Bilety Ryanaira kupujemy taniej, ale solidnie dopłacamy za dodatki. Nie uwierzycie ile!
Wyniki finansowe Ryanaira to coś, na co większość ludzi zainteresowanych branżą lotniczą, czeka każdego roku. Trzeba bowiem przyznać, że irlandzka linia (nawet mimo pandemii i innych kryzysów), wciąż się rozwija i stawia przed sobą coraz bardziej ambitne plany. I choć do idealnej sytuacji jeszcze trochę brakuje, to trzeba Ryanairowi oddać, że nieźle poradził sobie w ostatnich miesiącach.
Hammamet od 1991 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Hurghada od 2061 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Rzeszów)
Kemer od 2579 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Za bilety płacimy mniej, ale za usługi solidnie dopłacamy
Jednym z najciekawszych wątków w wynikach Ryanaira zawsze jest kwestia tzw. przychodów pozalotniczych, czyli tego, ile Ryanaira zarabia ze wszystkich innych źródeł niż same bilety. Nie od dziś bowiem pasażerowie irlandzkiej linii lubią narzekać na ceny usług dodatkowych i zarzekać się, że nigdy nic nie dopłacą. Tymczasem statystyki pokazują coś zupełnie przeciwnego.
W ubiegłym roku rozliczeniowym (czyli od marca 2021 do marca 2022) przeciętny pasażer wydawał średnio 22 EUR (czyli ok. 102 PLN) na usługi dodatkowe. Oznacza to na przykład wykupienie konkretnego miejsca, płacenie za dodatkowy bagaż czy opcję priority. Czy to dużo? I tak, i nie.
Z jednej strony można kolokwialnie powiedzieć, że „to tylko stówka”. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę, że średnia cena biletu wynosi obecnie 27 EUR (ok. 125 EUR), to widać wyraźnie, że dopłacamy ponad drugie tyle.
Między innymi dzięki temu całkowite przychody Ryanaira wzrosły w ubiegłym roku o ponad 190% do 4,80 mld euro. Warto jednak zaznaczyć, że za same bilety płacimy mniej. W porównaniu do poprzedniego raportu uśredniona cena biletu spadła o 27 proc. Ryanair nie kryje jednak, że stało się to przypadkowo.
– Podczas gdy liczba pasażerów znacznie się poprawiła, to opóźnione złagodzenie ograniczeń podróży UE Covid-19 do lipca 2021 r. (i października w przypadku rządu Wielkiej Brytanii) w połączeniu ze szkodliwym wpływem wariantu Omicron i inwazji Rosji na Ukrainę w II półroczu oznaczało, że ceny biletów wymagały znacznej stymulacji cen – czytamy w raporcie.
Ryanair ma się z czego cieszyć – mimo straty
Niestety nie ma, co liczyć, że zawsze tak będzie. Już teraz sam O’Leary mówi o tym, że w tegorocznym szczycie sezonu możemy spodziewać się podwyżek.
– Nadal istnieje jednak stłumiony popyt i musimy wykazywać ostrożny entuzjazm, bo szczytowe ceny w okresie letnim będą nieco wyższe od cen w szczycie sezonu przed covidem – mówi O’Leary. – Pomimo „znacznego ryzyka” związanego zarówno z inwazją na Ukrainę, jak i Covid, mamy nadzieję na powrót do rozsądnej rentowności w całym 2023 roku – dodał.
Ale powodów do radości mimo wszystko nie brakuje. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Ryanair powinien się martwić, bowiem po ostatecznym podsumowaniu 355 mln EUR straty netto. Ale tak naprawdę, to… bardzo dobre wieści. Przypomnijmy, że jeszcze w ubiegłym roku ta strata wynosiła aż 1015 mln EUR.
A to nie koniec sukcesów. Tak zwany load factor, czyli współczynnik wypełnienie samolotów poprawił się z 71 proc. w poprzednim roku finansowym do 82 proc. Liczba klientów wzrosła natomiast z 27,5 mln do 97,1 mln.
Nic więc dziwnego, że Ryanair jest pełny optymizmu na nadchodzący rok. Przewoźnik ogłosił już 770 nowych tras i 15 nowych baz i zapewnia, że nie osiądzie na laurach. Prognozuje też, że uda się mu obsłużyć 165 mln pasażerów, ale pozostaje powściągliwy w ocenie potencjalnych zysków.