Przyznali ci odszkodowanie za opóźniony lot? To może być początek… drogi przez mękę

W branży lotniczej dawno nie było tak dużego kryzysu, jak chaos, który we wrześniu miał miejsce w Ryanairze. Tysiące odwołanych lotów, setki tysięcy pasażerów na lodzie, 34 trasy zawieszone na stałe (w tym 7 z i do Polski) – dla przewoźnika oznacza to ogromne straty wizerunkowe i finansowe. A w samym środku kryzysu ja… i przynajmniej jeszcze kilku czytelników Fly4free.pl, jeśli weźmiemy pod uwagę wiadomości przychodzące do redakcji.
Na czym polega problem? Ano na tym, że przewoźnik miał dużo pracy z wysyłaniem voucherów na loty. Do tego doszły zaś „tradycyjne” odszkodowania za opóźnione loty (mój przypadek) i w efekcie wielu pasażerów zamiast „tradycyjnego” przelewu na konto bankowe otrzymało… czek. Czyli sposób płatności w Polsce praktycznie nieużywany, z którego realizacją możemy mieć nad Wisłą spory kłopot. W gronie tych „szczęśliwców” są też m.in. czytelnicy forum, którzy także narzekają na problemy z otrzymaniem pieniędzy.
Początkowo nic nie zapowiadało kłopotów. Mój lot z Warszawy („krajówka” do Gdańska) był opóźniony dokładnie o 3 godziny. Miało to miejsce pod koniec sierpnia. Po kilku dniach wypełniłem formularz reklamacyjny (podałem w nim m.in. numer konta) i przygotowałem się na długie oczekiwanie.
Jakież było moje zdziwienie, gdy wniosek trafił do rozpatrzenia już po 2 dniach, a po około tygodniu otrzymałem odpowiedź, że moje pismo zostało rozpatrzone pozytywnie i otrzymam 250 EUR odszkodowania. Jedyną niepokojącą informacją była forma płatności wymieniona w mailu, czyli „compensation cheque”. Na mojego maila oraz pytania na infolinii o możliwość zmiany formy płatności nie otrzymałem odpowiedzi.
Być może był to już początkowy efekt chaosu jaki stanie się dziełem Ryanaira, bo wiadomość była datowana na 11 września, czyli… kilka dni przed wybuchem afery z odwołanymi lotami z powodu zaległych urlopów pilotów irlandzkiej taniej linii. Czyli początku okresu, gdy podobnych odszkodowań i voucherów Ryanair będzie wysyłał znacznie więcej.
O kwestię wypłaty odszkodowania pytam Olgę Pawlonkę z Ryanaira.
– Jeśli klienci podadzą numer konta bankowego, składając reklamację lub wnosząc o roszczenia, to Ryanair w miarę możliwości może wypłacić odszkodowanie bezpośrednio na konto. Nie zwlekamy jednak z płatnością, pytając każdego indywidualnie o numer rachunku i w przypadku, gdy go nie znamy, wysyłamy czek – mówi Pawlonka.
Daję za wygraną. Po kilkunastu dniach czek czeka w mojej skrzynce na listy i postanawiam sprawdzić, czy i jak szybko uda mi się go zrealizować. Nie przewidziałem trudności, jakie mnie spotkają.
„Proszę pana… nie da się”
Po kilku dniach uzbrojony w czek, ruszam do „mojego” mBanku. Pierwsze podejście i od razu skucha.
– Proszę pana… – pracownica oddziału patrzy na mnie z politowaniem. – Nie realizowaliśmy, nie realizujemy i nie będziemy realizować – szybko ucina w zarodku wszystkie moje nadzieje.
Podobne komentarze słyszę w kilku innych placówkach, które odwiedzam tego dnia.
– My realizujemy czeki… – słyszę w końcu w placówce BNP Paribas.
– Hurra! – wyrywa mi się, ale moja radość jest przedwczesna.
– …ale tylko klientom, którzy mają konta walutowe… – kontynuuje miła pani.
– No dobrze, założę! – jestem już lekko zdesperowany.
– …przynajmniej od 12 miesięcy – kończy pani, zabijając przedwcześnie moje nadzieje na zostanie klientem tej szacownej instytucji.
W końcu okazuje się, że jest bank, który realizuje czeki. I to nie byle jaki – to PKO BP (z informacji z forum Fly4free.pl wynika, że drugim bankiem, który realizuje czeki Ryanaira jest Pekao SA).
Mimo to, gdy pojawiam się w oddziale PKO, mina obsługującej mnie pani nie jest godna pozazdroszczenia.
– Czek? Eee… No tak… proszę pokazać.
Mina pani, gdy otrzymuje ode mnie czek jest bezcenna. Ale co robić – po 3 minutach przy jej stanowisku pojawia się tłumek koleżanek i kolegów, którzy próbują jej pomóc z uporaniem się z tym niepozornym świstkiem papieru. Nie dają rady. Pani, która przyjęła mój czeka jest wyraźnie niezadowolona i pewnie żałuje, że podszedłem właśnie do niej. Pod nosem ciska słowa, które raczej nie nadają się do przytoczenia w tej relacji. W końcu dzwoni do bratniego oddziału na Mokotów i konsultuje się z koleżanką. Potem do kolejnego. Kątem oka widzę, że kolejka ludzi za mną zaczyna gęstnieć.
– Eh, w tych bankach to zawsze się tak grzebią – narzeka starsza pani.
Co trzeba zrobić?
Realizacja czeku zajmuje w sumie dobrze ponad 40 minut. Nie jest to jedna łatwa sprawa. Najpierw muszę założyć (na szczęście bezpłatne) konto walutowe, potem uiścić opłatę (32 PLN), a następnie… uzbroić się w cierpliwość, bo Ryanair ma 60 dni na weryfikację czeku.
Do oddziału „mojego” nowego banku wracam na początku grudnia, zaniepokojony opieszałością w realizacji zlecenia, choć od naszego ostatniego spotkania minęły prawie 2 miesiące.
– Aaaaa, to pan… Dzień dobry – wita mnie od progu miła pani i widzę, że uśmiech jakby delikatnie znika z jej twarzy.
Sprawdza stan operacji. Tak, Ryanair potwierdził czek po 45 dniach i przygotowuje się do wypłaty. Ma na to… 50 dni.
– Proszę zajrzeć po Nowym Roku – radzi miła pani.
A ja myślę sobie, że już lepiej było chyba powisieć na infolinii Ryanaira i spróbować wyprostować pomyłkę. Co i wam radzę. Jednocześnie pamiętajcie – jeśli już zdarzy się tak, że otrzymacie nieszczęsny czek, to nie odkładajcie go na półkę. Czas realizacji jest bowiem ograniczony.