więcej okazji z Fly4free.pl

Jestem uzależniona od podróży, a naukowcy twierdzą, że to poważna choroba. Czy też masz te objawy?

podróż z plecakiem
Foto: Mooshny/Shutterstock

W weekend szybki wypad do Izraela, za dwa tygodnie Barcelona, w przyszłym miesiącu wyjazd do Azji, a po powrocie jednodniówka na Sycylii. Do tego na zapas kupione bilety na Islandię i przynajmniej kilka gotowych planów bez pokrycia w kartach pokładowych. Też tak masz? W takim razie usiądź z nami w kółku i przyznaj, że wpadłeś w nałóg.

Naukowcy – jak chociażby Micheal Brein – uważają, że uzależnienie od podróży można traktować dosłownie i potrafi ono być równie szkodliwe, co każdy inny nałóg. Już w XIX wieku w medycynie pojawiła się przypadłość zwana dromomanią. Osoby, u których ją diagnozowano mają ciągłą potrzebę przemieszczania się, czyli tzw. maniakalne włóczęgostwo. Podobno jednak podejmują one decyzje o wyjazdach jedynie częściowo świadomie. Ale czy sama nie robię dokładnie czegoś takiego?

Ileż to razy – nawet bez sprawdzania stanu konta kupiłam jakieś bilety w ciemno, wyznając zasadę „rzuć wszystko i chodź się… pakować”, ile razy brałam coś tylko dlatego, że za 88 PLN to żal nie kupić, ile razy zapominałam, że taka ilość biletów będzie skutkować tym, że do domu wpadnę jak po ogień i może w trakcie przepakowywania zdążę zamówić pizzę – bo w lodówce nawet światło się skończyło.  Za to przybył na niej kolejny magnes.

Żeby było jasne, nie żałuję ani jednego wyjazdu. Ale do uzależniania muszę się przyznać. Choć, jeśli to pierwszy krok do wyleczenia, to lepiej jeszcze się zastanowię.

Etap 1 – uświadomienie sobie problemu

W lutym zorientowałam się, że tylko w ciągu dwóch miesięcy nowego roku leciałam już samolotem 20 razy. Nie wiem, czy to dużo czy mało – pewnie są tacy, którzy latają o wiele, wiele więcej. Ale dla mnie – dziewczyny, która jeszcze 10 lat temu jeździła na wakacje raz w roku, chwila refleksji przyniosła zdumienie w postaci pytania: „kiedy to się stało?”. Najpierw serwowałam sobie podróże małą łyżeczką, a niepostrzeżenie pochłaniam je całymi garściami. I co gorsza nie zanosi się, by ten apetyt miał zmaleć w najbliższym czasie.

Tak. Wydaję na nie wszystkie zaoszczędzone pieniądze, a czasem nawet te, których zaoszczędzić jeszcze nie zdążyłam. Zrezygnuję z obiadu na mieście, wypadu na drinka czy nowego biurka i butów, jeśli w perspektywie mam plan na jakieś wojaże. A mam go właściwie zawsze. Wszelkie premie przeliczam na bilety, noclegi, na wstęp do atrakcji, bo choć oszczędzam na podróże, to kompletnie nie oszczędzam w podróży.

Najczęściej używane czasowniki w moim życiu to „byłam” i „jadę/wybieram się”. Jednym z pierwszych pytań, które zadają mi znajomi podczas rozmowy przez telefon czy na Facebooku brzmi: „jesteś w Krakowie?”. W portfelu – często nieświadomie – noszę zwykle dwie, trzy waluty, bo akurat zostały mi jakieś drobniaki z wyjazdu albo zapomniałam wyciągnąć parę euro zostawionych na czarną godzinę w ukrytej kieszonce.

Mój zegarek służy mi tylko orientacyjnie – jest bowiem duża szansa, że wciąż tkwi jeszcze w innej strefie czasowej i przynajmniej o godzinę spóźnia lub śpieszy. W aplikacji pogodowej na telefonie mam zapisanych ok. 15 różnych miast. I mimo, że już z nich wyjechałam lubię zerknąć, czy dziś pada na moim ulubionym targu w Kuala Lumpur albo czy poranek w Mexico City znów był zaskakująco chłodny.

dziewczyna w górach
Foto: Dudarev Mikhail/Shutterstock

Zamiast zbierania awansów i podwyżek nadal kolekcjonuję przeżycia i pieczątki w paszporcie. Nie wiem, kiedy przydatność do spożycia traci jogurt w mojej lodówce, ale znam dokładną datę wydania i utraty ważności paszportu. A numer i serię wyrecytuję obudzona w środku nocy. Kto wie? Może właśnie pojawił się błąd taryfowy, a ktoś planuje mi zrobić niespodziankę?

Sprawia mi przyjemność przeglądanie stron internetowych z hotelami, lotami czy promocjami. Nałogowo czytam podróżnicze magazyny, a reportaże pochłaniam szybciej niż boczek, choć po wojażach jest on moją największą miłością.

Zanim skończę jedną podróż, już planuję następną. Czuję się nieswojo, gdy na mailu nie czeka żadna rezerwacja, za to doświadczam ekscytacji, gdy decyduję się kupić kolejny bilet. Maile od bookingu w stylu „Hej, spadły ceny w XXX” odbieram z radością – jakby pisał do mnie stary kumpel. Z Ryanairem nawet jesteśmy na „ty”.

Etap 2 - próba pohamowania

Łapię się na mimowolnym wymądrzaniu – jeśli można to tak nazwać. Bo pad thai z food trucka nie smakuje nigdzie tak dobrze jak w Bangkoku, a kolega opowiada brednie, że na Bliskim Wchodzie to nas tylko zabiją. Bo jak robię łososia, to chcę, żeby był tak cudownie grillowany jak w Lizbonie, a w ogóle to czemu w Polsce nie można zrobić przy drogach takich zatoczek widokowych dla samochodów jak w Czarnogórze i czy naprawdę właśnie ktoś w towarzystwie powiedział, że do Tokio za mniej niż  3000 PLN nie można polecieć?

Na szczęście przez lata nauczyłam się gryźć w język w odpowiednim momencie i czasem tylko niepostrzeżenie wywracam oczami. Jeszcze nad tym pracuję. Ostrzegam ludzi, żeby nie zaczynali ze mną podróżniczych dyskusji, bo jak się rozkręcę, to nie skończę w tym tygodniu. Przecież tyle jest do opowiedzenia i na pewno WSZYSTKICH totalnie to interesuje, prawda?

Gorzej z tym, co interesuje mnie. Gdy koleżanka wyznaje mi, że jest w ciąży, mówię zdawkowe: „gratuluję!”,  ale gdy ktoś powie: „jadę na urlop” mam tysiąc pytań: „Dokąd? Kiedy? Na ile dni? Ile za bilety? Wow, wow, opowiadaj jeszcze. Będziesz zwiedzać? Mam tu listę fajnych knajp, może Ci się przyda”.

Powiedz, że masz tak samo.

Że nawet wyzwania zupełnie zmieniły oblicze. Nie masz problemu ze spaniem na lotnisku, jedzeniem w najbardziej obskurnej azjatyckiej knajpie, spakujesz się w 35-litrowy plecak na 3 tygodnie i nie wpadniesz w panikę nawet, gdy do zamknięcia bramki na lotnisku zostało tylko 10 minut (wszak znasz je na pamięć, a sprint do gate’u to twój ulubiony sport). Ale za to wysiedzenie 8 godzin w biurze bez zaglądnięcia chociaż raz do wyszukiwarki tanich lotów czy przeczytania ani jednego artykułu o podróżach graniczy z cudem.

I nie ma znaczenia, że pracujesz na etacie, bo jak udowadnialiśmy na łamach Fly4free, z 26 ustawowo przysługujących dni urlopowych można bez trudu – choć przy odrobine elastyczności – zrobić aż 144 dni wolnego, czyli ponad 1/3 roku.

Więc choć ogranicza cię budżet i pozornie urlop, wciąż z roku na rok jeździsz więcej. Mimo obietnic, że w tym roku wymienisz w końcu samochód albo przynajmniej pomalujesz ściany w mieszkaniu, jedyne co się liczy to wyjazdy. Zwłaszcza, jeśli przeliczyłeś, ile razy można za te same pieniądze polecieć na makaron i wino.

Znasz 10 podstawowych zwrotów w kilkunastu językach, a wymyślony migowy perfekcyjnie rozumiesz i używasz biegle. Za to, jak przyjdzie ci rozmawiać z kimś, kto nigdy nie wyjeżdża na urlop, masz wrażenie jakbyście rozmawiali w dwóch różnych językach. Masz w pamięci trudne nazwy buddyjskich świątyń, największe atrakcje Islandii i z 10 przypadkowych słów po szwedzku, które przypominają nazwy mebli z IKEA, ale jak przyjdzie do zapamiętania 5 imion nowych osób w pracy, to gubisz się nawet 3 miesiące po ich zatrudnieniu. Chociaż czasem nawet się starasz.

Foto: Jacob Lund/Shutterstock

Masz znajomych na całym świecie, ale prawdopodobnie gdy chcesz spontanicznie wyjść na piwo w swoim mieście, trzeba będzie szukać pośród innych podróżników. Pozostali znajomi prawdopodobnie mają dzieci, które muszą odebrać ze szkoły, spotkanie z konsultantem ślubnym, nadgodziny w korporacji albo inne obowiązki. Ale za to chętnie rzucą przez telefon: „to Ty nie w podróży?”. Próbujesz jednak umawiać się z nimi z wyprzedzeniem, ale potem akurat wpadają tanie bilety…

Etap 3 - przypadek nieuleczalny

Na oko jesteś w stanie ocenić, czy walizka/plecak mieści się w przepisowych wymiarach przynajmniej kilku linii lotniczych. Bez wagi potrafisz też przewidzieć, czy bagaż czasem nie jest zbyt ciężki. Kody lotnisk znasz lepiej niż kod do własnego domofonu.

Nauczyłeś się spać wszędzie, by później nie tracić czasu na odsypianie w hotelu, masz przynajmniej kilkanaście ulubionych miast, a ulubione restauracje rozsiane są po całym świecie. Nie pamiętasz, co to jetlag, bo aklimatyzujesz się w kilka chwil nawet na drugiej półkuli. Spakujesz się w 15 minut, zawsze masz pod ręką zapas buteleczek do 100 ml i zupełnie zapomniałeś, że wolny dzień można spędzić na kanapie przed telewizorem.

Do kontroli bagażowej na lotnisku jesteś przygotowany 5 minut przed czasem, a jeśli nie ma kolejki w sekundę rozbroisz plecak z urządzeń elektronicznych, ściągniesz zegarek, pasek i jeszcze zdążysz się uśmiechnąć do pracowników.

Przynajmniej na kilku trasach lotniczych wiesz, po której stronie samolotu usiąść, by mieć najlepszy widok. Lista miejsc do zobaczenia zamiast się skracać stale rośnie, choć co roku wykreślasz z niej kilkanaście albo kilkadziesiąt pozycji.

Znasz aktualny kurs przynajmniej kilku walut i wiesz, ile mniej więcej będzie trzeba wydać na tygodniowy pobyt w kilkudziesięciu miastach świata. Bez zawahania możesz doradzić w kwestii dojazdu do centrum z większości europejskich lotnisk, a jak się chwilę zastanowisz to też przynajmniej z kilku poza naszym kontynentem.

I nie jest ci z tym źle.

para w górach
Foto: Dudarev Mikhail/Shutterstock

Etap 4 - leczenie (?)

Tak. Uzależniłam się. Od nowych ludzi spotykanych po drodze, tej adrenaliny i iskierki podekscytowania, gdy wychodzę z domu na dłużej. Od odkrywania coraz piękniejszych miejsc, docierania dalej i dalej. Od przepakowywania tego nieszczęsnego plecaka, który z racji wysłużenia dawno powinien odejść na emeryturę. Od smakowania nowych rzeczy, wiatru we włosach i totalnie nierównomiernie, a nawet nieco za bardzo opalonej skóry. Sama droga stała się celem.

To pochłania mój budżet, czasem nadszarpnie zdrowie, a nawet relacje z innymi ludźmi. Daje mi energię na jakiś czas, by równie skutecznie odebrać ją, gdy na dłuższą chwilę muszę zostać w jednym miejscu. Zawsze kończy się podróżniczym kacem – no chyba, że mam już gotowego klina. Brzmi strasznie, ale jest cudownie.

I na szczęście póki co nikt nie wymyślił skutecznego odwyku. A jeśli kiedyś tak się stanie, mam nadzieję akurat być na drugim końcu świata.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
Avatar użytkownika
Normalnie jak bym siebie widzial, choc nie w tak zaawansowanej chorobie
sewerynlutjensee, 24 maja 2018, 20:53 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Ale zawsze zwalam na fly4free,bo to ich wina
sewerynlutjensee, 24 maja 2018, 20:54 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Świetny artykuł, tak jakbym opisywał swoje uczucia. I chyba najgorszy jest podróżniczy kac, kiedy nie ma się kolejnej zabookowanego lotu na kolejną podróż. 
lousylucky, 24 maja 2018, 21:11 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Lousylucky, jeśli nie masz zarezerwowanego kolejnego lotu i wracasz z podróży to jeszcze nie jest ten etap uzależnienia- widzę u Ciebie szanse na ratunek :)
lousylucky Świetny artykuł, tak jakbym opisywał swoje uczucia. I chyba najgorszy jest podróżniczy kac, kiedy nie ma się kolejnej zabookowanego lotu na kolejną podróż. 
PePe_888, 25 maja 2018, 10:20 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Dostrzegam większość objawów u siebie i żony :) Ostatnio stan się pogorszył i podczas pobytu w Tajlandii organizowaliśmy loty do Baku :) A podczas tej podróży do Baku, czekając na przesiadkę na lotnisku kupowaliśmy jednodniówkę w Europie itd.Reakcja kasjerki w markecie, gdy zamiast polskiego bilonu podajesz jej filipińskie peso albo tenge też bezcenna :) A kodu do domofonu nie nauczyliśmy się do tej pory :)
michalax, 27 maja 2018, 10:59 | odpowiedz
Avatar użytkownika
Hehe myślałem że mam jakąś niezidentyfikowaną chorobę a tu proszę, nie jestem sam ;DNajgorzej jak chcę się z kimś podzielić tym, pomagam organizować innym wakacje, ale inni nie czują bluesa :D
Dawid 1989, 28 maja 2018, 11:09 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »