Ryanair chce wykorzystać problemy Wizza i innych linii, ale sam ma kłopot. O’Leary wściekły: „Ogarnijcie się!”
Trwający od wielu lat związek Ryanaira z Boeingiem jest trudny i pełen wzlotów i upadków. Wydawało się jednak, że relacje obu stron wyszły na prostą, gdy w maju irlandzka linia zamówiła 150 nowych Boeingów 737 MAX 10 (z opcją na dodatkowe 150 maszyn), które ma odbierać w latach 2027-2033. Niestety, ponownie pojawiły się problemy ze strony Boeinga, który notuje spore opóźnienia w dostawach nowych samolotów. Pierwsze kłopoty dla Ryanaira pojawiły się we wrześniu, gdy linia ogłosiła cięcia zimowych rozkładów lotów na 9 dużych lotniskach w Irlandii, Włoszech, Wielkiej Brytanii, Portugalii i w Niemczech. Powód? Irlandzka linia miała otrzymać w okresie od października do końca grudnia 27 nowych maszyn, z których ostatecznie ma dostać tylko 14.
Algarve od 2373 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Costa Dorada od 2495 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
Zakynthos od 2890 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Warszawa – Modlin)
Kilka dni temu okazało się, że problemy są poważniejsze. W najnowszym komunikacie dotyczącym wyników finansowych Boeing poinformował, że w tym roku fiskalnym zamierza wyprodukować ledwie 375-400 Boeingów 737 MAX, a nie jak wcześniej zakładała firma 400-450 samolotów. Oznacza to ryzyko zmniejszenia dostaw także dla irlandzkiej linii, na co stanowczo zareagował O’Leary.
– Boeing musi się w końcu ogarnąć i zacząć dostarczać nam nowe samoloty na czas. Miałem dużo sympatii dla Boeinga, gdy MAX-y były uziemione przez 2 lata, ale to było 2 lata temu. To najwyższy czas, aby w końcu zaczęli dostarczać nam samoloty – mówi szef Ryanaira w rozmowie z „Telegraph”.
Stawką terminowego dostarczenia samolotów jest letni rozkład lotów. Ryanair oczekuje na dostarczenie w przyszłym roku 57 nowych samolotów. Pierwotnie liga miała je otrzymać do końca kwietnia, potem była mowa o końcu maja. Teraz O’Leary sam przyznaje, że ostatecznym terminem dostawy wszystkich wspomnianych maszyn jest koniec czerwca.
– Cały czas rozmawiamy z Boeingiem na temat tych dostaw. Ale prawdziwym wyzwaniem jest dla nas to, że mieliśmy otrzymać 57 samolotów do końca kwietnia. Mamy teraz nadzieję, że otrzymamy je do końca czerwca, ale jeśli ten termin przesunie się na lipiec lub sierpień, będzie już za późno i nie przyjmiemy tych samolotów – mówi O’Leary, grożąc zerwaniem umowy z amerykańskim producentem.
Ryanair liczył, że zyska na problemach Wizz Aira i innych linii
Cała sprawa ma też jednak drugie dno, bo jak czytamy, szef irlandzkiej linii mocno liczy na to, że Ryanair zyska na problemach linii korzystających z samolotów z silnikami Pratt&Whitney.
Przypomnijmy, że w ostatnich kilkunastu tygodniach pojawiły się informacji o ich usterkach, co sprawiło, że przewoźnicy muszą uziemiać swoje samoloty w celu przeprowadzania drobiazgowych przeglądów. Jedną z tych lini jest Wizz Air, który z powodu uziemienia części samolotów A320neo i A321neo ogłosił już we wrześniu, że w zimowym rozkładzie zmniejszy liczbę lotów o 10 procent w stosunku do swojego pierwotnego planu. Kłopoty mają też jednak inni przewoźnicy, a problem z silnikami Pratt&Whitney dotyczy też m.in. niektórych Airbusów A220 czy Embraera E2.
W rozmowie z „Telegraph” O’Leary jasno deklaruje, że chce na tym skorzystać.
– Widzimy, że popyt na loty wciąż jest wysoki, a wielu naszych konkurentów będzie musiało uziemiać swoje samoloty – mówi szef Ryanaira.
Zgadzają się z tym też eksperci.
„Ryanair może być największym beneficjentem problemów z silnikami” – czytamy w komentarzu Alexa Irvinga, analityka z firmy Bernstein. Jego zdaniem, Ryanair może zyskać najmocniej koszem Wizz Aira w Europie Środkowo-Wschodniej oraz linii Vueling w Hiszpanii.
Oczywiście pod warunkiem, że linia dostanie swoje samoloty na czas. Na razie się na to nie zanosi…
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?