Ryanair będzie latał z Warszawy do Gdańska i Wrocławia po 5 razy dziennie. Wywiad z Michaelem O’Learym
Mariusz Piotrowski: Dużo mówiło się o tym, że Ryanair będzie otwierał połączenie Warszawa-Berlin. Czemu nic z tego nie wyszło i czy macie plany, by połączyć Warszawę ze stolicą Niemiec?
Michael O’Leary: Rozmawiamy z zarządem lotniska w Berlinie, ale nasz rozwój jest tam utrudniony przez tę dziwaczną decyzję o budowie nowego lotniska. To od początku był wielki błąd, który wy teraz chcecie powielić w Polsce. Nie powinniście marnować ani jednego dnia na plany budowy centralnego lotniska, bo skończycie jak Berlin – Brandenburg ma już 6 lat opóźnienia, a zanosi się, że poczekamy jeszcze przynajmniej 2 lata na otwarcie. A najgłupsze w tym wszystkim jest to, że przy okazji otwarcia nowego lotniska chcą zamknąć 2 starsze lotniska. Tymczasem nowe lotnisko może obsłużyć jakieś 25 mln pasażerów rocznie, a w zeszłym roku berlińskie porty obsługiwały ponad 33 mln ludzi. To jakiś absurd! Dlatego rozmawiamy, ale dopóki się nie porozumiemy, nasz rozwój w Berlinie będzie ograniczony.
Kilka tygodni temu sygnalizował pan, że jeśli pasażerowie nie będą przestrzegali reguł dotyczących bezpłatnego bagażu podręcznego, to linia będzie zmuszona wprowadzić zmiany i zamiast 2 wprowadzi limit tylko 1 podręcznej walizki. Czy i kiedy planowane są te zmiany?
– Na razie nie mamy takich planów, ale sytuacja jest naprawdę poważna. Ponieważ pasażerowie nie respektują reguł i zabierają zdecydowanie zbyt duże bagaże, mamy coraz większe problemy z opóźnieniami naszych samolotów. Nie możemy sobie na to pozwolić, stąd ten apel. Tak naprawdę wszystko zależy od pasażerów i tego, czy będą przestrzegali reguł.
Modlin dostał 5 nowych tras w sezonie zimowym, czyli mniej niż do tej pory. Lotnisko jest wypchane do granic możliwości, a plany rozbudowy się trochę przeciągają. Na ile to ogranicza wasze plany rozwoju?
– Od dawna mówimy, że terminal w Modlinie potrzebuje bardzo pilnej rozbudowy i gdyby był większy, zapewne oferowalibyśmy stąd jeszcze więcej połączeń. Jesteśmy zdeterminowani – proponowałem nawet ludziom z Modlina, że sfinansujemy rozbudowę terminala, a pieniądze będą mogli nam zwrócić za kilka lat. I zrobiłbym to z największą przyjemnością. Tymczasem obecnie sytuacja wygląda tak, że od sezonu letniego 2018 roku Modlin będzie zapchany i nie będziemy w stanie dodawać tam nowych tras ani zwiększać częstotliwości. Dlatego do tego czasu terminal musi być zbudowany.
Ale to chyba niemożliwe. Nie ma nawet projektu.
– W Modlinie cały czas są prowadzone jakieś rozmowy, negocjacje… Czas zacząć budować ten terminal! Jeśli prace zaczną się jesienią, to spokojnie zdążą zrobić go na lato 2018.
Czy problemy z przepustowością Modlina sprawiają, że przychylniejszym okiem spojrzycie na lotnisko Chopina i są szanse na jakieś nowe trasy stamtąd?
– Nie. Lotnisko w Warszawie podnosi opłaty, a do tego nowym cennikiem nieformalnie dotuje LOT. Mówiąc krótko – nie darzą nas tam wielką miłością. Z Chopina mamy trasy krajowe i na razie tak zostanie.
A czy ceny na tych trasach też utrzymają się na tak niskim poziomie? Pytam, bo jeśli na 2 dni przed wylotem można kupić bilet za 19 zł, to nie wyobrażam sobie, by Ryanair na nich nie tracił.
– Na pewno są to połączenia, na których nie zarabiamy, ale też straty nie są na tyle duże, aby z nich zrezygnować. Połączeń jest niewiele, ale jesteśmy zadowoleni z ich obłożenia, które na obu trasach wynosi ponad 90 procent. W kolejnym kroku będziemy chcieli zwiększyć częstotliwość obu połączeń – obecnie są to 3 połączenia dziennie, ale jesteśmy spokojnie w stanie latać z Warszawy do Gdańska i Wrocławia nawet 5 razy dziennie. I wkrótce zaczniemy to robić. Swoją drogą – w ten sposób też pomagamy LOTowi, dostarczając mu pasażerów transferowych i byłoby dobrze, gdyby lotnisko Chopina w jakiś sposób nas doceniło.
To może warto udać się do LOT i zaproponować współpracę na krótkich trasach, tak jak planujecie to zrobić z Norwegianem i Aer Lingus?
– Myślę, że LOT sam się do nas zgłosi prędzej czy później. Na razie chcą dowozić sobie pasażerów na Chopina samodzielnie.
Skoro już przy współpracy z przewoźnikami jesteśmy, to kiedy Ryanair zacznie współpracować z Norwegianem i Aer Lingusem przy dowożeniu pasażerów na dalekie trasy?
– Chcielibyśmy zacząć tę współpracę latem.
W zeszłym tygodniu w Brukseli powiedział pan, że negocjując z tradycyjnymi przewoźnikami namawia ich pan, by rezygnowali z konkurowania z wami na krótkich połączeniach i koncentrowali się na długich trasach, bo tylko takie połączenia są dla nich rentowne. To dość ryzykowna idea – jak podchodzą do niej tradycyjni przewoźnicy?
– Bardzo dobrze, bo to dla nich same plusy. Chodzi nam o sytuację, w której przewoźnicy legacy rezygnują z tras, które są dla nich niedochodowe i w efekcie przestają tracić pieniądze. Bo nie oszukujmy się – takie linie lotnicze jak Aer Lingus czy Alitalia nie są w stanie konkurować z nami na krótkich trasach. Taką sytuację mamy choćby z Aer Lingusem, z których konkurujemy na 28 trasach. Nie ma sensu, żeby konkurowali z nami na lotach, gdzie tracą pieniądze – my chętnie dowieziemy im pasażerów na dalekie trasy.