Największa przewaga Ryanaira nad innymi to coś, na co wścieka się każdy pasażer
Znamy to aż za dobrze, prawda? “Proszę państwa, zaczynamy boarding”. Obsługa sprawdza karty pokładowe, wychodzicie z ciepłego terminala na płytę i… czekacie 10 minut albo i dłużej. Przeklinając w duchu lub całkiem głośno, bo okazuje się, żę z samolotu, którym będziecie lecieli nie wysiedli jeszcze pasażerowie! Ale właśnie takie traktowanie pasażerów to podstawa sukcesów Ryanaira – jedną z kluczowych rzeczy w ich strategii jest krótki, trwający tylko 25 minut czas od wylądowania na lotnisku do ponownego startu z nowymi pasażerami. Jak to robią?
Opisana powyżej, a irytująca pewnie wszystkich taktyka Ryanaira, to tzw. “boarding-nie boarding” – tak, całkiem trafnie, została ochrzczona przez dziennikarzy branżowego portalu Simple Flying. Czekanie w deszczu czy przy silnym wiatrze, choć spokojnie moglibyśmy jeszcze siedzieć w terminalu – znacie to dobrze, prawda? Dlaczego Ryanair tak robi? Odpowiedź jest brutalnie prosta: bo… na tym opiera się jego przewaga nad innymi konkurentami.
Ryanair podobnie jak inni przewoźnicy niskokosztowi szuka wszędzie oszczędności, a jedną z takich przewag jest maksymalne wykorzystanie swoich samolotów. Założenie wygląda tak, że maszyna ma być jak najdłużej w powietrzu i pracować przy jednoczesnym zminimalizowaniu czasu spędzonego na lotnisku (który generuje dodatkowe koszty). To tak zwany turnaround time, czyli czas, jaki linia lotnicza spędza od momentu wylądowania do ponownego startu z nową grupą pasażerów na pokładzie. W tym Ryanair jest mistrzem – bo zgodnie z rozkładem samoloty spędzają na lotnisku maksymalnie 25 minut. Jak to w ogóle możliwe?

Po pierwsze: własne schodki
W Simple Flying czytamy, że większość linii korzysta ze schodków dostarczanych przez agenta handlingowego lub lotnisko. Tymczasem Boeingi 737 Ryanaira mają schodki zamontowane poniżej drzwi wejściowych do samolotu. Pozwala to przewoźnikowi zaoszczędzić cenny czas i niemal od razu po zaparkowaniu maszyny, wypuszczać pasażerów. Oprócz tego jest jedną z niewielu linii, która wypuszcza pasażerów zarówno z przodu, jak i z tyłu samolotu.
Po drugie: sposób na szybkie sprzątanie
Tu metoda okazała się banalnie prosta: Ryanair kilka lat temu zlikwidował kieszenie w fotelach, w których zazwyczaj znajduje się magazyn pokładowy lub… miejsce na składowanie śmieci. A ponieważ teraz nie ma ich gdzie wyrzucać, to wielu pasażerów po prostu zabiera je ze sobą, co znacząco skraca czas na sprzątanie maszyny.
Po trzecie: czekaj w deszczu
Możemy się oburzać na wspomniany wcześniej “boarding-nie boarding”, stojąc w deszczu czy śniegu i patrząc, jak pasażerowie dopiero wysiadają z “naszego” samolotu, ale tylko taka metoda pozwala Ryanairowi na utrzymanie odpowiednio szybkiego tempa.

Po czwarte: polityka bagażowa
Gdy Ryanair w zeszłym roku zmieniał politykę bagażową, likwidując darmowy duży bagaż podręczny, byliśmy przekonani, że robi to z powodów finansowych. I choć faktycznie linia zarobiła na tym sporo pieniędzy, to dodatkowo udało jej się osiągnąć jeszcze jeden cel: jeszcze bardziej usprawniła boarding, czyli wchodzenie pasażerów na pokład. Ostatecznie nic nie spowalnia fazy wchodzenia do samolotu mocniej niż pasażer, który próbuje wepchnąć swój bagaż do już zapchanego schowka czy stewardesy gorączkowo szukające miejsca na jego upchnięcie. Zamiast tego mamy jasno określoną liczbę pasażerów, którzy mogą wykupić priorytetowy boarding (pozwalający zabrać drugą sztukę bagażu podręcznego), a cały proces wchodzenia na pokład trwa dużo szybciej.
Choć tak naprawdę Ryanair mógłby jeszcze bardziej usprawnić procedurę wchodzenia pasażerów na pokład, musiałby jednak zrezygnować z jednego ze swoich głównych źródeł przychodów, czyli płatnego wyboru miejsc i pozwolenie pasażerom, by siadali tam, gdzie akurat jest wolne miejsce.
Nie ma jeszcze komentarzy, może coś napiszesz?