Te popularne miasta Europy mówią dość. Nie chcą turystów. Zobacz, gdzie nie chcą byś przyjechał albo słono zapłacisz
Od Barcelony przez Wenecję i Amsterdam – mieszkańcy dużych miast są coraz bardziej niezadowoleni z milionów turystów, którzy dosłownie zalewają ich ulice. Stąd coraz częściej władze i samorządy próbują w różny sposób ograniczyć ich liczbę. Metody są najróżniejsze - niektóre miasta otwarcie radzą turystom... by omijali ich miasto.
Turyści przez lata byli samym szczęściem dla dużych europejskich miast, bo przynosili pieniądze i dawali zarobić miejscowym. Dlaczego, więc stali się teraz problemem? Przede wszystkim jest ich za dużo, a w dodatku ich liczba rośnie w zastraszającym tempie. A to głównie z „winy” niskobudżetowych przewoźników, dzięki którym transport stał się niewiarygodnie tani. Bo jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, żeby za 100 PLN w dwie strony polecieć do Paryża – dzisiaj to codzienność. Zobacz, w jaki sposób próbuje się ograniczyć liczbę odwiedzających.
PoprzednieObraz 2 z 11Następne
Barcelona stawia na podatki
Stolica Katalonii jest trzecim najchętniej odwiedzanym miastem w Europie, po Paryżu i Londynie. Oficjalnie to ponad 8 mln osób rocznie, jednak wliczając przejeżdżających turystów, ta liczba może być znacznie wyższa. Według lewicowej burmistrz miasta Ady Colau i wielu mieszkańców to zdecydowanie za dużo. Dlatego już od dłuższego czasu władze Barcelony starają się ograniczyć liczbę przyjezdnych. Są to zarówno relatywnie małe ograniczenia, jak zakaz wstępu dla zorganizowanych wycieczek na słynny barceloński targ La Boqueria w piątki i soboty, jak i znacznie poważniejsze restrykcje.
Barcelona przestała, więc udzielać licencji nowym podmiotom ubiegającym się o otwieranie nowych pensjonatów i hoteli. Efekt? Mniej miejsc noclegowych i wyższe ceny.
Jako pierwsze miasto w Europie, Barcelona chce też wprowadzić podatek dla turystów, którzy nie nocują w tym mieście, a wpadają tu tylko przejazdem na kilka godzin (ci nocujący już płacą w zależności od klasy hotelu nawet 2,25 EUR za noc). Nowa opłata ma być pobierana m.in. od zorganizowanych wycieczek w autokarach, na statkach wycieczkowych, ale też na autostradach. Władze Barcelony muszą uważać, by nie przesadzić z ograniczeniami, bo turyści przynoszą jednak spore dochody – dziennie wydają w mieście prawie 18 mln EUR.
Fot. Shutterstock
Stolica Katalonii jest trzecim najchętniej odwiedzanym miastem w Europie, po Paryżu i Londynie. Oficjalnie to ponad 8 mln osób rocznie, jednak wliczając przejeżdżających turystów, ta liczba może być znacznie wyższa. Według lewicowej burmistrz miasta Ady Colau i wielu mieszkańców to zdecydowanie za dużo. Dlatego już od dłuższego czasu władze Barcelony starają się ograniczyć liczbę przyjezdnych. Są to zarówno relatywnie małe ograniczenia, jak zakaz wstępu dla zorganizowanych wycieczek na słynny barceloński targ La Boqueria w piątki i soboty, jak i znacznie poważniejsze restrykcje.
Barcelona przestała, więc udzielać licencji nowym podmiotom ubiegającym się o otwieranie nowych pensjonatów i hoteli. Efekt? Mniej miejsc noclegowych i wyższe ceny.
Jako pierwsze miasto w Europie, Barcelona chce też wprowadzić podatek dla turystów, którzy nie nocują w tym mieście, a wpadają tu tylko przejazdem na kilka godzin (ci nocujący już płacą w zależności od klasy hotelu nawet 2,25 EUR za noc). Nowa opłata ma być pobierana m.in. od zorganizowanych wycieczek w autokarach, na statkach wycieczkowych, ale też na autostradach. Władze Barcelony muszą uważać, by nie przesadzić z ograniczeniami, bo turyści przynoszą jednak spore dochody – dziennie wydają w mieście prawie 18 mln EUR.
Fot. Shutterstock
PoprzednieObraz 2 z 11Następne






