Walka o leżaki i dostęp do basenu? Codziennie. Zmora pobytu w resortach
Wstań skoro świt, bądź szybki i sprytny – albo zapomnij o możliwości skorzystania z dobrodziejstw hotelowej infrastruktury. Tak wygląda wakacyjna proza w popularnych kurortach.
Temat „wojny o leżaki” wraca z regularnością godną rozkładu jazdy japońskiej kolei. Dla wielu turystów – zaprawionych w bojach hotelowych – to rytualna czynność, w której uczestniczą każdego poranka. Postronny obserwator może tylko unieść brwi ze zdziwienia, obserwując to, co dzieje się w wielu hotelach i resortach w godzinach, kiedy normalny turysta powinien jeszcze smacznie spać.
Reguła jest prosta: jeżeli nie staniesz do walki o dobre miejsce przy basenie, możesz pożegnać się z planami spędzenia dnia na relaksującym opalaniu się w pobliżu Twojego pokoju hotelowego. Spójrzcie na film, który został nagrany na Wyspach Kanaryjskich, w kurorcie Maspalomas przez jedną z turystek (właściwa „akcja” rozpoczyna się po pierwszej minucie nagrania):
Walka o miejsce do wypoczynku
Na naszych łamach pochylaliśmy się nad tym problemem. Okazuje się, że nasi rodacy nie przodują w tym procederze – tutaj palmę pierwszeństwa dzierżą turyści z Wysp Brytyjskich.
Jeżeli dostęp do leżaków, parasoli i miejsca przy basenie jest możliwy od 7:00, możemy być pewni, że przed tą godziną zgromadzi się spora rzesza turystów, zaopatrzona w ręczniki (do oznaczenia swojego terytorium) i inne akcesoria. Wszyscy w oczekiwaniu na „start”, po którym rozpoczną ekspresowy bieg, z metą usytuowaną w pobliżu hotelowego basenu.
– Przestrzegamy hotele, aby uczulały swoich gości przed takim zachowaniem. Wakacyjny wyjazd to ma być wypoczynek, a nie bieg na 50 metrów do leżaka. Niestety, hotelarze rozkładają bezradnie ręce – mówi pracownik jednego z krakowskich biur podróży.
Walka... z wiatrakami?
Czy istnieje sposób, aby zlikwidować tego typu zachowanie? Część z hiszpańskich hoteli usuwa bezpańskie ręczniki, „rezerwujące” miejsce na leżaku – turyści zajmowali upatrzone miejsce, po czym wracali do swojego pokoju hotelowego, aby odpocząć, zjeść śniadanie… i wrócić na swój teren w późniejszym czasie.
Władze niektórych włoskich kurortów zabraniają takiego działania na publicznych plażach. Problem w tym, że na terenie prywatnych obiektów próba ustalenia (i późniejszego wyegzekwowania) takich reguł przypomina walkę z wiatrakami – jest po prostu nieskuteczna.
– Gorszy od walki o leżak jest chyba tylko parawaning, gdy plaża jest podzielona na parcele niczym ziemia pod miastem. Każdy jest panem i władcą swojego skrawka terenu, grodząc go palikami i budując fortecę – śmieje się Marek, jeden z forumowiczów Fly4free.
Wyjeżdżając na upragnione wakacje warto pamiętać, że to ma być (w założeniu) urlop i odpoczynek od nerwów oraz codziennej monotonii. Walka o miejsce przy basenie hotelowym średnio wpisuje się w te założenia.





