Śmiejecie się z Radomia? Zobaczcie, jak kilka lat temu wyglądały lotniska w waszej okolicy
Dziś miłośnik taniego latania może przebierać w ofertach tanich lotów po całej Europie i nie tylko, a często nie pamięta lub nie zdaje sobie sprawy, że jeszcze kilkanaście lat temu latanie samolotem znajdowało się dla wielu ludzi w strefie marzeń. Powodów było wiele: od niewielkiej listy przewoźników, przez mało atrakcyjne połączenia, skończywszy w końcu na cenach, które czyniły z podróży samolotem luksus dostępny wyłącznie dla najbogatszych.
Dziś chcę was zabrać do tamtych czasów i pokazać, jak wyglądało latanie w Polsce i nasze lotniska przed wejściem do UE. Bo 2004 rok to symboliczna data dla naszego rynku lotniczego, gdy pojawiły się na nim tanie linie…i nic już nie było takie samo.
Ale zanim przejdziemy do prawdziwego mięska, najpierw garść statystyk…
Jeszcze na początku XXI wieku absolutnym hegemonem było lotnisko Chopina w Warszawie, które miało grubo ponad 80 proc. udziałów w rynku. Raz jeszcze przywołajmy statystyki: w 2003 r. Warszawa obsłużyła 5,166 mln pasażerów. Drugie miejsce? Podkrakowskie Balice, przez które przewinęło się 593 tys. ludzi. Na trzecim miejscu Gdańsk – 365 tys. pasażerów.
Była to naturalna konsekwencja ówczesnej strategii lotniczej, w myśl której stołeczne lotnisko miało być węzłem przesiadkowym dla całego kraju, gdzie mieli się przesiadać pasażerowie z lotnisk regionalnych. Brzmi znajomo? Coś jak obecna strategia LOT? No właśnie, tyle że wtedy nie było tanich linii. A jak było?