Tanie linie podbijają kolejne kraje, w których dotąd nie były obecne. Zobacz, dokąd już niedługo polecisz za grosze
Z roku na rok coraz więcej pasażerów w Europie korzysta z low-costów, ale wciąż nie brakuje białych plam. Są one jednak sukcesywnie zajmowane przez Ryanaira i spółkę. W których krajach juz wkrótce nastąpi low-costowa rewolucja?
Z roku na rok coraz więcej pasażerów w Europie korzysta z low-costów. Z raportu Anna.aero sporządzonego na podstawie danych OAG Schedule Analyser wynika, że w 2018 roku całkowite oferowanie tanich linii lotniczych w Europie po raz pierwszy przekroczy 500 mln foteli (dokładnie 501,83 mln miejsc). Dla porównania: w 2010 roku liczba dostępnych miejsc w tanich liniach na Starym Kontynencie była ponad dwa razy mniejsza.
I choć tradycyjni przewoźnicy wciąż dominują w Europie, to low-costy doganiają ich coraz szybciej. W 2018 r. udział rynkowy tanich przewoźników pod względem liczby oferowanych miejsc wyniesie w sumie 36,3 proc. Oznacza to, że co trzecia podróż lotnicza w Europie była realizowana na pokładzie tanich linii. A to dopiero początek ekspansji – według OAG tanie linie zrównają się pod względem oferowania z liniami tradycyjnymi już w 2027 roku.
Aby rosnąć, tanie linie muszą szukać rynków, na których jest duży potencjał wzrostu. Jednak zanim zajmiemy się tymi krajami, przyjrzyjmy się krajom w Europie, gdzie pozycja low-costów jest najmocniejsza.

Macedonia... i cała reszta
Z danych OAG wynika, że już w 9 krajach w Europie udziały low-costów w rynku przekraczają 50 proc. Patrząc na ten ranking widzimy, że tani przewoźnicy są najmocniej obecni w krajach, które nie mają narodowych przewoźników (Słowacja, Litwa, Węgry) lub ich pozycja jest dość słaba (Rumunia). Szczególnie ciekawa jest lokata lidera, czyli Macedonia, gdzie… Wizz Air rządzi i dzieli. W I półroczu tego roku dwa tamtejsze lotniska, czyli Skopje i Ochryda, obsłużyły w sumie 1,041 mln pasażerów. Z tej liczby Wizz Air obsłużył aż 659 tys. pasażerów, a dystans do drugiej największej linii w tym kraju jest gigantyczny – wiceliderem rankingu jest Turkish Airlines, który w tym okresie obsłużył ledwie 83 tys. ludzi.
W gronie krajów z dużą ekspozycją ze strony low-costów znajduje się też Polska. Nie może to dziwić – największą linię lotniczą w naszym kraju jest Ryanair, a na trzecim miejscu (tuż za LOTem) znajduje się Wizz Air. Duże udziały low-costy mają też w popularnych wakacyjnych krajach, do których zwożą pasażerów z całej Europy.
No dobrze, czas na danie główne. Przyjrzymy się teraz krajom, gdzie tanich przewoźników praktycznie nie ma lub też ich udziały w rynku są niewielkie. Czy już wkrótce to się zmieni? Przyjrzymy się najciekawszym przykładom.

Białorusini chcą tanio latać
Najbardziej izolowanym krajem w Europie, jeśli chodzi o tanie linie, jest Białoruś. Napisalibyśmy, że takie połączenia w ogóle tu nie występują, ale nie byłaby to do końca prawda – jest JEDNO połączenie. To realizowana 2 razy w tygodniu przez Vuelinga trasa z Mińska do Barcelony. Czy ten stan rzeczy się zmieni? Wiele na to wskazuje, bo patrząc po statystykach Białorusini chcą latać – zarówno od siebie jak i z portów ościennych. Z braku dobrej low-costowej oferty wielu Białorusinów wybiera porty w sąsiednich krajach jak Wilno czy Modlin. W efekcie… nawet sam prezydent Aleksander Łukaszenka publicznie stwierdził, że tanie linie mogłyby się pojawić na Białorusi. A skoro wszechwładca Białorusi chce…
Jakie linii mogłyby się pojawić na Białorusi? Z całą pewnością rozmowy na temat pojawienia się w Mińsku prowadził Ryanair, ale na efekty będziemy musieli zaczekać. Przypomnijmy, że Białoruś już zrobiła pierwszy krok, by zachęcić turystów: pasażerowie, którzy wylądują na lotnisku w Mińsku, mogą bez wizy zwiedzać cały kraj przez okres 5 dni.
Rosja? To szansa dla Wizz Aira
W tym przypadku raczej nie mamy co liczyć na duży rozwój niskokosztowch przewoźników, np. na trasach z Polski. Jest to związane przede wszystkim z trudnymi politycznymi relacjami obu narodów. Nie znaczy to, że tanie podróże do Rosji nie będą możliwe, a iskierką nadziei jest Wizz Air, który planuje dalszy rozwój w tym kraju. W tej chwili węgierski low-cost lata z Budapesztu i Debreczyna na lotnisko Moskwa-Wnukowo i dodatkowo ze stolicy Węgier do Petersburga. Wizz Air przekonuje, że nowe trasy to strzał w dziesiątkę.
– Nie planujemy lotów przesiadkowych na jednym bilecie, ale obserwujemy, że dla wielu Rosjan lotnisko w Budapeszcie stało się takim nieformalnym hubem transferowym. Przylatują tutaj i lecą dalej Wizz Airem do Europy Zachodniej – mówi Andras Rado, dyrektor ds. Komunikacji Wizz Aira.

Tanie linie nadchodzą
W rankingu znajduje się też kilka państw, gdzie już niedługo będziemy mogli znacznie częściej polatać tanimi liniami. To przede wszystkim Ukraina, gdzie od października zacznie latać Ryanair (także z kilku polskich miast). Bardzo mocno rozwijają się też low-costy w Wiedniu: swoje bazy założyły tam m.in. Level i Wizz Air, wiele nowych tras utworzył też zupełnie nowy przewoźnik, czyli należąco do Ryanaira linia Laudamotion. Pamiętajmy też o Serbii: kilka dni temu premier tego kraju przyznała, że negocjuje z Ryanairem duże zwiększenie siatki połączeń z tego kraju.
Te kraje mają ambicje, ale niewiele z tego wynika
Jest też spora grupa państw, które chciałyby mieć u siebie więcej low-costowych tras, ale niewiele wskazuje na to, aby miało im się udać. To przede wszystkim Armenia i Azerbejdżan, które z zazdrością patrzą na to, jak ładnie w Gruzji rozwija się choćby Wizz Air. Na razie w tych krajach nie ma co jednak liczyć na pojawienie się w większej liczbie low-costów (nie licząc Wizz Air, który lata z Budapesztu do Baku), gdyż jak przyznał szef Wizza, Jozsef Varadi, kraje te muszą najpierw zliberalizować swoje przepisy i dopuścić do większej konkurencji na niebie. Apetyty na więcej mają też Gruzini – kilka miesięcy temu próbowali (na razie bezskutecznie) przekonywać Ryanaira do uruchomienia lotów do Tbilisi. Odpowiedź? Standardowa dla Ryanaira, czyli zdecydowanie zbyt drogi opłaty lotniskowe i zbyt wysokie podatki. A to może sugerować, że… negocjacje wciąż trwają.
Kilka miesięcy temu głośno też było o tym, że Ryanair i inne tanie linie bardzo chcą zainwestować w Albanii. Miało to być związane z uruchomieniem jesienią nowego lotniska dla tanich linii w miejscowości Kukes. Jednak na razie nie ma żadnych nowych informacji na ten temat, więc lepiej wstrzymać się z optymizmem. Podobnie jest z Mołdawią – Ryanair rozmawiał w sprawie uruchomienia lotów do Kiszyniowa, ale póki co, brak konkretów.
Tu nie będzie rewolucji
Jest też kilka krajów, gdzie zapewne nic się nie zmieni, a low-costy będą miały relatywnie niewielkie znaczenie. Takim krajem z pewnością Finlandia, której poświęciliśmy zresztą całkiem niedawno osobny tekst właśnie na ten temat. Zapewne nie ma co liczyć na dużo lepszą pozycję low-costów w Słowenii i Chorwacji – głównie ze względu na wysokie opłaty lotniskowe. Trudno też oczekiwać, że low-costy na dużą skalę pojawią się na Łotwie (gdzie rządzi Air Baltic) i w Estonii. Co oczywiście nie przeszkadza Ryanairowi straszyć Litwinów, że jeśli podwyższą opłaty lotniskowe, to Michael O’Leary przeniesie swój cały lotniczy biznes z Wilna i Kowna do Rygi i Tallinna.
Podobnie jest zresztą z Holandią – dość powiedzieć, że szef Ryanaira regularnie zarzuca holenderskim władzom faworyzowanie KLM i brak miejsca na samoloty irlandzkiej linii, które mogłyby tu dowieźć miliony turystów.
Gdzie w najbliższym czasie chcielibyście zobaczyć więcej połączeń tanich linii lotniczych?