To prawdziwy raj: plaża, słońce i krystaliczna woda. Zobacz, dlaczego jeszcze warto odwiedzić Rodos
Na Rodos – jak zresztą w wiele miejsc na świecie – najlepiej wybrać się poza sezonem: wiosną albo wczesną jesienią. Woda w morzu będzie już/jeszcze ciepła, upały mniej uciążliwe, a ceny na miejscu staną się znośniejsze. Co prawda, turystów się nie uniknie, ale będzie ich na pewno mniej niż w letnim szczycie.
Na miejscu warto wynająć samochód (fiat panda, bez klimatyzacji – ok. 30 EUR za dzień) i samodzielnie poznawać tę największą wyspę Dodekanezu. Co prawda, działa komunikacja publiczna, ale w niektóre miejsca ze stolicy wyspy dociera tylko jeden autobus dziennie. Rodos jest na tyle mały, że wystarczą 3-4 dni na objechanie go autem i zajrzenie w co ciekawsze miejsca, a na tyle duży, że nawet dłuższy pobyt nie pozwoli nam na to, by wyspą w pełni się nacieszyć. Co warto tu zobaczyć?
Jeśli chcemy zobaczyć typowe greckie miasteczko – a to zdaje się być coraz większym wyzwaniem na Rodos – warto odwiedzić Archangelos, oddalone od stolicy wyspy o ok. 30 km. W południe miejscowość ta zamiera, tylko z rzadka gdzieś można zobaczyć szalejących na motocyklach młodych chłopaków, a w tawernie przy winie lub kawie przesiadujących mężczyzn. Z rzadka też natrafia się na turystów – to pełne bielonych, oślepiających w słońcu domów uniknęło losu Lindos i nie stało się mekką wycieczkowiczów. W tawernie przy winie i greckiej sałatce można leniwie spędzić przedpołudnie, obserwując śpiące w cieniu koty i rozmawiając z właścicielem knajpy. Jeśli jednak upał nie odebrał nam sił, warto zagubić się w labiryncie białych domów starówki, wejść na dziedziniec kościoła farnego, wyłożony mozaiką białych i czarnych kamyków (tzw. chochláki) i przyjrzeć się ażurowej dzwonnicy cerkwi, górującej nad miastem.
Ceny: sałatka grecka w tawernie w Archangelos – 3 EUR (ok. 12,3 PLN), retsina (białe wino z żywiczną nutą) – 2 EUR (ok. 8,2 PLN). Dobra rada: jeśli nie doskwiera nam naprawdę potężny głód, zamówmy jedną sałatkę na dwie osoby – z reguły są one ogromne i właściciele tawern spoglądają ze zdziwieniem na śmiałków chcących się zmierzyć z tak ogromnymi porcjami.
Fot. Robert Makowski