Te popularne miasta Europy mówią dość. Nie chcą turystów. Zobacz, gdzie nie chcą byś przyjechał albo słono zapłacisz
Od Barcelony przez Wenecję i Amsterdam – mieszkańcy dużych miast są coraz bardziej niezadowoleni z milionów turystów, którzy dosłownie zalewają ich ulice. Stąd coraz częściej władze i samorządy próbują w różny sposób ograniczyć ich liczbę. Metody są najróżniejsze - niektóre miasta otwarcie radzą turystom... by omijali ich miasto.
Turyści przez lata byli samym szczęściem dla dużych europejskich miast, bo przynosili pieniądze i dawali zarobić miejscowym. Dlaczego, więc stali się teraz problemem? Przede wszystkim jest ich za dużo, a w dodatku ich liczba rośnie w zastraszającym tempie. A to głównie z „winy” niskobudżetowych przewoźników, dzięki którym transport stał się niewiarygodnie tani. Bo jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia, żeby za 100 PLN w dwie strony polecieć do Paryża – dzisiaj to codzienność. Zobacz, w jaki sposób próbuje się ograniczyć liczbę odwiedzających.
PoprzednieObraz 9 z 11Następne
Islandia też się dusi
Wyspa słynąca z wulkanów, gejzerów i gorących źródeł także przeżywa turystyczny boom – w zeszłym roku odwiedziło ją aż 1,26 mln turystów, w tym będzie ich o 350 tys. więcej. To bardzo dużo, zważywszy na to, że cała wyspa liczy ledwie 330 tys. mieszkańców. Tak wielkie tłumy (uzyskane głównie dzięki tanim liniom lotniczym) to wbrew pozorom wielki problem dla niewielkiej wyspy. Ale też dla samych turystów, bo największym kłopotem Islandii jest dość uboga baza hotelowa. Już w styczniu Nordic Travel Agency – islandzka agencja turystyczna - wysłała komunikat, że wypełnienie hoteli na ten rok na Islandii jest już prawie stuprocentowe. Do tego doszedł problem z Airbnb, bo Islandczycy śladem innych narodów zwąchali interes i zamiast wynajmować je miejscowym, woleli postawić na turystów. Efekt? Brak wolnych mieszkań na wynajem w stolicy kraju. Z tego powodu Islandia wprowadziła ograniczenia – wkrótce wejdzie w życie nowy, 20-procentowy podatek dla wszystkich, którzy wynajmują mieszkania przez Airbnb przynajmniej 90 dni w roku. Do tego każdy Islandczyk, który chce zarejestrować swoje mieszkanie w serwisie, musi uzyskać pisemną zgodę od dwóch mieszkających w pobliżu sąsiadów. Ponadto niektóre islandzkie miejscowości jak np. słynące z pięknych plaż Vik, całkowicie zakazały na swoim terenie działalności Airbnb.
Fot. Shutterstock
Wyspa słynąca z wulkanów, gejzerów i gorących źródeł także przeżywa turystyczny boom – w zeszłym roku odwiedziło ją aż 1,26 mln turystów, w tym będzie ich o 350 tys. więcej. To bardzo dużo, zważywszy na to, że cała wyspa liczy ledwie 330 tys. mieszkańców. Tak wielkie tłumy (uzyskane głównie dzięki tanim liniom lotniczym) to wbrew pozorom wielki problem dla niewielkiej wyspy. Ale też dla samych turystów, bo największym kłopotem Islandii jest dość uboga baza hotelowa. Już w styczniu Nordic Travel Agency – islandzka agencja turystyczna - wysłała komunikat, że wypełnienie hoteli na ten rok na Islandii jest już prawie stuprocentowe. Do tego doszedł problem z Airbnb, bo Islandczycy śladem innych narodów zwąchali interes i zamiast wynajmować je miejscowym, woleli postawić na turystów. Efekt? Brak wolnych mieszkań na wynajem w stolicy kraju. Z tego powodu Islandia wprowadziła ograniczenia – wkrótce wejdzie w życie nowy, 20-procentowy podatek dla wszystkich, którzy wynajmują mieszkania przez Airbnb przynajmniej 90 dni w roku. Do tego każdy Islandczyk, który chce zarejestrować swoje mieszkanie w serwisie, musi uzyskać pisemną zgodę od dwóch mieszkających w pobliżu sąsiadów. Ponadto niektóre islandzkie miejscowości jak np. słynące z pięknych plaż Vik, całkowicie zakazały na swoim terenie działalności Airbnb.
Fot. Shutterstock
PoprzednieObraz 9 z 11Następne






