża musi więc zmierzyć się z coraz wyższymi kosztami i coraz mniejszą liczbą klientów. Dla wielu będzie to gwóźdź do trumny, w szczególności po ponad dwóch latach problemów związanych z koronawirusem.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?