Fly4free.pl

Leciałem klasą biznes na dalekich trasach w Air France i KLM. Jak na ich tle wypada LOT?

Foto: Mariusz Piotrowski / Fly4free.pl
Wygodne fotele, mnóstwo przestrzeni i pyszne jedzenie. A na koniec dnia i tak okazuje się, jak duże znaczenie ma tzw. czynnik ludzki. Kilka dni temu miałem okazję podróżować klasą biznes na długich, ponad 11-godzinnych trasach, dwoma wiodącymi liniami w Europie. Jak było? Zapraszam do mojej relacji.

Jeśli obserwujecie zmiany, jakie dokonują się we wnętrzach samolotów, to z pewnością zauważycie, że najwięcej innowacji dotyczy klas typu premium: klasy pierwszej, biznesu czy premium economy. Powód jest prosty: choć procentowo klasa biznes to zazwyczaj nie więcej niż 10 procent miejsc, to jednak odpowiada ona za 50, 60 czy nawet więcej (w zależności od źródła i danego przewoźnika) procent przychodów przewoźnika na danej trasie. Nic dziwnego, że linie lotnicze coraz mocniej udoskonalają swój produkt oraz chuchają i dmuchają na pasażerów, którzy są gotowi wydać za przelot w komfortowych warunkach kilka razy więcej niż zwykły śmiertelnik w klasie ekonomicznej. Ja osobiście nie jestem regularnym bywalcem klasy biznes, ale w ubiegłym tygodniu miałem okazję poszerzyć swoje doświadczenia: w ciągu kilku dni leciałem 2 razy klasą biznes na dalekich trasach. Najpierw liniami KLM z Amsterdamu do brazylijskiego Sao Paulo, a potem Air France z Sao Paulo na paryskie lotnisko CDG. Jak prezentują się obie klasy biznes, jakie są ich plusy i minusy i w końcu – jak wypada francusko-holenderski duet na tle LOT? Zapraszam do porównania.

KLM, czyli średnie miłego początki

Porównanie jest tym łatwiejsze, że podczas obu lotów leciałem Boeingami 777-300 ER. Zacznijmy więc od holenderskiego przewoźnika i jego produktu biznesowego, który akurat w tym modelu wydaje się dość przestarzały. Układ miejsc w klasie biznes to 2-2-2, co sprawia, że akurat ten biznesowy produkt ma dokładnie takie same wady, jak ten oferowany przez LOT. A nawet jest nieco gorszy, bo widać, że jest to rozwiązanie dość wiekowe, mające dobre kilkanaście lat. 

Foto: Fly4free.pl

Największe wady? Oczywiście konieczność „przeskakiwania” przez drugą osobę, gdy siedzimy przy oknie. A także wspomniany wcześniej design. W tym kontekście nie dziwi, że KLM rozpoczął masową operację retrofitu klasy biznes w swoich „trzech siekierach”, gdzie wysłużone fotele zostaną zastąpione na nowe, bardziej przestronne siedziska, w układzie 1-2-1. Dodatkowo, każde miejsce ma mieć specjalne „drzwiczki”, by zapewnić pasażerowi jak największą prywatność.

Jednak nawet teraz trzeba przyznać, że miejsca w „starej” klasie biznes są bardzo wygodne. Fotel ma właściwie identyczne funkcje jak te w LOT-owskich Boeingach 787: mamy więc możliwość regulacji zagłówkach jak i części na nogi. Możliwe jest też oczywiście rozłożenie fotela do pozycji pełnego łóżka, a trzeba tu dodać, że KLM oferuje wygodne poduszki i kołdrę, które mocno ułatwiają odpoczynek. Niestety, efekt „retro” nie jest już tak powalający w przypadku systemu rozrywki pokładowej, a zwłaszcza pilota, któremu zdarzało się, że w czasie lotu bywał umiarkowanie responsywny (a mówię to także na podstawie współpasażerów). 

Foto: Fly4free.pl

W tym miejscu warto jednak zwrócić uwagę na to, jak duże znaczenie dla dobrego lotu może mieć czynnik ludzki, czyli załoga pokładowa. Tak było w przypadku KLM: uśmiechnięte panie już od momentu zaserwowania welcome drinka, czyli szampana lub soku, były niezwykle uprzejme i pomocne (a to nie zawsze jest standard), przy tym skore do rozmów (taki minus lotu z dziennikarzami zajmującymi się lotnictwem), więc akurat na ten aspekt podróży nie mogę powiedzieć złego słowa. 

Foto: Fly4free.pl

Podobnie jak na serwowane jedzenie. Podczas pierwszego seriwsu (który rozpoczął się po ok. godzinie lotu) do wyboru mamy dwie przystawki, trzy dania główne i dwa desery. Nie licząc typowych dla takiego lotu „czekadełek” jak prażone orzeszki czy deska holenderskich serów. Przez cały czas trwania lotu możemy też oczywiście korzystać z szerokiego wyboru napojów i przekąsek, wśród których są m.in. słynne holenderskie stroopwafle.

Foto: Fly4free.pl

Przejdźmy jednak do bardziej technicznych aspektów lotu. Sporą niedogodnością były niestety niedziałające gniazdka elektryczne w całym samolocie z powodu awarii. Dużym plusem jest natomiast obecność samolotowego Wi-Fi i to w kilku wariantach, w zależności od naszych potrzeb. Za możliwość posurfowania po sieci zapłacimy 8 euro (za godzinny dostęp), 18 euro (za przeglądanie stron www przez cały lot) lub 30 euro (za szybki internet umożliwiający streamowanie filmów czy muzyki). Dostępna jest też wersja bezpłatna, w ramach której możemy korzystać z komunikatorów typu WhatsApp czy Messenger. I trzeba przyznać, że w tej wersji sieć spisuje się doskonale.

Foto: Fly4free.pl

Warto jeszcze wspomnieć o dwóch aspektach. System rozrywki pokładowej to raczej standardowa półka wśród przewoźników – znajdziemy tu zarówno hollywoodzkie nowości jak i dzieła holenderskich twórców. Nie można jednak o nim powiedzieć złego słowa. Bardzo pozytywnie należy za to ocenić takie… małe detale, które wpływają pozytywnie na to, jak oceniamy cały lot.

W przypadku KLM są to takie rzeczy jak solniczka w kształcie kultowych holenderskich chodaków czy… słynne niebieskie domki z Delft. Ten chyba najsłynniejszy lotniczy gadżet świata otrzymują wszyscy pasażerowie klasy biznes, a na całym świecie nie brakuje kolekcjonerów, którzy wypatrują kolejnych egzemplarzy (jak na razie powstały 103 typy takich domków!) I są gotowi zapłacić za nie naprawdę duże pieniądze.

Foto: Fly4free.pl

Warto też dodać, że KLM zwraca uwagę na detale nie tylko na długich trasach. Powyżej możecie zobaczyć na przykład, jak wygląda opakowanie posiłków na krótkich trasach w klasie biznes. Przyznacie chyba państwo, że tak pięknego opakowania aż żal otwierać? Ale otworzyłem i nie żałuję – śniadanie w wersji „na słodko” było absolutnie wyśmienite.

Foto: Fly4free.pl

Reasumując więc mimo pewnych niedostatków loty holenderską linię będą wspominał bardzo dobrze. Jak na tle Holendrów wypada Air France?

Profesjonalnie, wygodnie, ale czegoś zabrakło

W przypadku Francuzów widać, że pod względem samego fotela mamy do czynienia ze znacznie nowocześniejszym produktem. Mamy tu do czynienia z układem 1-2-1 i fotelami ułożonymi w charakterystyczną „jodełkę”, czyli pod lekkim kątem. Każdy pasażer ma tu więc indywidualny dostęp do alejki.

Foto:

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy w porównaniu z linią KLM, jest bardzo dużo miejsca, jakie dostajemy jako pasażerowie. Chodzi tu zarówno o przestrzeń na nogi, jak i przestrzeń na rzeczy osobiste. Jak widzimy, „półeczka” na rzeczy jest naprawdę sporych rozmiarów, a komu brakuje przestrzeni, może dodatkowo skorzystać ze specjalnej szafki, w której znajdują się podłączone już słuchawki. To bardzo wygodne rozwiązanie.

Foto: Fly4free.pl

Jeśli chodzi o menu, to tu także mamy spory wybór, jeśli chodzi o przystawki i kolację.

Śniadanie też niczego sobie…

Foto: Fly4free.pl

Kilka słów należy też dodać na temat fotela. Pierwsze wrażenie jest taki, że jest on zaskakująco… twardy, a na pewno bardziej niż w KLM czy LOT. Czy to przeszkadza? Po kilku minutach można się przyzwyczaić, a nade wszystko okazuje się, że na takim nieco „twardszym” łóżku po rozłożeniu fotela, śpi się zdecydowanie lepiej. Wszystko jest jednak z pewnością kwestią indywidualnych preferencji. Jak najbardziej standardowo, tu także fotel rozkłada się do pozycji pionowego łóżka (choć warto zaznaczyć, że do dyspozycji mamy koc, a nie kołderkę, jak w KLM), ale równie ciekawą funkcją jest przesuwanie fotela do przodu i do tyłu.

Foto: Fly4free.pl

Lepiej niż w KLM (ale to także w związku z tym, że jest to nowszy produkt) wypadł też system rozrywki pokładowej ze znacznie mniej wysłużonym padem do sterowania. A co z samą ofertą? Cóż, nie będę tu być może bardzo obiektywny, ale jako fan francuskiego kina (a zwłaszcza komedii z tego kraju) byłem bardzo ukontentowany.

Czy w takim razie sam lot miał jakieś wady? Z produktowego punktu widzenia warto wspomnieć, że niedostępne było Wi-Fi (choć nie jest to na tyle standardowa usługa, by kruszyć o nią kopię). Czysto subiektywnie kilka słów należy też napisać o członkach załogi. Teoretycznie nie można się do niczego przyczepić: byli bardzo profesjonalni i pomocni, ale trochę zabrakło mi takiego „czynnika ludzkiego”, o którym pisałem w kontekście KLM. Fakt, to był nocny lot, więc i wymagana aktywność załogi może być mniejsza, ale wydawało mi się, że pod tym względem mogłoby być lepiej.

Foto: Fly4free.pl

Jak na tle Air France i KLM wypada LOT?

Jak wspomniałem wcześniej i nie jestem w tej opinii odosobniony – największą siłą narodowego przewoźnika na dalekich trasach jest jego personel pokładowy. To jest zaleta, którą podkreśla wiele osób w branży lotniczej i coś, czym można wiele wygrać i zatuszować część niedostatków. A nie da się ukryć, że jeśli chodzi o twardy produkt w klasie biznes, to LOT zaczyna już trochę odstawać od europejskiej średniej, a coś, co jeszcze kilka lat temu mogło uchodzić za fenomenalną innowację, dziś jest na poziomie europejskiej średniej lub nawet poniżej. Chodzi tu nie tylko o dość archaiczny układ foteli w formule 2-2-2 i zablokowany dostęp do alejki dla części pasażerów. Nie ulega zresztą wątpliwości, że sam LOT widzi taką konieczność. Już w zeszłym roku padały zapowiedzi, że narodowy przewoźnik przygotowuje się do retrofitu, czyli całkowitego odświeżenia. Przede wszystkim klasy biznes, ale nie tylko. Zmianom w pierwszej kolejności miałyby być poddane starsze i mniejsze Boeingi 787-8

Wśród zapowiadanych zmian znalazł się też m.in. nowy system rozrywki pokładowej i instalacja modułów Wi-Fi. Prace nad retrofitem miały się zacząć w tym roku, jednak na dzień dzisiejszy nie mamy żadnej informacji na ten temat. Nie ulega jednak wątpliwości, że taki „lifting” mocno by się przydał LOT-owskim Dreamlinerom.

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.

Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »