Uzbrojeni w aparaty foto podróżnicy zapuszczają się w najdalsze zakątki świata robiąc tysiące zdjęć, często nie wchodząc w relacje z fotografowanymi. Przecież nie ma na to czasu, jest jeszcze tyle miejsc do odwiedzenia, a okazja do zrobienia zdjęcia może się nie powtórzyć.
To co, że kontekst może się wydawać niestosowny? Kadr jest dobry, to wystarczy. Przekonanie, że każdy aspekt życia może zostać uwieczniony a następnie opublikowany stało się na tyle powszechne, że obniżyło nasze zdolności krytyczne i… poznawcze.
Blisko, jeszcze bliżej
Przeczulony na punkcie swojego prawa do prywatności i ochrony wizerunku podróżujący Europejczyk nie widzi problemu z robieniem zdjęć reszcie świata. Potrafimy zapomnieć, że każda społeczność ma swoje obyczaje, kulturę, system wartości, które często mocno różnią się od naszych.
– Nie możemy jednak zakładać, że ktoś nie chce mieć zrobionego zdjęcia – przekonuje Wojtek Surdziel wieloletni fotoreporter „Gazety Wyborczej”, który podkreśla, że robiąc zdjęcia należy kierować się rozsądkiem.
To co dla nas wydaje się niedopuszczalne, na drugim końcu świata uchodzi za coś absolutnie naturalnego. Co nie znaczy, że mamy zamieniać się w paparazzi. Przed zrobieniem zdjęcia warto się uśmiechnąć, pokazać, że ma się aparat w ręku, żeby nasze intencje były jasne od początku.
Kiedy w sytuację wkrada się element intymności, zawsze powinniśmy pytać ludzi, czy możemy zrobić zdjęcie. Bariera językowa nie ma tu żadnego znaczenia – możemy się przecież porozumieć na migi. Bardzo istotne jest też przyjazne nastawienie i kontakt wzrokowy. Jeśli jeszcze nauczymy się kilku podstawowych zwrotów w danym języku (nieraz wystarczą „dziękuję” i „dzień dobry”), ze zrobieniem zdjęcia nie powinniśmy mieć żadnych problemów.
Wakacyjni paparazzi często uciekają się do różnych sposobów, m.in. używając obiektywów długoogniskowych, by fotografowani nie mieli świadomości, że jest im robione zdjęcie. Gorzej, jeśli nie posiadają takiego sprzętu, a zdjęcie robią z oddali.
– W takiej sytuacji gwarancja udanego kadru jest żadna, bo na zdjęciu wyjdzie wszystko i nic – przekonuje Jacek Smolak z Fotomaterii. – Jeśli nie chcemy być biernymi obserwatorami, ale uczestnikami danej sytuacji w konkretnym miejscu, czyli tego co jest moim zdaniem esencją fotografii, to powinniśmy zaopatrzyć się w obiektyw szerokokątny, który wymusza kontakt między fotografowanym a fotografem.
Potwierdzają to słowa słynnego fotoreportera, Roberta Capy:
jeżeli twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, to znaczy, że nie jesteś wystarczająco blisko.
Zdjęcie za wszelką cenę?
Zdjęcie dziewczynki z sępem zrobione przez Kevina Cartera w Sudanie w trakcie epidemii głodu przyniosło autorowi Pulitzera, ale też wywołało burzę. Wszyscy chcieli wiedzieć, co się stało z dziewczynką, czy fotograf jej pomógł. Carter przyznał, że odgonił sępa, ale nic więcej nie zrobił.
Presja ze strony opinii publicznej była zbyt duża. Kilka miesięcy później fotograf popełnił samobójstwo. Ten przykład doskonale obrazuje cienką granicę etyki w zawodzie fotoreportera.
– Kiedyś uważałem, że należy zrobić każde zdjęcie. Jednak lata pracy w tym zawodzie zweryfikowały moje podejście – mówi Wojtek Surdziel. – Zdarzały się sytuacje, w których zadawałem sobie pytanie, czy zrobienie danego zdjęcia coś wniesie, zmieni. Bo czy naprawdę mamy potrzebę oglądania zdjęć ofiar wypadków? Jeśli miałem takie przemyślenia, rezygnowałem z ujęcia.
Z tego może wynikać, że wątpliwości czy wahanie nie są dobrymi sprzymierzeńcami fotografa. Mogą też oznaczać, że nie powinniśmy danej sytuacji uwieczniać. Jeśli jednak zdecydujemy się to zrobić, to publikując zdjęcie, pamiętajmy jak ważny jest podpis i kontekst, w którym zdjęcie zostanie osadzone. Przecież sami nie chcielibyśmy się znaleźć pod ostrzałem flesza, szczególnie w sytuacji, która mogłaby naruszać naszą sferę prywatności.
Dusza za zdjęcie
Czasem robienie zdjęć oznacza wtargnięcie w cudze życie, co może skończyć się tragicznie.
W wielu kulturach (m.in. Aborygenów, rdzennych Indian) istnieje przekonanie, że zrobienie zdjęcia odbiera fotografowanej osobie duszę. Nic dziwnego, że mieszkańcy nie są temu przychylni. Znane są nawet przypadki, gdzie ceną jaką turysta zapłacił za zrobienie zdjęcia było jego własne życie.
Bywa, że moment, w którym zdecydujemy się nacisnąć migawkę, może okazać się decydujący. Obrazuje to przykład Radka Sikorskiego, który za zdjęcie afgańskiej rodziny zabitej w bombardowaniu zdobył prestiżową nagrodę World Press Photo w kategorii zdjęć reporterskich.
Należy zwracać uwagę na emocje ludzi, ale nie kierować się nimi. Zadaniem fotografa jest przecież zrobienie zdjęcia. Mając dobry kadr nie waham się ani chwili, ale też nie zapominam o zasadach panujących w miejscu, w którym się znajduję. Obcując z inną kulturą najpierw poznaję zwyczaje mieszkańców, nawiązuję z nimi kontakt, oswajam z aparatem. Tylko wtedy mogę oddać faktyczny klimat danego miejsca
Wojtek Surdziel zgadza się, że fotografowanym ludziom należy poświęcić trochę czasu. Dlatego nie odmówił, gdy bacowie na hali poczęstowali go samogonem. Zanim jednak wysłucha historii, skupia się odpowiednich ujęciach. – Doświadczenie mi mówi, że lepiej nie wdawać się na początku w dyskusje, tylko robić swoje. W przeciwnym razie zdjęcie może „uciec”.
Egzotyka inscenizowana
Jeansy zamiast sari, bloki w miejscu lepianek, burgery z fastfoodów w zastępstwie tradycyjnych potraw. Podróżnicy często rozczarowani zastaną sytuacją szukają sensacji i naginają rzeczywistość do własnych potrzeb.
Opłacają pozujących, by ci zakładali tradycyjne stroje i tworzyli sztuczne scenki „z prawdziwego życia”. Jacek Smolak jest przeciwny takim praktykom. – To czysta komercja. Rzadko w takich okolicznościach pojawiają się emocje, a jeśli już, nie są one prawdziwe. Zdjęcia robione w podróży wymagają innej perspektywy, innego ujęcia tematu. Nie powinny być kreowane – dodaje. Z tą opinią zgadza się także Wojtek Surdziel. – Naturalność jest najważniejsza. Przebieranki, czy udawanie nie są mi potrzebne, żeby uzyskać zamierzony efekt. Chodzi przecież o to, żeby pokazać „tu i teraz”, a nie przebrzmiałe dzieje.
Manipulacji można dokonać także po zrobieniu zdjęcia. O tym, jak bardzo jest to nieopłacalne, przekonał się libański fotoreporter Adnan Hajj. W 2006 r. przerobił co najmniej dwa z serii zdjęć z tzw. konfliktu libańsko-izraelskiego. Hajj dla efektu dodał dym do panoramy płonącego Bejrutu, a w fotografii izraelskiego samolotu wystrzeliwującego obronne flary z jednej smugi zrobił trzy.
Opis zdjęcia sugerował, że to rakiety wycelowane w libańską wioskę. Zdjęcia ukazały się w gazetach i w sieci. Oszustwo wykryli internauci, a agencja Reutersa zakończyła współpracę z fotografem i usunęła ze swojego archiwum niemal tysiąc zdjęć jego autorstwa.