Te błędy podczas podróży popełnia większość z nas. Mogą nas one słono kosztować!
Oszczędzanie w podróży bywa trudnym tematem. Wielu z nas przed i w trakcie każdej podróży zachowuje się według pewnego schematu: kupienie biletów, planowanie, podróż, uroniona łza nad stanem konta i wszystko zaczyna się od nowa.
Oczywiście można podróżować w wersji budżetowej – rezygnować z drogich atrakcji, spać wyłącznie w namiocie lub korzystać z couchsurfingu, jeździć stopem i klepać słodko-gorzką podróżniczą biedę, którą przeżył niemal każdy z nas. Ale można też oszczędzać nawet na mniej ascetycznych wyjazdach, gdzie niekoniecznie liczymy się z każdym groszem. Wystarczy tylko nie popełniać powszechnych turystycznych błędów! Jakie to błędy? Przygotowaliśmy dla was krótką ściągawkę.
Noclegi tylko w „tanich” hostelach
Kiedy wybieramy się w podróż, mamy już bilety, znamy daty, to praktycznie za każdym razem zaczynamy od odpalenia portali rezerwacyjnych. Też tak robicie? Szukacie super noclegów, w ekstra niskiej cenie, dookoła bombardują was komunikaty „został tylko jeden pokój”, „dziś 30 proc. taniej”, „20 innych osób ogląda ten obiekt” i dajecie się skusić na fenomenalną promocję typu „only today, only for you, my friend”.
Dobra, wytrawni podróżniczy wyjadacze wiedzą, że te napisy nic nie znaczą, ale i tak jest jeszcze spore pole do popisu na oszczędności bez ograniczania standardów.
Przede wszystkim warto sprawdzić cenę na oficjalnej stronie hotelu, porównać ją w innych serwisach rezerwacyjnych, a nawet poprosić znajomych, żeby zerknęli czy mają tą samą cenę, bo jak się okazuje, nie zawsze musi tak być.
Dla przykładu dwa zrzuty ekranu. Dokładnie ten sam hotel, te same daty i ten sam pokój sprawdzany w tym samym momencie. Obie osoby mają zniżki genius, a mimo tego ceny różnią się o kilkadziesiąt złotych.
Tu 518 PLN:
A tu 466 PLN:
Wielu z nas już na starcie omija duże sieci hotelowe, uznając je za „drogie”. Nic bardziej mylnego. Takie hotele często oferują programy lojalnościowe, możliwość zbierania punktów czy zaskakujące promocje na ostatnią chwilę. Niejednokrotnie na Fly4free.pl podpowiadaliśmy wam też patenty na złapanie pokoju w szalenie atrakcyjnej cenie i publikowaliśmy błędy taryfowe.
Błędem bywa też rezerwowanie z góry noclegów na cały pobyt. Oczywiście w zatłoczonej Barcelonie czy w szczycie sezonu w Zakopanem warto mieć jakiegoś pewniaka, ale już w Tajlandii bez trudu znajdziecie dużo ciekawsze miejsca do spania dopiero na miejscu. I będą kosztować grosze!
Płatniczy misz-masz
Zwolenników kart płatniczych jest tyle samo, co fanatyków gotówki. Czy któraś z metod płacenia może nas solidnie uderzyć po kieszeni? Każda. Wystarczy, że nie znacie dość dobrze swojego konta albo niespodziewanie drastycznie zmieni się kurs waluty.
Oczywiście płacenie kartą jest bardzo wygodne i ma wiele zalet: nie nosimy ze sobą pliku pieniędzy, nie zastanawiamy się, ile wymienić ani nie szukamy kantorów. Ale są też minusy. Wiele banków stosuje podwójne przewalutowania, co oznacza, że najpierw przeliczą nam nasze złotówki np. na USD czy EUR, a dopiero w następnym kroku na lokalną walutę.
Innym haczykiem są horrendalne opłaty za transakcje zagraniczne np. jeden z banków pobiera 3 proc. prowizji od takiej płatności, ale nie mniej niż 20 PLN. Oznacza to, że płacąc za magnes zamiast 5 PLN z naszego konta zostanie pobrane… 25 PLN. Jest różnica, prawda?
Na szczęście wiele kont w polskich bankach oferuje już bezpłatne wypłaty zagranicą i nie pobiera prowizji od transakcji poza granicami kraju. Wtedy jednak warto pamiętać o pilnowaniu codziennego kursu waluty, bo to według niego bank przeliczy nasze pieniądze. A zdarzało się już tak, że z dnia na dzień cena USD czy EUR potrafiła skoczyć o kilkanaście groszy.
Jeśli zaś wolicie płacić gotówką, warto rozeznać się przed wyjazdem, gdzie najlepiej wymienić pieniądze. Na forach internetowych, w grupach podróżniczych i na blogach znajdziecie mnóstwo informacji o tym, gdzie wymiana będzie dla was najbardziej korzystna.
Niestety, w przypadku wymiany walut nie ma jednej reguły. O ile na większości lotnisk kurs będzie prawdziwym barbarzyństwem, to jednak nie zawsze musi tak być. Na przykład meksykańskie lotniska słyną z bardzo dobrego kursu – często lepszego niż później znajdziecie „na mieście”. W jednych krajach warto wymieniać duże nominały, bo kurs na 100-dolarówkę jest lepszy niż na 20-tkę, w innych nie będzie miało to znaczenia, więc lepiej wymieniać „na raty” dopiero, gdy wydamy wymienione już pieniądze.
„Ale ja nie wiedziałem”
Może być jednak tak, że jesteśmy już takimi wyjadaczami, jeśli chodzi o oszczędności w podróży, że te wszystkie patenty mamy opracowane do granic możliwości. Wracamy zadowoleni z wakacji, wszystko było pięknie i cudownie, nie wydaliśmy milionów, a w skrzynce obok pocztówek czeka… mandat.

Fot. Mattomedia Werbeagentur/Shutterstock
Niestety, ta niemiła niespodzianka spotkała wielu turystów – zwłaszcza, jeśli zdecydowali się jeździć samochodem. Nieznajomość obowiązujących w danym kraju przepisów bywa szalenie kosztowna. Ale kary za przekraczanie prędkości to przecież tylko jeden z wielu powodów, za które możemy dostać mandat.
Bywają też inne przepisy, których możemy się nie spodziewać. Na przykład na Majorce podawanie alkoholu nieletnim może nas kosztować nawet 2640 GBP (ok. 12 tys. PLN), a na chorwackiej wyspie Hvar za chodzenie po mieście w stroju kąpielowym możecie zapłacić nawet 500 EUR.
Warto więc przed wyjazdem przejrzeć przepisy i regulacje dotyczące danego kraju – zwłaszcza te dotyczące picia alkoholu, ruchu drogowego czy zachowania. To co wydaje nam się legalne, nie zawsze musi takie być. A niestety ciężko będzie się wytłumaczyć niewiedzą.
Ubezpieczenie? Przecież nic mi nie będzie!
Choć dla sporej rzeszy ludzi ubezpieczenie przed wyjazdem jest czymś oczywistym, to zadziwiające, ilu podróżników uważa je za zbędne. Oczywiście to dodatkowy koszt, który po wyjeździe może okazać się zbędny, ale wystarczy jedna groźna sytuacja i będziemy mogli zapomnieć o podróżach na długie lata.
W zależności od długości wyjazdu, miejsca docelowego i wykupionego pakietu, ubezpieczenie turystyczne kosztuje od kilkunastu do kilkuset PLN. Trzy tygodnie ubezpieczenia na innym kontynencie, z którego korzystam najczęściej nigdy nie przekroczyło 150 PLN od osoby. Jeden ze znajomych podróżników na roczną podróż dookoła świata ubezpieczył się za ok. 4 tys, PLN. Czy to dużo za spokojną głowę, zabezpieczenie bagażu i opłaconą opiekę na całym świecie? Oceńcie sami.
Jednak pewne nagłośnione sprawy powinny nam dać do myślenia. Historią 31-letniego Polaka, który zmarł na wakacjach w Egipcie żyła cała Polska. Młody mężczyzna, który wiele lat wcześniej miał wszczepioną zastawkę, w ostatnim dniu wakacji źle się poczuł po wyjściu z basenu. Okazało się, że miał wylew i mimo reakcji lekarzy nie udało się go uratować. A ponieważ wraz z partnerką wykupiony miał jedynie podstawowy pakiet ubezpieczenia z biura podróży, żona musiała opłacić koszty leczenia i sprowadzenie ciała do Polski. Razem 80 tys. PLN.
Egipskie wakacje zamieniły się w koszmar także dla innej rodziny.
– Po pięciu dniach pobytu tata zaczął się źle czuć i narzekać na ból głowy. Następnego dnia trafił z niedowładem kończyn i utratą przytomności do miejscowego szpitala, w którym postawiono diagnozę, że to wylew krwi do mózgu – opowiadała w apelu o pomoc córka chorego mężczyzny.
Podstawowe ubezpieczenie z biura podróży skończyło się na kwocie 15 tys. EUR. a konieczne było przetransportowanie turysty do Polski. Rodzina szukała pomocy gdzie się dało, próbując uzbierać co kolejne pieniądze – minimum 25 tys. EUR.
Rekordowy rachunek zobaczył też polski turysta w Meksyku. Mężczyzna podczas urlopu z rodziną dostał udaru mózgu. Na miejscu udzielono mu specjalistycznej pomocy, którą wyceniono na 105 tys. USD. Koszty rosły z każdym dniem, a razem z koniecznym transportem do Polski pochłonęły blisko 800 tys. PLN.
– Klienci na każdym etapie są zachęcani do wykupienia dodatkowego pakietu ubezpieczenia, ale ok. 60 proc. nie decyduje się na taką inwestycję. W tym wypadku jego cena opiewała na 90 PLN – tłumaczył wtedy przedstawiciel biura podróży TUI, u którego rodzina wykupiła wyjazd.
Biura podróży? Na bank drożyzna!
A skoro jesteśmy już przy biurach podróży. Sprawdzacie czasem ich oferty czy z założenia gardzicie nimi jako drogimi i beznadziejnymi? Możecie bardzo się zdziwić. O ile w wielu przypadkach wycieczka z biurem będzie dużo droższa niż zorganizowanie wyjazdu na własną rękę – zwłaszcza do krajów „egzotycznych” jak rejon Azji Południowo-Wschodniej, Karaibów czy na rajskie wyspy typu Mauritius, Malediwy, Zanzibar.
Przy odpowiedniej organizacji zapłacicie za samodzielnie ogarnięty wyjazd kilka razy mniej. Ale to nie znaczy, że warto zupełnie ignorować takie oferty. W ostatnim tygodniu mieliśmy sporo świetnych cen na bezpośrednie przeloty czarterowe w szalenie atrakcyjnych cenach – Mauritius z Warszawy za 1499 PLN, Kenia za 999 PLN, Wietnam za 1599 PLN i Rio de Janeiro za 1799 PLN.
Jeśli akurat macie chęć lecieć do Egiptu czy Turcji, to na pewno też zaskoczą was ceny 7- i 14-dniowych pobytów, które bez trudu można znaleźć nawet za kilkaset złotych. Trudno byłoby taki wyjazd za podobną cenę zorganizować na własną rękę. A przecież nigdzie nie jest napisane, że jadąc z biurem musicie wyłącznie spędzać czas przy hotelowym basenie czy wykupić wycieczki fakultatywne tylko od nich. Dajcie się zawieźć i zakwaterować, o resztę podróży odbywajcie jak zwykle.

Fot. Lastminuter.pl
Spontaniczność zostaje w domu?!
Ale decyzje, które znacznie zwiększają koszty naszego wyjazdu mogą być zdecydowanie bardziej błahe. Jeszcze przed wyjazdem dokładnie planujesz każdy punkt programu? Opamiętaj się! Oczywiście są takie atrakcje turystyczne, które oferują zniżki na bilety kupowane z wyprzedzeniem (np. Disneyland). Ale na wiele możesz się też naciąć.
Rezerwujesz gotowe wycieczki jeszcze z Polski? Spokojnie, wstrzymaj się trochę. W serwisie oferującym wsparcie lokalnych przewodników wyczaiłam kiedyś przed wyjazdem do Mexico City „wyjście na Lucha Libre”, czyli walki zamaskowanych zapaśników. W cenie (25 USD) był bilet na stadion, jeden napój i towarzystwo pewnie 20 innych tak samo naiwnych osób. Na miejscu okazało się, że bilet na Galę Miesiąca kosztuje 12 PLN, do tego napój w trakcie show, przekąski kosztują w granicach 4 PLN i żadnego zbędnego towarzystwa. W sumie wydałam więc 20 PLN zamiast 25 USD.
A nawet, jeśli nie chcesz organizować jakiejś lokalnej wycieczki samodzielnie, to bardzo często zamiast korzystać z dużych serwisów rezerwacyjnych warto poszukać mniejszych agencji turystycznych na miejscu. Po pierwsze niemal zawsze mają niższe ceny, a po drugie można z nimi negocjować. Weźmiesz 2 wycieczki, to oczekujesz zniżki albo jeśli przyprowadzisz 2 inne osoby, to muszą dać ci rabat. Pole do popisu jest szerokie.
Warto też dać sobie nieco luzu. Dokładny plan krok po kroku nie pozostawia miejsca na elastyczność, która bywa zbawieniem, jeśli chodzi o kwestie finansowe. A może akurat w któryś dzień tygodnia bilety wstępu są tańsze? Na pewno dobrze jest mieć w głowie miejsca, które chce się odwiedzić i rzeczy, które chce się zobaczyć, ale warto rozważać wiele opcji i dostosowywać plan na bieżąco.
Trzymajmy się centrum, tam jest najwięcej atrakcji
To logiczne, że w każdym mieście są obowiązkowe punkty do „odhaczenia”. Trudno pojechać do Paryża i nie zobaczyć Wieży Eiffla albo w Nowym Jorku odpuścić Times Square. Ale to, że chcemy je zobaczyć, nie oznacza, że musimy koło nich spędzić cały nasz pobyt w tym miejscu.
Hostel w centrum miasta może mieć atrakcyjną cenę jak na swoją lokalizację, ale warto przekalkulować czy przebywanie przez tydzień w ściśle turystycznym rejonie nam się opłaca. Z turystami przychodzi oczywiście rozwój knajp, liczne punkty rozrywkowe, życie nocne i szereg innych atrakcji, ale rosną też… ceny.

Fot. Lan Pham/Shutterstock
W Bangkoku uwolnienie się ze słynnej i polecanej przez backpackerów z całego świata Khao San Road, dało mi możliwości, o jakich nie marzyłam. Mały lokalny targ pod nosem, z cenami 5 razy niższymi niż na najsłynniejszej ulicy tajskiej stolicy (tak, to możliwe, żeby było jeszcze taniej), kontakt z zupełnie innym światem niż stado turystów, a do tego fajny hotel z basenem na dachu i widokiem na cały Bangkok za 25 PLN za noc od osoby.
Mieszkanie poza ścisłym centrum może okazać się zbawieniem dla naszego budżetu, ale oczywiście wiążę się z dojazdami do najbardziej znanych atrakcji turystycznych. Zazwyczaj jednak cena długoterminowego biletu na komunikację miejską wynosi dużo mniej niż różnica między noclegiem w centrum, a tym ulokowanym dwie dzielnice dalej.
Warto też pamiętać, że turystyczne centra miast są rajem dla wszelkiej maści złodziei i oszustów czyhających na nasze spragnione atrakcji turystyczne serduszka. A kto jak kto, ale oni najlepiej potrafią niespodziewanie zwiększyć koszt naszego wyjazdu.