Tęsknicie za Azją? Bali, Wietnam i Tajlandia już szykują się na turystów
Wietnam może się otworzyć już w czerwcu, Bali ma czekać na turystów od października, a Tajlandia być może uzależni możliwość wjazdu od… zasobności naszego portfela. I choć nie wszystkim te decyzje się podobają, to najwyraźniej rządzący nie chcą przeciągać blokad w nieskończoność. Zwłaszcza, że wiele z tych krajów opiera dużą część swoich budżetów właśnie na turystyce.
Kraje Azji Południowo-Wschodniej należą do jednych z ulubionych i najpopularniejszych dalekich kierunków wśród Polaków. Mają świetne jedzenie, dobrą pogodę (oczywiście w sezonie), a także noclegi na dosłownie każdą kieszeń. I to właśnie za tym regionem wielu z Was tęskni najmocniej, to właśnie tu miało się odbyć wiele podróży, które przepadły i to właśnie tu zamierzaliście wyjechać, żeby zaczerpnąć trochę słońca, gdy u nas zacznie robić się chłodniej.
Pozostaje jednak pytanie, czy to w ogóle będzie możliwe? Wszystko wskazuje na to, że zarówno Tajlandia, jak i Wietnam czy Bali coraz poważniej myślą o odmrożeniu turystyki i szukają na to własnego pomysłu.
Wietnam przetrze szlaki już w czerwcu
Najlepsze wiadomości płyną z Wietnamu. Kraj ten już 23 kwietnia poluzował sporo wcześniej wprowadzonych obostrzeń. Otwarto część atrakcji turystycznych i restauracji, a także przywrócono krajowy ruch lotniczy, kolejowy i autobusowy. Według najnowszych informacji, międzynarodowe połączenia mogłyby wystartować ponownie już od 1 czerwca, czyli najwcześniej pośród wszystkich krajów tego regionu. Początkowo będą to jednak niemal wyłącznie loty z i do Chin oraz z i do Korei Południowej, skąd przybywa aż 55 procent wszystkich zagranicznych turystów. Stopniowo mają się pojawiać kolejne połączenia.
Oczywiście już teraz mówi się o tym, że nie będzie to turystyka, jaką pamiętamy sprzed pandemii. Turyści będą musieli wypełniać oświadczenia zdrowotne, a być może także czeka ich szereg innych obostrzeń, np. obowiązkowe zakrywanie ust i nosa we wszystkich miejscach publicznych. Podróże w grupach zostały ograniczone do 10 osób, a na terenie atrakcji turystycznych wprowadzono regulacje związane z zapewnieniem dystansu społecznego.
– Po tak długim okresie blokady, ludzie będą poszukiwać podróży opartych na przeżywaniu i podążaniu ścieżkami poza utartym szlakiem zamiast pobytów w miastach. Biorąc pod uwagę 3000-kilometrową linię brzegową Wietnamu i zróżnicowaną topografię, mogą wybrać jaskinie, wodospady, góry, pola ryżowe, plaże czy deltę Mekongu – wymienia Michael Piro, dyrektor operacyjny Indochina Capital, cytowany przez portal Skift. – Poza tym w Wietnamie mamy rok wyborczy, więc władza, choć była ostrożny podczas walki z wirusem, teraz będzie chciała zapewnić wzrost gospodarczy. Popchnie ich to do tego, co koniecznie, przywrócenia handlu i turystyki – dodał.
Z perspektywy Polaków o wiele ważniejszy jest jednak zakaz wprowadzony 15 marca, zgodnie z którym na teren Wietnamu nie mogą wjeżdżać osoby z całej strefy Schengen. To, kiedy zostanie zniesiony zależy w największej mierze od tego, kiedy uporamy się z koronawirusem. Im szybciej zrobi się u nas spokojnie, tym szybciej zostaniemy „wcieleni” na listę krajów, które są mile widziane.
Bali poczeka do października i ruszy z kopyta
Indonezyjskie Ministerstwo Turystyki poinformowało, że Bali otworzy się na turystów najprawdopodobniej w październiku. Od razu zapowiedziało jednak, że jeśli tylko liczba zakażeń zacznie spadać, termin ten może zostać zmieniony na wcześniejszy.
– Planujemy kolejne kroki na okres mniej więcej od trzech do czterech miesięcy. Zastanawiamy się czysto teoretycznie, czy mogliśmy skrócić ten czas, dzięki wdrożeniu jeszcze silniejszych środków ochrony zdrowia – powiedział Brendan Murphy, przedstawiciel służby zdrowia. – Na razie jednak musimy założyć, że przepisy dotyczące przekraczania granic nie zmienią się przez cztery miesiące – dodał.
Władze podkreśliły przede wszystkim fakt, że Bali radzi sobie z pandemią koronawirusa o wiele lepiej niż inne indonezyjskie wyspy i będzie najprawdopodobniej pierwszym miejscem, które zostanie otwarte dla turystów zagranicznych. Teraz urzędnicy chcą się skupić na promocji kraju. Intensywne działania marketingowe zostały zaplanowane na okres od czerwca do października.
Tajlandia postawi na Chińczyków i bogatych
Co ciekawe, Tajlandia najprawdopodobniej zacznie rozruch gospodarki od najliczniejszej grupy wśród wszystkich swoich gości, czyli Chińczyków. Oczekuje się, że turyści z Państwa Środka bardzo szybko zaczną rozszerzać krąg swoich podróżniczych zainteresowań i przejdą z turystyki krajowej na tę międzynarodową (choć wciąż w najbliższym regionie). A jak podliczył portal trip.com, Tajlandia znalazła się na samym szczycie ich potencjalnych wyborów w kontekście turystyki zagranicznej.
W efekcie i zgodnie z pierwszymi zapowiedziami, otwarcie granic mogłoby nastąpić już za kilka tygodni. Obecna blokada obowiązuje bowiem do końca maja. Linie lotnicze – m.in. Bangkok Airways czy Thai Lion Air wdrożyły już odpowiednie środki bezpieczeństwa, lotniska też pracują nad jednakowymi zasadami kontroli w całej Tajlandii.
Nie znaczy to jednak, że od razu bezproblemowo do Tajlandii będą mogli przyjechać turyści z całego świata. Najpierw z lotów i możliwości wszelkich podróży mają korzystać obywatele Tajlandii i emigranci, później osoby z Chiny i Korei Południowej, które uporały się z pandemią, a dopiero na końcu powrócą długodystansowe loty z USA i Europy. Szacuje się, że na pełne obroty obsługi turystów zagranicznych Tajlandia wróci w październiku – wraz z nadejściem nowego sezonu.
Wielu polityków ma też własną wizję powrotu turystów. Na przykład szef ministerstwa turystyki przyznał, że chciałby na początku „przyciągać określoną grupę podróżników tylko w wybrane obszary”. Jak można to tłumaczyć? Jest duże prawdopodobieństwo że w Tajlandii szybciej otworzą się wybrane kurorty, które mogą przyciągnąć bogatych turystów. Wszak od dawna wiadomo, że (niestety) jeden turysta szastający gotówką jest dla budżetu lepszy niż 10 backpackerów. Według spekulacji medialnych, jako pierwsze dostępne mają być Phuket, Koh Samui czy Koh Phangan.
– Ponieważ do tych miejsc można dotrzeć w dość ograniczony sposób, władze prowincji mogą zapewnić dokładną kontrolę przyjeżdżających tu osób i zapewnić bardziej kompleksowe środki ochrony, w porównaniu do miejsc takich jak Bangkok, Pattaya czy Chiang Mai – tłumaczył Phiphat Ratchakitprakarn w rozmowie z lokalnymi mediami.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?