Sąd przechytrzył dowcipnisia od fałszywego alarmu bombowego. Przestroga dla innych?
To historia, którą można potraktować jako przestrogę dla ewentualnych naśladowców. Jest w niej głupota, śledztwo, duże straty – ale i „podstęp” sądu.
IMPREZA W POMIECHÓWKU
27 marca 2016, trwa impreza urodzinowa w jednym z domów pod Warszawą. 21 uczestników, w większości pijanych, wszyscy bawią się „aż za dobrze”. Ktoś z uczestników postanowił podkręcić przyjęcie jeszcze bardziej. Dzwoni do Portu Lotniczego Warszawa-Modlin i informuje o podłożonej bombie. Jest precyzyjny: bomba ma wybuchnąć na terenie terminalu o godzinie 23:33.
5 dni wcześniej miał miejsce zamach bombowy na lotnisko w Brukseli. To był najkrwawszy akt terroryzmu w historii Belgii: na lotnisku zginęło 14 osób, 81 zostało rannych, a w równocześnie skoordynowanym zamachu na stacji metra Maelbeek zginęło kolejnych 21 osób. Decyzja osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo lotniska w Modlinie mogła być tylko jedna.
AKCJA NA LOTNISKU
Zdecydowano się ewakuować wszystkich, którzy w tym czasie przebywali na terenie lotniska. 2400 osób, z czego 400 znajdowało się w strefie zastrzeżonej, a reszta w ogólnodostępnej części portu lotniczego. Wstrzymano ruch lotniczy nad Modlinem, loty były przekierowywane na lotnisko Chopina. Ryanair oszacował koszty przekierowania lotów na ponad 40 tys. PLN.
Jednocześnie trwały poszukiwania osoby, która zadzwoniła z informacją o podłożonej bombie. Namierzono dom w Pomiechówku, na miejscu błyskawicznie zjawiła się policja. W środku zastali 21 osób, duża część z nich w stanie upojenia alkoholowego, nikt nie chciał się przyznać do wykonania tego telefonu. Policja podjęła decyzję o… zatrzymaniu wszystkich.
ODMOWA
Głównym podejrzanym był Karol J. Jak podaje TVN Warszawa, Karol J. podczas pierwszej rozprawy nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. W śledztwie również nic nie powiedział. Połączenie z fałszywą informacją o ładunku wybuchowym wykonano co prawda z jego telefonu, ale stało się to w trakcie imprezy, na której było (jak już wspominałem) 21 osób. A gdy na przyjęcie przyjechała policja, telefon zniknął i nie odnalazł się do dziś.
100-procentowym dowodem winy mogłaby być właśnie ekspertyza fonoskopijna – gdyby biegły mógł porównać głos Karola J. z zapisem nagrania z lotniska (wszystkie połączenia w porcie są rejestrowane). Ale podejrzany odmówił w śledztwie udostępnienia próbek swojego głosu do badań. Z tego powodu akt oskarżenia nie zawierał takiej ekspertyzy.
„PODSTĘP”
Co zrobił sąd? Pierwsza rozprawa odbyła się w sali, która posiadała odpowiedni sprzęt do rejestracji multimediów: zarówno dźwięku, jak i obrazu. Podejrzany ponownie odmówił udostępnienia swoich próbek głosu – tyle, że… musiał podać do mikrofonu swoje dane osobowe oraz informacje o zarobkach, zatrudnieniu i majątku. To kilkadziesiąt słów. W zupełności wystarczających do ewentualnej identyfikacji.
Gdy oskarżony zrozumiał, że jego odmowa nic nie daje… bo sąd ma już próbki jego głosu, zgodził się na przeprowadzenie badań.
EPILOG?
Ekspertyza specjalisty, zajmującego się fonoskopią, jest jednoznaczna. Wynika z niej, że to właśnie Karol J. w wielkanocny wieczór 2016 roku zadzwonił na lotnisko w Modlinie. Pełnomocnik lotniska będzie domagać się odszkodowania za koszty poniesione w trakcie ewakuacji (ponad 11 tys. PLN) oraz zadośćuczynienia za naruszenie dóbr osobistych (50 tys. PLN).
Czy to koniec tej historii? Mam nadzieję, że sąd wyda sprawiedliwy wyrok. A każdy kolejny ewentualny naśladowca gruntownie przemyśli możliwe konsekwencje swojego czynu.