więcej okazji z Fly4free.pl

Tanie loty do Burkina Faso z Pragi za 1425 PLN

Świetnym znaleziskiem na forum podzieliła się z nami czytelniczka Niva, która informuje Nas o tanich lotach z Pragi do Burkina Faso (Ouagadougou).Sprawdź ceny noclegów na Hotel4free.pl>>Za bilet na trasie Praga - Ouagadougou - Praga zapłacimy za 1425 PLN

W obie strony podróżujemy najlepszą europejską linią lotniczą Turkish Airlines. Bilety w tytułowej cenie znajdziemy na podróże od czerwca do marca 2014r. Rezerwacji możemy dokonać na stronie Turkishairlines.com lub na stronie pośrednika Flipo.pl

Tanie loty do Burkina Faso: kalendarz terminów >>

Przykładowa rezerwacja:

Tanie loty do Burkina Faso

Komentarze

na konto Fly4free.pl, aby dodać komentarz.
i poleca zaraz komentarze typu: a co tam robic, etc.
Myr4uk, 4 czerwca 2013, 13:03 | odpowiedz
Dobra cena. Szukałem lotu do Sierra Leone i najtańsza opcja to z Londynu za 2600 zł. A tu mozna drogą lądową sie dostać z Burkina Faso i to przez inne ciekawe państwa
Mateusz, 4 czerwca 2013, 13:09 | odpowiedz
Myr4uki poleca zaraz komentarze typu: a co tam robic, etc.
Nie mam nic do powiedzenia, więc się wypowiem
Mobutu, 4 czerwca 2013, 13:11 | odpowiedz
Oferta bardzo fajna za rozsądną cenę. Nie mniej jednak na tę chwilę wycieczka podwyższonego ryzyka.
max76, 4 czerwca 2013, 13:11 | odpowiedz
MateuszDobra cena. Szukałem lotu do Sierra Leone i najtańsza opcja to z Londynu za 2600 zł. A tu mozna drogą lądową sie dostać z Burkina Faso i to przez inne ciekawe państwa
Mateusz, szacun za odwagę. Sierra wprawdzie znacznie bezpieczniejsza niż Liberia ale mimo wszystko!
max76, 4 czerwca 2013, 13:13 | odpowiedz
max76
MateuszDobra cena. Szukałem lotu do Sierra Leone i najtańsza opcja to z Londynu za 2600 zł. A tu mozna drogą lądową sie dostać z Burkina Faso i to przez inne ciekawe państwa
Mateusz, szacun za odwagę. Sierra wprawdzie znacznie bezpieczniejsza niż Liberia ale mimo wszystko!
Jest ryzyko, jest zabawa :)
Tapir, 4 czerwca 2013, 14:47 | odpowiedz
max76Oferta bardzo fajna za rozsądną cenę. Nie mniej jednak na tę chwilę wycieczka podwyższonego ryzyka.
gdyż?
lola, 4 czerwca 2013, 14:55 | odpowiedz
Gdyż w Pradze powódź.
kamnowacki, 4 czerwca 2013, 15:08 | odpowiedz
To rewelacyjna destynacja, poczytajcie, CZARNA MAGIA AFRYKI Czarna magia jest niezwykła w swych efektach, zaskakuje i zadziwia. Na tle czarnego kontynentu poprzez swój kolor jest niewidoczna i dopiero po pewnym czasie można sobie zdać z tego sprawę ze istnieje. Od lat nie mogę usiedzieć w miejscu. Chęć zobaczenia i poznania jest bodźcem do życia. Uzależnienie od podroży jest znacznie kosztowniejsze, niż szlugi, woda i dragi, razem wzięte. Na szczęście fizycznie nie rozwala człowieka. Nałóg kosztuje mnie niezbudowany domek rodzinny z pustaków, kryty blachą szwedzką, nie kupiony samochód z trzeciej ręki, nie otworzony biznes z telefonami komórkowymi albo łachami z zachodu czy babami ze wschodu. Nie mogę podejmować żadnych stałych prac by nie kolidowały z harmonogramem moich wojaży. Pozostają mi dorywcze prace gastrajbajtera za morzami i górami. Pracuję dla pieniędzy które zawsze mi się kończą i znowu zaczyna się nowe koło, zawsze uwieńczone podróżą. Straciłem pokorę dla buraków, ważniaków i szaraków, jestem uczulony na nich. Bo tylko posiadając masę czasu można przygotować się do wspaniałych podróży. Ciągle jednak uważam ze warto. Gdy siedzę za długo w jednym miejscu zaczynam się denerwować ze życie mnie omija, zaczynam się dusić, moje płuca maja za mało tlenu a oddech jest paskudnie płytki. Potem przychodzi irytacja, te same widoki, to samo żarcie z barszczem, bigosem i browarem, przeklęte 3 x B. Na orbicie obok schabowy i galareta. Czarną dziurą pozostaje herbatka z fruwacza, rosół. Moi najbliżsi staja się dalsi a sny kręcą się dookoła samolotów, rzek, dróg. Im dalej wyjeżdżam tym lepiej. Warunek podstawowy bez biur podroży, komercji, z dużą improwizacją. To ostatnie to najważniejsze, bez autostopu, spania w krzakach, tubylczych knajp o północy i żarcia ze straganu, nie ma zabawy. Pojechałem do Zachodniej Afryki, bo mnie tam nie było. Tak jak do 80 innych krajów przedtem. Do niektórych wracam, do innych boje się powrócić by nie zobaczyć zmian. Z bajkowych miejsc, pozostaje blady cień. O najfajniejszych miejscach nie można pisać by nikt ich nie odnalazł i nie zniszczył. Nigdy nie wiadomo czy jakiś burak w przerwie pomiędzy rozpierdalaniem życia innych nie wpadnie na pomysł zobaczenia „egzotyki”. Przyjedzie sobie taki „ludź” i w swoim cwanym móżdżku szuka interesów i przekrętów, łapki mu się pocą bo tyle można ukraść, kopyta niespokojnie przebierają w miejscu by wygrać jakiś nowy wyścig szczurów. Słowem w fajnym miejscu nie można go zostawić nawet przez chwilę. O obciachowych miejscach nie warto pisać. Pozostają średnie i dziwne. Przywlokłem się do Accry tylko i wyłącznie z powodu taniego biletu. W sumie nie był do końca taki tani, ale normalna cena 4000 zł powinna mnie usprawiedliwiać. Mój organizm powiedział nie temperaturze, różnica 30C powalała. Ciekło ze mnie okrutnie jakbym siedział w łaźni. Dookoła ludzie, mili, nie pokazują za mną palcami, ale tez i niekumaci. Nikt nie zna nazw ulic ani podstawowych miejsc, budynków w mieście. Podejrzewam ze pewnie większość populacji Accry to analfabeci. Pomieszkujac w YMCA(to o tym PTSM-ie śpiewali Village People ten wesoły homo band złożony z przebierańców. Pomimo zakazu odwiedzin przez baby nikt się miedzy sobą nie dupczy-sprostowanie nikt mnie nie próbuje. Cena za nocleg 5 zł. Jest idealna na moja kieszeń, ale minusy tez są istotne; 3 kolesi w moim pokoju, ( bo to 4 os. kolektyw) i brak wody,•czyli prysznic z wiadra. Na szczęście kraj ma dużo piwa za przyzwoite ceny. Ponoć na północy na sahelu wieje harmatan i jest znacznie chłodniej, dlatego zdobywam wizy do Mali i Burkini Faso. Wiatr ma schłodzić mój czerwony nos i uszy. Burkinia to kraj nie skorumpowanych w ich dziwnym języku i wieże w to, przecież nie wzięli żadnej łapówki by wydąć mi wizę, (która kosztuje 30$) Za to Mali to kraina korupcji by przyśpieszyć proces otrzymania wizy pani zasugerowała mi prezent 20$. Na czasie mi zależy, bo w końcu się od tego pocenia mogę roztopić albo, co gorsze zmniejszyć. Poprosiłem wiec o bonifikatę (bo nie tylko studenci, ale takie bezrobotni powinni mięć zniżki) i za 10 $ extra wiza następnego dnia już czeka. Miałem jechać do Togo, (bo się rymuje do pogo), ale po śmierci ukochanego prezydenta, władze objął jego synek-zupelnie nie kochany uzurpator. Ludek wiec zaczął manifestować a synek, któremu wizja prezydenta w bananowej republice musiała się strasznie podobać, wysłał wojsko. No i klasyka-bum, bum, trochę trupów i złowroga cisza. Ale to tez trzeba przeczekać pojadę tam a władza pomyśli ze ze mnie jakiś biały najemnik, co władze siłą chce odbierać. Co gorsza jak sobie wykombinują takie bzdety to wyrwa paznokcie, pokaleczą a na końcu wykończą Jeżeli są miejsca gdzie można chcieć umierać, Zachodnia Afryka nie należy do nich. Jedzenie jest spoko, bo ostre. Białasów w stolicy trochę sporo znaczy ze bezpiecznie. Pamiętam Amerykę Pd. tam przez rok nie spotkałem tylu białasów, co w jeden dzień w Indiach. Po załatwieniu wiz pojechałem nad ocean. Cale wybrzeże było i jest pokryte fortami, niektóre z nich są dosłownie obok siebie. Śliczne konstrukcje z klimatem disneylandu lub bawarskiego zameczku z albumów o cudach świata. Pełne podcieni i krużganków żeby białasom temperatura nie odebrała werwy w chwytaniu czarnych po okolicy. Wszystkie postawione w jednym celu – zamknąć tubylców by nigdzie nie zwiali przed darmową wyprawą do nowego świata. Do końca ta podroż nie była darmowa gdyż w zagubionych umowach o prace drobnym druczkiem wyraźnie napisano że”, kto podróżuje bez gotówki i kart kredytowych do nowego świata, zobowiązuje się pracować za darmo przez resztę życia”. Schwytanych przyszłych pionierów pól bawełny, trzciny cukrowej i tytoniu przechowywano tak jak w lodowce, w chłodzie podziemi i ciemnościach. Małe lochy zapełnione setkami i tysiącami niewolników przypominały karcery i komory gazowe z wycieczek szkolnych mojego dzieciństwa. Czasem panował taki tłok ze niewolnicy stojąc oczekiwali na transport. Ci, co przeżyli mieli przed sobą wyprawę pod pokładem w kajdanach. Znowu cześć z nich nie doczekała słońca i lądowała za burtą jako pokarm dla ryb. Ci, co przeżyli w nagrodę mieli pracować za darmo resztę życia. Oprócz klasycznych imperialistów tego świata pojawiły się w Afryce, małe wręcz detaliczne przedsiębiorstwa. Wśród nich jest Szwecja i Dania, które tez pohandlowały żywa masą Zachodniej Afryki. Pewnego dnia “cywilizowany świat” odpuścił sobie handle żywym towarem. Okazało się ze za pomocą małych metalowych krążków i ładnych kolorowych papierków, tubylcy sami będą sprzedawali swoja energie i skarby ukryte pod ziemia. Czarny kontynent poza tubylcami kojarzy się ze słoniami i żyrafami. Nie miąłem wiec wyboru poza oglądaniem dziwnych stworów. Pora sucha to idealny moment na podglądanie zwierząt. Mało wody zmusza wszystko, co żywe do wodopoju. Wystarczy stanąć i gapić się na film przyrodniczy w roli głównej ze słoniami. Słonie są duże, zupełnie olewają ludzi, moczą się w bajorze i wyglądają na szczęśliwe. Trzeba je nieźle rozjuszyć by wogóle zauważyły obecność widzów. Wtedy może być źle po to skaut-pan z karabinem łazi z nami po krzakach. Aż się zdziwiłem ze tyle słoni pozostało przy życiu. Widziałem ich ze 30 w kilku stadach. Wydawało mi się ze kłusownicy już wszystko wystrzelali. Że ze skory wyprodukowano buty dla japiszonow, torby dla zdegenerowanych rodzin królewskich, z kłów figurki do szachów, świętych i niezliczone białe klawisze do luksusowych fortepianów. Nie widziałem żyraf może to one padły łupem kłusowników a ich części są serwowane w najdroższych $ restoracjach świata, ze ich szyje poddawane są genetycznym manipulacjom by wychodowac żywe dźwigi co zamiast paliwa, zużywają trawę i liście. I najgorsze ze w czerwonych Chinach powstał tajny plan stworzenia żółtych koszykarzy z genami żyraf, co by pobili NBA i pokazali Ameryce, kto tu teraz będzie rządził, w sporcie, gospodarce a może nawet rock-n-rollu. Burkinia okazała się wielka zaniedbana piaskownica, podsuszone drzewa, trawa, której nie było ale zapewniano mnie ze w porze deszczowej jest i wysoka i zielona. Największa atrakcja miało być Ouagadougu ze swoim panafrykańskim filmowym festiwalem a tu nic z tego, impreza za kilka dni. Nie marnując wiec czasu ruszyłem na północ w stronę Mali, jak to zwykle bywa zostałem na jakimś zadupiu o baśniowej nazwie Wajaiju, najtańszy hotelik okazał być się także lokalnym burdelem. Gdy zapukałem do stalowych odrapanych drzwi otworzyła mi panna w krótkiej sukience. Szczerząc się do mnie podniosła nieco kiecki by pokazać mi swoja brzoskwinię, przez moment myślałem ze to miłość od pierwszego wejrzenia. Ze ja przedstawiciel białej rasy, wąsaty w okularach koloru złotego i markowych sandałach zrobiłem zabójcze wrażenie na tubylce. Może w jej rodzinnych stronach potrzebują egzotycznego bożka albo przynajmniej wodza, co by wzbudzał szacunek po okolicy. Byłem gotów poświęcić moje życie by pomagać kobietom wiedząc ze na moich barkach może być złożona wielka odpowiedzialność. Moja prywatna wizja popychała mnie do likwidacji barier koloru skory. Gdyby wszyscy pro kreowali z innymi rasami, abstrakty typu “czarnuch i białas” a szerzej także “żółtek” przestały by istnieć. Tajna broń egalitaryzmu produkowała plemniki do akcji kompletnej równości. Wyobrażałem sobie wizyty we wsiach, gdy w lektyce leniwymi skinieniami głowy pozdrawiam starszyznę plemienną i gdy znacznie szybciej egzekwuję prawo pierwszej nocy. Myślałem już o kolorowym potomstwie i o wizytach w urzędzie paszportowym w Lublinie by zalegalizować pobyt części mojego potomstwa. Burza mózgowa po minucie jednak ucichła, nie było tęczy ani rześkiego powietrza. Burdel mama, która po chwili przywlekła się jak wielki dyszący parowóz, drapała się po wielkim dupsku. Nocleg drogi, bo zażądała 24 zł; ale biorąc pod uwagę upał, brak sensownej konkurencji i ciekawe spostrzeżenia dotyczące tego przybytku, postanowiłem pozostać. I tak piorąc sobie koszuli i majtki oglądałem religijnego kolesia z tutejszym różańcem w łapie i czapeczka typu Osama, który wydymał szefową /słyszałem, ale nie widziałem/ potem umył się i wyruszył pewnie na pielgrzymkę, bo strojny był jak sam sułtan. Szefowa przy otwartych drzwiach chrapała na łóżku z tyłkiem do góry. Pomyślałem ze gdyby któryś z tych napalonych szczyli, co się zawsze dookoła burdelu pętają, wśliznął się tu i ja tak szybciutko i delikatnie wydymał to pewnie by się nawet nie obudziła. Z drugiej strony pytanie, dlaczego wszyscy klienci walili do szefowej a nikt nie ruszał młódek. Brak doświadczenia czy straszne choroby. Poza ta jedną gościnną w kroku, ona była taka jakby bardziej światowa,(bo potem łaziła w dżinsach i popalała szlugi o dźwięcznej nazwie Parisienne). Pomimo atrybutów globalnej obywatelki i tak miała przerąbane. Jej rodzina w wczesnej młodości zrobiła jej prezent i wydziarali jej jakieś figury geometryczne na twarzy. Przez to pewnie chłopa znaleźć nie mogła. Szkaradne trójkąty na policzkach i romb na czole (a romb nijak do czoła nie pasuje wg. mnie trapez by poprawił sprawę) odstraszały ziomków. Gdy kawaler z posagiem owiec nie pojawił się w jej zagrodzie, rodzice postanowili wysłać ja w wielki świat, oby manier i pieniędzy zdobyła. Jej koleżanka chyba na praktykach bo elegancko dygnęła na mój widok, nie afiszowała się swoją kobiecością. Wieczorem jak to w burdelu zrobiło się pijano i tłoczno. Ogólnie to nie ma nic do zobaczenia w Burkini, jedna wielka plaska wiocha pod niemiłosiernie grzejąca żarówą. Był tu kiedyś facet, co się zwal Sankara nie kradł i nie pozwalał innym kraść, ponoć ludzie go kochali. Za to konkurencja nie, po przewrocie dostał kulkę i go nie ma. Pozostała pamięć o nim uwidoczniona na naklejkach poprzyczepianych do skuterów, rowerów i samochodów. Naklejki nie mogą być za duże by nowa władza się nie zdenerwowała, bo wiadomo jak to się noże skończyć w Afryce. Widać je jednak a ludzie chcą je wieszać. Festiwal filmów panafrykańskich znany jako FESPACO odbywa się w nieparzyste lata w stolicy Burkini Faso, Ougadougu (łagadugu po naszemu). Z kilkuset przysłanych filmów jury selekcjonuje ponad 30. Będą one walczyły o ETALON DE YENNENGA, odpowiednik Oskara. Figurka przedstawia jeźdźca na koniu i wygląda na wykonana ze złota. Do końca nie wiadomo, bo nikt nie chciał mi jej dąć do potrzymania. Filmy nominowane są w trzech kategoriach: filmu długometrażowego, filmu krótkometrażowego i dokumentu. Warto zaznaczyć ze festiwal poza Afryką obejmuje kraje z diasporą afrykańską jak Brazylia, USA i oczywiście Europa a także czarne kraje Karaibów jak Jamajka i Haiti. 19 z kolei festiwal nie przyciąga gwiazd, jakie można zobaczyć w Hollywood czy Cannes, ale to przecież nie znaczy ze nie warto poświęcić mu chwili uwagi. Festiwal filmów afrykańskich o dziwo przyciąga w większości białą widownię. Mieszkańcy Zachodniej Afryki muszą pracować by związać koniec z końcem a bilety nie są tanie{6 zł za film} w dodatku grane są od rana do północy. Tak tez zmęczeni podróżą turyści w drodze pomiędzy Mali na północy a Ghaną na południu, maja powód to kilkudniowego postoju. Większość z nich to Francuzi, bo w ramach spuścizny kolonialnej Zachodnia Afryka i Burkinia mówi po francusku. Zdążają się jednak dziwaki z innych miejsc na świecie. Obok mnie pełno bladych mózgów, które co przerwa udzielają wywiadów machając przy tym łapami jak przystoi żabojadom. Stacje telewizyjne i radiowe jak szarańcza oblegają kuluary. Najbardziej bladzi to najmądrzejsi, bo przyjechali tylko na festiwal i cały czas spędzają w kinie, a słonce nie ma prawa oświetlać ich wątłych ciął. Kina dzielą się na dwie kategorie, te z klima i te bez. Jedne drogie by bialasy nie poumierały w trakcie projekcji, te drugie chyba dla tubylców i tych z białasów, co się jeszcze nie połapali gdzie jest ich miejsce. Pod kinami pełno pirackich płyt. Taka okazja do interesów zdarza się raz na dwa lata. Ali Farka Toure, Salif Keita, Yassou Ndour, szczerzą się z kiepsko wydrukowanych okładek. Publika na seansach była biernie pozytywna. Co się nie podobała przemijało w milczeniu, co niby było piękne i głębokie, nagradzano brawami. Wieczorem zawsze były brawa, podejrzewam ze cześć z widzów marzła od klimy i w ten elegancki sposób chciała się rozgrzać. Jak na festiwal w Afryce, to oczekiwałem większego odjazdu. Rzucania butami, tańce brzucha i pośladków, spontaniczne bębnienie po ławkach, próby rapu. Trudno pewnie przemożny wpływ cywilizacji łacińskiej, skasował prawdziwa spontaniczność. W jednym z tanich kin mieszkały ptaki. Oszołomione upałem i dymem ze szlugów próbowały lądować na wirtualnych dzrzewach i dachach ekranu. Tak to dobra wiadomość dla palaczy, w tanich kinach można jarać. Na prowincji kina są jeszcze bardziej cool. Nie maja dachów, bo i po co jak prawie nigdy nie pada, nie jest też duszno. Ławy z gliny w trzeciej klasie, druga to ławy drewniane a pierwsza fotele. Po lewej od ekranu, klop dla facetów, po prawej dla kobiet. Wszyscy wiedzą więc, kogo czyści i jak często. W czasie projekcji, gdy leci horror albo sensacyjniak, publika utożsamia się z bohaterami, pokrzykuje, cieszy się - gdy zagrożenie mija, zapala papierosy - gdy bohaterowie maja kłopoty. Po filmie radość rozpiera publikę, ciosy karate, pozorowane walki zapamiętane z filmów miło urozmaicają czas. Najważniejsze ze nie ma agresji. Wszystko jest robione z jajem jak przez komików. Po przeżyciach kulturalnych czas na przekąski. Afryka walczy z wizją permanentnego głodu, zakąskami. Są małe, egzotyczne, smaczne i tanie. Koło kin najbardziej eleganckie, szczur polny z grilla, gulasz z bebechów kozich, czy suszone rybki, chyba z akwariów bo strasznie małe. Dla biedoty papu wegetariańskie, yam( wygląda jak 20x powiększona pietrucha) ryż z sosem szito(nie ma nic wspólnego z gównem a z krewetkami) Dziwaczny film, który zdobył masę oklasków to Tassuma, Daniela Kollo Sanou z Burkini Faso. Historia trochę pogmatwana, ale warta do przytoczenia gdyż w pełni ukazuje odmienne spojenie Afryki na świat. Bohater filmu to ex-wojak z armii kolonialnej, co miesiąc dostaje emeryturę, co na lokalne warunki jest naprawdę znaczną sumą. Kocha tez swoja wioskę i współczuje ciężko pracującym kobietom(z jakiejś przyczyni mężczyźni nie pracują). Postanawia wiec kupić im młynek do ziarna by zmechanizować życie na wsi. Koszty maszyny są znaczne więc bohater bierze kredyt u podejrzanego Francuza i lokalnego japiszona. Na tym sielankowym obrazie film mógłby się skończyć, ale scenariusz jest bardziej głęboki. Emerytura przestaje przychodzić a wizja wiezienia przeraża naszego wojaka. Jednak jego wioska solidarnie staje w obronie bohatera a kobiety wręcz bija i przepędzają stróżów prawa ze wsi. Jest trochę śpiewania i tańców by film miał swój watek muzykalowy. W końcu bohater z karabinem zmusza złych przełożonych do oddania mu emerytury. Trafia także do wiezienia a stamtąd jest wykupiony przez swego ukochanego syna, co zamiast za darmo świadczyć usługi młynarskie, po cichu pobierał opłaty by wyjechać pewnego dnia na lokalny zachód czyli do Wybrzeża Kości Słoniowej. Na końcu bohater opowiada we wsi o okropnościach wojny (nowy wątek) i odbija sobie zniewagi czarownika, wysadzając jego krowę granatem. Inny film pełen stereotypów, to Lulu love letters. Opowiada on historię czarnej dziennikarki, która prowadzi śledztwo w sprawie ofiar policji z okresu apartheidu. Oczywiście ex-policjanci biali jak i czarni maja porządne biznesy i nie chcą się znaleźć na ławie oskarżonych. Zastraszają wiec świadków i ofiary a w końcu zabijają byłego męża dziennikarki. Film poruszył publiczność a sala była pełna i to w większości wypełniona czarnymi widzami. Dla mnie film był mało odkrywczy przecież jestem z kraju gdzie tez ćwierć wieku temu władza robiła rzeczy złe, wręcz straszne a dzisiaj nikt nie jest nawet wymienić ich nazwisk, bo kierują układami i są szanowanymi biznesmenami. Jedyny naprawdę błyskotliwy film to, The cleaning up the world, Emre Kocy. Jest to zabawna historyjka o perypetiach murzyna w jednym z miast europy. Siedzi sobie miły facet, czyta i pali papierosa a tu przychodzą rasiści - źli i pełni agresji. Nasz bohater widzi ze może nie przeżyć konfrontacji, ucieka a wywracając się przed tajemniczą pralnią, zostaje wessany do środka. Zaraz po nim trafia tam jeden ze skinheadów. W środku pralni normalni mieszkańcy miasta; gospodyni domowa, inwalida na wózku, dziewczyna z jojo, liliput, łysiejący pan. Wszyscy oni nie pozwalają skrzywdzić murzyna, co więcej wiążą rasistę i wsadzają do pralki. Łysol ma halucynacje i koszmary ze jest czarny i jego nazistowscy koledzy próbują go zabić. Po praniu skinhead, biegnie po kumpli i wygląda ze niczego się nie nauczył. Ale jest inaczej przyprowadza nazi kumpli by tez trafili do pralek. Film kończy się, gdy murzyn z ex-skinem grają w szachy a przygrywa im śliczna muzyczka z Afryki. Chciałbym obejzec takie filmy z telewizji a nie smuty telenoweli i reality show, ale zapewne TVP ma swoje komercyjne plany puszczania szmiry przez większość czasu i fajne rzeczy nigdy się nie pokażą. Film krótkometrażowy opowiadał o dwóch murzynach z Konga, którzy przyjechali do swojej kolonialnej metropolii, Belgii. Chcą walczyć i wygrywać a są lata sześćdziesiąte. I tu raptem Lumumba ze środka Afryki i kraju ogłasza detronizacje króla Belgów i powstanie niepodległego Kongo. Jeden z bohaterów postanawia wracać, bo jest patriotą a ojczyzna go potrzebuje. Drugi nie chce wracać, bo mu się po prostu w Belgii po prostu podoba i za to jest przedstawiony w gorszym świetle. W sumie filmik przedumały jak można mówić o ojczyźnie w kraju gdzie jest kilkaset rożnych jeżyków a wojny plemienne są częstsze niż spotkania towarzyskie. Co gorsza, co będzie z wrażliwym patriotą czy będzie uczestnikiem wojny domowej, czy opowie się za separacja Katangi, czy zginie z Lumumbą wyrzucony z samolotu nad dżunglą? A może tez sobie to przemyśli i zostanie siepaczem Mobutu Seseko i jego wielkie pięści zamiast przeciwników na ringu będą tłukły opozycjonistów. Filmy z FESPACO to wydarzenie dla pasjonatów i zapewne żaden z tych filmów nie trafi na ekrany polskich kin. Chociaż do końca nie wiadomo uwzględniając ostatnia popularność indyjskiej szmiry w Polsce można przypuszczać ze ktoś zainteresuje się, co bardziej dziwnymi filmami z Afryki. A jak nie to poczekajmy kilka lat a i w Polsce pojawi się więcej czarnych Polaków, co przysłuży się tworzeniu wielokulturowego społeczeństwa, urozmaiceniu kulinarnemu i może powstaniu filmów o Afrykanach w Polsce. W sumie to już można zacząć, na stadionie X-lecia, handlarze adidasów z Afryki, muszą gdzieś mieszkać, coś jeść, z kimś rozmawiać i z kimś się kochać. Są awangardą Afryki w sercu Polski, w Warszawie. W Mali wszystkie białasy wybierają się do Kraju Dogonów. Na wielkim urwisku ciągnącym się przez setki kilometrów, mieszkają egzotyczni tubylcy. Przez wieki wyłapywani przez handlarzy niewolników z południa albo nawracani siła przez gorliwych muzułmanów z północy, przetrwali tylko dzięki urwisku. Gdy zaczynała się zadyma wiochy wspinały się na szczyty gór i tam siedziały dopóki, namolni sąsiedzi nie poszli sobie. Ciuciubabka uratowała rodzime wierzenia. Wiara w moc sprawczą deszczu, piorunów, organów rodnych pozostała do dzisiaj. Wzmocniona przez dolary i euro turystów. Mój przewodnik zapewniał mnie że po okolicy nie da się chodzić więcej niż 15 km. dziennie. Dało się przejść nawet 35 w pełnym słońcu z halunacjami gratis ale było warto by być innym od reszty. Przewodnik drugiego dnia pochorował się, przynajmniej tak brzmiała oficjalna wersja, trzeciego dnia w ogóle znikł. i dobrze, bo czasem trzeba się zgubić by się odnaleźć. Cały kraj był jeszcze bardziej ubogi od Burkini. Tubylcy żyli tylko dzięki fotosyntezie, przegryzali liście baobabu i szczypiorek tylko i wyłącznie w celu zachowania nieświeżego oddechu. Wściekle kolorowe ubrania kobiet miały urozmaicić szaro-bury świat. Wszędzie była masa dzieci podoklejanych do rodzicielek za pomocą różnych ręczników i płócien. Szczelnie owinięte nie mogły wypaść, za to ich nosy rozpłaszczały się o plecy matek i miały być certyfikatem afrykańskości do końca ich dni. W Kumasi sercu ludu Aszanti, było muzeum wojskowe. Masa automatów leżałą na stołach bez żadnych szyb i gablot. Poza mną i przewodnikiem nie było nikogo. Celowałem perfekcyjnie wykonanymi karabinami przez okna, kładłem się obok japońskich ckm-ów na podłodze. Z jakiegoś powodu przewodnik nie chciał mieć zdjęcia ze mną gdy celuje mi w głowę, stojąc w rozkroku nademną. Obok muzeum stał polski helikopter Mi-2, symbol współpracy z minionych lat. Dzisiaj Polacy są w odstawce na własne życzenie, za to Czesi z Zetorami i Skodami opanowują rynki. Ostatniego dnia przyglądałem się ludziom by zapamiętać ten świat na cale lata. Częste podróże zacierają mi granice krajów, przesuwają kontynenty. Zdjęcia robię tylko po to by nie zapomnieć tych cudów, które kiedyś oglądałem na końcu świata. Na obitej miednicy w leżącej pozie spoczywała pulchna murzynka. Nigdzie się nie śpieszyła, raz po raz drzemała albo gapiła się na okolice. Miednica pod jej udami musiała przeszkadzać jej, ale pewnie była z dalekiej wioski gdzie i tak miała dużą wartość. Gdy drzemała na niej nikt nie mógł jej ukraść jej obitego skarbu. Afryka ponoć nie ma pamięci, tak to powiedział kiedyś jeden z bardziej wtajemniczonych w te sprawy. Myśle że jednak ma tylko że selektywną. Pewne rzeczy pomimo zła ciągle pozostają ważne i mogą świadczyć o (przelotnej czasami) wielkości. Międzynarodowe lotnisko ma oficjalną nazwę Kotoka. Jest to nazwisko generała który obalił pierwszego prezydenta i plemiennego socjalistę, Kwame Nkrumaha. Ten z kolei ma park, pomnik i ulicę, 5 km. dalej. Co najważniejsze wszystko funkcjonuje bezkonfliktowo, nikt nie obrywa tabliczek i nie smaruje pomników. Pomyślmy o lotnisku Papieża Polaka w Polsce a obok o autostradzie Bieruta czy Jaruzelskiego.
sewcio, 4 czerwca 2013, 20:43 | odpowiedz
Mam prawie dwa miesiące wolnego. Chcesz jechać ze mną w podróż....gdzieś gdziekolwiek, daleko. malgorzata889@vp.pl
margo, 4 czerwca 2013, 22:09 | odpowiedz
Sewcio, po prostu niesamowite....
ewaolivka, 4 czerwca 2013, 22:39 | odpowiedz
Sewcio anaelfabeta to moze jestes ty.. "wiezą" piszemy przez rz, bo "wiara". ...
dj pistolet, 5 czerwca 2013, 1:00 | odpowiedz
chcę lecieć, w listopadzie, lutym lub marcu ale nie mam z kim. Byłam sama miesiąc w Maroku ale to nie to samo. Szukam towarzyszki/towarzysza!
Gosia, 5 czerwca 2013, 1:34 | odpowiedz
Gosiachcę lecieć, w listopadzie, lutym lub marcu ale nie mam z kim. Byłam sama miesiąc w Maroku ale to nie to samo. Szukam towarzyszki/towarzysza!
zatanowmy sie laczego jest tak tanio. warto poszperac na stronach MSZ na temat burkiny
kania, 5 czerwca 2013, 10:11 | odpowiedz
Tapir
max76
MateuszDobra cena. Szukałem lotu do Sierra Leone i najtańsza opcja to z Londynu za 2600 zł. A tu mozna drogą lądową sie dostać z Burkina Faso i to przez inne ciekawe państwa
Mateusz, szacun za odwagę. Sierra wprawdzie znacznie bezpieczniejsza niż Liberia ale mimo wszystko!
Jest ryzyko, jest zabawa
ci co zgineli w himalajach tez traktowali to jako zabawe
kara, 5 czerwca 2013, 10:12 | odpowiedz
ci co zgineli w himalajach tez traktowali to jako zabawe
kara, 5 czerwca 2013, 10:16 | odpowiedz
kania
Gosiachcę lecieć, w listopadzie, lutym lub marcu ale nie mam z kim. Byłam sama miesiąc w Maroku ale to nie to samo. Szukam towarzyszki/towarzysza!
zatanowmy sie laczego jest tak tanio. warto poszperac na stronach MSZ na temat burkiny
@kania - jezeli wiedze o swiecie bedziesz czerpac ze stron MSZ to daleko nie zajedziesz.
Pawel, 5 czerwca 2013, 10:23 | odpowiedz
no to powiedzcie konkretnie jakie sa te zagrożenia a nie enigmatycznie straszycie
Pawel
kania
Gosiachcę lecieć, w listopadzie, lutym lub marcu ale nie mam z kim. Byłam sama miesiąc w Maroku ale to nie to samo. Szukam towarzyszki/towarzysza!
zatanowmy sie laczego jest tak tanio. warto poszperac na stronach MSZ na temat burkiny
@kania – jezeli wiedze o swiecie bedziesz czerpac ze stron MSZ to daleko nie zajedziesz.
Gosia, 5 czerwca 2013, 10:51 | odpowiedz
Ja akurat nie widze zadnych i gdyby nie ta Praga jako wylot to juz bym bilety kupil. Tu jest blog goscia ktory byl tam ostatnio. http://www.tuitam.net/
Pawel, 5 czerwca 2013, 11:17 | odpowiedz
Wygląda na to, że cena jest rewelacyjna... Czekałem na jakąkolwiek promocję do Afryki / Azji na wakacje i wkońcu się doczekałem :) Wiem, że termin z punktu widzenia pogody nie najlepszy, ale nie zawsze można w inny. Terminów jest DUŻO WIĘCEJ niż pokazuje kalendarz na flipo! Warto sprawdzać na stronie Turkish Arilines albo na Tripsta, które pokazują widok +- 3 dni. Mnie interesuje okrees wakacyjny i dokładnie przeczesałem terminy w lipcu i sierpniu. Jest ich bardzo dużo - wylot/powrót jest w takiej cenie właściewie co 3 albo 7 dni. Jakby ktoś był zainteresowany, to dodam, że wiza w Warszawie w ambasadzie francuskiej za 60 EUR w jeden dzień. Obowiązkowa też żółta książeczka, choć podobno zazwyczaj nie sprawdzają tego.
xinx, 5 czerwca 2013, 13:17 | odpowiedz
No to kupione :) 19-28 września.
Rumburak, 5 czerwca 2013, 23:05 | odpowiedz
RumburakNo to kupione 19-28 września.
Hej, Też zastanawiamy się nad podobnym terminem :) Tutaj mój mail:ptz@qad.com. Odezwij się chciałbym się dowiedzieć paru szczegółów, może połączymy siły . :) pozdr
zetor, 6 czerwca 2013, 21:21 | odpowiedz

porównaj loty, hotele, lot+hotel
Nowa oferta: . Czytaj teraz »