Ryanair dodaje kuriozalny komunikat dla pasażerów. Brzmi jak żart z dworca PKS, ale sprawa jest poważna!
Ryanair słynie w branży lotniczej z wielu rzeczy: tanich biletów, latania z mniejszych lotnisk i… pospiechu. Irlandzka linia opracowała do perfekcji plan wyciskania maksimum ze swoich samolotów i rozkładów lotów, czego potwierdzeniem jest słynny już 25-minutowy „turnaround time”, czyli czas od momentu wylądowania do ponownego startu. W tym czasie pasażerowie przylatujący sprawnie opuszczają samolot, maszyna jest szybko sprzątana i tankowana, a podróżni odlatujący błyskawicznie zajmują swoje miejsca. Ryanair osiąga ten imponujący wynik, stosując różne, nie zawsze odpowiadające podróżnym metody, na przykład rozpoczynając boarding w momencie, gdy przylatujący jeszcze nie opuścili samolotu i przytrzymując ludzi wylatujących na zewnątrz lub przed drzwiami wyjściowymi terminala. I choć oczywiście obsługa sprawdza karty pokładowe, wszystko dzieje się w błyskawicznym tempie. Potem taki delikwent wychodzi na płytę lotniska, gdzie obok siebie stoją na przykład 3 identyczne biało-niebieskie maszyny z charakterystyczną harfą (lub opcjonalnie – żółtą pszczółką). I choć teoretycznie nie powinien mieć problemu, by podążać za resztą grupy do samolotu, wystarczy moment zagapienia się i… można trafić do innego samolotu niż ten, którym powinniśmy lecieć (jeśli na przykład w tym samym czasie odbywa się boarding na inne loty danego przewoźnika). Czy dlatego irlandzka linia zaczęła się ubezpieczać, dodając kuriozalny komunikat dla pasażerów? Wszystko na to wskazuje.
Kilka dni temu leciałem z rodziną z Modlina do Neapolu. Boarding odbył się sprawnie, pasażerowie zajmowali swoje miejsca, gdy nagle szefowa pokładu powiedziała dość zaskakujące dwa zdania.
Kos od 2842 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Katowice)
Alanya od 1843 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Rzeszów)
Wyspa Malta od 2105 PLN na 7 dni (lotnisko wylotu: Kraków)
„Witamy państwa na pokładzie samolotu lecącego do Neapolu. Jeśli ktoś z państwa nie leci do Neapolu, prosimy o pilny kontakt z załogą” – usłyszałem i w pierwszej chwili lekko mnie zamurowało.
Czy pasażerowie nie wiedzą, dokąd lecą? To jakiś żart? Ale szybko zacząłem łączyć kropki i doszło do mnie, że z pozoru tak absurdalna historia jak pomylenie samolotu wcale nie jest aż tak bardzo niemożliwa. Zwłaszcza w przypadku takiego przewoźnika jak Ryanair, a ostatnie miesiące pokazują to wystarczająco dobitnie.
W lipcu pasażerka z Leeds chcąca lecieć Ryanairem do Paryża, pomyliła samoloty i trafiła do Alicante. Jak tłumaczyła – spieszyła się, wydawało jej się, że zobaczyła bramkę na lot do stolicy Francji i przeszła przez nią. Żeby było śmieszniej, obsługa sprawdziła jej kartę pokładową. Na pokładzie samolotu okazało się zaś, że jej miejsce 34A nie istnieje (lot był obsługiwany Boeingiem 737-800, a nie maszyną 737-8200 z większą liczbą miejsc), ale to też nie wzbudziło w niej zaniepokojenia – obsługa linii poinformowała ją, że czasem tak się dzieje, gdy przewoźnik zmienia samolot na danej trasie i poprosiła o zajęcie wolnego miejsca. Pasażerka nie przysłuchiwała się dokładnie informacjom obsługi o tym, że znajduje się w samolocie do Alicante. Owszem, nieco zdziwiło ją, że jej lot trwa 2 razy dłużej niż powinien, ale uznała, że to pewnie kwestia turbulencji i usnęła. Gdy obudziła się, zdała sobie sprawę, że jest w słonecznej Hiszpanii.
Jeszcze mniej szczęścia miało małżeństwo w Wielkiej Brytanii, które w czerwcu planowało podróż do Barcelony, jednak w wyniku pomyłki wsiadło do samolotu lecącego do… Kowna. Tu też zdziwienie było duże, gdy wylądowali na Litwie, choć akuyrat w tym przypadku wina Ryanaira jest ewidentna – para poprosiła Ryanaira o asystę z powodu problemów z poruszaniem się i po prostu została skierowana do złego samolotu. Tu także sprawdzane były karty pokładowe.
Takich pomyłek jest znacznie więcej. W 2022 roku pisaliśmy o podróżnym, który chciał lecieć do Londynu, a ostatecznie wylądował w Madrycie. Kilka miesięcy wcześniej kilka osób, które planowały lecieć do Sewilli, ostatecznie wylądowały na wyspie Zakyntos.
Są też jeszcze bardziej kuriozalne przypadki, jak ten obywatelki Włoch, która chciała lecieć na trasie krajowej z Palermo do Bolonii, a ostatecznie wylądowała na lotnisku we Wrocławiu.
Przykłady można mnożyć. Kto jest winien takiej sytuacji? Na pewno pasażerowie powinni zachowywać większą czujność, ale zrzucanie na nich całej odpowiedzialności też nie jest odpowiednim rozwiązaniem. Większości tych problemów można byłoby uniknąć, gdyby tylko Ryanair mocniej się przykładał do kontroli pasażerów przed lotem.





